Twórcy nowego
"Ben-Hura" ogłosili na oficjalnym spotkaniu w sprawie filmu, że ich produkcja nie będzie oczerniała ani naruszała godności postaci Jezusa i nie wzbudzi kontrowersji. To oświadczenie jest o tyle dziwne, że film reżyseruje
Timur Bekmambetov, autor między innymi
"Wanted - Ściganych" i
"Abrahama Lincolna: Łowcy wampirów 3D". Albo więc hollywoodzcy decydenci przytemperują charakter
Bekmambetova (pytanie wtedy: po co w ogóle go zatrudniali), albo po prostu nie wiedzą, z kim mają do czynienia.
"Ben-Hur", 1959
Ostatnio zaprezentowano nawet publicznie fragmenty filmu - sceny akcji i ukrzyżowania, ale opinie na ich temat jeszcze nie wypłynęły. Dodatkowo odtwórca roli Jezusa,
Rodrigo Santoro, zapewniał, że przekonania osób wierzących zostaną uszanowane. Nie sądzicie, że udzielając tylu zapewnień, twórcy tylko potwierdzają, że film może się różnić od oczekiwań widzów?
Nowy
"Ben-Hur" nie będzie remakiem filmu z 1959 roku (w tytułowej roli Charlton Heston), ale adaptacją wydanej 130 lat temu powieści Lewisa Wallace'a. Będzie historią przyjaźni, a później wrogości pomiędzy żydowskim księciem Judą Ben-Hurem a Rzymianinem Messalą. Ben-Hur, sprzedany w niewolę na galery, a potem adoptowany przez rzymskiego obywatela, wraca po latach do Judei z zamiarem zemsty. Po drodze spotyka Jezusa Chrystusa i staje się świadkiem jego nauczania i męki.
Wszytko okaże się w lutym przyszłego roku.