Film sprawdza się tylko, jako wstęp do "Listów z Iwo Jimy" (bardzo dobrych, zresztą), ale sam w sobie nic nie wnosi, nie mówi niczego, czego już wcześniej nie powiedziałoby 5 tysięcy innych filmów (że wojna to interes dla szefów, a śmierć dla "naszych biednych chłopców"). Na dodatek jest dosyć nieudolnie napisany. Bohaterowie są bezpłciowi (trudno się przejąć ich losami), a końcówka trwa chyba z godzinę -i jest to godzina totalnie już niepotrzebna. Ok -zamyka różne wątki, ale robi to trochę zbyt łopatologicznie (no bo w sumie nie trzeba chyba dopowiadać nawet tego, co i tak jest oczywiste). Dałbym 5/10, gdyby Filmweb pozwalał na ocenę tego filmu, jako części "dylogii", tak daję 4.
a śmierć dla "naszych biednych chłopców"- nie rozumiem , czy śmierć na wojnie nie jest straszna? czy onie nie zasługują na szacunek?
zgaduje, że chodzi o wszechobecny "patos", którego w tym filmie nie widziałem...
moim zdaniem ukazanie tragedii bitwy i żołnierzy jest jak najbardziej na miejscu...
zgodzę się też, że było to już w wielu innych filmach, ale przecież to element wojny... więc co? mamy tego nie pokazywać bo już było?
moim zdaniem "Sztandar..." zasługuje na wyższą ocenę...
Listów jeszcze nie widziałem, więc nie mogę porównać...