Niestety - momentami wyglądało to tandetnie i pretensjonalnie wręcz.
Oba filmy zasługują według mojej skali gdzieś na 5/10 (Listy z Iwo Jimy trochę lepsze).
Jednak idea pokazania w dwóch filmach tę samą bitwę z perspektywy obu stron - bardzo mi się podoba. Za to mocny plus (w efekcie czego "Listy..." dostają 6/10)
Przykład przerysowania?
Ano np- te tandeciarska opowiastka o niezastrzelonym psie, kompletnie niezdyscyplinowany kapitan, który zachowuje się jak kompletny idiota.
Pogaduszka japońskiego oficera z tym rannym amerykaninem (to był bardzo, bardzo sztuczne).
Dużo więcej było takich scen.
W "Sztandarze chwały" sama idea - propagandowego zdjęcia była bardzo fajna, ale niestety wykonanie kompletnie mi sięnie podobało. Za nieudaną uważam więc przedstawienie powojennych losów tych wszystkich żołnierzy.
Na pewno jednak warto obejrzeć.
Właśnie w tym sęk, że to nie jest tandeta i przerysowanie. W tamtym okresie naprawdę tak wyglądała zarówno propaganda prowojenna, kultura i zwyczaje społeczeństwa, jak i podejście żołnierzy do walki na odwzorowaniu bitwy w najmniejszych detalach kończąc.
Interesuje się II W.Ś. ale nie jestem specjalistą od historii tamtego okresu, niemniej z dokumentów i prasy tamtych czasów wysnułem powyższe wnioski. Zastanawiam się czy Clint czerpał tę wizję ze swojego dzieciństwa/młodości czy też konsultował to z "dziadkami".
Nie wiem o co biega z psem, nie widziałem "Listów"
Końcówka się trochę dłużyła, montażysta chyba nawalił. 8/10 spokojnie można dać. Genialne zdjęcia batalistyczne w stylu Pearl Harbour. Biją na głowę "Szeregowca..." co mnie zadziwiło.