Pewnego wieczoru, kiedy Peter Parker i Mary Jane oglądają gwiazdy, na Ziemię - oczywiście w ich pobliżu - spada meteoryt, z którego wydobywa się czarna substancja, która fartem-niefartem czepia się kostiumu bohatera i powoduje zmianę jego koloru na czarny. Jak się później okazuje Spider-Man zyskuje dzięki temu dotąd nieokiełznane poczucie mocy przy czym zmienia się jego postawa również w życiu prywatnym. Dobrze, że franczyza z Tobeyem Maguirem kończy się wraz z tą częścią. Mimo, że ocenę przyznaję nie najgorszą, a poprzednie części otrzymały tą samą, mam dość już tej opery mydlanej o superboharze. Między Supermanem a Lois nie było nawet tyle czerstwych uczuć i romantycznych nieporozumień co między Parkerem, a Mary Jane. Zapominam i jadę dalej z tasiemcem, i nadzieją na lepsze jutro.