Ciekawe spojrzenie Van Santa na instytucję szkoły. Film ważny z kilku powodów: na pewno w sposób dość dobitny ukazuje problem samotności wśród dorastających Amerykanów. Zauważcie, że poza wyjątkami większość z nich przez cały czas jest sama, co zreszta długie ujęcia kamery wyłapują z precyzją szwajcarskiego zegarka. Reżyserowi udało sie też nie poplątać chronologii czasowej, która bywa ostro zawikłana: trzy dziewczyny wchodza do stołówki, mijają innego bohatera, a w tym czasie cienie zabójców płyna za szybą...A propos zabójców: nie wiem, kto grał tego grającego na pianinie, ale chlopak zakasował resztę obsady (inna sprawa, że gra reszty nie powala na kolana), zwłaszcza podczas krwawej strzelaniny: idąc z karabinem przypomina z twarzy dobrodusznego misia, ale w jego spokojnych oczach widać, że jest świadom wszystkich okropieństw, jakich dopuścił sie przez ostatnie kilkanaście minut. Na koniec chciałbym pochwalic van Santa, że nie skręca w stronę banału: dwaj prześladowani chłopcy w których kumuluje się zło...na szczęście tylko w jednej scenie widać, że mordercy nie byli szczególnie lubiani w szkole, poza tym nie wyróżniają się niczym od swoich kolegów. Ogólnie jest to przykład solidnej kinowej roboty, ukazującej Amerykę bez upiększeń. Naprawdę dobre kino.
Aktorzy byli w wiekszej czesci amatorami ;) Wiec jak na moj gust dobrze im poszlo i nie ma sie co ich czepiac.
dla mnie ten film jest po prostu wielki. pomijajac wszelkie techniczne smaczki i inne swietnie zbudowane elementy tego filmu- dla mnie najlepsze i najwazniejsze jest wlasnie to ze nic nie probuje wyjasniac. nie buduje psychologicznych fabul, mordercy tak naprawde niczym sie nie roznia od reszty- zreszta budowanie tu jakichkolwiek patologii w celu chocby uzasadnien bylo by smieszne. ludzie o zaslonietych oczach dotykaja slonia-rzeczywistosci. co czujesz pod palcami?