Każdy widzi w tym filmie, co innego.
Dla mnie Clint bez względu na wszystko jest wielkim artystą.
Dla mnie ten film, to coś więcej niż to co może się wydawać.
Podobna historia miała miejsce, gdy Louis de Funès w filmie „Kapuśniaczek” próbował nam coś przekazać. Zrozumiałem to po latach.
Tutaj mam wrażenie, że jest identycznie. A Clint poza świetnie opowiedzianą, prawdziwą historią, próbuje nam coś jeszcze przekazać. Momentami miałem wrażenie, że drwi ze mnie, jako widza. A pod koniec byłem zdruzgotany, jak łatwo przeprowadził mnie od błazenady do kompletnego smutku. Mam wrażenie, że facet chciał przeprosić za błędy, przyznać się do nich - nie wprost, nawet do złych decyzji, poglądów czy chwil, które przeżył. W cała ta akcja z tym przemytnikiem była tłem dla prawdziwego podsumowania życia i chęci pozostania na szczycie z nami, dla nas.