są zalety i wady tego filmu. Zacznę od wad
1. Ten wiecznie chłopięcy kochanek Iglesias ze swoim męskim "fuck".
2. Trup za trupem się ściele (a kto jest z kim - kto to wie?)
3. Scena z oczętami Deppa - pytanie za 100 pkt - czy on w ogóle tego nie czuł (że mu krew strumieniem po policzkach płynęła?)?
Najbardziej raził mnie rzecz jasna ten "boski" (?????) i "wspaniały" (!!!?) Enrique Iglesias. Śpiewać facet może i umie, ale gdyby nie Banderas, Hayek i Depp to skutecznie swoją rolą by mnie z kina wykurzył. Ale w sumie rolę dostał najlepszą z możliwych dla niego - męskiej prostytutki (żeby nie powiedzieć gorzej).
Teraz może słów kilka o zaletach. Oczywiście na pierwszym planie - Banderas, Hayek i Depp. Antonio jak zwykle wspaniały, a co do Deppa - przejął to dowcipkowanie chyba z planu zdjęciowego do "Piratów z Karaibów" :). I przyznam szczerze wybrałam się na film z sentymentu do pierwszego z tego grona aktorów. I rzeczywiście początkowo raziło mnie: trup tu, za minutę - trup tam, za 2 min - 5 trupów.. Ale później zapytałam się siebie - czy to tak nie było naprawdę w Meksyku? Nawalali się każdy z każdym o byle głupstwo. I przestałam zwracać na tę "usterkę", ciesząc się wartką akcją i wspaniałą grą aktorów (z pewnymi wyjątkami oczywiście).
Oddzielny rozdział to oczywiście muzyka. Idealnie dopasowana, szybka, stwarzająca klimat - kto się z tym nie zgodzi chyba siedział w kinie ze słuchawkami od discmana w uszach.