Po przeczytaniu książki, kiedy zobaczyłam film o tytule "My dzieci z dworca Zoo", od razu go włączyłam i zaczęłam oglądać.
Niestety, film według mnie kompletna porażka.
Niektóre sceny były tak sztuczne, że autentycznie zaśmiewałam się z aktorów. Np.: w którymś momencie główna bohaterka wchodzi do łazienki w dyskotece, po sekundzie wychodzi i już chwieje się na nogach i nie da rady iść dalej. Lub: w mieszkaniu jej chłopaka; leżą razem na łóżku (materacu), całują się, nagle przestają, odskakują od siebie, odwracają się do siebie plecami i śpią.
TANDETA, TANDETA I JESZCZE RAZ TANDETA!
Żadnym wytłumaczeniem jest to, że aktorzy to głównie młoda młodzież. Widziałam sporo filmów, w których takie role były grane o wiele wiele lepiej, niż w tym.
Film jest dobry, przenosi w tamtejsze realia. Prawdą jest, że wydaje sie sztuczny ale moim zdaniem wynika to z różnicy mentalności nas współczesnych. Film w momencie w którym był kręcony trafiał do ówczesnych! Mi się bardzo podobał, o ile taki film może się podobać... Mocny, z morałem, po wyłączeniu zachęca do przemyśleń... To jest trudny temat na ksiązkę, tym bardziej na film! W moim odczuciu film sprostał wysoko postawionej przez książkę poprzeczce.
Ogólna ocena 8/10, choc rozumiem, że nie kazdemu może przypaść do gustu.
Przeczytałam książkę i gdy oglądałam film oczekiwałam trochę więcej. Rzeczywiście niektóre momenty były sztuczne. Brakowało dużo ważnych jak dla mnie sytuacji np. gdy główna bohaterka zaczynała swoją "przygodę" z narkotykami i co sie działo po jej wyjeździe do ciotki i babci. Moja ocena to niestety tylko 8/10.
Pozdrawiam