Obejrzałem w nocy w tv i specjalnie jakoś mnie nie poruszył, zdziwiłem się wręcz końcówką - rozumiem że scena z opętanym księdzem z siekierą w dłoni miała być kulminacyjnym momentem filmu... no cóż...
Nie wiem czy to przez zalew współczenych produkcji (w których ganianie za ludźmi z piłą mechaniczną specjalnie nie dziwi, a szatan to "spoko koleś") czy po prostu przez fakt, ze film próby czasu jednak nie wytrzymał...
Na mnie osobiście zrobiła tylko wrażenie scena pierwszego spotkania księdza z Joanną, moment, w którym kieruje się ona do wyjścia, po czym pokazuje swoje opętane oblicze - to było naprawdę mocne, wyobrażam sobie jakie wrażenie musiało to robić prawie 50 lat temu, gdy film się ukazał, natomiast dalej, kiedy wiemy już o co chodzi, jest już tylko poprawnie.
Klimat niewątpliwie jest, bardzo ascetyczne zdjęcia i w ogóle cała historia, bardzo symboliczna. Ale to jednak za mało.
Rozumiem i doceniam fakt, że film jest klasyką polskiego kina, ale mimo to nie mogę się nim szczerze zachwycać.