To jest nietypowy film jak na Herzoga, jednego z najlepszych twórców kina autorskiego w historii, ponieważ Królowa Pustyni nie ma prawie nic typowego dla reżysera, może poza pracą kamery. Wręcz przeciwnie, to kino gatunkowe. I według mnie jako kino gatunkowe Królowa Pustyni to bardzo dobry film. Jest trochę mdły, ale jednocześnie uspokajający i sprawnie opowiadający historię, jest romans, przygoda, terrorysta z Homeland. A także dwa fakty które wg mnie zasługują na szczególne wyróżnienie: Autentyczność (odrobiona praca domowa z przedstawiania ludzi z epoki i ogólnie arabów), a także spektakularne pustynne krajobrazy.
No i Pattison był idealnym Lawrencem, nie potrafię wyobrazić sobie nikogo innego w tej roli.
Tak więc cokolwiek mówią krytycy, mi się film podobał, nie próbuję udawać że to jest nowy Fitzcarraldo albo Stroszek.
Również uważam, że nie zasługuje na ani jedno słowo oceny, ani krytyki, gdyż jest to gniot z górnej półki gniotów.
Wydaje mi się, że mamy ten sam problem z Herzogiem. Ten, którego tak bardzo cenimy, żyje już tylko w swoich filmach dokumentalnych. Ale przecież ciągle kochamy artystę, którego można stawiać na równi z Tarkowskim. Aguirre wstrząsnął mną bardziej niż Budzyńskim. Szukamy więc sztuki tam, gdzie jest już tylko próba zarobienia kasy. Wiem, że to banalne, ale tak patrzę na Królową pustyni. Anglosaska bohaterka? Lawrence w spódnicy? Wow, dodajmy jeszcze odniesienia do popkultury - że niby Syria jest gorsza niż Liban a Churchill na wielbłądzie jest bardziej niezdarny niż Gallipoli. No i oczywiście jakieś ładne zdjęcia. Przecież ten film mógłby nakręcić ktokolwiek. Czy wówczas byś go bronił?
Myślę, że wówczas ten film byłby lepiej oceniany, bo nie porównywanoby go do innych filmów reżysera. Jest sporo dobrze ocenianych "takich sobie filmów", więc nie tyle chcę bronić ten film, co po prostu nie do końca rozumiem tak mocną krytykę. Czasami najlepsze filmy to średniaki
Krajobrazy rzeczywiście są ładne:) - i to wszystko:)
Bo ja całkowicie nie zgadzam się tym, że film jest autentyczny:). Uważam, że film w ogóle nie oddaje prawdy historycznej.
Ale najgorsze jest to, że nie ma ciągłości historii - tj. filmowej historii. Bohaterka przez prawie cały film jedzie do jakiegoś szejka, a gdy już do niego dociera - to ucieka:) Pomiędzy mamy tak sztywnie odmalowany wątek miłosny - z drewnianą Kidman i Franco - że oczy bolały. Gdyby nie moja wiedza o Gertrude z innych źródeł - po samym tylko filmie pomyślałabym, że to bardzo głupia, zadufana w sobie kobieta, która jeździła po tej pustynie bez celu, a ze złamanym sercem:). A przecież Gertrude to postać fascynująca - typowy nerd, ogarnięty wieloma pasjami:).
I ja nie znam innych filmów tego reżysera - wiec nie mam żadnego porównania.
Natomiast gdyby ten film - opowiadający w sumie o identycznych wydarzeniach historycznych zestawić z "Lawrencem z Arabii" - to mamy przepaść. I jakkolwiek całkiem podobał mi się Pattison w roli Lawrenca - to Petrowi O'Toole może tylko czyścić butki:).