Pierwsza scena z udziałem agenta Jej Królewskiej Mości kiedy to Connery z szelmowskim, nawet olewczym uśmiechem i papierosem w gębie przedstawia się jako Bond(James Bond)uroczej czarnowłosej pani po prostu niszczy...Początek absolutnie godny postaći, która miała królować na ekranach kin jeszcze parę dekad i jednocześnie mocny argument widzów, którzy uznają Szkota za najlepszego z Bondów(w tym dla mnie).Kultowa jest także scena w której skąpo odziana Ursula Andress pojawia się na plaży i oczywiście ta z pająkiem kapitalnie zrealizowana w stylistyce grozy. Niestety film z pewnością nie jest idealny, mały jeszcze budżet jest tutaj bardzo widoczny, brak szybkiej akcji też przemawia na niekorzyść filmu a postać tytułowego bohatera jest niestety nazbyt komiksowa i miejscami śmieszna."Dr. No" zasługuje na miano wiekopomnego dzieła głównie dlatego, że zapoczątakował najdłuższy serial w historii kina
Zgadzam się całkowicie. Scena z pająkiem doskonała.
Widać jednak, że to dopiero początki. Fabuła (pod koniec) trochę niezbyt wiarygodna a postać Doktora No nieco niedopracowana. Ale polecam! Rewelacyjny film.
I zaśpiewajmy: Underneath the Mangoo tree...
Wogole Doktora No nie grał Japończyk tylko Amerykanin lub Anglik ucharakteryzowany heheh, ale w latach 60' była moda na bialych zółtych i białych czarnych heheh...ale film wymiata uwielbiam ten styl Connery'ego, ten papieros to dodawal taki klimacik...wogole to w jaki sposob trzymał papierosa tez pokazuje ze prawdziwy z niego angielski dżentelmen. A wybuch tego statku pod koniec swietnie pokazany...jak na tamte lata to juz wogole.