PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1087}

Człowiek słoń

The Elephant Man
7,9 51 116
ocen
7,9 10 1 51116
7,8 24
oceny krytyków
Człowiek słoń
powrót do forum filmu Człowiek słoń

Na dwoje...

ocenił(a) film na 6

Długo, oj długo wahałam się między 5 a 6 , jednak zwyciężyła tendencja szóstkowa, a to dzięki zaskakująco dobremu zakończeniu dla dość kiepskiej i bardzo mało odkrywczej produkcji. Też odebraliście to, jako samobójstwo Merricka, który kładzie się ,,tak jak sypiają normalni ludzie", o czym zawsze marzył , jednakże nie mógł zrealizować marzenia bo , sprawiało mu to problemy z oddychaniem (?). Wcześniej padają znamienne słowa ,,It's finished" rzekomo odnoszące się do makiety, którą zbudował. I tu uwaga dygresja. Katedra! Chyba najlepsze ujęcie filmu. Skontrastowanie idealnej symetrii ( a czy symetria może być w swej istocie nieidealna?) ze zdeformowanym , wypaczonym ciałem rodem z obrazów Bacona. Piękne po prostu piękne, dwie równe strzeliste wieże w symetrii tak oczywistej, że aż bolesnej. Ażeby zakończyć tę wyliczankę zalet obrazu , dodam jeszcze bardzo wyraziste zilustrowanie epoki wiktoriańskiej Anglii w różnych je aspektach.
( para, para wszechogarniająca para, maszyny, freak shows, klasy społeczne, cylindry, postać królowej Wiktorii , wiszący wręcz w powietrzu, zauważyliście jej portret w szpitalu w scenie z wolontariuszkami?).

A teraz pora dokonać bezlitosnej krytyki , filmu, którego ,,arcydziełem" nazwać bym się nie odważyła. Niestety wiele tu zabrakło. Mianowicie: szeroko pojętej innowacji, zróżnicowanych ujęć ( detal jest tu rzadkością), napięcia.
Film zdaje się być naciągany a wiele scen ( odbijamy sobie poczciwe stworzenie, raz jest w rękach zapijaczonej bandy od Freak Shows, raz pod skrzydłami lekarza-filantropa ( tu pokłony dla Hopkinsa, bo swój kawałek doskonale odegrał , ratunek , który nadchodzi ze strony innych ,,osobliwie wyglądających istot", odczytywanie ,,Romea i Julii " z podziałem na role- banalniejszego tekstu znaleźć nie można było?) to po prostu typowe akcje, które przewijają się przez historię kina i niestety będą przewijać.

No , ale Lynch? Rozczarował mnie dość znacznie.

Postaci są jednoznaczne , czarno-białe a nie czarnobiałe i wyprane z dogłębnej charakterystyki. Weźmy doktora Trevesa , jego jedynym dylematem natury moralnej było pytanie, czy on aby nie wykorzystał Johna w taki sam sposób, jak jego poprzedni ,,właściciel"

No i te ckliwe .... nieee...

Na swoją obronę dodam, że może na moją opinię wpłynęło to, że dość mocno mój światopogląd ufundowany jest na idei kalokagatii , dlatego dwugodzinne ( że film był zbyt długi to nie pozostawia wątpliwości) przyglądanie się Człowiekowi Słoniowi nie zrobiło mi dobrze.
By uniknąć ( nomen omen) elephantasis, kończę ten wywód.

ocenił(a) film na 9
Heloizae

ufff... jakze tu dyskutowac kiedy w zasadzie ocena filmu sprowadza sie do wyartykulowania indywidualnego gustu. Albo sie podoba, albo sie nie podoba ( istnieja oczywiscie jakies formy posrednie). proba znalezienia obiektywnych zasad oceny wydaje mi sie skazana na porazke (jesli ktos takie zna, prosze mnie ciemnego oswiecic). mozna oczywiscie probowac ten subiektywizm przezwyciezac, ale udaje sie to raczej tylko w pewnym stopniu. jakims oparciem wydaje sie byc liczba nagrod czy nominacji, ktore dane dzielo otrzymalo i w tym wypadku film sie zdecydowanie broni. o arcydziele ciezko mowic. ale czy jakikolwiek film mozna arcydzielem okrzyknac? znowu trzeba by szukac jakiegos punktu odniesienia. mysle ze okreslenie film wybitny zdecydowanie lepiej pasuje. z mojego punktu widzenia jest to film bardzo dobry. rzeklbym - wybitny. twoje argumenty zupelnie mnie nie przekonuja. szeroko pojeta innowacja? zroznicowane ujecia? napiecie? to jest twoim zdaniem wykladnik arcydziela filmowego? hmmm... mocno ryzykowna teza. naciagany scenariusz i typowe akcje brzmia w kontekscie tego filmu troszke zabawnie. ale z uporem maniaka powroce do gustu i subiektywnej oceny... skoro to taki banal to napisz prosze dobry scenariusz i zekranizuj go (wiem czepiam sie). :) a i ta wrzutka o kalokagatii. swietnie ze masz ufundowana czesc swiatopogladu na mysli greckiej, jednak piekno i dobro jako wartosci juz dawno sie ze soba rozeszly.
p.s. idac twoim tropem stwierdzam ze moj poglad jest ufundowany na ideii turpizmu. prosze wzbaczyc przydlugi wywod ale ostatnio nie jestem w najlepszej formie intelektualnej. pozdrawiam.

ocenił(a) film na 6
Borbahel

Widzę, że mam do czynienia z osobą, która lubi dokonawszy kamuflującej wzmianki o subiektywizmie nobilitować swoje poglądy do rangi słusznych i zakończyć całość wywodu słowy "pozdrawiam". ; )
Czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że wyznacznikiem dobrego filmu są dla mnie ,,szeroko pojeta innowacja? zroznicowane ujecia? napiecie?" ? Otóż nie, nie są. Podstawowym kryterium jest ogólny odbiór filmu i to, co czuję po jego zakończeniu.
Gdy czuję ulgę, gdy minutnik zbliża się do końca , a uczucie tej ulgi swą kulminację ma w napisie ,,the end", ciężko mi być pochlebnego zdania o czymkolwiek.
Rzeczywiście, masz rację , mowa o ,,innowacji" nie jest tu może na miejscu, bo film nie ma wcale innowacyjnym być. Jest to pewien bardzo typowy gatunek, poza który nie ma sensu wykraczać.
Po prostu film znudził mnie, a nie jestem osobą , która potrzebuje specjalnie mocnych wrażeń podczas projekcji, wręcz przeciwnie, często nudzą mnie filmy z rodzaju "wybuch&benzyna" , bo występuje tam zdecydowany przerost akcji nad fabułą.
Dlatego rozczarowałam się The Elephant Man'(em), ponieważ oczekiwałam dobrej fabuły, właśnie.
A i co do słowa ,,napięcie", bo może mieć znowuż jakieś sensacyjne konotacje, mam na myśli specyficzną aurę , która przenika produkcję i powoduje , że nie możesz wyjść zaparzyć sobie herbaty w międzyczasie tylko musisz uparcie śledzić, to , co się dzieje na ekranie.
A arcydzieła? Hmm... z pewnością istnieją , zwłaszcza subiektywne. Lwia część dorobku Kieślowskiego imo na taką etykietę zasługuje ( nie znoszę sprzeciwu ; ) ). Obiecująco wygląda też Noe Gaspar, ale dopiero ,,się wgryzam".

Odpozdrawiam.


Mam nadzieję, że rozjaśniłam odmęty mej poprzedniej wypowiedzi.

ocenił(a) film na 9
Heloizae

oj oj. nie uwazam swoich pogladow za jedynie sluszne. podobnie jak ty wyrazam swoje zdanie i gotow jestem do dyskusji na ten temat :) zdanie co do subiektywizmu podtrzymuje, jednoczesnie w niczym to nie przeszkadza w dyskusji na tematy filmowe i w artykulowaniu swoich ocen z lepszymi lub gorszymi uzasadnieniami. co do kielsowskiego sklonny jestem do przyznania racji :) co do twojej proby rozjasniania odmetow to nie bede juz tematu rozwijal. masz prawo do swojego zdania i pozostan przy nim. tematyka ta moze nas zaprowadzic do rozwazan mocno filozoficznych z dziedziny sztuki i estetyki a w tym trzeba sie juz naprawde dobrze orientowac... najwazniejesze ze masz swoje zdanie i probujesz je artykulowac. pozdrawiam. :)

ocenił(a) film na 8
Heloizae

Napisze krótko, bo czas mnie goni.....Lynch w tym filmie pokazał prostotę w każdym jej aspekcie. Prostota, przekazu, odbioru i realizacji. Dlaczego obraz jest czarno-biały? Bo postarza obraz to raz, a dwa bo jest prostym zabiegiem. Nie ma co doszukiwać się przełomów realizatorskich ala "Obywatel Kane", bo nie o formę tu chodzi a o treść.

Co do bohaterów, to oczywistym dla mnie było od samego początku, że będą jednoznaczni bo tego wymagała fabuła, jednoznaczności, wyraźnego podziału na "dobrych" i "złych" ale to wszystko celowo by przekazać pewną wartość która tkwi w fabule, a którą nie każdy zauważa jak na ironie właśnie przez to co widzi.

Bo nie o brzydotę tu idzie, a o człowieczeństwo.
I moim zdaniem to jest głównym "rdzeniem" fabuły. Bo czy można mieć wygląd potwora, ale być człowiekiem nie tylko w oczach innych ale w swoich samych? (z czym nawet pan Merric miał problem). Jedno nie może iść bez drugiego, ale z drugiej strony, czy można mieć wygląd człowieka i być potworem? Odpowiedzi także udziela Lynch. Czy aspołeczność "inności" wynika z tej "inności" czy tylko z behawioralnych zachowań ludzkich względem tej "inności"? Innymi słowy, czy coś jest "inne" bo jest czy dlatego, że ludzie to tak odbierają? No i do "czego" potrafi sprowadzić się człowiek dla swoich potrzeb, a co więcej, do czego potrafi sprowadzić innych (i tu w jednym rządku stoją Treves, Bytes i woźny) niezależnie od tego kim jest i co robi....Wszyscy mieli jednakową reakcję.
A ostatnia scena? To nie samobójstwo. Po prostu tytułowy bohater sam uwierzył w to, że jest człowiekiem niezależnie od szpetoty, ważne było dla niego to jak go odebrali (wizyta w teatrze i burza oklasków) i że skoro tak jest to powinien spać jak człowiek. Nawet jeśli umarł byłaby to dla niego także "śmierć człowieka".

ocenił(a) film na 6
darek_sith

Hmmm... tego się obawiałam, dokonałam nadinterpretacji , dzięki za uświadomienie mi tego. W kontekście tego, co piszesz może powinnam dokonać REinterpretacji.
Muszę obejrzeć to na świeżo, w bardziej sprzyjających okolicznościach, bo miałam pecha zobaczyć film, w bardzo złym dla mnie momencie życia.

ocenił(a) film na 10
Heloizae

powinnas jak najbardziej! dobrze jest miec swoje zdanie i jednoczesnie wiedziec co to dobre kino. historia czlowieka slonia zostala napisana przez zycie i chocby z tego powodu zarzut o brak innowacyjnosci jest kuriozalny, choc - moim skromnym zdaniem - lynch wcisnal w te opowiesc charakterystyczne dla swej tworczosci niepokojace obrazy (mam tu na mysli 2 sceny: otwierajaca film oniryczna scena tratowania matki oraz pozniejszy sen glownego bohatera) i chocby z tego tytulu nalezy oddalic podobne opinie zarzucajace filmowi tzw. 'nie-lynchowosc'.
ja wczoraj obejrzalem film, zdaje sie, po raz drugi. za pierwszym razem (kiedys, za czasow licealnej mlodosci) obraz ten wzbudzil we mnie niesmak, wywolal nieco znuzenia, ale zasial tez jakis blizej nieokreslony niepokoj, byc moze spowodowany wewnetrznym sprzeciwem wobec ogladanej niesprawiedliwosci i przerazajacego braku empatii. wczorajsza projekcja, z pozycji - ze tak powiem - bardziej rozwinietego czlowieka, pozwolila na dostrzezenie w tej historii nie tylko kolejnej pozycji w filmografii modnego amerykanskiego rezysera, co moze byc przyczynkiem jedynie do dyskusji o jego stylu, etc. ale przede wszystkim autentycznej historii czlowieka, by przez to - jak zauwazyl kolega wyzej - traktowac obraz jako rozprawe nt. naszego czlowieczenstwa, wspolczesny 'list o humanizmie'. i to juz kwestia odpowiedniej wrazliwosci, rowniez wizualnej, twojego nastawienia czy tez humoru przed seansem.
moglbym sie podpisac obydwiema rekami pod tym co napisal kolega wyzej, bo niemal identyczne mysli nawiedzily mnie po seansie. warto jednak dodac jeszcze kilka uwag. istotna wartstwa filmu jest kronika reakcji tzw. normalnych ludzi na widok tytulowej postaci. otoz specyfika medium filmowego stawia nas dokladnie w tym samym miejscu, w ktorym znajduja sie ci wszyscy, ktorzy, za odplatnoscia czy tez nie, przychodza ogladac tytulowa postac. pytanie: jak my sie zachowamy? czy bedzie nam blizej do trevesa czy do pijanej i/lub ciekawskiej gawiedzi? jednak nawet chec postawienia sie obok postaci szlachetnego doktora nie sprawia ze czujemy sie lepiej. moim zdaniem jego - jak to nazwalas 'jedyny dylemat morlany' - jest zasadniczej natury, przypomina ze nasze dobre samopoczucie nie swiadczy o tym, ze jestesmy dobrymi ludzmi i nawet bedac odzianym w elegancki surdut mozemy zachowywac sie jak bydleta, mimo ze kierujemy sie innymi wzgledami niz tak malostkowe jak np. chec zarobku. zgadzam sie z motershead, ktora w rozmowie z trevesem stara mu sie to przypomniec.
w jednym z wczesniejszych tematow na tymze forum pewna kolezanka napisala, ze merrick jest rodzajem lustra, a zachowanie ludzi w stosunku do niego jest odbiciem, w ktorym widac na ile jestesmy godni miana czlowieka a na ile bestii. biorac pod uwage to, co napisalem wyzej, w lustrze tym przejrzec winien sie rowniez kazdy z widzow i automatycznie wystawic sobie samemu cenzurke (zazwyczaj momenty, w ktorych sprawdza sie nasze czlowieczenstwo nie sa przez nikogo zapowiadane). w filmie chyba tylko doktor treves jest postacia (obok chlopca, pomocnika bytesa, ktory jest jednak zbyt malo znaczacym bohaterem), ktora od poczatku widzi w merricku czlowieka, a nie jedynie dziwadlo, choc i on miewa chwile zwatpienia, wynikajace z tego ze czlowiek kojarzy nam sie nieodzownie z pewnymi kulturowymi konwenansami (np. ubior, zachowanie).
dzieki metaforze lustra, mozemy zaobserwowac rowniez ciekawe powiazanie dwoch znaczacych scen filmu. wspominanej juz przeze mnie scenie otwarcia, w ktorej oszalale slonie tratuja matke merricka bedaca w 4-tym miesiacu ciazy, oraz tej, w ktorej glowny bohater ucieka na dworcu przed tlumem rozwscieczonych ludzi. paralela dosyc oczywista wyjasniajaca jednoznacznie, ze to nie aparycja decyduje o naszym czlowieczenstwie - reakcja tlumu winna byc dowodem na to, ze doskonale sobie zdajemy z tego sprawe, ale zbyt czesto o tym zapominamy. a podobno to dostrzezenie obok siebie drugiego czlowieka, 'innego', dopiero swiadczy o naszym czlowieczenstwie.
w moim mniemaniu to wystarczy by uznac film za arcydzielo.

ps. dodam jeszcze ze zgadzam sie z twoja ocena przedstawienia wiktorianskiej anglii, co - jak sadze - jest poklosiem 'glowy do wycierania' (choc to - w warstwie fabularnej - zupelnie inna para kaloszy). no i dzieki za uwage o katedrze, nie dostrzeglem tego interesujacego paradoksu.

ocenił(a) film na 8
katrol

Bardzo podobała mi się analogia lustra, którym jest główny bohater, a w którym odbija się nasze człowieczeństwo. Ja oprócz tych dwóch scen dodałabym ta mającą przy szykowaniu się do opery, gdzie John dziękuje doktorowi dla jego dobroć. Obraca się w stronę kamery i mówi: że nie stałoby się tak, gdyby nie ty. Patrzy wprost na widza, zmuszając go do refleksji jak my byśmy zachowali się w tej sytuacji. To spostrzeżenie przeczytałam na forum, ale wydaje mi się, że dobrze pasuje do tego co napisałeś wcześniej ;)

ocenił(a) film na 10
Heloizae

Dla mnie ten film jest cudowny, tak dogłębnie pokazuje naturę ludzką. To co brzydkie jest złe, niebezpieczne. Merricowi pod koniec filmu pomogli ludzie którzy go doskonale rozumieli, byli w pewnym sensie podobni do niego, bo też wyróżniali się swoją innością. Bardzo się wzruszyłam, a najbardziej w tym momencie jak on zaczął krzyczeć że jest istotą ludzką...Film niesamowity, daje dużo do myślenia. Merrick poczuł się spęłniony, bo ktoś go pokochał, tylko tego w życiu mu brakowało. Pomimo że tak wiele okrutnych rzeczy doświadczył, potrafił cieszyć się życiem, takim jakie ono było, nie narzekał, tylko dziękował za to co dostał i to jest niezwykłe w jego postaci. Jak dla mne arcydzieło 10/10. A tak nawiasem śmieszą mnie argumenty i komentarze typu że postaci sa czarno-białe...może takie są bo mają grać zwykłych ludzi?? A co do romea i julii to jeżeli ktoś nie zrozumiał tej sceny to niech się lepiej nie wypowiada...Pozdrawiam:)

ocenił(a) film na 10
michel20

Nie tak ostro, siostro. Myślę, że na scenę z deklamacją Romea i Julii trzeba spojrzeć w szerszym kontekście, w kontekście całego filmu. Zwróćcie uwagę na to jak istotną rolę w życiu Merricka kobiety. Nosił ze sobą zdjęcie matki, bo ona właśnie, w swym pięknie, była ostatnią rzeczą jaka w mniemaniu bohatera i Bytesa łączyła go z człowieczeństwem. W zasadzie zgoda Bytesa na to by jego "podopieczny" zachował zdjęcie (Bytes musiał doskonale o tym wiedzieć) była jedynym ludzkim prawem jakie przysługiwało Człowiekowi Słoniowi - prawo do wspomnień. Spotkanie z małżonką Trevesa jak na dłoni pokazuje jak silnie bohater łaknął akceptacji kobiet. Był przecież istotą ludzką, mężczyzną. Miał świadomość istnienia takiego czegoś jak miłość, bliskość, ale i nie łudził się, że będzie mu dane ją przeżyć. Scena recytacji pozornie banalnego i łopatologicznie narzucającego się fragmentu z Szekspira, podczas której pani Kendal mianuje Merricka człowiekiem (a nawet Romeem - romantycznym kochankiem) łączy dla mnie ze sceną, gdy pijana hałastra zmusza bohatera do pocałunku z kobietą, nadając temu aktowi znamiona przerysowania, groteski, pogardy. Gwałci w nim ten obraz miłości i uczłowieczenia, jaki tak niedawno zarysował się w jego głowie. Tak to widzę ja.

Obraz ma niesamowity wiktoriański klimat, nie znajdzie się w nim słabych kreacji aktorskich a główne role to majstersztyk. I to prawda, jest mało lynchowski. Myślę, że właśnie dzięki temu przemówił do mnie dużo silniej niż choćby Mulholland Drive.

Heloizae

Znalazłem to na Wikipedii:
"The official cause of death was asphyxia, although Treves, who dissected the body, said that Merrick had died of a dislocated neck. He believed that Merrick—who had to sleep sitting up because of the weight of his head—had been attempting to sleep lying down, to "be like other people"."

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones