Zdecydowanie wolę takiego Lyncha. :) Lyncha z "Prostej historii" i "Człowieka słonia" niż Lyncha z "Zagubionej autostrady" i "Mulholland Drive". I- zaryzykuję to stwierdzenie - właśnie w takich prostych obrazach objawia się prawdziwy kunszt reżyserski. Bo oczywiście Lynch jest wizjonerem i z ochotą przelewa na ekran wytwory własnej bujnej wyobraźni, zaznaczając we współczesnym kinie swój własny styl. Ale jakże tu ocenić rzetelnie te obrazy, jeśli brak jest standardowego instrumentarium, jeśli się nie do końca rozumie? ;) I chyba stosunkowo łatwo jest realizować siebie w wybranej przez siebie formie, trudniej - udowodnić sprawność reżyserską tam, gdzie przychodzi wyjść poza własne indywidualne upodobania. Dlatego dopiero w takich 'zwyczajnych' produkcjach przekonuję się o tym, że Lynch świetnym reżyserem jest. :)

Nie, "Człowiek słoń" nie trafia do ulubionych. To dopieszczona, elegancko zagrana rzecz, ale nie na tyle poruszająca, by mnie swoim przesłaniem odurzyła. Trochę zbyt teatralna, sterylna, co z jednej strony jest zaletą, bo bardzo to wszystko ładne, a z drugiej - wadą, bo trochę zbyt perfekcyjne i wykalkulowane. Ale i tak 7/10, a u mnie to bardzo wysoko. :)