Dość charakterystyczny dla mistrz suspensu thriller szpiegowski, w którym wyspecjalizował się zwłaszcza w latach jeszcze przedwojennych.
Film dość nierówny, trzeba przyznać i troszeczkę chyba za długi.
Świetne jest zawiązanie akcji: amerykańskie małżeństwo podróżujące po Maroku z małym synkiem nawiązuje znajomość z tajemniczym i cokolwiek podejrzanym, w żadnym razie nie budzącym zaufania jegomościem, Louisem Bernardem. Oczywiście tutaj Hitchcock ma pole do popisu, znakomicie wygrywając charakterystyczne dla swoich filmów zagubienie bohaterów i atmosferę tajemniczości. Wkrótce Bernard ginie, a synek bohaterów zostaje porwany...
Potem akcja przenosi się do Londynu, i tam już jest dość w kratkę. Zdarzają się dłużyzny i typowe dla Hitcha nieprawdopodobieństwa, tempo jest nierówne, są i plusy, do których należy zaliczyć pomysł z całkowicie opustoszałą londyńską dzielnicą, w której to dość odrealnionej scenerii przyjdzie naszym bohaterom prowadzić poszukiwania. Jednak znakomita kulminacja w Royal Albert Hall wszystkie te minusy, jeżeli nie przysłania, to na pewno wynagradza.
Na plus oczywiście James Stewart i Doris Day, no i motyw z tą piosenką.
Jednak, mimo, że to dobry film, to jednak do najlepszych dzieł Hitchcocka sporo mu brakuje.
Ogólnie zgadzam się z Twoją oceną, oprócz oceny Jamesa Stewarta - miejscami nie przekonywał mnie swoją grą aktorską.
W samym filmie spore luki w fabule i związków przyczynowo-skutkowych, np. pomysł dyplomaty by zabić chłopca, kompletnie nie ma sensu z punktu widzenia logistyki całej zbrodni, przyczyny zbrodni dokonanej i planowanej średnio jasne. W filmie dłużyzny. Oprócz kilku dobrych pomysłów i scen (np. droga doktora do kościoła i odgłos odbijanej piłki), to również kilka b. słabych scen - np. bójka w zakładzie z wypchanymi zwierzętami.
Jak do tej pory (a dopiero od niedawna zaczęłam oglądać Hitchcocka), najbardziej podała mi się Psychoza i Lina (J.Stewart b. fajnie wypadł w Linie).