W Toruniu rozpoczął się Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych EnergaCAMERIMAGE. Jesteśmy na miejscu, by relacjonować dla Was najważniejsze wydarzenia tego święta. W tym roku w jury zasiada między innymi Cate Blanchett, którą mogliśmy oglądać w ostatnich latach w wyjątkowo ciekawych produkcjach – w tym w filie "Tar" i serialu "Sprostowanie". Maciej Satora zauważył, że oba projekty łączy wspólny temat. Co na to sama Cate Blanchett? Gwiazda nadchodzącego "Father, Mother, Sister, Brother" w reżyserii Jima Jarmuscha opowiedziała też, jak dobiera swoje role, żeby się nie znudzić. Rozmowę z Cate Blanchett przeprowadzoną przez Macieja Satorę znajdziecie poniżej.
***
Maciej Satora: Może zaczniemy od serialu "Sprostowanie". Po "Tar" znowu zabierasz się za projekt opowiadający o mechanizmach cancel-culture. Co przyciąga cię do tego tematu? Cate Blanchett: Przypuszczam, że to dlatego, że ten temat wciąż powraca. Albo to, że sam termin
cancel culture wydaje się nagle staromodny. Sama nie wiem… Moim zdaniem "
Tar" to film o czymś znacznie większym, niż jedynie
cancel-culture. Rzecz jasna, istnieje on w kontekście
cancel-culture, ale dla mnie to przede wszystkim wizja brutalności procesu twórczego. Ciągłej potrzeby artysty – albo człowieka, bo to nie są rzeczy wzajemnie się wykluczające – by zniszczyć siebie, aby zacząć od nowa. Ten film to w dużej mierze medytacja nad władzą, znacznie bardziej niż nad
cancel-culture. To był jedynie punkt fabularny.
"Tar"
Do pracy nad "
Sprostowaniem" przyciągnęło mnie jeszcze coś innego – możliwość współpracy z
Alfonso Cuaronem oraz dwoma wspaniałymi autorami zdjęć,
Emmanuelem Lubezkim i
Brunonem Delbonnelem. Raczej to, a nie sam temat, był dla mnie magnesem. Patrzyłam na ten serial jak na opowieść o tym, kto sprawuje kontrolę nad narracją i co dzieje się z osobą, która nie chce mówić, która nie może mówić, której zabrania się mówić. Dlaczego ich nie słuchamy? Dlaczego narrację zawsze kontroluje najgłośniejsza osoba w pokoju?
To także kwestia tego, w co decydujemy się wierzyć. Więc nie uważałam, że to
cancel-culture jest kluczowe w tej historii, ale sądzę, że w pewien sposób możemy używać takich sformułowań, aby powstrzymać się od myślenia o głębszych warstwach. Cała idea stojąca za memami i krótkimi hasłami – w rzeczywistości uniemożliwiają nam one dokładniejszą analizę.
Jasne, ale rzeczy, o których mówisz, są przecież esencjonalne powiązane z mechanizmami cancel-culture… Co masz na myśli?
Kwestię odpowiedzialności, w tym także medialnej, którą ponosisz nawet wówczas, gdy nie jesteś winny wyrządzonej krzywdy. Kontrolowanie narracji jest kwestią dominującą debatę nad cancel-culture – i to prowadzi mnie do kolejnego pytania. Czy twoja opinia na temat cancel-culture zmieniła się na przestrzeni tych ostatnich kilku lat? Myślę, że często ludzie decydują się wypowiadać publicznie, ponieważ desperacko chcą poruszyć jakiś temat, a potem inni nie próbują zrozumieć, co zostało powiedziane. Ich własna opinia okazuje się ważniejsza niż rozmowa. W dzisiejszych czasach ludzie szukają bardzo prostych odpowiedzi na niezwykle złożone problemy. Uważam, że ostało się bardzo niewiele miejsc w przestrzeni publicznej, gdzie można prowadzić zniuansowaną, otwartą debatę, w której obie strony są zaangażowane w znalezienie płaszczyzny porozumienia.
"Sprostowanie"
Te dyskusje są niebezpieczne i mogą doprowadzić do trwałych zmian i konsensusu. Dlatego właśnie tak bardzo potrzebują kompromisu z obu stron oraz słuchania siebie nawzajem. To z kolei wymaga czasu, energii i pokory – a tych rzeczy wydaje się brakować w dzisiejszych dyskusjach. Dlatego łatwiej jest wydać pochopny osąd.
Ale to prowadzi nas z powrotem do tego samego problemu, zamiast go rozwiązać; do tych samych uproszczonych dyskusji. Myślę, że to nas donikąd nie doprowadzi. Wszyscy mówimy czasem rzeczy pod wpływem emocji, bez przemyślenia. Wszyscy to robimy. Dlatego uważam, że powinno być miejsce na skruchę i przyjmowanie przeprosin – po to, żebyśmy mogli iść naprzód. Musimy iść naprzód i musimy robić to razem, wspólnie. Jeśli istnieje jakieś inne rozwiązanie, to ja go nie znam.
Przeskoczmy teraz jednocześnie do przyszłości i przeszłości. "Father, Mother, Sister, Brother" będzie twoją pierwszą współpracą z Jimem Jarmuschem od czasu "Kawy i papierosów"… Tak, tak, tak! Z
Jimem oraz
Yorickiem Le Sauxem, operatorem filmu "
Blitz". Miałam możliwość pracować z
Jimem Jarmuschem w międzyczasie, ale musiałam zrezygnować z uwagi na dzieci. Dlatego niezwykle się cieszę, że w końcu znów będę mogła czerpać radość z tej współpracy.
"Kawa i papierosy"
Jak sądzisz, jak bardzo zmieniłaś się jako aktorka od czasu "Kawy i papierosów"? Jeju, mam nadzieję, że jestem lepsza. Jestem też starsza. Nie wiem, być może to nie ja powinnam odpowiadać na to pytanie. Mam szczerą nadzieję, że doświadczenia, które przeżyliśmy, nas rozwijają, a ja miałam ogromne szczęście pracować z niesamowitymi reżyserami przy projektach dużych i małych. Tak więc przede wszystkim mam nadzieję, że się rozwinęłam. To jest najważniejsze… Wracając do filmu – to były szalone dwa dni! Fred Elmes to nakręcił, a ja zagrałam podwójną rolę. Praca z
Charlotte Rampling i
Vicky Krieps to było niezwykłe doświadczenie, coś, czego jeszcze nie przeżyłam. Kocham je całym sercem.
Wielu fanów mówi o tobie jako o jednej z ostatnich gwiazd kobiecego aktorstwa, w rozumieniu prezencji, powiedzmy, Katharine Hepburn, którą zresztą grałaś. Jak czujesz się z tymi opiniami? Ależ mam inteligentnych fanów! Choć jestem pewna, że równie wiele osób uważa, że partaczę moje role, że jestem nieoglądalna i gram na nieznośnie wysokich tonach. Zawsze zależy, kogo spytasz. Ale to miłe, naprawdę miłe. Choć zrobiłam wiele rzeczy, które ludzie pokochali, w równym stopniu zdarzało mi się, że w ogóle tego nie czuli, że nie chwytali połączenia z moją grą. Nauczyłam się nie mieć nadziei, że to, co robię, spodoba się wszystkim. Ale to miłe, szalone wręcz porównanie, dziękuję.
"Rumours"
W tym roku zagrałaś w trzech filmach, które dobrze pokazują sposób, w jaki dobierasz role – od pracy z uznanymi artystycznymi twórcami po wielkobudżetowe widowiska. Czy czujesz, że to coś, co współczesna gwiazda musi robić, balansować między tymi dwoma filmowymi światami? Ojejku, myślę, że wszyscy aktorzy mają kariery, które są idiosynkratyczne, tak wyjątkowe, jak oni sami. Jeśli sam podejmujesz decyzje w sprawie swojej kariery, a ja tak robię, niektóre z nich okażą się szalone, a inne wzbogacające i niezapomniane. Ale wszystkie będą cenne.
Myślę, że gdybym stale rzeźbiła w podobnych rolach, bardzo szybko zrobiłoby się jałowo. Dlatego cenię sobie możliwość poruszania się między różnymi formami. Tutaj, na festiwalu, jest to naprawdę wspaniałe. Prezentują Manifesto, która jest multimedialną instalacją artystyczną, ale i filmy, które zrobiłam z
Edem Lachmanem, czy dzieło, które zrobiłam z Rodrigo Pieto, który również zasiada w jury.
To połączenie dwóch rzeczy. Chodzi o to, by trafiać do różnych odbiorców, ale i o pracę nad filmami o różnych skalach i ambicjach. Inaczej byłoby trochę nudno, nie sądzisz?