Była to dokładnie trzecia gra w, która grałem na komputerze, ale pierwsza, która
zapoczątkowała moją miłość do FPP i fascynację tematami drugiej wojny światowej.
Niestety dość szybko "zdradziłem" ją na rzecz Call of Duty. Kultowa, bez dwóch zdań, ale
jednak jednoosobowa wojna nie była w moim stylu, zdecydowanie bardziej wolałem
walkę w, której wspierali mnie praktycznie zawsze towarzysze jak w CoD, to po prostu
było bardziej realistyczne. Nawet misja, która przywoływana jest jako najlepsza i
legendarna czyli szturm na plaże Omaha z perspektywy czasu stała się dla mnie
beznadziejnie skonstruowana - praktycznie w pojedynkę wygrywamy tą operację sami
zdobywając cały bunkier. W Call of Duty czuje się te realia wojny, gdy wraz z innymi
przeprawiamy się przez Wołgę w kierunku Stalingradu czy razem szturmujemy Plac
Czerwony. Mało jest tutaj samotnych misji.
Gra niewątpliwie ma świetny soundtrack i grafikę (oczywiście jak na tamte czasy).
Wspaniale odwzorowane i co najważniejsze bardzo zróżnicowane umundurowanie,
sprzęt wojskowy i pojazdy, to naprawdę kiedyś robiło wrażenie. Z perspektywy czasu
jednak Medal of Honor już nie jest dla mnie tak atrakcyjny, dawno zamienił się na
pierwszy miejscu jeśli chodzi o klimaty drugiej wojny światowej z Call of Duty. Podsumowując moje wrażenia i opinie wypadało by dać 6, ale ze względu na sentyment
i ogromną rolę jak MoH odegrał w "zarażeniu" mnie drugą wojną światową dam 7.