Druga część jest świetna, owszem, ale to liniowy crpg jak i kolejne ze stajni Bioware począwszy od Jade Empire idąc przez DA i kończąc na ME. Fabuła dobra, postacie są genialne ale nie o tym mówię. Gdzie tam to wrażenie rzucenia nas w ogrom świata i rób co chcesz? Gdzie niechybna śmierć jeśli zapuściliśmy się w którąś z wilderness zones, gdzie są za mocni przeciwnicy? Gdzie trzeba było wrócić, zdobyć poziom, dwa, przy okazji zahaczając o inne przygody... Opuszczaliśmy Candlekeep i byliśmy tak naprawdę kowalami własnego losu. Moim zdaniem jedynka jest przytłoczona przez część drugą a nie zasługuje na to. Gdyby do sposobu prowadzenia rozgrywki w BG 1 dołożyć porządne relacje w drużynie - to powstałaby moim zdaniem gra crpg idealna i taka, której nic do dzisiejszych czasów by nie podskoczyło. Bo trochę tego brakuje. Ale to właśnie już BG 2 był grą wyreżyserowaną, z jasno określonym i mocno zarysowanym scenariuszem do odegrania, z pewną dozą swobody w Athkatli, wykreował schemat, za który wielu krytykuje dzisiejsze wytwory Bioware i nie rozumiem tak naprawdę czym one się różnią od osławionej przez wszystkich BG 2. Oprócz walki, której idea pozostała na szczęście nie zmieniona od czasu BG 1.
Takie przemyślenia... jak dla mnie nie zasługuje na pozycję Mesjasza gatunku. Jedynka BG i Fallout 2 - te zjadają BG 2 pod kątem trzymania się idei gatunku na śniadanie.
Mój Boże, a ja nigdy nie rozumiałem zafascynowania wśród niektórych ludzi pierwszym baldurem. Fabularnie bez szału, mechanika słabiutka, NPCe tak nudni i nieciekawi że łaziłem sam z Imoen. Brak jakiegoś takiego naprawdę miażdżącego klimatu, nutki tajemniczości. Zdecydowanie preferuję "dwójkę", choć i tak Black Isle i Troika zrobili gry ciekawsze niż Bioware.