PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=661183}
6,7 245
ocen
6,7 10 1 245
Army of TWO: The Devil's Cartel
powrót do forum gry Army of TWO: The Devil's Cartel

Kiedy Army Of Two pojawiła się na rynku gier wideo dnia 4 marca 2008 roku z rąk Electronic Arts, była to niezwykle przyjemna i ciekawa pozycja dla fanów strzelanek trzecioosobowych. Sam osobiście grałem w pierwszą część i było to na tyle ciekawe doświadczenie, że z sentymentu wspominam tę grę jako jedną z najlepszych w jakie grałem. Kolejną częścią serii jest Army Of Two: The Devil's Cartel stworzone przez Visceral Games i wydane dnia 26 marca 2013 roku przez Electronic Arts. Tym razem akcja gry przenosi nas do Meksyku, do pewnego fikcyjnego miasta i musimy robić to, w czym jesteśmy najlepsi - rozprawiając się ze wszystkimi, którzy staną nam na drodze. W tym wypadku jest to ogromny meksykański kartel, który odpowiada m.in. za porwanie bardzo ważnego polityka. I może na tym poprzestanę, bo tak się akurat złożyło, że miałem do czynienia z jedną z tych gier, w których fabuła jest tylko dodatkiem. Szczerze mówiąc, fabuła nie jest specjalnie angażująca i nie zwracałem na nią szczególnej uwagi, przez co nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Mamy nowych bohaterów (Alpha, Bravo), jakieś tło, cel również został jasno określony i konsekwentnie do tego niego dążymy, zbytnio się nie zastanawiając, co autor miał na myśli. Najprawdopodobniej autor miał na myśli, żebyśmy faszerowali tych parszywców ołowiem, aż zabraknie nam pocisków w magazynku. Twist fabularny? Naliczyłem jeden, dosłownie jeden i do tego mocno przekombinowany, zrobiony trochę na siłę, naiwny do bólu i można rzec, że w pewnym sensie głupi. Ale może to tylko moje odczucia...
Army of Two: The Devil's Cartel najlepiej smakuje w kooperacji. Przebijanie się przez misje z komputerowym przeciwnikiem jest oczywiście możliwe, ale jeśli tylko macie pod ręką kogoś, kto lubi sobie "pyknąć", to czym prędzej powinniście namówić go do wspólnej gry. Można także zaryzykować i zagrać w sieci z przypadkowym graczem, ale należy liczyć się z faktem, że w momencie, gdy dołączy on do rozgrywki, cały podrozdział zostanie zrestartowany. Nie mówiąc już o tym, że gdy nasz koleżka nagle zdecyduje się opuścić grę, wszystko trzeba będzie zaczynać od nowa. Dopóki nie popełnimy podczas rozgrywki jakiegokolwiek nieprzemyślanego błędu, wtedy można się nieźle zabawić. Zgubić się w Army Of Two: The Devil's Cartel to jak zgubić się na klatce schodowej - po prostu niewykonalne. Do celu prowadzi jedyna słuszna droga. Najprawdopodobniej dlatego nie zaimplementowano żadnej mapy. Ma to swoje plusy, bo akcja koncentruje się dokładnie tam, gdzie powinna, czyli tuż przed naszymi oczami, a widowiskowością bije na kilometr. I mowa tu o porządnej rozwałce na silniku gry. Jednak, żeby nie było tak kolorowo, że tylko zachwalam tę grę, warto odnieść się do pewnego błędu, jaki w dość łatwy sposób można wyczuć podczas rozgrywki; rozgrywka w Army Of Two: The Devil's Cartel jest beznadziejnie powtarzalna. Przez lwią część gry nie pozostaje nam nic innego, jak przedzierać się przez kolejne hordy wrogów, choć co jakiś czas twórcy próbują nam jakoś tę rozgrywkę urozmaicić. Stąd zerżnięte z Medal of Honor: Warfighter forsowanie drzwi za pomocą kopniaka i eliminowanie wszystkich po drugiej stronie za pomocą bullet-time, podrozdziały snajperskie czy momenty, kiedy np. jedna osoba wciela się w kierowcę pick-upa, podczas gdy druga stoi i pruje do przeciwników z działka. Takich smaczków jest więcej - gra co jakiś czas rozdziela zdawałoby się nierozerwalny duet i każe wykonać dwa zadania jednocześnie. Gracze muszą wtedy szybko znaleźć konsensus i w mgnieniu oka podjąć decyzję, czyli np. kto zostaje na ziemi, a kto wsiada na pokład helikoptera i czyści koledze drogę. I szczerze mówiąc, aż chciałoby się, żeby takich momentów było więcej. Niewątpliwym plusem nowego Army Of Two jest tzw. Overkill. Jest to specjalna zdolność, którą możemy uruchomić wtedy, gdy poślemy na cmentarz konkretną liczbę przeciwników. Gdy w końcu skorzystamy z takiej umiejętności, nasz bohater wpada w istny szał, od ekranu zaczyna bić bursztynowym kolorem, a my przez kilka/kilkanaście sekund stajemy się nieśmiertelni, mamy nieograniczoną ilość amunicji, a nasze pociski mają moc rozrywania wrogów na kawałki. W takich momentach najlepiej sprawdza się stara, poczciwa strzelba, która w połączeniu z bursztynową zdolnością działa jak marzenie. Overkill jest o tyle przyjemnym smaczkiem, że można go połączyć z Overkillem towarzysza, a całość w pewnym stopniu działa również na otoczenie. Jeśli jesteśmy np. pod srogim ostrzałem i nie wiemy, jak powinniśmy się zachować, to gra podpowiada nam, co powinniśmy zrobić. Na ekranie pojawi się nasz fantom, który przemieszcza się tam, gdzie trzeba. Przyznam jednak, że z tej funkcjonalności skorzystałem może jeden raz i to tylko po to, żeby sprawdzić jak to działa. Działa bez zarzutu, ale nigdy nie miałem aż takich problemów, żeby samemu się z nimi nie uporać. Przez to można powiedzieć, że gra bez sensu nam podpowiada, co musimy zrobić.
Przeciwnicy to w głównej mierze totalni kretyni. Za każdym razem byłem przytłoczony ich liczebnością, a oni za każdym razem nie wiedzieli, jak to wykorzystać. Owszem, niby chowali się za osłonami i z czasem próbowali mnie okrążać, ale to ich raczej nie ratuje. Nie wymagam cudów, ale oczekuję, że gdy rozwalam murek, za którym chowa się dumny przedstawiciel SI, to ten ktoś migiem zwiewa za następną osłonę. O tyle dobrze, że chociaż wybrałem wysoki poziom trudności, bo wtedy można jeszcze mówić o jakimś wyzwaniu. A tak, jest co najwyżej przeciętnie. W grze jest jeszcze jedna rzecz, obok której po prostu nie mogę przejść obojętnie, a mianowicie animacja. O ile główni bohaterowie poruszają się i zachowują bez zarzutu, o tyle nie mogę tego samego powiedzieć o przeciwnikach. Nie jest to jakiś wielki zarzut. Ba! Znajdą się i tacy, którzy przejdą obok tego obojętnie (dlatego nawet nie uwzględnię tego w minusach gry), ale ja jestem na takie rzeczy wyczulony i tyle. W Army Of Two przez całą rozgrywkę mashujemy przycisk strzału, gostek przyjmuje tuzin pocisków na klatę i dalej sobie biegnie niczym nie zrażony w kierunku naszej pozycji. Dopiero trzynasty strzał przypomina mu, że jest to dobry moment, żeby się położyć i umrzeć. Trochę przypomina mi to polowanie na manekinów. To tylko pokazuje, jak idiotyczna jest sztuczna inteligencja naszych adwersarzy. Przez to wszystko, ciężko mi jest cokolwiek dobrego powiedzieć o samej grze, przez powtarzalną rozgrywkę, słabe AI i projekt Meksyku, który jest niestety biedny i pozbawiony życia. Z AoT: The Devil's Cartel jest o tyle dobrze, że mamy całkiem dużo opcji modyfikacji broni i dostosowywania swojego bohatera. Jeśli ktoś chce, to może stworzyć swoją wersję maski i wrzucić do gry albo skorzystać z już gotowych wzorów, które wypadają naprawdę nieźle. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zmienić cały strój postaci albo dobrać się do uzbrojenia, żeby jeszcze lepiej przygotować się do misji. Do wyboru do koloru - karabiny szturmowe, snajperki, strzelby czy pistolety. W trakcie gry można nosić do trzech różnych rodzajów broni, więc kombinacji jest naprawdę całe mnóstwo i tylko od gracza zależy, czym aktualnie zamierza męczyć swoich wrogów. Aż szkoda, że w grze nie znalazło się miejsce na klasyczny multiplayer. Wiecie, z rozwałką w trybie Deathmatch bądź Team Deathmatch. To naprawdę mogłoby się sprawdzić, zważywszy na dużo opcji modyfikacji i charakter samej gry. No ale cóż, ponownie trzeba obejść się smakiem. Gra tak naprawdę jest powtarzalna przez eliminowanie tych samych przeciwników, którzy nie grzeszą przesadną inteligencją, przez co taka walka to tak naprawdę śmiech na sali. Największym błędem tej gry jest to, że nie zawiera w sobie wielu kluczowych funkcji, które były tak istotne dla poprzednika z 2008 roku. Gdyż The Devil's Cartel nie ma konkurencyjnego trybu multiplayer, co było mi kompletnie nie na rękę. Co więcej projekt poziomu Meksyku jest nijaki i pozbawiony życia, przez co ciężko jest poczuć jakikolwiek klimat a całkowicie mierna fabuła sprawi, że po przejściu gry, po prostu każdy o niej zapomni.
Jednakże na pewno znajdą się tacy, którzy uwielbiają tę serię, więc może i ta część komuś przypadnie do gustu, dlatego z czystym sumieniem mógłbym polecić komuś, kto nie ma w co pograć na weekend, a chętnie by się rozerwał (dosłownie i w przenośni). Army Of Two stawia przede wszystkim na wartką akcję, widowiskowość i kupę zabawy wynikającą z eliminowania kolejnych zastępów wrogów. Te elementy działają bez najmniejszego zarzutu, a to oznacza mnóstwo frajdy, która skończy się wprawdzie po dwóch, góra trzech luźnych wieczorach, ale człowiek w końcu odłoży pada, wyłączy konsolę i stwierdzi, że w sumie świetnie się bawił. Potem już raczej po grę nie sięgnie, bo wracać raczej nie ma po co, ale co ograne to jego! Dlatego przestrzegam tych, którzy wiążą z tym tytułem jakieś długoterminowe plany, żeby może wstrzymali się z zakupem i poczekali, aż gra troszkę stanieje. No, chyba, że lubicie w ekspresowym tempie pozbywać się swojego kieszonkowego, by po kilku godzinach obejrzeć napisy końcowe i spytać na głos: "to już naprawdę wszystko?".

Plusy:
• wartka akcja
• dużo opcji dostosowywania bohatera
• gra się całkiem przyjemnie, jeśli mamy kogoś do pomocy

Minusy:
• niewiele tej kooperacji z prawdziwego zdarzenia
• sztuczna inteligencja przeciwników to totalna porażka
• granie przez sieć bywa problematyczne
• fabuła spada na dalszy plan i prawie w ogóle nie wciąga
• przeciwnicy to totalni pozerzy

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones