Ale z przyczyny ekonomicznych. Sceny walk bazujące na ujęciach rodem z produkcji youtubowskich, a animacje jak te ze starego Herkulesa. Bazyliszek wyglądający niczym pierwsze gumowe modele dinozaurów z parków rozrywki, Paździoch i Stępień w obsadzie, zamek Calanthe wyglądający jak stara, opuszczona kamienica meneli i tak dalej. Oczywiście Geralt jest zbyt łagodny, zbyt teatralny, jak to Żebrowski, a Yennefer też taka jakaś... Nieważne. Ale warstwa scenariuszowa daje radę. Szczerbic starał się oddać klimat świata, targające nim konflikty, związek wiedźmina z czarodziejką, przyjaźń wiedźmina z poetą. I nie poległ! Niektóre momenty bardzo w porządku.
Nie należę do grupy skrajnych fanów wersji netflixowej i polskiej (przydałaby im się ustawka, bo obie strony przesadzają na niekorzyść poziomu Filmwebu), ale powiem tak: remis. Z tym, że Netflix będzie to kontynuował, więc może jeszcze pokaże coś więcej.
Ale co kurde Paździoch i Stępień? Żaden Paździoch, żaden Stępień, tylko Kotys i Walczewski. Aktorzy grają w różnych filmach, jakoś o Cavillu nikt nie mówi Superman.