Jakiś szkaradny czarny aktor z mopem na głowie próbuje udawać białego bohatera książkowego. Czy ktoś może mi wyjaśnić czemu służą te wygłupy? Odbiór serialu jest przez to komiczny. To jak przyjść na poważną rozmowę w okularach z wąsem i nosem klauna i udawać, że wszystko jest w porządku. Ile lat jeszcze będziemy obsadzać murzynami białe role i twierdzić, że tak jest lepiej? Za 20 lat Gra o Tron będzie już wspominana jako legenda - doskonały serial który zdążył przed czasami wpychania ideologii w dzieła kinematografii. A Ród Smoka i te wszystkie inne "poprawne rasowo" koszmarki ludzie będą patrzyć z uśmiechem politowania i niechęcią. Szkoda, że trafiło na serial z tego uniwersum. Liczę na to, że za kilkanaście lat te błędy zostaną poprawione cyfrowo.
Rzeczy w życiu dzielą się na bardzo ważne, ważne, mało ważne i nieistotne. Akurat w serialu fantasy wygląd drugoplanowych bohaterów, zależnie od oceniającej to osoby, lokuje się w dwóch ostatnich kategoriach. Mogę zrozumieć, że czarna Anna Boleyn to przegięcie, ale Corlys Velarion w realnym świecie nie istniał i mógłby mieć skrzela jak Costner w "Wodnym świecie". Czasy się zmieniają i to co dla starszych pokoleń było "normalne", a wszelkie zmiany oburzały, dla ich wnuków było oczywiste. Przypomnę, że przed I wojną światową warunkiem, niemal zawsze koniecznym dla uzyskania stopnia oficerskiego, było szlachectwo. Podobnie kobiety z rodzin o pewnym statusie materialnym, po wyjściu za mąż nie mogły pracować. Nie miały też praw wyborczych, również arystokratki. Płatne urlopy (nie dla wszystkich rzecz jasna) i emerytury, to osiągnięcie lat międzywojennych. A współczesnym wydaje się to trwające od wieków.