Staram się nie wybierać żadnej ze stron, ale naprawdę trudno mi jest nie kibicować bardziej czarnym niż zielonym. Na tą chwilę. Nieskalanie i wieczna prawilność Alicent (świetnie granej przez Olivie Cooke w tych dwóch odcinkach swoją drogą) zaczyna mnie już naprawdę irytować. "Gdzie obowiązek? Gdzie poświęcenie?" Jej postać jest dla mnie jakby zaprogramowana, nie patrzy na nic "ludzkim" okiem tylko żyje wg "regulaminu", tutaj zwanego, szeroko pojętym, honorem i oceniając innych sprawdza czy się zgadzają wszystkie punkty. Jak nie, to można jedynie potępić. Tak, wiem, to jest duże uproszczenie, szczególnie w tej rzeczywistości, która rządzi się zupełnie innymi prawami, ale mimo wszystko jakby honor Alicent tak nie "krwawił" na widok "wolności" to byłoby prościej;)
Z drugiej strony Rhaenyra gdy mówi na temat Ojca swoich synów, to nawet jej powieka nie zadrży. Podobnie jak wcześniej gdy kłamała do Alicent na temat swojego dziewictwa. Niepokojąco łatwo przychodzi jej kłamanie w fundamentalnych (w tej rzeczywistości) kwestiach , nawet jeśli, biorąc wszystko pod uwagę, rozumiem jej motywy.
Robi się ciekawie, choć mam wrażenie ze odcinek może miał trochę za duże tempo. Od pogrzebu do ślubu w jednym epizodzie jakby się twórcom spieszyło dokądś.
No proszę, ja mam zupełnie inne spostrzeżenia, jestem zdecydowanie team Alicent, a Rhaenyra od początku mnie wku*wia (chociaż chyba jestem w mniejszości, większość osób uważa odwrotnie).
Zacznijmy od początku, Rheanyra to rozpuszczony bachor, który o wszystko ma pretensje, non stop się obraża i nie ma z niej żadnego pożytku. Foch do ojca, że się ożenił, foch do Alicent, że została królową, chociaż w zasadzie dlaczego? Leana byłaby dobra jako królowa, a Alicent już nie? Alicent zachowywała się w stosunku do R w porządku, ale R wiecznie z tym fochem. Następnie nie pasowało jej, że musi wyjść za mąż, chociaż mogła sobie wybrać kandydata, co było rzadkim przywilejem, potem, że Daemon nie chce się z nią b*ykać, potem, że Cole nie chce być jej kochankiem...Normalnie non stop siedzi skrzywiona i obrażona i manifestuje swoje niezadowolenie. Mnie to wkurza jako widza, a co dopiero jak się postawimy na miejscu Alicent, która ostatecznie znosi wszystko z pokorą i godnością, chociaż też nie wszystko jej pasowało, co jest jasno pokazane.
Jak sama przyznałaś, kłamie w żywe ojcze w sprawie Daemona i swojego dziewictwa - i tutaj znowu muszę przyznać rację Alicent.
Następnie przenosimy się w czasie o 10 lat i tutaj spróbuj postawić się na miejscu Alicent. Jest od wielu lat żoną króla, ma własne dzieci, dla których (wcale się nie dziwię) chciałaby tronu. Zamiast tego musi żyć ze świadomością, że tron odziedziczą dzieci Rheanyry - bękarty (o czym wie każdy oprócz Viserysa). Osobiście nie dziwię się jej wściekłości. Ona swoje zrobiła, wypełniła swój obowiązek. Dlaczego ma patrzeć jak bękarty R przejmują tron, zamiast dzieci jej i króla?
Jedynym powodem, dla którego R ma odziedziczyć tron, jest wola króla. Ale umówmy się - wszyscy widzą jakim Viserys jest królem. Jest słabym, podatny na manipulacje, nie potrafi rządzić. Inny król na jego miejscu już dawno zmieniłby zdanie i wyznaczył na następcę syna, jakiego ma z Alicent - tym bardziej wiedząc, że jest królem TYLKO DLATEGO, że jest mężczyzną (a Rheanys była kobietą). Więc z góry mówię, że nie przekonuje mnie myśl, że wszyscy powinni uznać Rheeanyrę za następczynię tylko dlatego, że tak powiedział król.
No i ostatni odcinek pokazał, że R jest po prostu podła. Morderstwo męża, który chwilę wcześniej zapewniał ją o swojej lojalności i oddaniu, tylko dlatego że pożąda stryja, jest po prostu obrzydliwe (nie ma znaczenia, że finalnie przeżył). Straciłam jakikolwiek szacunek do tej postaci. Alicent mimo wszystko (póki co, nie wiem co będzie dalej) nie zniżyła się do morderstwa.
I jeszcze co tekstu R do Alicent - now they see you as you are - hipokryzja level master. Każda matka zareagowałaby tak samo na jej miejscu, co miała stać i się przyglądać jak bękarty R okaleczają jej dziecko? Po prostu na jej miejscu byłoby mi niedobrze wiedząc o wszystkich akcjach R i wiedząc, że to ona będzie królową.
Dlatego kibcuję Alicent i jej ekipie. Książek nie czytałam, ale rodu Hightower nie ma w Grze o Tron no i wszyscy wiemy, że ród Targearyan panował jeszcze długie lata, więc domyślam się, że przegra, ale mimo wszystko takie jest moje zdanie.
Pozdro :)
Na razie odniosę się tylko do jednego - "R jest po prostu podła. Morderstwo męża…” ekhm.. obejrzyj, proszę jeszcze raz końcówkę odcinka ;)
Napisałam, że przecież finalnie przeżył. Wiem o co chodzi.
Błagam, nie piszcie, że Rheanyra jest szlachetna, bo pozwoliła odpłynąć pierwszemu mężowi, żeby mógł cieszyć się wolnością ze swoim kochankiem i mądra, bo teraz wszyscy będą się jej bać, bo nie wiedzą do czego jeszcze się posunie.
Przecież to jest głupie i szyte grubymi nićmi xD
Nie jest szlachetna tylko sprytna. Żyła w "przyjaźni" z mężem i nie było żadnej racjonalnej przesłanki aby go faktycznie zabijać zamiast dać mu wolność. Jako oficjalnie żywy i tak by nie mógł podążać za sercem i pragnieniami, a tak win-win dla obojga - dogadali się po raz kolejny, zupełnie tak, jak na sam początku. Nie uważam tez ze ona jedynie pożąda stryja, uważam ze ona chciała dzielić z nim życie już od młodości.
"Zacznijmy od początku, Rheanyra to rozpuszczony bachor, który o wszystko ma pretensje, non stop się obraża i nie ma z niej żadnego pożytku."
A jaki jest pożytek z przepełnionej zgorzknieniem Alicent? Podsyca jedynie konflikty w rodzinie, jest złośliwa, przekonana o swojej nieomylności i pluje jadem na wszystkie strony. Nie, ona zdecydowanie nie znosi wszystkiego z pokora i godnością. Zupełnie tego tak nie widzę. Widzę kobietę zgorzkniałą, która ma już dość tego, że inni mogą wybierać inaczej, podczas gdy ona się tak poświęca wypełniając polecenia tatusia i dzieląc łoże od 10 lat z człowiekiem w wieku swojego Ojca, z którym nie zaznała żadnej przyjemności - ona nawet nie wie co to jest prawdopodobnie. Widzę kobietę, która chce nagrody (zmiany obecnego porządku w rodzinie) za to, że żyje życiem, którego nie lubi. Widzę cierpiętnicę, która chce żeby ludzie wokół tez byli cierpiętnikami. Widzę honorowa hipokrytkę, która się rzuca ze sztyletem na ośmioletniego (nie wiem jaki jest dokładnie jego wiek) chlopca. "Każda matka zareagowałaby tak samo na jej miejscu" - nie nie każda matka chciałaby atakować dziecko nawet jeśli zraniloby jej dziecko. Tak, jej syn stracił oko, ale w trakcie bójki dzieci, która sie wymknęła spod kontroli, a nie dlatego ze go jakiś dorosły zaatakował. Swoją droga bardzo mi się podobało jak dzieci D i R (nie bacząc na żadne prawdziwe powiązania krwi lub nie) stanęły za sobą.
Tak naprawdę to chyba jest mi żal Alicent. Jej gorycz będzie jedną z głównych przyczyn wojny jak rozumiem. Tak, poświęciła się, wypełniała obowiązki etc. I co? I cały świat ma spłonąć bo ona będzie chciała sobie zadośćuczynić? Tu nie chodzi tylko o jej synów. Ona sama dla siebie będzie chciała tez władze utrzymać coś czuje.
R jest rozpuszczona bo straciła dziewictwo jak chciała i później (w przeciwieństwie do takiej Alicent) mogła przebierać w kandydatach na męża… Tak, to prawda, ze R może to wszystko, w przeciwieństwie do większości kobiet w takim świecie, bo jest córka Króla. I co z tego? Czemu ma mnie uwierać ze w końcu jakaś kobieta może sobie wybrać i nie musi leżeć, ze łzami w oczach, pod 30 lat starszym facetem?? Miałabym przyjąć z zadowoleniem ze R spotkał taki los jak A? A pewnie czulaby się lepiej wtedy. Jeśli jakieś inne kobiety, w tym świecie, mogły by mieć w przyszłości taki wybór, to tylko dlatego ze musiała być jakaś pierwsza. I tak, zazwyczaj tymi pierwszymi, są te najbardziej uprzywilejowane.
Wola Króla jest taka, że następcą ma być kolejne jego dziecko, bez względu na płeć czyli R. Ja się z tym zgadzam, Ty nie.
Na koniec jeszcze, jak mówisz, bękarty.. cała Gra o Tron skutecznie obnażyła szkodliwość całego tego systemu dziedziczenia, który prowadzi jedynie do konfliktów i wojen, i tego ze królami zostają Ci którzy nigdy nie powinni nimi być. Dobrze powiedział Ojciec męża R w tym odcinku, ze po latach ludzie pamiętają tylko nazwiska a nie krew.
Ale tak, syn A niech zostanie królem. Może będzie dobry może szalony, z tym dziedziczeniem to rosyjska ruletka, Najstarszy na razie to najgłupszy i najbardziej zepsuty dzieciak ze wszystkich. Może forsowanie go na króla wbrew woli obecnego króla pogrąży całe królestwo i spowoduje smierć wielu ludzi, ale co tam, najważniejsze ze krew z krwi, go Alicent!
Nie szlachetni tylko sprytni R i D.
A kto odnalazł sprzymierzeńca (padło chyba nawet słowo przyjaciel) w Larysie, zapowiadając ze będzie potrzebować jego usług i dyskrecji, pomimo pełnej świadomości ze odpowiada za morderstwo dowódzcy Stronga?
W kominku nie było żadnej młodej, już w innym wątku pokazałeś, że w ogóle nie załapałeś co tam się stało xd Rhaenyra razem z Daemonem i Laenorem upozorowali śmierć tego ostatniego, tak żeby wszyscy (w tym jego rodzice) myśleli, że nie żyje. Dzięki temu on uciekł w miejsce, w którym będzie mógł szczęśliwie żyć ze swoim facetem, a Rhaenyra i Daemon będą mogli wziąć ślub. Do kominka trafił przypadkowy członek służby, którego zabił tuż przed walką Daemon (jest to wyraźnie widoczne). Nie wiem skąd ty wymyśliłeś, że ktokolwiek zabił i wrzucił do kominka wnuczkę Vaemonda xd
"A jaki jest pożytek z przepełnionej zgorzknieniem Alicent? Podsyca jedynie konflikty w rodzinie, jest złośliwa, przekonana o swojej nieomylności i pluje jadem na wszystkie strony"
Przecież to R podsyca konflikty w rodzinie. Oglądałyśmy inny serial? ;) Wszystkie początkowe odcinki, które pokazują konflikty w rodzinie to albo akcje Deamona albo R (albo ich wspólne), co chwila są przez to kłótnie z królem, nawet jest scena, w której wprost jej mówi, że ona jest jego 'political headache'. To R jest złośliwa, pyskata i co chwila coś jej nie pasuje. Alicent jest miła i się stara, czasami komentuje akcje R, ale i tak się hamuje. To R jest przyczyną konfliktów, a teraz będzie przyczyną wojny, bo ma dzieci z nieprawego łoża.
"...podczas gdy ona się tak poświęca wypełniając polecenia tatusia i dzieląc łoże od 10 lat z człowiekiem w wieku swojego Ojca, z którym nie zaznała żadnej przyjemności - ona nawet nie wie co to jest prawdopodobnie. "
No pewnie nie wie. Czy więc powinna znaleźć sobie młodego kochanka, żeby zaznać przyjemności i z nim płodzić dzieci, jak R? Wtedy byłoby ok? Wtedy byś jej kibicowała?
"nie nie każda matka chciałaby atakować dziecko nawet jeśli zraniloby jej dziecko."
Rzeczywiście, pewnie nie każda, ale tutaj podobało mi się, to co Martin już wcześniej pokazywał - siłę matczynej miłości ale też furii matki, jak wielka, ale też niszcząca jest to siła - było to widoczne też w GoT (u Cersei, ale też Catelyn czy innych postaci). Miłość matki do dzieci jest tak silna, że bywa też destrukcyjna - to są niesamowicie silne emocje i ja ją w pewien sposób rozumiem (jak to się mówi, nie popieram, ale rozumiem). Poza tym pokazała tutaj swoją bardziej 'ludzką' twarz, nie jak to mówisz, 'cierpiętnicy'. Później zresztą mówi, że żałuje swojego czynu.
"R jest rozpuszczona bo straciła dziewictwo jak chciała i później (w przeciwieństwie do takiej Alicent) mogła przebierać w kandydatach na męża… Tak, to prawda, ze R może to wszystko, w przeciwieństwie do większości kobiet w takim świecie, bo jest córka Króla. I co z tego? Czemu ma mnie uwierać ze w końcu jakaś kobieta może sobie wybrać i nie musi leżeć, ze łzami w oczach, pod 30 lat starszym facetem?? Miałabym przyjąć z zadowoleniem ze R spotkał taki los jak A? A pewnie czulaby się lepiej wtedy. Jeśli jakieś inne kobiety, w tym świecie, mogły by mieć w przyszłości taki wybór, to tylko dlatego ze musiała być jakaś pierwsza. I tak, zazwyczaj tymi pierwszymi, są te najbardziej uprzywilejowane."
Przykładasz tutaj chyba trochę zbyt współczesne spojrzenie na tę kwestię. Mówimy o świecie przedstawionym. A w tym świecie kobiety (a już szczególnie następczynie tronu) powinny zostać dziewicami do ślubu i rodzić dzieci męża. Jest nawet scena, gdzie R się kłóci z ojcem o to, mówiąc że to hipokryzja, bo gdyby była mężczyzną mogłaby robić co chce - na co Viserys jej przyznał rację. Alicent miała rację, mówiąc że gdyby to wyszło na jaw nikt znaczący nie chciałby R za żonę.
I tutaj dochodzimy do sedna o co mi chodzi z postacią R. Skoro jest taka wyzwolona i chce robić co chce to dlaczego nie wybrała wolności, dlaczego nie uciekła z ser Cristonem? Proponował jej to. Pamiętasz co odpowiedziała? Że nie może, bo ma obowiązki w stosunku do Korony, że jest następczynią tronu. Chce korony i chce władzy, ale nie chce obowiązku. Nie rozumie, że nie może mieć wszystkiego, a Alicent to rozumie. Jej wypowiedź 'where is duty, where is sacrifice" odnosi się właśnie do tego.
R przez folgowanie sobie i wybieranie własnej przyjemności zamiast obowiązku (jak Alicent) zaraz wywoła wojnę. Płodząc dzieci z nieprawego łoża sama dała broń do ręki swoich wrogom. Nawet jeśli przyjmiemy, że ona ma dziedziczyć tron, to jej dzieci już nie mają do niego żadnego prawa. Zawsze tak było i nawet nadal tak jest. No to jest jednak granie na nosie poddanym i wszystkim innym.
Na marginesie, nie wiem czy oglądasz serial The Crown. Skojarzyło mi, bo tam jest podobny konflikt: czego ja chcę/czego wymaga korona (oczywiście zachowując proporcje). Można mieć różne zdanie na temat królowej Elżbiety II, ale jest ona szanowana i kochana przez swoich poddanych, właśnie przez to, że wybierała 'duty and sacrifice". Jest symbolem monarchii, rozumie na czym polega bycie królową. Tym samym osoby, które wybierały folgowanie sobie przyczyniały się do upadku monarchii.
R jest może bardziej atrakcyjnym charakterem niż 'nudna' Alicent, ale jak chce być wyzwolona to niech odpłynie do Pentos jak jej małżonek, a nie się pcha na tron.
"Na koniec jeszcze, jak mówisz, bękarty.. cała Gra o Tron skutecznie obnażyła szkodliwość całego tego systemu dziedziczenia, który prowadzi jedynie do konfliktów i wojen, i tego ze królami zostają Ci którzy nigdy nie powinni nimi być. Dobrze powiedział Ojciec męża R w tym odcinku, ze po latach ludzie pamiętają tylko nazwiska a nie krew."
Ale GoT pokazała też, że krew nie woda. Ludzie są przywiązani do swoich rodów i zrobią wszystko, żeby to ich ród, ich krew wygrała. Przecież o tym jest cały serial.
"Ale tak, syn A niech zostanie królem. Może będzie dobry może szalony, z tym dziedziczeniem to rosyjska ruletka, Najstarszy na razie to najgłupszy i najbardziej zepsuty dzieciak ze wszystkich. Może forsowanie go na króla wbrew woli obecnego króla pogrąży całe królestwo i spowoduje smierć wielu ludzi, ale co tam, najważniejsze ze krew z krwi, go Alicent!"
Ale dlaczego zakładasz, że dzieci A będą gorsze niż dzieci R? Ten najstarszy rzeczywiście jest nieciekawy, ale ten drugi wydaje się dosyć ogarnięty i odważny. O dzieciach R można na razie powiedzieć, że są złośliwe i wredne (scena ze świnią), agresywne (okaleczenie syna A) oraz mają problemy z tożsamością, bo wszyscy im mówią, że są bękartami.
Póki co pogrążenie królestwa i śmierć wielu ludzi wywoła R, bo ma dzieci z nieprawego łoża, ale co tam, najważniejsze, że miała przyjemność, walić to, ze oszukuje całe królestwo i własnego ojca, który zawsze ją broni, go Rheanyra!
„Alicent jest miła i się stara..” gdyby nie merytoryczność naszej dyskusji to bym pomyślała, że teraz trollujesz:)))
To, że ktoś został wytresowany do zachowywania pozorów (bo tego sie od niej oczekuje), to nie znaczy, że jest faktycznie miły, serio.
„To R jest przyczyną konfliktów, a teraz będzie przyczyną wojny, bo ma dzieci z nieprawego łoża.”
Mogę się zgodzić z tym ze dla wrogow R te dzieci to dadatkowy argument, ale to nie one beda przyczyna wojny. Otto zaczal knuc swoja intrygę jeszcze zanim zostało spowite jakiekolwiek dziecko. Przemawia za nim jego wlasna ambicja i chec wzmocnienia rodu, a wiec wlasny prywatny interes. Tylko tyle. Odmienianie slowa „przyzwoitosc” przez wszystkie przypadki tego faktu nie zmieni, a cała geneza jego motywacji sprawia, ze to zieloni sa uzurpatorami. I spiskowcami.
„No pewnie nie wie. Czy więc powinna znaleźć sobie młodego kochanka, żeby zaznać przyjemności i z nim płodzić dzieci, jak R? Wtedy byłoby ok? Wtedy byś jej kibicowała?"
Nie, kibicowałabym jej gdyby potrafiła dostrzec, że za marazm i jalowowść jej życia odpowiada jej wlasny Ojciec, a nie R. Jej własny Ojciec, dla którego jest ona tylko narzedziem do celu. Ona nie kieruje swojego żalu w prawidłowym kierunku.
Nawet w takim świecie sytuacja kobiety może wygladac zupelnie inaczej jesli najblizsze otoczenie temu sprzyja. Bardzo mi sie podobala scena (jeszcze za mlodszych aktorek) Viserysa z Ottem, gdy ten pierwszy powiedzial, ze pozwala R na wybor meza bo chce zeby byla SZCZESLIWA. Zaskoczenie Otta, ze szczescie corki mialoby miec takie znaczenie to złoto. I ponownie, to nie jest wina R, że A ma takiego Ojca.
„Rzeczywiście, pewnie nie każda, ale tutaj podobało mi się, to co Martin już wcześniej pokazywał - siłę matczynej miłości ale też furii matki, jak wielka, ale też niszcząca jest to siła - było to widoczne też w GoT (u Cersei, ale też Catelyn czy innych postaci).”
Tak i mialam wiecej zrozumienia dla A do momentu jak wyskoczyła z tym oko za oko. Myślę - no popłynęłaś koleżanko...
„Później zresztą mówi, że żałuje swojego czynu.”
To nic nie znaczy. Jak sie dowiedziała o morderstwie Larysa, to też sie tak przejeła (na chwilę), co nie wpłyneło na fakt, że w następnym odcinku (na statku bodajze) widziała w nim przyszlego „oddanego przyjeciela”.
Nieprawdopodobne ze dla A gorszym jest fakt, ze R, ktora jest od 10 lata skazana na niezainteresowanego nia meza, z ktorym probowala miec dzieci, ma je finalnie z kims innym, niz to ze Larys zamardował z zimna krwia wlasnego brata i Ojca aby zagarnac wladze dla siebie:)))))
Autentycznie chce mi sie śmiać, że ta podwojna moralnosc nie rozsadzila jej głowy.
„Chce korony i chce władzy, ale nie chce obowiązku. Nie rozumie, że nie może mieć wszystkiego, a Alicent to rozumie. Jej wypowiedź 'where is duty, where is sacrifice" odnosi się właśnie do tego.”
Nie myślę, że chce wszystkiego, chce po prostu więcej. Dla Ciebie to wada, dla mnie już nie.
Słowa A odonosza sie do jej osobistej sytuacji, tak odmiennej od sytuacji R i tego jak bardzo „exhausting” jest jej wlasne, sprowadzone do poswiecen i obowiazkow, zycie. Przemawia za nia zwykle, poczucie niesprawiedliwosci, ze R moze tak wiele, a A nie. Ale ponownie - to nie R jest temu winna.
„Płodząc dzieci z nieprawego łoża sama dała broń do ręki swoich wrogom. Nawet jeśli przyjmiemy, że ona ma dziedziczyć tron, to jej dzieci już nie mają do niego żadnego prawa. Zawsze tak było i nawet nadal tak jest. No to jest jednak granie na nosie poddanym i wszystkim innym.”
Bękarty mogą być problem nawet dla wszystkich wladcow, co udowodnil chocby Joffrey w GOT wybijajac wszystkie jakie udalo mu sie znalezc. Moga zostac uznane tak jak zostal uznany Ramsey, albo tak jak, swego czasu, Stannis proponowal Jonowi. To jest wciąż „pół krwi” a swiat Westeros nie raz nam pokazal, że nawet pół ma znaczenie.
Mowisz o graniu na nosie tak jakby R bawilo, ze nie mogla przez 10 lat splodzic dzieci z mezem. Po cos rozmowa na ten temat miedzy nimi zostala pokazana. Zafiksowałas sie na tych „dzieciach z nieprawgo loza” (uzywasz tego sforumowania az trzy razy) zupelnie jak A, nie dostrzegajac zadnych (po ludzku) szarosci tej sytuacji. Ale, biorac pod uwage jak A sie wyzlosliwia na temat orientacji meza R, ta krotkowzrocznosc zdaje sie przynosic jej pewien rodzaj ulgi i podtrzymuje przekonanie o wlasnej prawosci.
„Na marginesie, nie wiem czy oglądasz serial The Crown.(…) Tym samym osoby, które wybierały folgowanie sobie przyczyniały się do upadku monarchii.”
Swiat Westeros to nie jest swiat The Crown i gdyby folgowanie sobie mialo prowadzic do upadku monrachii, to staloby sie to juz za meskich wladcow, ktorzy plodzili bekarty w Zapchlonym Tylku. Spojrz na Aegona, myslisz ze nie bedzie folgowal swoim przyjemnosciom? :) Ba, ja mysle (nie czytalam ksiazki), ze pocznie nie jednego bekerta:) w kazdym razie na takiego osobnika pasuje w tej chwili.
„R jest może bardziej atrakcyjnym charakterem niż 'nudna' Alicent”, ale jak chce być wyzwolona to niech odpłynie do Pentos jak jej małżonek, a nie się pcha na tron.”
Nikt nie mowi ze A jest nuda.
Postrzegasz to bardzo zerojedynkowo. W czerni i bieli. Mozna albo „by the book” albo wcale. Zuplenie jak Alicent:)
„Ale GoT pokazała też, że krew nie woda. Ludzie są przywiązani do swoich rodów i zrobią wszystko, żeby to ich ród, ich krew wygrała. Przecież o tym jest cały serial”
3/4 serialu jest o tym ze dla mlodych Starkow nie ma zadnego znaczenia ze ich brat Jon jest bękartem.
A finalnie nie ma to znaczenia rowniez dla lordow polnocy, ktorzy wybieraja go na krola.
„Najważniejsze, że miała przyjemność, walić to, ze oszukuje całe królestwo i własnego ojca, który zawsze ją broni, go Rheanyra!”
Niestety swiat tak nie dziala, ze powiedzenie prawdy prowadzi do pokoju i dobrobytu. Czy prawda, która wyjawil Ned sprowadzila na Westeros pokoj? Na Starkow i inne rody? Zebys mnie dobrze zrozumiala - racja byla 100% po jego stronie, a Joffrey niech sie smazy w piekle, ale po wszystkim co zobaczylismy, po wszystkich ofiarach i dramatach, zadaje sobie pytanie - czy na pewno bylo warto? Tak, to było słuszne, ale…
Czy powiedzenie prawdy to jest na pewno zawsze to prawidlowe wyjscie?
"To, że ktoś został wytresowany do zachowywania pozorów (bo tego sie od niej oczekuje), to nie znaczy, że jest faktycznie miły, serio"
A co R przeszkadzało, że Alicent wyjdzie za mąż za jej starego? To takie straszne? A ona załapała focha jak stąd do Chin, który trwał kilka lat. W tym czasie A i V skakali dookoła niej i robili wszystko by była zadowolona. Moim zdaniem A się starała. Chciała z powrotem zaprzyjaźnić się z R. Wcześniej były przyjaciółkami, a R okazała jej pogardę, jakby nie była wystarczająco godna, żeby wejść do rodziny. Czyli - mogę się z tobą przyjaźnić, ale nie jesteś równie dobra jak ja. Alicent nie zrobiła nic złego w stosunku do R przez ten czas, nawet się za nią wstawiła u króla po tej akcji z Daemonem. Dopiero się wkurzyła jak się okazało, że R kłamała.
"Otto zaczal knuc swoja intrygę jeszcze zanim zostało spowite jakiekolwiek dziecko."
Widzę, że teraz Otto wyrasta na główny czarny charakter ;)
Oczywiście, że to manipulant i kieruje się głównie własnym interesem, oczywiście, że to on umiejętnie doprowadził do małżeństwa króla z A (ale z drugiej strony - nikt Viserysa nie zmuszał, prawda?). Ale to samo robi chociażby Deameon. To samo robi Rhyanera.
I nie zgodzę się, że zieloni są uzurpatorami, bo R płodząc (niestety znowu muszę użyć tego słowa) bękarty, dopuściła się zdrady stanu i tron jej się nie należy. Alicent ma z kolei legalne dzieci z królem.
"Nie, kibicowałabym jej gdyby potrafiła dostrzec, że za marazm i jalowowść jej życia odpowiada jej wlasny Ojciec, a nie R. Jej własny Ojciec, dla którego jest ona tylko narzedziem do celu. Ona nie kieruje swojego żalu w prawidłowym kierunku."
Ogólnie rzecz biorąc też nie do końca rozumiem dlaczego uważasz, że A jest rozżalona, nieszczęśliwa i zgorzkniała. Często piszesz, ze jest cierpiętnicą i zazdrości R życia. Ja nie do końca tak ją odbieram. Moim zdaniem ona może być na swój sposób szczęśliwa i spełniona. Oczywiście, obcowanie z mężem nie sprawiało jej żadnej przyjemności, może nawet było jej wstrętne - dostaliśmy to pokazane na talerzu. Ale czy to małżeństwo było nieszczęśliwe i nieudane? Nie uważam tak. Wiadomo, że pierwsza żona Viserysa była jego prawdziwą miłością, ale Alicent mogła być dla niego jakąś pociechą i ukojeniem. Również uważam, że Alicent była do niego przywiązana, że darzyła go jakimś uczuciem. Nie dostajemy scen, które by pokazywały, że jest im źle ze sobą (oprócz tej łóżkowej, no tutaj ewidentnie A się poświęca). Myślę, że A mogła mieć satysfakcję i spełniać się jako żona, jako matka i jako królowa. To nie było też tak, że np A miała innego ukochanego i została zmuszona do poślubienia V. A nie miała takiego charakteru jak R, nie chciałaby takiego życia jak R - dlatego uważam, że jej motywacje są inne niż Ty sugerujesz, to nie jest gorycz czy zazdrość. Uważam, że ona naprawdę się kieruje obowiązkiem i poświęceniem.
"Autentycznie chce mi sie śmiać, że ta podwojna moralnosc nie rozsadzila jej głowy"
No tutaj trochę rzeczywiście tak jest, ale A mogła się kierować słowami Otto, że albo zacznie walczyć o swoje albo skończy błagając R o łaskę. Poza tym w GoT już było, że w grze o tron "you win or you die" (czy jakoś tak) i że to okrutna gra, więc trzeba okrutnie grać.
"Nie myślę, że chce wszystkiego, chce po prostu więcej. Dla Ciebie to wada, dla mnie już nie"
Chce wszystkiego. Chce najwięcej ile można mieć w tym świecie. Tronu Westeros, robić co chce, b*ykać się z kim chce i jeszcze żeby każdy schodził jej z drogi. Jest takie mało eleganckie powiedzenie "albo rybki albo pipki" (inna wersja: albo akwarium). Albo tron Westeros z obowiązkami albo nara do Pentos.
"Mowisz o graniu na nosie tak jakby R bawilo, ze nie mogla przez 10 lat splodzic dzieci z mezem. Po cos rozmowa na ten temat miedzy nimi zostala pokazana. Zafiksowałas sie na tych „dzieciach z nieprawgo loza” (uzywasz tego sforumowania az trzy razy) "
Tak piszę, żeby nie było, że używam słowa "bękarty" ;)
Co do tej rozmowy z mężem - przecież to jakiś bullshit, ja tego nie kupuję. Oboje z wiadomych względów nie byli zainteresowani, więc każde poszło w swoją stronę. No bez jaj, skoro R może mieć dzieci z kimś tam, to może też mieć je z mężem. Nie sądzę żeby Leanor był bezpłodny. Po prostu im się nie chciało. A przecież oni się lubili i szanowali, nie czuli do siebie odrazy, więc mogli zrobić chociaż tyle że spłodzą jedno dziecko, dla świętego spokoju i dobra królestwa. Zanim powiesz, że R nie chciała się poświęcać jak A - no o to chodziło w tych wszystkich aranżowanych małżeństwach, nawet dziecko to rozumie...R i tak była w o niebo lepszej sytuacji niż inne kobiety ze starymi dziadami. No ja nic nie poradzę, że uważam, ze ona jest po prostu głupia. A i dodam, ze ona sama na siebie ten bicz ukręciła. Gdyby nie jej krzywe akcje to mogłaby sama wybrać sobie męża i zapewne trafiłaby lepiej. Ona jest jedyną winną tej sytuacji, w której się znalazła -zero współczucia dla niej mam i faktycznie nie widzę tutaj szarości.
I jeszcze jedno - jest okropnie egoistyczna. Jej ojciec wbrew wszystkim obwołał ją dziedziczką tronu, zawsze stał po jej stronie, kochał ją - a ona bezczelnie go oszukuje w sprawie ojcostwa dzieci. Jeszcze biedny Viserys jej wierzy. No też by mi serce pękało na miejscu Alicent.
A co robi własnym dzieciom? Przecież to podłe. Też byś nie chciała żeby ktoś Cię w ten sposób oszukiwał. Tylko dlatego, ze mama chciala się poczuć "pożądana".
"Swiat Westeros to nie jest swiat The Crown i gdyby folgowanie sobie mialo prowadzic do upadku monrachii, to staloby sie to juz za meskich wladcow,"
Oczywiście, dlatego pisałam o zachowaniu proporcji :) Chodziło mi o pewien symbol, sposób prowadzenia się jaki prezentuje Alicent. R to postać, która w The Crown powinna abdykować. Niestety tutaj wywoła wojnę.
Co do najstarszego syna A, to się zgadzam.
"Czy powiedzenie prawdy to jest na pewno zawsze to prawidlowe wyjscie?"
Ale to pytanie jest postawione na głowie :) R źle zrobiła i jest jedyną winną tej sytuacji, ale na jej usprawiedliwienie mamy teraz się zastanawiać, czy jak powie prawdę to skutki będą gorsze?
przykład: "Zdradziłem żonę, ale jej nie powiem. To by zniszczyło nasze małżeństwo i ona by cierpiała". A mi chodzi o to, że on w ogole nie powinien jej zdradzać, a jego kłamstwo jest konsekwencją jego złego czynu.
Tu tak samo - jakby R nie postępowała jak postępowała to nikt by się nie musiał zastanawiać czy powiedzenie prawdy jest najlepszym pomysłem.
„A co R przeszkadzało, że Alicent wyjdzie za mąż za jej starego? To takie straszne? A ona załapała focha jak stąd do Chin, który trwał kilka lat.”
R miała 15 lat a jej przyjaciółka-rownieśniczka zostala zona jej Ojca a tym samym jej macocha. Sytuacja co najmniej dziwna i mialo prawo ją to co najmniej skonsternowac. Jak sobie Ty wyobrazasz sytuacje ze Twoja przyjaciolka od dziecka zostaje nagle zona Twojego Ojca?
„Wcześniej były przyjaciółkami, a R okazała jej pogardę, jakby nie była wystarczająco godna, żeby wejść do rodziny. Czyli - mogę się z tobą przyjaźnić, ale nie jesteś równie dobra jak ja.”
Totalna nadinterpretacja. To jest zwyczajnie, po ludzku, dziwne, ze Twoja przyjaciolka zaczyna chodzic do łóżka z Twoim Ojcem i wpłyneloby na każdego. Tylko tyle. Naprawde nie sadze zeby, chociaz przez chwile, chodzilo o to ze A jest niegodna czy cokolwiek takiego.
„..bo R płodząc (niestety znowu muszę użyć tego słowa) bękarty, dopuściła się zdrady stanu i tron jej się nie należy. Alicent ma z kolei legalne dzieci z królem.”
Upierasz sie przy bekartach, ale ja naprawde uwazam ze to jest tylko kolejny argument a nie pierwszy i gdyby te dzieci byly z prawego loza to Otto i tak by manewrowal/spiskowal aby zgarnac jak najwiekszy kawalek tortu dla siebie/rodu. Zreszta przykladem tego byla proba „ozenienia” 2-letniego wtedy Aegona z R, ktora Viserys wysmial.
Poza tym, ostatecznie, wojne wywolaja Ci, ktorzy sprzeciwia sie woli krola.
„Ogólnie rzecz biorąc też nie do końca rozumiem dlaczego uważasz, że A jest rozżalona, nieszczęśliwa i zgorzkniała. Często piszesz, ze jest cierpiętnicą i zazdrości R życia. Ja nie do końca tak ją odbieram. Moim zdaniem ona może być na swój sposób szczęśliwa i spełniona”
Bo po zmianie aktorek widze duza zmiane w A i widze wlasnie zgorzknienie, podejrzewam ze z uplywem lat, czyli juz w kolejnym odcinku bedzie ono jedynie postepowac. Gdyby było inaczej to by sie nie wyzlosliwiala, nie wychodzila z fochem od meza gdy ten nie robi tak jak ona by chce i nie poniosloby jej emocje do tego stopnia na zgromadzeniu po bojce.
„Uważam, że ona naprawdę się kieruje obowiązkiem i poświęceniem.”
Bo tak ja nauczono, a nie dlatego ze daje jej to faktyczna satysfakcje i spelnienie.
„Co do tej rozmowy z mężem - przecież to jakiś bullshit, ja tego nie kupuję. Oboje z wiadomych względów nie byli zainteresowani, więc każde poszło w swoją stronę. No bez jaj, skoro R może mieć dzieci z kimś tam, to może też mieć je z mężem. Nie sądzę żeby Leanor był bezpłodny. Po prostu im się nie chciało.”
Czlowiek to nie maszyna, a seks to nie program komputerowy. Nie wiem jak sobie to wyobrazasz ale osiagniecie wzwodu i utrzymanie go (co wazniejsze) przez mezczyne ktory nie czuje pociagu seksualnego do kobiet moze byc naprawde trudne do zrealizowania. Czy pamietasz probe zblizenia Margery i mlodszego Beratheona?
„A i dodam, ze ona sama na siebie ten bicz ukręciła. Gdyby nie jej krzywe akcje to mogłaby sama wybrać sobie męża i zapewne trafiłaby lepiej.”
Ostatecznia R spelnila prosbe Ojca wychodzac za L bo polityka wymagala tego aby sie polaczyli z Velaryonami. I ona to zrozumiala.
„jeszcze jedno - jest okropnie egoistyczna. Jej ojciec wbrew wszystkim obwołał ją dziedziczką tronu, zawsze stał po jej stronie”
Krotka pamieć. Jej Ojciec przez polowe jej zycia ja odrzucal bo nie byla meskim potomkiem. Gdy w koncu zrozumial, ze jego obsesja zabrala mu ukochana zone, a corke, przez kilkanasie lat, traktowal jak dziecko gorszej kategorii to podjal taka a nie inna decyzje i jednoczesnie corce stara sie wynagrodzic stracone lata zmieniajac do niej stosunek i czyniac przy tym, mozna tak to nazwac, ulubienicą.
„A co robi własnym dzieciom? Przecież to podłe. Też byś nie chciała żeby ktoś Cię w ten sposób oszukiwał. Tylko dlatego, ze mama chciala się poczuć "pożądana”.”
Nie idzmy prosze w tym kierunku. Moglabys sie zdziwic tolerancji wielu ludzi wobec wlasnych mam i tego czego dla nich chcemy jesli maja byc dzieki temu szczesliwe.
„Tylko dlatego, ze mama chciala się poczuć "pożądana”.”
Tak, ona uzyla tego stwierdzenia, ale za tym kryje sie wiecej. Chec bliskosci z drugim czlowiekiem, ktora, w mniejszym lub wiekszym stopniu, dotyczy kazdego z nas. Chec posiadania kogos po swojej stronie. Deamon nie jest dla niej chwilowym spelnieniem pozadania tylko partnerem na zycie. Oczywiscie wchodzi w gre tez polityka, ale przeciez malzenstwo A z Viserysem to tez jest polityka. Pomimo, ze tez uwazam ze z obu stron wystepuje tam przywiazanie.
Pisalysmy juz o The Crown wiec wspomnijmy relacje Elzbiety z treserem konii. To nie byla relacja na tym poziomie (albo nie wiemy tego bo nikt by sie nie powazyl tego zasugerowac), ale przyklad tego ze kazdy ma swoje „tęsknoty” nawet tak obowiazkowa krolwa jak Elzbieta.
A tez odczuwa samotnosc i chce miec kogos po swojej stronie dlatego wpada w szpony Larysa. R do tego ma tez libido. Jak czytam Twoje wpisy, to mam wrazenie ze wg Ciebie tylko to. Jakby nie byla czlowiekiem. Ona tez kocha swoje dzieci. Mleko sie juz wylalo i jej dzieci maja takie pochodzenie a nie inne. Aby ochronic swoje dzieci moze tylko klamac. Kazdy rodzic by klamal zeby chronic swoje dzieci czy innych bliskich. Ty nie? Jesli nie wyobrazasz sobie ze Ty moglabys byc w takiej sytuacji to wyobraz sobie ze masz siostre i ona ma dzieci z nieprawego loza. Chcesz mi powiedziec ze nie klamalabys aby chronic ich zycie?
"R miała 15 lat a jej przyjaciółka-rownieśniczka zostala zona jej Ojca a tym samym jej macocha"
Leana była jeszcze młodsza - była w zasadzie dzieckiem - jednak R dała ojcu swoje błogosławieństwo żeby ją poślubił. Na Alicent zareagowała trwającym kilka lat fochem, który trudno mi inaczej tłumaczyć niż to co już napisałam.
"gdyby te dzieci byly z prawego loza to Otto i tak by manewrowal/spiskowal aby zgarnac jak najwiekszy kawalek tortu dla siebie/rodu."
Być może tak. Ale wtedy miałby o wieeeeeeele mniej racji i argumentów.
"Poza tym, ostatecznie, wojne wywolaja Ci, ktorzy sprzeciwia sie woli krola."
Wola króla, wola króla.
Wolą Szalonego Króla, którego zabił Jaime, było - spalić ich wszystkich. Mieli na to pozwalać, bo taka jest wola króla?
Wola króla powinna też uwzględniać dobro królestwa, to żeby wszyscy nie pozbijali się wzajemnie kiedy on umrze.
Inny, bardziej ogarnięty król, widząc co się święci, już dawno odsunąłby R i wskazał swoje dzieci z A. Ewentualnie mógłby zwołać znowu ten cały konwent seniorów i zapytać, "hej wolicie R w pakiecie z dziećmi niewiadomego pochodzenia, czy może dzieci jakie mam z A?" Jak myślisz, jaki byłby wynik?
No ale Viserys jest słaby i unika konfliktów i konfrontacji jak tylko może, a efektem będzie wojna.
"Bo po zmianie aktorek widze duza zmiane w A i widze wlasnie zgorzknienie"
Starsza A rzeczywiście jest inna, ale ma po prostu dosyć R, jej kłamstw, obłudy i bezczelności, które postępują przez lata.
"Bo tak ja nauczono, a nie dlatego ze daje jej to faktyczna satysfakcje i spelnienie"
Każdego z nas czegoś nauczono, do czegoś socjalizowano, ale to nie oznacza, że te zasady idą w sprzeczności z naszą prawdziwą naturą. Jesteś miła dla pani w sklepie, bo tak Cię nauczono i tak wypada, czy może po prostu chcesz być dla niej miła sama z siebie?
Uważam, że A, przynajmniej ta młoda A, ma dobry charakter. Jest miłą, łagodną nastolatką, niestety zbyt ulega wpływom ojca, ale rzeczywiście w jej naturze leży obowiązek i poświęcenie.
"Czlowiek to nie maszyna, a seks to nie program komputerowy."
Ciąża bierze się z uprawiania seksu, brak seksu równa się brak ciąży. Geje też mają dzieci.
"Czy pamietasz probe zblizenia Margery i mlodszego Beratheona?"
Ja pamiętam tę scenę tak, ze on mówi, że nie ma dość i chce to robić codziennie do końca życia :P
"Krotka pamieć. Jej Ojciec przez polowe jej zycia ja odrzucal bo nie byla meskim potomkiem."
Nigdy jej nie odrzucał. Kochał ją. Marzył, żeby posiadać syna, ale kiedy uznał, że go jednak nie będzie miał, wynagrodził jej wszystko z nawiązką, w tym dając największą "nagrodę' czyli tron westeros.
"Nie idzmy prosze w tym kierunku. Moglabys sie zdziwic tolerancji wielu ludzi wobec wlasnych mam i tego czego dla nich chcemy jesli maja byc dzieki temu szczesliwe."
Masz rację, ale to nie zmienia faktu, że R, nawet jak kocha swoje dzieci to już od początku dzieciństwa funduje im koszmar.
"R do tego ma tez libido. Jak czytam Twoje wpisy, to mam wrazenie ze wg Ciebie tylko to. Jakby nie byla czlowiekiem."
Widzę w niej człowieka. Takiego, który jest głównie egoistyczny, skupiony na sobie, który umie tylko brać, a nie dawać. R nie zrobiła NIC dla królestwa, dla ojca, powoduje tylko problemy, kolejne rozłamy, a teraz wojnę. Jest cały czas tą samą rozpuszczoną nastolatką. Nie widzę tu żadnego materiału na dobrego władcę. Ona chce władzy dla samej władzy. Nie interesuje się sprawami królestwa, tylko swoimi. Nawet jak jej ojciec opowiadał o przepowiedni, zdradzał tajemnice, to miała wyrąbane.
"Kazdy rodzic by klamal zeby chronic swoje dzieci czy innych bliskich. Ty nie? Jesli nie wyobrazasz sobie ze Ty moglabys byc w takiej sytuacji to wyobraz sobie ze masz siostre i ona ma dzieci z nieprawego loza. Chcesz mi powiedziec ze nie klamalabys aby chronic ich zycie? "
Potrafię to sobie wyobrazić, ale dlaczego Ty nie potrafisz wyobrazić sobie co czuje Alicent? Dlaczego ma czekać z założonymi rękami, aż R dostanie tron, bo "wola króla" i też drżeć ze strachu o swoje dzieci? Nawet jeśli zieloni nic by nie zrobili (zresztą ja nie wiem dokładnie co oni zrobią, bo jeszcze tego nie pokazali) to znajdą się inni ludzie podważający legalność dzieci R i wskazujący dzieci A jako prawowitych dziedziców. A. też kocha swoje dzieci i się o nie boi.
„Leana była jeszcze młodsza - była w zasadzie dzieckiem - jednak R dała ojcu swoje błogosławieństwo żeby ją poślubił.”
Jakie blogoslawienstwo? Ona po protu byla pogodzona z ta sytuacja bo nie miala innego wyjscia tak jak nie miala innego wyjscia, koniec koncow, z Alicentem. To krol decyduje kto bedzie jego zona i R nie ma tu nic do powiedzenia
„Na Alicent zareagowała trwającym kilka lat fochem, który trudno mi inaczej tłumaczyć niż to co już napisałam.”
Ja nie wiem skad Ty wziełaś tego focha. Po zwyciestwie Deamona (niedlugo po slubie A) w ogrodzie siedza razem i sie smieja, a Ty widzisz foch. Poroznienie miedzy R i A na pelnej zaczelo sie od nocy z Colem. W przypadku malzenstwa po poczatkowej konsternacji (zupelnie naturalnej) ze Twoja przyjaciolka zaczyna dzielic loze z Twoim Ojcem R sie pogodzila z ta sytuacja. Po prostu nie chesz tego widziec ;)
„Wola króla, wola króla.
Wolą Szalonego Króla, którego zabił Jaime, było - spalić ich wszystkich. Mieli na to pozwalać, bo taka jest wola króla?”
Przepraszam Cie, ale to porownanie jest z d*py. Wola krola, ktory chce spalic stolice do woli krola, ktora ustanawia precedens i mianuje nastepczynia kobiete jest dla Ciebie porownywalna?
Westeros nie jest demokracja ani nawet monarchia brytyjska gdzie krolowa ma funkcje reprezentatywną. W Westeros, przy jednoczesnym zaprzysiezeniu przez lordow, slowo krola jest PRAWEM. Nie oznacza to, ze moze robic wszystko co chce, ale on nie zdecydowal zeby rzucac w ludzi dzikim ogniem prawda? :)
„Wola króla powinna też uwzględniać dobro królestwa, to żeby wszyscy nie pozbijali się wzajemnie kiedy on umrze. Inny, bardziej ogarnięty król, widząc co się święci, już dawno odsunąłby R i wskazał swoje dzieci z A.”
Lordowie zaprzysiezyli to decyzje i nie bylo zadnej podstawy do tego zeby uznac ze to nie jest dobre dla krolestwa.
Nie bierzesz pod uwage wszystkich czynnikow. Po urodzeniu dzieci on absolutnie nie mogl zmienic zdania ze wzg na Velaronow. To im obiecano, ze ich wnuki (R+L) zostana spadkobieracami. W malzenstwie R i L, chodzilo o wzmocnienie jednosci krolestwa. Chodzilo o to ze rod T i V ma sie polaczyc, a nie byc przeciw sobie. Zmiana decyzji ze to jednak Aegon ma byc krolem nie zjednoczylaby krolestwa tylko wk*rwila Velaronow, a za nimi poszlyby z kolei rody ich zwolennikow.
„Ewentualnie mógłby zwołać znowu ten cały konwent seniorów i zapytać, "hej wolicie R w pakiecie z dziećmi niewiadomego pochodzenia, czy może dzieci jakie mam z A?" Jak myślisz, jaki byłby wynik?”
Mysle to co napisalam juz wiele razy. Te dzieci nie sa oficjalnie bekartami. Nie nosza nazwiska Snow ani Sand.
„Ciąża bierze się z uprawiania seksu, brak seksu równa się brak ciąży. Geje też mają dzieci. „
Wiec jak jakis gej ma dzieci, to tutaj tez sie musi udac co? :) Poza tym, my mowimy o tych wspolczesnych gejach, ktorzy w lozku z kobieta, moga sie wspomoc srodkami chemicznymi?
„Ja pamiętam tę scenę tak, ze on mówi, że nie ma dość i chce to robić codziennie do końca życia :P”
Rozmawialysmy o seksie z gejem wiec uznalam ze sie domyslisz ze chodzi mi o mlodszego z braci Roberta ;)
„Takiego, który jest głównie egoistyczny, skupiony na sobie, który umie tylko brać, a nie dawać.”
R umie dawać, co widać chocby w kontaktach z dziecmi.
„Nie widzę tu żadnego materiału na dobrego władcę. Ona chce władzy dla samej władzy. Nie interesuje się sprawami królestwa, tylko swoimi.”
Gdzie, po stronie zielonych, jest material na wladce?
„Potrafię to sobie wyobrazić, ale dlaczego Ty nie potrafisz wyobrazić sobie co czuje Alicent?
Potrafie, ale ona nie mysli samodzielnie i popada w paranoje.
To co wzbudza moja empatie wobec niej, to to ze jest pod tak duzym wplywem Ojca, ale to za malo.
„Dlaczego ma czekać z założonymi rękami, aż R dostanie tron, bo "wola króla" i też drżeć ze strachu o swoje dzieci?”
Dlaczego R mialaby skrzywdzic dzieci A gdyby sobie zyli spokojnie jako ksiazeta? W tym nie ma logiki. W tym jest logika Otta, ktory podsyca ten strach dla wlasnych celow.
Ja czekam jeszcze na to, po ktorej stronie faktycznie, zostanie skrzywdzone (zabite) pierwsze dziecko. To na pewno wplynie na dynamike green vs black.
Jeszcze jedno co do malzenstwa A i z Viserysem. Zwróc uwagę, ze Viserys nie polaczyl rodu T i V bo wybral Alicent. Polaczenie rodu T i V spadlo w zwiazku z tym na barki R, posrednio z powodu A. To rowniez moglo miec wplyw na to poczatkową konsternacje R.
A Viserys nie mogl po raz drugi odrzucic rodu V, wybierajac dzieci ktore ma z A.
"Jakie blogoslawienstwo? Ona po protu byla pogodzona z ta sytuacja bo nie miala innego wyjscia tak jak nie miala innego wyjscia, koniec koncow, z Alicentem. To krol decyduje kto bedzie jego zona i R nie ma tu nic do powiedzenia"
Jest scena rozmowy króla z R i ona mówi, że rozumie, że ten musi się drugi raz ożenić i zgadza się na Leanę. Następnie król ma ogłosić żonę, spogląda na R, a ta uśmiecha się przyzwalająco i kiwa głową. Król jednak wskazuje na A, a wtedy R ze złością wybiega z sali. Gdyby chodziło tylko o konsternację to po prostu by stała zdzwiona. Dodam, że zarówno królowi jak i A jest przykro na tę jej reakcję, oboje ją kochają i chcą mieć jej akceptację.
"Ja nie wiem skad Ty wziełaś tego focha. Po zwyciestwie Deamona (niedlugo po slubie A) w ogrodzie siedza razem i sie smieja, a Ty widzisz foch. Poroznienie miedzy R i A na pelnej zaczelo sie od nocy z Colem. W przypadku malzenstwa po poczatkowej konsternacji (zupelnie naturalnej) ze Twoja przyjaciolka zaczyna dzielic loze z Twoim Ojcem R sie pogodzila z ta sytuacja. Po prostu nie chesz tego widziec ;)"
Nie, nie, nie. Jest scena, w której wszyscy jadą karetą i R jest wręcz ostentacyjnie obrażona na A i V. Na polowaniu to samo, jeden wielki foch. Siedzi pod drzewem i czyta książkę, okazuje lekceważenie królowej, która przychodzi z nią porozmawiać, a potem mówi, ze jak królowa rozkazuje to ona idzie. Wszystko z nieznośnym fochem. To wszystko dzieje się kiedy A ma już na oko dwuletnie dziecko (chyba nawet ktoś mówi, ze ma 2 lata). Więc ten foch musiał trwać co najmniej 3. No święty by nie wytrzymał. Potem jej trochę przechodzi, ale dopiero po kilku latach.
"Nie bierzesz pod uwage wszystkich czynnikow. Po urodzeniu dzieci on absolutnie nie mogl zmienic zdania ze wzg na Velaronow. To im obiecano, ze ich wnuki (R+L) zostana spadkobieracami. W malzenstwie R i L, chodzilo o wzmocnienie jednosci krolestwa. Chodzilo o to ze rod T i V ma sie polaczyc, a nie byc przeciw sobie. Zmiana decyzji ze to jednak Aegon ma byc krolem nie zjednoczylaby krolestwa tylko wk*rwila Velaronow, a za nimi poszlyby z kolei rody ich zwolennikow."
Ok, tu muszę przyznać Ci rację, bo zapomniałam o tych Velaryonach. Król chciał mieć ich po swojej stronie i wprowadzić ich ród na tron poprzez małżeństwo R z L i dlatego nie zmienia zdania co do R.
Tylko znowu, ten piękny plan popsuła R ;) Lord Velaryon na razie przymyka oko, ale Rheanys widzi, że dzieci nie są jej syna. Plan spalił na panewce. A teraz jeszcze myślą, ze oboje ich dzieci nie żyją i cierpią - ale kto by się przejmował ich uczuciami. Na pewno nie R.
"Wiec jak jakis gej ma dzieci, to tutaj tez sie musi udac co? :) Poza tym, my mowimy o tych wspolczesnych gejach, ktorzy w lozku z kobieta, moga sie wspomoc srodkami chemicznymi?"
Usprawiedliwiasz ich jak tylko możesz. Ja uważam, że mogliby dać radę gdyby próbowali. Jakoś większość małżeństw aranżowanych miała dzieci (w naszym świecie i w Westeros też), a często była niechęć między małżonkami, o pociągu fizycznym można było zapomnieć. To nie jest tak, że dzieci rodzą się tylko z miłości ;)
Nie mówię o współczesnych gejach, w przeszłości homoseksualizm nie był akceptowany i geje żenili się i płodzili dzieci, żeby uniknąć ostracyzmu. Jakoś się udawało. Swoją drogą, dlaczego współcześni geje mieliby się wspomagać środkami chemicznymi w łózku z kobietą? O co chodzi? Dlaczego w ogole mieliby to robić? :P
"Rozmawialysmy o seksie z gejem wiec uznalam ze sie domyslisz ze chodzi mi o mlodszego z braci Roberta"
A no faktycznie była taka scena, zapomniałam o niej ;)
"R umie dawać, co widać chocby w kontaktach z dziecmi."
To zupełnie jak Cersei! Nie ma co, wspaniały materiał na władcę :P
"Gdzie, po stronie zielonych, jest material na wladce?"
Na razie dostaliśmy mało informacji, ale tak, widzę materiał na władcę w osobie drugiego syna A. Wykazał się wielką odwagą, determinacją i sprytem zdobywając smoka. Następnie odważnie stawił czoła reszcie dzieciarni (4 na 1!). Wcześniej, jak mu dokuczali to znosił to z godnością jak na 8-10latka (nie histeryzował ani się nie mazgaił), tak samo stratę oka. Rozmawiając z bratem (dobra, tego spisujemy na straty) na pogrzebie wykazał się dojrzałością, mówił, ze mógłby zrobić wiele gdyby tego wymagało dobro królestwa. Patrzy dalej niż na czubek własnego nosa. Może nie jest idealny, ale ja potencjał widzę. Zresztą co do dzieci A - może się nadają, może nie. Ale R z pewnością się nie nadaje.
"Dlaczego R mialaby skrzywdzic dzieci A gdyby sobie zyli spokojnie jako ksiazeta? W tym nie ma logiki. W tym jest logika Otta, ktory podsyca ten strach dla wlasnych celow"
Trochę Otto podsyca ten lęk, ale on nie jest całkiem nieuzasadniony. A widzi przecież jaka jest R, ona nie wie co ta pierwsza zrobi. Jeszcze wybiegając trochę w przyszłość - szczególnie teraz jak się połączyła z Deamonem. Wszyscy wiedzą do czego on jest zdolny, jaki potrafi być okrutny i bezwzględny. Poza tym on sam chciał tronu dla siebie, uważał się za dziedzica, a teraz po połączeniu z R jest tego tronu blizszy niż kiedykolwiek. No na logikę, nikt by nie chciał mieć takich niebezpiecznych przeciwników i czekać z założonymi rękami co oni zrobią mając nadzieję, że nie zrobią nic. Mówisz, że R nie skrzywdziłaby dzieci A gdyby żyły jako książęta. Może tak, może nie. Ja na miejscu A bałabym się o ich życie. Wystarczy, ze D zasugeruje R, że jednak dzieci mogą być potencjalnym niebezpieczeństwem. Czy A ma pewność, że nic im się nie stanie? A mogłaby nic nie robić i codziennie kłaść się spać z lękiem, że ktoś zamorduje ich dzieci we śnie. Tak jak mówię, ten lęk nie jest nieuzasadniony. Ona ma dużo racji.
Przy okazji postaci Otta, bardzo podoba mi się gra tego aktora. Jest rewelacyjny! Kojarzę go z zupełnie innych ról, pamiętam jak grał w Notting Hill takiego totalnego głupka i śmieszka, potem w jakichś durnych komediach. Tutaj jako dostojny i makiaweliczny namiestnik naprawdę daje radę, potrafi jednym spojrzeniem wyrazic więcej niz tysiąc słów - jego spojrzenia na Velaryona kiedy król ogłasza małżeństwo z jego córką - mega! Szkoda, że jest taki niedoceniany, bo wszyscy się skupiają na Daemonie i aktorach grających A i R.
„Jest scena rozmowy króla z R i ona mówi, że rozumie, że ten musi się drugi raz ożenić i zgadza się na Leanę. Następnie król ma ogłosić żonę, spogląda na R, a ta uśmiecha się przyzwalająco i kiwa głową. Król jednak wskazuje na A, a wtedy R ze złością wybiega z sali. Gdyby chodziło tylko o konsternację to po prostu by stała zdzwiona.”
Musialabym to jeszcze raz obejrzec, ale po tym co opisujesz to zastanawiam sie na ile wplyw na taka rekacje mial po postu fakt, ze byla juz pogodzana z tym ze to bedzie L, tak zostala poinformowana, a gdy padla informacja (zupelnie znienacka), ktora padla, to poczula sie po prostu okłamana, zapewne nie rozumiejac tez dlaczego w ogole zostala okłamana (ja tez tego nie rozumiem). I to przez oboje. Ojca, z ktorym relacja miala swoje wzloty i upadki przez jej pleć i przyjaciolke, ktora ukryla przed nia jaka zazylosc ja laczy z tym pierwszym. Tak szczerze - nie poczulabys sie troszkę zdradzona przez dwie bliskie osoby?
Tak jeszcze sie teraz nad tym zastanawiam.. Alicent poczula sie doknieta przez klamstwo R w sprawie tej nocy z Colem, ok, ale nie miala wczesniej problemu z tym zeby ukrywac przed przyjaciolka „spotykam sie potajemnie z Twoim Ojcem i wszystko zmierza do tego, ze bedziemy malzenstwem” Tu nie chodzilo oczywiscie o seks, ale to zmienia faktu. Powolywanie sie na to ze to Viserys ja prosil o dyskrecje niczego nie zmieni. A wybrala w tym momencie lojalnosc wobec przyszlego meza, a nie wobec przyjaciolki. Ja jak najbardziej rozumiem ten wybor, ale to jest wlasnie dokonanie pewnego wyboru miedzy jedna osoba a druga. R mogla sobie zdac w tym momencie sprawe ze dotychczasowa przyjazn przestala istniec.
„Jest scena, w której wszyscy jadą karetą i R jest wręcz ostentacyjnie obrażona na A i V. Na polowaniu to samo, jeden wielki foch.”
Wiem, ze teraz uznasz to znowu za usprawiedliwanie, ale to ze ktos jest milczacy to nie znaczy, ze ma focha, tym bardziej ze R sprawia, w wielu innych scenach, wrazenie postaci introwertycznej, milczacej. To Ty interpretujesz to milczenie, w tej sytuacji, jako foch.
„Siedzi pod drzewem i czyta książkę, okazuje lekceważenie królowej, która przychodzi z nią porozmawiać, a potem mówi, ze jak królowa rozkazuje to ona idzie.”
Nie, nie. Tutaj obie Panie popełniły błedy. R zlekcewazyla A, prawda i to jest jej błąd, ale A odpowiedziała na to demenstrowaniem swojej pozycji i to jest błąd tej drugiej. A, po krotkiej przepychance slownej, wyprosila grajka bo slowo krolowej jest silniejsze, wiec ta reakcja „jak krolowa karze to idzie” juz byla odpowiedzia na to demonstrowanie kto tu jest królową. Reakca R moze troche dziecinna, ale szczerze mowiac jakby mi przyjaciolka pokazywala, ze to ona tu podejmuje decyzje, to tez bym ją uszczypliwie nazwala „królową” :)
Tu dochodzimy niestety do pkt czy jak uklad sil sie tak zmienia, to przyjazn nadal jest mozliwa. R moze byc zazdrosna o pozycje A, co jest zle, a A moze swojej przyjaciolce przypominac gdzie jest jej miejsce, co jest równie złe.
Ta tendecja do demonstowania swojej pozycji została dobrze zaprezentowana w scenie z dzieckiem przynoszonym prosto z łona. 100% Cersei w tym momencie;) „Przyniescie dziecieka, zobaczymy jak wyglada”. To było zupełnie niepotrzebne upokarzanie drugiej strony, a juz na pewno nie w takiej formie.
„Tylko znowu, ten piękny plan popsuła R ;) Lord Velaryon na razie przymyka oko, ale Rheanys widzi, że dzieci nie są jej syna.”
Nie przymyka tylko wie, bo jak sam powiedział „historia pamieta nazwiska a nie krew”. Oni nie maja pretensji do R bo znaja nature swojego syna.
„A teraz jeszcze myślą, ze oboje ich dzieci nie żyją i cierpią - ale kto by się przejmował ich uczuciami. Na pewno nie R.”
Tu sie zgodzę. Ciekawa jestem czy R i D uswiadomili ich w penym momencie jaka jest prawda. Zobaczymy.
„Jakoś większość małżeństw aranżowanych miała dzieci”
Były tez wyjątki i to Ty postaniwiłaś ze R i L do tych wyjatkow zaliczeni być nie mogą.
„A często była niechęć między małżonkami, o pociągu fizycznym można było zapomnieć.”
W przypadku kobiety to (niestety) nie ma znaczenia jesli chodzi o mozliwosc odbycia stosunku, gorzej z Panami. Byc moze tu sie zdarzaly te wyjatki.
„Swoją drogą, dlaczego współcześni geje mieliby się wspomagać środkami chemicznymi w łózku z kobietą? O co chodzi? Dlaczego w ogole mieliby to robić? :P”
Bo moga nie byc w stanie utrzymywac erekcji przy kobiecie przy ktorej niczego fizjologicznie nie odczuwają. Zostawmy juz moze ten temat:)
„To zupełnie jak Cersei! Nie ma co, wspaniały materiał na władcę”
Nie widze podobienistw do Cersei, jezeli chodzi o macierzynstwo, poza tym ze dzieci sa bekartami. A jak sobie przypomne ta scenke A i Aegona z dreczeniem brata, to raczej tu bym upatrywala podobienstw.
„Na razie dostaliśmy mało informacji, ale tak, widzę materiał na władcę w osobie drugiego syna A. Wykazał się wielką odwagą, determinacją i sprytem zdobywając smoka.”
Scena ze smokiem bardzo mi sie podobała, szczegolnie poczatek, przed wejsciem na smoka. Co do samego drugiego syna mam pewne watpilowosci, po tych atakach slownych. One też sie liczą, bo też bolą. Szczególnie po slowach „rzuce Cie na pozarcie mojemu smokowi” do jednej z tych dziewczynek i „sploniecie jak Wasz Ojciec bekarty” do chlopcow - w tym pieciolatka (tak na oko). To dopiero po tych slowach rozpoczal sie faktyczny atak 4 na 1. Mam po prostu pewne obawy czy np po takich akcjach jak ta ze swinia, i po tym jak Aegon dreczyl brata (za przyzwoleniem matki niestety), ten nie stanie sie np okrutny. Ale tak jak mówisz jest jeszcze jest za mało informacji.
„Trochę Otto podsyca ten lęk, ale on nie jest całkiem nieuzasadniony. A widzi przecież jaka jest R, ona nie wie co ta pierwsza zrobi.”
Ale jaka R jest? Nie zabila (przynajmniej jeszcze) nikogo. A juz na pewno nie krewnego. To A ma w najblizszym kregu morderce krewnych. Hmmm, moze to dlatego tak latwo jej uwierzyc w taka mozliwosc?
„Jeszcze wybiegając trochę w przyszłość - szczególnie teraz jak się połączyła z Deamonem. Wszyscy wiedzą do czego on jest zdolny, jaki potrafi być okrutny i bezwzględny.”
To wszystko prawda, ale zabojca krewnych tez nie jest. Zona to nie krewna ;)))
Nie, ja mowie powaznie. Nikt z czarnych nie podniosol, poki co, reki na krewnego, a te powiazania rodzinne sa tutaj bardzo wazne. Dzieci A sa jego i R krewnymi. To dzieci R sie moga bardziej bac, bo nie sa krewnymi A. Zreszta ta juz podniosla na jedno sztylet ;).
„Poza tym on sam chciał tronu dla siebie, uważał się za dziedzica, a teraz po połączeniu z R jest tego tronu blizszy niż kiedykolwiek. No na logikę, nikt by nie chciał mieć takich niebezpiecznych przeciwników i czekać z założonymi rękami co oni zrobią mając nadzieję, że nie zrobią nic.”
Dawno i nie prawda. W tym sensie ze Deamon juz od dluzszego czasu zajal sie swoim zyciem a nie tym tronem. Po polaczeniu z R faktycznie jest blisko tronu, ale dlaczego mialby zabijac ksiazeta? Jakim mialyby byc niebezpieczenstwem jesli by sie nie buntowaly? Nie przekonuje mnie to. „Zadajmy coś jako pierwsi (odbierzmy tron), bo tamci na pewno nas skrzywdza jesli tego nie zrobimy”
Tak sobie teraz mysle, (nie wiem jak bedzie tutaj), ze to wlasnie Ci, ktorzy wykonuja ten pierwszy „gwaltowny” ruch, z powodu strachu, przypuszczen i tym podobne, doprowadzaja finalnie do katastrofy.
„Przy okazji postaci Otta, bardzo podoba mi się gra tego aktora. Jest rewelacyjny! Kojarzę go z zupełnie innych ról, pamiętam jak grał w Notting Hill takiego totalnego głupka i śmieszka, potem w jakichś durnych komediach. „
Oooo tak, ja tez go pamietam z Notting Hill i w pierwszym odcinku przecieralam oczy ze zdumienia czy na pewno dobrze kojarze;) tez mi sie bardzo podoba w tej roli.
Ja uwazam, ze znakomiecie został takze dobrany aktor pod Larysa. Ta mimika, z tymi usmieszkami, autentycznie gosc ma twarz socjopaty, swietny jest:)
"Szkoda, że jest taki niedoceniany, bo wszyscy się skupiają na Daemonie i aktorach grających A i R."
Tak, masz racje. jest tutaj wiecej perelek. No ale Matt Smith to faktycznie kradnie to show momentami. W The Crown tez mi sie bardzo podobal - idealny Filip.
"Siedzi pod drzewem i czyta książkę, okazuje lekceważenie królowej, która przychodzi z nią porozmawiać, a potem mówi, ze jak królowa rozkazuje to ona idzie.”
Zwroc uwage jak sama piszesz, ze teraz A jest krolowa dla R. I Ciebie dziwi dystans R i to ze ta relacja wyglada inaczej. Chcialabym zobaczyc jak plynnie przechodzisz od relacji przyjaciolka-przyjaciolka do przyjaciolka-krolowa ;) Bylysmy rowne, ale juz nie jestemy rowne. To by wplynelo na kazdego.
"R umie dawać, co widać chocby w kontaktach z dziecmi."
To zupełnie jak Cersei! Nie ma co, wspaniały materiał na władcę :P
Jeszcze się zatrzymam przy tym fragmencie. Zobacz jak twórcy umiejetnie zaprezentowali rożnicę miedzy macierzyństwem R i A. Młodszy syn Aegona był sam podczas bójki. Matka policzkuje Aegona za to pozniej, zupelnie nie rozumiejac ze to jej wychowanie odpowiada za to, ze Aegon nie troszczy sie o mlodszego brata. Dziewczynki nie sa same podczas bojki bo R przekazala chlopcom ze trzeba sie zatroszczyc o kuzynki ktore sa w zalobie. Przekazala dzieciom zatem pewna wartosc. I to nie mala.
Dlatego tak, uwazam, ze chociazby po tym widac ze R potrafi dawac i nie jest az tak zla jak probujesz nakreslic.
"Alicent poczula sie doknieta przez klamstwo R w sprawie tej nocy z Colem, ok, ale nie miala wczesniej problemu z tym zeby ukrywac przed przyjaciolka „spotykam sie potajemnie z Twoim Ojcem i wszystko zmierza do tego, ze bedziemy malzenstwem” Tu nie chodzilo oczywiscie o seks, ale to zmienia faktu. Powolywanie sie na to ze to Viserys ja prosil o dyskrecje niczego nie zmieni. "
Ja w ogóle mam trochę inną teorię na temat znajomości i relacji V i A. Wiadomo, że mastermindem był Otto, ale wcześniej pisałaś, że A zachowuje się w określony sposób, bo tak została wychowana. Moim zdaniem Otto znał córkę i jej charakter, wiedział, że jest dobra, miła i łagodna i dlatego kazał jej chodzić do króla. Zauważ, że nie dostajemy scen, w której Otto mówi A jak ma się zachowywać, co ma mówić itp. Myśli, że jej prawdziwa natura podziała na króla i ma rację.
Z kolei A początkowo wcale nie chce tam chodzić i robi to tylko, bo ojciec jej każe. Widać, że czuje się niekomfortowo i nerwowo, chociażby po tym skubaniu skórek. Myślę, że ona początkowo nie przewidziała nawet, że to mogło się skończyć małżeństwem. Nie mówiła R, bo w sumie nie wiedziała co z tego wyniknie. Ona nie próbowała uwodzić króla, nie była zalotna itp (w tym momencie i tak by to nie podziałało na niego, ale inna dziewczyna na jej miejscu pewnie tak by robiła). Była sobą - pocieszała króla i okazywała mu zrozumienie, wiedziała co on czuje po śmierci swojej matki. To ich do siebie zbliżyło. Oni byli w gruncie rzeczy podobni do siebie. Dlatego ich małżeństwo było udane. Także plan Otta może i był wyrachowany z jego punktu widzenia, ale dla króla i A to również było dobre rozwiązanie (mówię o ich związku, nie o wojnie która wybuchnie).
"Zwroc uwage jak sama piszesz, ze teraz A jest krolowa dla R. I Ciebie dziwi dystans R i to ze ta relacja wyglada inaczej. Chcialabym zobaczyc jak plynnie przechodzisz od relacji przyjaciolka-przyjaciolka do przyjaciolka-krolowa ;) Bylysmy rowne, ale juz nie jestemy rowne. To by wplynelo na kazdego."
Ja to odbieram tak, że A się nazwała królową, bo juz miała dosyć dziecinnego zachowania R. To któraś scena z kolei kiedy R jest sfochowaną księżniczką (wcześniej A próbuje z R normalnie rozmawiać), więc pewnie pomyślała sobie: jak jesteś sfochowaną księżniczką, to proszę, ja jestem królową.
"Ta tendecja do demonstowania swojej pozycji została dobrze zaprezentowana w scenie z dzieckiem przynoszonym prosto z łona. 100% Cersei w tym momencie;) „Przyniescie dziecieka, zobaczymy jak wyglada”. To było zupełnie niepotrzebne upokarzanie drugiej strony, a juz na pewno nie w takiej formie"
Tak, to było trochę okrutne ze strony A.
Ale z drugiej R zamiast powiedzieć: "bez jaj, jestem w połogu, dopiero urodziłam, nigdzie nie idę" - to też chce zademonstrować swoją siłę, idzie żeby pokazać A jaka jest twarda i dzielna, mimo że zostawia za sobą ślad krwi. Obie się zachowują tutaj...nie wiem jak to nazwać nawet. Takie typowe dla kobiet upokarzanie się i demonstrowanie kto jest silniejszy.
"Nie przymyka tylko wie, bo jak sam powiedział „historia pamieta nazwiska a nie krew”. Oni nie maja pretensji do R bo znaja nature swojego syna"
Oj, ja nie jestem pewna czy Rheanys nie ma o nic pretensji do R. Ale nie uprzedzajmy faktów, pożyjemy zobaczymy
"Nie widze podobienistw do Cersei, jezeli chodzi o macierzynstwo, poza tym ze dzieci sa bekartami. "
Napisałam, że R potrafi tylko brać, a nie dawać, a Ty, że potrafi dawać, co widać po relacji z dziećmi.
O to mi chodziło z podobieństwem do Cersei. To nie jest w ogole argument. Cersei też ponad wszystko kochała swoje dzieci i co z tego? Jakim była władcą i człowiekiem?
"Mam po prostu pewne obawy czy np po takich akcjach jak ta ze swinia, i po tym jak Aegon dreczyl brata (za przyzwoleniem matki niestety), ten nie stanie sie np okrutny. Ale tak jak mówisz jest jeszcze jest za mało informacji"
Może się taki okazać. Martin lubi skrajności. Po prostu nie skreślam go, bo widzę pewny potencjał. Dzieci R wydają mi się póki co bezpłciowe, a ona sama - no jak juz pisalam, nie nadaje się na władczynię.
"Ale jaka R jest? Nie zabila (przynajmniej jeszcze) nikogo. A juz na pewno nie krewnego."
Impulsywna, egoistyczna, niezdolna do poświęceń i obowiązków, knuje i kombinuje i kłamie byle tylko jej było na wierzchu. Więc A ma się czego obawiać.
"To wszystko prawda, ale zabojca krewnych tez nie jest. Zona to nie krewna ;)))
Nie, ja mowie powaznie. Nikt z czarnych nie podniosol, poki co, reki na krewnego, a te powiazania rodzinne sa tutaj bardzo wazne. Dzieci A sa jego i R krewnymi. To dzieci R sie moga bardziej bac, bo nie sa krewnymi A. Zreszta ta juz podniosla na jedno sztylet ;)."
Nie wydaje mi się, że te powiązania rodzinne są ważne. Dostajemy dość wąską grupę osób, gdzie w zasadzie wszyscy są ze sobą spokrewnieni lub spowinowaceni, ale nie mają prawdziwej relacji między sobą, liczą się tylko relacje z dziećmi, cała reszta jest nieważna.
Deameon to w ogole - on toleruje i uznaje tylko swojego brata i R. Nie będzie go obchodzić, że dzieci A to dzieci jego brata i są z nim tak samo spokrewnione jak R.
"Dawno i nie prawda. W tym sensie ze Deamon juz od dluzszego czasu zajal sie swoim zyciem a nie tym tronem. Po polaczeniu z R faktycznie jest blisko tronu, ale dlaczego mialby zabijac ksiazeta? Jakim mialyby byc niebezpieczenstwem jesli by sie nie buntowaly? Nie przekonuje mnie to."
Dawno, ale prawda. D siedział sobie za morzem, ale teraz wrócił i jego dawne ambicje odżyją. Jego zachowanie jest trudne do przewidzenia, ale może być różne. Poza tym pamiętaj, że Otto jest jego wrogiem. Mógłby coś zrobić jego wnukom, tylko w ramach 'pojedynku' z Ottem. Nie musi ich zabijać, może je np uwięzić na resztę życia.
W ogóle kluczowe tu jest Twoje stwierdzenie "buntować się" - według Ciebie zieloni mają prawo żyć tylko jak będą grzeczni, potulni, siedzieć cicho i nie buntować się. W tym czasie R i D mogą robić co tylko chcą, a zieloni nie mogą słowa powiedzieć.
Zieloni nie chcą takiego życia. Nie chcą być na łasce R i D tym bardziej, że uważają ich za kłamców i podłych ludzi. Więc sorry, ale nie.
"Ja uwazam, ze znakomiecie został takze dobrany aktor pod Larysa. Ta mimika, z tymi usmieszkami, autentycznie gosc ma twarz socjopaty, swietny jest:) "
Oj tak, ten to jest prawdziwy creep ;)
„Z kolei A początkowo wcale nie chce tam chodzić i robi to tylko, bo ojciec jej każe. Widać, że czuje się niekomfortowo i nerwowo, chociażby po tym skubaniu skórek. Myślę, że ona początkowo nie przewidziała nawet, że to mogło się skończyć małżeństwem.”
Z tym pierwszy mogę sie zgodzić, z ostatnim zdaniem na pewno nie. Ona nie jest (była) głupia. A ta początkowa niechec winikala dokladnie z tego, ze wiedziala do czego to zmierza. Do tego ze mezczyzna ktory moglby byc jej Ojcem, ma byc jej mezem. Tez bym rwala skorki.
Z jej perspektywy, na faktyczny cel, wskazywalo chocby to, ze Otto polecil jej na pierwsze spotkanie zalozyc suknie matki. Skonsternowala sie wtedy, bo wiedziala, ze Ojciec chce zeby wygadala atrakcyjnie dla Viserysa jako kobieta. Latwo polaczyc kropki. Uwierz mi, ona jest bardziej swiadoma niz myslisz;)
Swoja droga, naprawde, to „narzedziowe” podejscie do córki, jest obrzydliwe.
„(wcześniej A próbuje z R normalnie rozmawiać), więc pewnie pomyślała sobie: jak jesteś sfochowaną księżniczką, to proszę, ja jestem królową.”
R nie che rozmawiac w momecie co Alicent chce, to jej zrobila na zlosc i ja do tego zmusila. Brawo.
Jak dzieci.
„Oj, ja nie jestem pewna czy Rheanys nie ma o nic pretensji do R. Ale nie uprzedzajmy faktów, pożyjemy zobaczymy”
*Zeby sie mylilo z R to Rheanys bede oznaczala skrótem RV (z nazwiskiem).
Tak, masz racje. Odswiezylam sobie dwa ostatnie odcinki i ona jest ewidentnie w kropce. Wydaje sie ze Lord V zmierza jednak (do tego momentu) w kierunku R, ale RV ma duzo watpliwosci i chyba nie zdziwiloby mnie gdyby, w ktoryms momencie, postawila jednak na zielonych.Zastanawia mnie jedynie jak by to mialo wygladac. Corki Deamona sa ich wnuczkami, ze je kochaja to bylo widac chocby na pogrzebie. I odwrociliby sie od D? Nie wiem.
„O to mi chodziło z podobieństwem do Cersei. To nie jest w ogole argument. Cersei też ponad wszystko kochała swoje dzieci i co z tego? Jakim była władcą i człowiekiem?”
Dalej w innym poście to rozwinelam. Ktos kto jest az tak egoistyczny tak mowisz nie przekazywalby dziecku wartosci troszczenia sie o innych. Nie umialby.
Swoja droga, to dosc ciekawe ze samolubna R przekazuje dziecku wartosc nieegoistyczną, a poswiecajaca sie A przekazuje wartosc egoistyczna - „rob co checsz, ale zachowuj pozory”. Nie sądzisz?
Oczywiscie, ze to jest argument. To ze ktos kocha swoje dzieci (jasne, ze Cersei tez kochala) nie mowi jeszcze nic o czlowieku, ale to jakim jest rodzicem, jak wychowuje, na kogo, juz tak. To mowi wiele o tym jakim ktos moze byc przywodca. Viserys jest dokladnie takim krolem jakim jest rodzicem. Dlaczego krolawa Deanerys nazywana byla matka? Bo przywodca, w metaforycznym sensie, to rodzic, tyle ze krolestwa.
„Może się taki okazać. Martin lubi skrajności. Po prostu nie skreślam go, bo widzę pewny potencjał.”
Generalnie to Aemond zrobil na mnie swietne wrazenie. W tym sensie, ze nawet jesli bedzie (dla mnie) postacia negatywna, to ma duzo szanse na to aby byc tez jedna z najciekawszych.
„Dzieci R wydają mi się póki co bezpłciowe”
Niewiele mozna o nich w tej chwili powiedziec, ale niewiele tez dostaly czasu antenowego.
„Impulsywna, egoistyczna, niezdolna do poświęceń i obowiązków”
Konkurs na impulsywnosc na razie wygrywa A i pozostawila konkurencje daleko w tyle;))
Jest zdolna do poswiecen, malzenstwo z L to bylo poswiecienie, a 10 lat zycia z mezem, ktorego nie ma nigdy kiedy go potrzebujesz jest wypelnione poswieceniami. Ona sie po prostu nie poswieca tak jak A. To ze ktos sie bardziej poswieca nie oznacza ze robi dobrze/lepiej, rowniez dla samej sprawy. Wrecz przeciwnie. To troche jak z matkami. Nie ta, ktora sie najbardziej poswieca jest dobra matka.
Do jakich obowiazkow ona jest dokladnie niezdolna, poza tym ze nie udalo jej sie splodzic dziecka z gejem pomimo prob?
„knuje i kombinuje i kłamie byle tylko jej było na wierzchu”
Pomijajac kwestie dzieci, bo tu po prostu musi klamac, to co masz na mysli z tym „byle jej bylo na wierzchu”? W jakich innych sytuacjach sie przejawia to tlamszenie innych, ze ma byc jej na wierzchu?
„W ogóle kluczowe tu jest Twoje stwierdzenie "buntować się" - według Ciebie zieloni mają prawo żyć tylko jak będą grzeczni, potulni, siedzieć cicho i nie buntować się”
Buntować znaczy - odbierac koronę, ktora dziedziczy R. Reszte sobie dopowiedzialas.
skupiony na sobie, który umie tylko brać, a nie dawać. R nie zrobiła NIC dla królestwa, dla ojca, powoduje tylko problemy, kolejne rozłamy, a teraz wojnę.
Przypomnij sobie powciagliwość R. Przy stole po śmierci króla, jej decyzje są delikatne, tak by niczego nie zaogniać.
Przypomnij sobie kto "zajął się" dzieckiem R. Kiedy poleciało z poselstwem.
Jeszcze jedno. W Westeros jest prawo dziedziczenia. nie ma natomiast prawa, które mówiłoby ze sam panujący musi abdykować bo ma bękarty, ja nic o tym nie wiem i nie jest to rzeczywistosc rządząca się tymi prawami co The Crown. Gdyby bylo, takie prawo, to tam by pewnie były abdykacje co drugiego władcę. Zreszta tam chyba w ogóle nie ma czegoś takiego jak abdykacje;) Można jedynie kwestionować prawo do dziedziczenia tych konkretnych dzieci. Tak wiec R jak najbardziej, dodatkowo zgodnie z wola króla, jest prawowitym dziedzicem tronu. Zieloni mogliby wiec podważać prawo do dziedziczenia dzieci R (choć pytanie jak zamierzaliby to w takim świecie udowodnić), ale nie samej R. A R, zgodnie z Westorowskim prawem, mogłaby swoje dzieci uznać jako królowa wiec koniec końców i tak by dziedziczyły. Zastanawiam się jakie faktycznie argumenty prawne (w tym świecie) mogłyby stać po stronie zielonych - ja ich nie widzę.
Przepraszam, ale chyba raczysz żartować w tym momencie.
Jakie argumenty prawne? Bękarty R to zdrada stanu - karana śmiercią. Przecież to nigdy i nigdzie nie było tolerowane. Królowie, nawet ci co płodzili nieślubne dzieci, nigdy ich nie wskazywały jako legalnych dziedziców tronu, bo to by nie zostało uznane przez nikogo. No nawet w naszym świecie - najbardziej absolutny z absolutnych królów w historii, Ludwik XIV nie posunął się do czegoś tego. Królowie mogli uznawać swoje nieślubne dzieci w takim sensie, ze przyznawali, że są ich, mogli im nadawać jakieś tytuły czy ziemie - ale nie było mowy o dziedziczeniu tronu!
Poza tym to też nie jest tak, że jak ktoś jest królem/królową to może sobie robią absolutnie wszystko co chce, w Westeros też. Jak Ty to widzisz - że R po zostaniu królową mówi: ej wiecie, moje dzieci wprawdzie nie są męża, tylko kogoś tam, ale ja je uznaję i one będą dziedziczyć. I wszyscy lordowie Westeros na to: aaa jak to to spoko. jest git. Już lecimy przysięgać im oddanie i posłuszeństwo. Send a raven, że będę we wtorek. Chyba sama w to nie wierzysz.
Jeszcze dopiszę: zauważ jak wiele miejsca w świecie Martina poświęca się kwestii tego czy ktoś jest bękartem. I nie bez powodu. W Westeros nie jest tak, jak we współczesnym świecie gdzie ponad połowa dzieci rodzi się w związkach bez małżeństwa i nikogo to nie obchodzi. U Martina nawet jak wiadomo kto jest rodzicem, to te dzieci nie dostają nazwiska po ojcu, tylko nazwisko które wskazuje na ich bękarcie pochodzenie (Snow, Sand). Nawet jeśli rodzice kochali swoje dzieci i je uznawali to one nie nosiły ich nazwisk (np. córki Oberyna). Nie bez powodu bękarty były tak rzadko uznawane - w serialu chyba tylko Ramsay został uznany.
Po prostu nie było to społecznie akceptowalne. Bękart był bękartem i wszyscy mieli o tym wiedzieć, bo takie nosił nazwisko, mógł się wychowywać z legalnymi dziećmi (jak Jon), ale niczego nie dziedziczył. Cersei strzegła jak oka w głowie tajemnicy, że jej dzieci są bękartami - nikt nie mógł się dowiedzieć, bo wiadomo było co to oznacza. Była gotowa na wszystko byle strzec tej tajemnicy.
Okrutne, ale taki świat stworzył Martin. I w takim świecie racja jest po stronie zielonych - po prostu nie wierzę że KTOKOLWIEK zaakceptuje takie dzieci R i ją samą jako królową z bękartami.
Jeszcze jedno. Ponieważ pisałaś dużo o egoizmie. Przekładanie swojej racji, ponad dobro ogółu, jest czym?
Tutaj znowu chodzi mi o pokazanie Ci, ze ta prawda (racja) jest tylko narzedziem do siegniecia po wladze. Gdyby nie bylo tej konkretnej racji to znalazlby sie inny powod.
Po kolei. Skupię sie na tym prawie. Po pierwsze i najwazniejsze - to Ty wiesz ze dzieci R sa bekartami. W swiecie Westeros „spojrz jak oni wygladaja” to za malo, a innych dowodow brak. Zieloni musieli by moc udowodnic, ze te dzieci sa bekartami a nie maja takiej mozliwosci, a samo rzucanie oskarzen nie przekonaloby lordow. Nie takie rzeczy Westeros widzialo ze dzieci nie są podobne do Ojca, a badan genetycznych nie ma. Co wiecej, latwo sie domyslec, ze po wybuchu wojny zarowno zieloni jak i czarni beda miec zwolennikow. R zatem tez bedzie miala i wcale nie uwazam ze to jest takie pewne ze przegralaby jakies ewentualne glosowanie lordow, tylko dlatego ze zieloni mowia cos tam. Ba, beda pewnie i tacy, ktorzy nawet podejrzewajac ze dzieci R sa bekertami wybiora ja ze wzgledow politycznych. Albo np dlatego ze jej dzieci beda wg nich sie lepiej nadawaly na krola. Nie wiem.
Ostatecznie troche zle napisalam z tym uznaniem bekartow - taka sytuacja jest mozliwa gdy dziecko jest legitymizowane jako bękąrt, a tutaj tak nie jest. W przypadku dzieci mezczyzny, jezeli ma dziecko z inna kobieta niz zona to wiemy - bekart. W przypadku kobiety.. no coz, sprawa sie komplikuje. L razem z R powtarza(ł) ze dzieci, jak najbardziej, są jego. W przypadku R, aby można było politycznie uznać ze dzieci są bekartami, to mąż musiałby wyjść i powiedzieć „to nie są moje dzieci”. A tak, to jest słowo przeciwko słowu. Widz zna prawdę, ale to nie ma zadnego znaczenia. Dla lordów z takiej np. dalekiej północy informacja w stylu „ojciec co prawda mówi ze jego, ale my uważamy ze nie jego, bo niepodobne” to jest wróżenie z fusów. Dlatego powtarzam - zieloni nie sa w prawie, nawet jesli sa blisko prawdy. Z pkt widzenia prawa Westeros nie mogą zabrać tronu R ze wzgledu na to ze dzieci R sa bekartami, bo z pkt widzenia tego prawa one nie sa UZNANE za bękarty i nie da sie ich uznac. Rozumiesz? :)
Tak, wiem - ale prawda jest taka a nie inna. Prawda jest po stronie zielonych! Ja to wszystko rozumiem.
Moglabym stanc po stronie zielonych bo prawda, gdyby tam faktycznie chodzilo o ta prawdę. Gdyby faktycznie chodzilo o to, ze oni chca zeby bylo zgodnie z prawem, przyzwoitosc etc. Nie chodzi. Chodzi o wladze., o wlasny wlasny interes, o to ze R jest kobieta i decyzja krola im sie nie podoba czy o zwyklą praranoje - Alicent juz sie boi ze R skrzywdzi jej dzieci jako krolowa(w jej przypadku, to pewnie bedzie glowna motywacja), choc nie ma ku temu zadnych przeslanek. Nie byloby zadnego powodu dla ktorego to by sie mialo stac jakby sobie zyli spokojnie jako ksiazeta, ale Otto spral jej mozg. Tak jak juz pisalam, dla takiego Otto te dzieci to nie jest motywacja tylko argument. A Larys? Myslisz ze za nim przemawia przyzwoitosc „bo to sa dzieci z nieprawego loza” No weeź:)
"Po prostu nie było to społecznie akceptowalne. Bękart był bękartem i wszyscy mieli o tym wiedzieć, bo takie nosił nazwisko, mógł się wychowywać z legalnymi dziećmi (jak Jon), ale niczego nie dziedziczył."
Podsumowujac moj poprzedni wpis - nie wiedza w tym przypadku i (oficjalnie w prawie) nie beda wiedziec. Te dzieci nosza nazwisko Ojca.
"I w takim świecie racja jest po stronie zielonych - po prostu nie wierzę że KTOKOLWIEK zaakceptuje takie dzieci R i ją samą jako królową z bękartami."
Nie zgadzam się. Lordami też będą kierować różne motywacje, a stwierdzenie ze nikt nie wybierze R bo te bekarty, to jest znowu widzenie czarno-białe. Najlepszym przykladem jest tutaj rod Velarynow. Nawet gdyby Deamon nie byl z nimi polaczony corkami, to pomimo ze domyslaja sie ze ich wnuki to nie sa ich wnuki, ze wzg na honor syna beda stac po stronie R, a przynajmniej na to wskazuje historia obecnie.
Idzmy dalej. Wyobrazmy sobie hipotetyczna sytuacje. Zaznaczam ze nie mowie, ze tak bedzie, ale pogdybajmy. Wyobrazmy sobie, ze dzieci A jako starsze sa zepsute, sadystyczne i tym podobne, a dzieci R sa dobrym materialem na przyszlego krola. Lordowie maja z nimi kontakt i widza to. Naprawde myslisz, ze czesc z nich, nawet podejrzewajac ze dzieci R sa bekartami, nie przymknie oczu (bo tak jak pisalam wczesniej one nie sa oficjalnie uznane za bekarty) aby bylo dobrze dla krolestwa?
Chodzi mi pokazanie Ci, ze za lordami opowiadajacymi sie za jedna ze stron beda staly rozne motywacje. Ludzkie i polityczne, a stwierdzenie "po prostu nie wierzę że KTOKOLWIEK zaakceptuje takie dzieci R i ją samą jako królową z bękartami." jest nierealistyczne i potwierdza tylko Twoja antypatie do R i to, ze po prostu chcesz zeby dostała nauczke.
Jeszcze jedno. Ponieważ pisałaś dużo o egoizmie. Przekładanie swojej racji, ponad dobro ogółu, jest czym?
Tutaj znowu chodzi mi o pokazanie Ci, ze ta prawda (racja) jest tylko narzedziem do siegniecia po wladze. Gdyby nie bylo tej konkretnej racji to znalazlby sie inny powod.
"W swiecie Westeros „spojrz jak oni wygladaja” to za malo, a innych dowodow brak. Zieloni musieli by moc udowodnic, ze te dzieci sa bekartami a nie maja takiej mozliwosci, a samo rzucanie oskarzen nie przekonaloby lordow. "
Oj, nie zgodzę się. Czasami wystarczy samo podejrzenie, plotka. Zauważ co się stało, kiedy Ned ujawnił, że dzieci Cersei są bękartami. Cersei co prawda (czasowo) utrzymała władzę, ale wybuchła wojna, kraj się podzielił na nieskończenie wiele stronnictw, ostatecznie każdy tam grał do własnej bramki, ale ta informacja miała daleko idące skutki. Część osób uwierzyła, część nie, ale plotki krążyły, a wojna rozkręcała sie w najlepsze. A też przecież nie było twardych dowodów. Chcę powiedzieć, że rzucanie oskarżeń nie przekona wszystkich, ale przekona wystarczająca liczbę osób żeby zapanował chaos.
Co do dowodów to jednak trochę ich jest. Dzieci R nie są podobne do "ojca", tylko do lorda Stronga. Lord Strong na dziedzińcu zachował się w sposób, który jasno sugerował że jest ich ojcem. Zresztą musiał po tym opuścić stolicę. Plotka o tym zapewne obiegła juz kraj. Poza tym, to że Leanor był homo też zapewne nie było tajemnicą i cały dwór i nie tylko wiedział, że ma kochanków. No wystarczy dodać dwa do dwóch i to nie jest tylko 'vile accusation' tylko całkiem prawdopodobna hipoteza.
Swoją drogą czy Martin nie miał genetyki w szkole? Dzieci A wyglądają jak 100% Targerynowie, chociaż ona sama nie jest Targerynem. Z tego wniosek, że gen Targerynów jest genem dominującym i dzieci R powinny wyglądać jak Targerynowie obojętnie z kim by je miała. To tak jak dziecko osoby białej i czarnoskórej nigdy nie będzie białe (w pierwszym pokoleniu), bo "czarnoskóry" gen jest dominujący.
A wracając do meritum to wszyscy mają przykład jak powinny wyglądać dzieci R i L na przykładzie dzieci Deamona i Leany. A tutaj dzieci R -- wszystkie 3! - wyglądają jak lord Strong.
Dalej piszesz, że niektórzy lordowie wzięliby stronę R nawet jeśliby uwierzyli, że ma bękarty - i tutaj muszę przyznać Ci rację. Źle napisalam, że nie wierzę, ze ktokolwiek zaakceptuje R wraz z dziećmi bękartami. Na pewno wielu lordów jednak ją poprze - czy to dla własnych korzyści, czy też bo będą uważać że R jest lepszą władczynią i jej dzieci lepszymi następcami. Ok, zgadzam się.
Jednak będzie też spora grupa, która tego nie zaakceptuje. Która z tych samych powodów poprze zielonych. I tym osobom R sama dała do ręki broń.
"Dlatego powtarzam - zieloni nie sa w prawie, nawet jesli sa blisko prawdy. Z pkt widzenia prawa Westeros nie mogą zabrać tronu R ze wzgledu na to ze dzieci R sa bekartami, bo z pkt widzenia tego prawa one nie sa UZNANE za bękarty i nie da sie ich uznac. Rozumiesz? :)"
Rozumiem :)
Ale mogą próbować to zrobić, tak jak było w przypadku dzieci Ceresei. Niektórym wystarczy samo oskarżenie, sama plotka, a tutaj jednak jakieś dowody są.
"Moglabym stanc po stronie zielonych bo prawda, gdyby tam faktycznie chodzilo o ta prawdę. Gdyby faktycznie chodzilo o to, ze oni chca zeby bylo zgodnie z prawem, przyzwoitosc etc. Nie chodzi. Chodzi o wladze., o wlasny wlasny interes, o to ze R jest kobieta i decyzja krola im sie nie podoba"
No a czarnym o co chodzi...o to samo. Też chcą władzy, też patrzą na własny interes, do tego ich racja jest oparta na kłamstwie i kombinowaniu (to, ze pozbyli się Leanora było sprytne, ale to jednak też jest oszustwo. W świetle prawa małżeństwo R i D jest nieważne). Oni tak kombinują, kłamią i oszukują, tyle granic przekroczyli, że za samo to ta władza im się nie należy.
"Nie byloby zadnego powodu dla ktorego to by sie mialo stac jakby sobie zyli spokojnie jako ksiazeta, ale Otto spral jej mozg."
To już pisałam wyżej, powody są i to racjonalne. Wcale nie jestem pewna, czy R pozwoliłaby im żyć, a jak się połączyła z D to juz w ogole. Pamietajmy, że D chociażby zamordował pierwszą żonę (znowu tylko widz to wie, ale podejrzenia już krążą. Podejrzewam, ze jej ród dołączy do zielonych).
"Naprawde myslisz, ze czesc z nich, nawet podejrzewajac ze dzieci R sa bekartami, nie przymknie oczu (bo tak jak pisalam wczesniej one nie sa oficjalnie uznane za bekarty) aby bylo dobrze dla krolestwa?"
No tutaj rzeczywiście jeszcze raz, część przymknie oczy i będzie wolała R. Ale nie zmienia to faktu, że jej dzieci będą następcami nielegalnie. Mam wrażenie, ze cokolwiek R nie zrobi to będziesz ją usprawiedliwiać ;) Ona kłamie co do ich tożsamości. To niech powie po koronacji, ze to bękarty ale je uznaje za następców i zobaczy co zrobi królestwo. Jakby wszyscy je uznali za dziedziców to możnaby powiedzieć, że ich władza jest legalna, ale teraz nie jest.
„Chcę powiedzieć, że rzucanie oskarżeń nie przekona wszystkich, ale przekona wystarczająca liczbę osób żeby zapanował chaos.”
Dokładnie. Wywolywanie oskarzen wywoła wojnę.
„Lord Strong na dziedzińcu zachował się w sposób, który jasno sugerował że jest ich ojcem. Zresztą musiał po tym opuścić stolicę. Plotka o tym zapewne obiegła juz kraj.”
Oficjalnie Lord Strong musial opuscic stolice bo zaatakowal Cola. Nadal tylko plotki i domysly a nie cos co mozna uznac za fakt. A z tym „obiegła cały kraj” to bym nie przesadzala. Westeros jest ogromne, a tam nie mam internetu.
„Swoją drogą czy Martin nie miał genetyki w szkole? Dzieci A wyglądają jak 100% Targerynowie, chociaż ona sama nie jest Targerynem. Z tego wniosek, że gen Targerynów jest genem dominującym i dzieci R powinny wyglądać jak Targerynowie obojętnie z kim by je miała. To tak jak dziecko osoby białej i czarnoskórej nigdy nie będzie białe (w pierwszym pokoleniu), bo "czarnoskóry" gen jest dominujący.”
:)))
Gen dominujący Targeryenow powiadasz? To wytłumacz mi prosze wygląd Jona :)
Nie przywiazywalabym az takiej wagi do genetyki w swiecie w którym po niebie lataja smoki, a za murem zombie, ktore uciekly z The Walking Dead:) Tak jak mowie, Westeros widzialo nie jedno. Ostatecznie mysle, ze ludzie maja oczy, ale nie dla wszystkich, w tym swiecie, musi to byc pewnik, ze takie roznice w wygladzie swiadcza o bekartach. Tam sa rozne krainy i rozne anomalia. To nie jest tylko stolica i dwór. Poza tym, w tym swiecie, to nadal nie oznacza, ze mozna prawnie uznac te dzieci za bekarty, a co najwyzej walczyc w imie tego. Tu tez chodzi o to slowo przeciwko slowu. Jezeli kobieta z rodu obecnych wladcow czyli T i mezczyzna z rodu V czyli drugiego (obecnie) najsilniejszego rodu Westeros mowia „te dzieci sa nasze”, to nie jeden westerowski lord nie bedzie po prostu chcial zarzucac im klamstwa.
Tak mi sie wydaje.
„Jednak będzie też spora grupa, która tego nie zaakceptuje. Która z tych samych powodów poprze zielonych. I tym osobom R sama dała do ręki broń.”
Tak, to prawda.
„Ale mogą próbować to zrobić, tak jak było w przypadku dzieci Ceresei. Niektórym wystarczy samo oskarżenie, sama plotka, a tutaj jednak jakieś dowody są.”
Tak, moga probowac dowodzic ze te dzieci sa bekarcie, choc nie sa za takie prawnie uznane i dowodzeniu tego bedzie poswiecona najbardziej krwawa i bratobojcza wojna Westeros.
Gdybym widziala w R albo w jej dzieciach despotow czy po prostu naprawde zlych ludzi dla krolestwa (moze w przyszlosci, nie wiem jak to bedzie wygladac), to bym uznala ze gra jest warta swieczki. Ale jak widze, ze swiat bedzie plonac, bo „my mamy racje” a w ogole to my chcemy tej wladzy dla siebie, to nie potrafie poprzec zielonych. Przynajmniej na ta chwile.
„No a czarnym o co chodzi...o to samo. Też chcą władzy, też patrzą na własny interes”
Ale to nie czarni w tym momencie chca odebrac wladzę (juz ja mają) i tym samym wywolac wojne, tylko zieloni.
„Oni tak kombinują, kłamią i oszukują, tyle granic przekroczyli, że za samo to ta władza im się nie należy.”
Przez nic co zrobili R i D ludzie Westeros nie ucierpieli nawet w 1% tak, jak ucierpia przez nadchodzaca wojne.
„To już pisałam wyżej, powody są i to racjonalne. Wcale nie jestem pewna, czy R pozwoliłaby im żyć, a jak się połączyła z D to juz w ogole. Pamietajmy, że D chociażby zamordował pierwszą żonę.”
Tak ja pisalam, nie przekonuje mnie to. W ogole. Dla R i D dzieci A to sa dzieci Viserysa, nawet jesli nie maja z nimi specjalnych kontaktow. Ojca i brata, ktorego kochaja. Nie. Ja nie wierze, ze oni by atakowali dzieci Viserysa, gdyby te nie zbuntowaly sie przeciwko nim. Deamon przed calym krolestwem udowodnil ze kocha brata, opanowujac sytuacje na wyspach i uginajac przed nim kolano. Jest porywczy, brutalny, rozne rzeczy mozna o nim powiedziec ale kocha brata. Ze Smoczej Skaly tez ustapil ze wzgledu na krewna czyli R. Tak jak pisalam wczesniej kluczowe jest to, ze te dzieci sa ich krewnymi.
„Podejrzewam, ze jej ród dołączy do zielonych”
Tak pewnie będzie.
„Ale nie zmienia to faktu, że jej dzieci będą następcami nielegalnie. Mam wrażenie, ze cokolwiek R nie zrobi to będziesz ją usprawiedliwiać ;)”
Nie, ja po prostu nie widzę tego ze walka (a wiec wojna) o udowodnienie, w tym przypadku i biorac pod uwage dotychczasowe wydarzenia, ze dzieci R sa nielegalne jest sluszna. Tym bardziej, ze tak jak juz pisalam, to jest tylko argument a nie prawdziwa motywacja.
„Ona kłamie co do ich tożsamości. To niech powie po koronacji, ze to bękarty ale je uznaje za następców i zobaczy co zrobi królestwo. Jakby wszyscy je uznali za dziedziców to możnaby powiedzieć, że ich władza jest legalna, ale teraz nie jest.”
Jest jasne co by sie wtedy stalo. Tak jak mowilam wczesniej z samego faktu ze jest matka i chce chronic zycie dzieci, w tym momencie moze juz tylko klamac.
"Dokładnie. Wywolywanie oskarzen wywoła wojnę."
No tylko w tym przypadku te oskarżenie są rzeczywiście prawdą. To nie są kalumnie. Więc zieloni mają tu rację.
"Oficjalnie Lord Strong musial opuscic stolice bo zaatakowal Cola. Nadal tylko plotki i domysly a nie cos co mozna uznac za fakt. A z tym „obiegła cały kraj” to bym nie przesadzala. Westeros jest ogromne, a tam nie mam internetu."
No oficjalnie tak, ale wszyscy się domyślają jaka jest prawda.
Nie ma internetu, ale są kruki. Zainteresowani będą wiedzieć co się wydarzyło.
"Gen dominujący Targeryenow powiadasz? To wytłumacz mi prosze wygląd Jona :)"
No nie da się wytłumaczyć, bo Martin nie ogarnia jak działają geny :P
"Tak, moga probowac dowodzic ze te dzieci sa bekarcie, choc nie sa za takie prawnie uznane i dowodzeniu tego bedzie poswiecona najbardziej krwawa i bratobojcza wojna Westeros.
Gdybym widziala w R albo w jej dzieciach despotow czy po prostu naprawde zlych ludzi dla krolestwa (moze w przyszlosci, nie wiem jak to bedzie wygladac), to bym uznala ze gra jest warta swieczki. Ale jak widze, ze swiat bedzie plonac, bo „my mamy racje” a w ogole to my chcemy tej wladzy dla siebie, to nie potrafie poprzec zielonych. Przynajmniej na ta chwile."
No ale każda wojna była w sumie wywoływana z tego powodu, ze ktos uważał, że ma rację i chce władzy dla siebie :P
Ja nie potrafię poprzeć czarnych, bo oni uważają, że mogą robić co chcą, "bo tak" i wszystko im ujdzie na sucho, a cały świat ma się przyglądać ich kłamstwom i podłościom i nie może nic zrobić, "bo wojna". Zieloni nie są baranami prowadzonymi na rzeź. Mają prawo walczyć o swoje. Mają też prawo chcieć obalić tę zakłamaną ekipę i ja im w tym kibicuję :)
"Ale to nie czarni w tym momencie chca odebrac wladzę (juz ja mają) i tym samym wywolac wojne, tylko zieloni."
Władzę na razie ma Viserys. Alicent jest królową. Otto jest namiestnikiem. Więc czarni na razie nie mają żadnej władzy.
"Przez nic co zrobili R i D ludzie Westeros nie ucierpieli nawet w 1% tak, jak ucierpia przez nadchodzaca wojne."
Wojna będzie taką samą winą zielonych jak i czarnych. W mojej ocenie za jej wybuch będzie odpowiadać w bardzo dużej mierze zachowanie R i D. Trzeba znać konsekwencje swoich czynów, a ani R ani D nigdy o tym nie myślą.
"Tak ja pisalam, nie przekonuje mnie to. W ogole. Dla R i D dzieci A to sa dzieci Viserysa, nawet jesli nie maja z nimi specjalnych kontaktow. Ojca i brata, ktorego kochaja. Nie. Ja nie wierze, ze oni by atakowali dzieci Viserysa, gdyby te nie zbuntowaly sie przeciwko nim. Deamon przed calym krolestwem udowodnil ze kocha brata, opanowujac sytuacje na wyspach i uginajac przed nim kolano. Jest porywczy, brutalny, rozne rzeczy mozna o nim powiedziec ale kocha brata. Ze Smoczej Skaly tez ustapil ze wzgledu na krewna czyli R. Tak jak pisalam wczesniej kluczowe jest to, ze te dzieci sa ich krewnymi"
Napisałam już wyżej, Daemon kocha tylko i wyłącznie brata i R. Cała reszta się dla niego nie liczy. Będzie miał gdzieś, że dzieci A są też dziećmi V, jestem wręcz tego pewna. Myślę, że nie miałby żadnych oporów przed ich uśmierceniem/uwięzieniem itp. I też tak jak pisałam wcześniej, nie ma znaczenie, ze te dzieci są ich krewnymi. Nie mają z nimi relacji. A wkrótce będą to ich wrogowie. W tym świecie liczą się tylko własne dzieci.
"Nie, ja po prostu nie widzę tego ze walka (a wiec wojna) o udowodnienie, w tym przypadku i biorac pod uwage dotychczasowe wydarzenia, ze dzieci R sa nielegalne jest sluszna. Tym bardziej, ze tak jak juz pisalam, to jest tylko argument a nie prawdziwa motywacja"
A jaka wojna jest słuszna ;) to zawsze jest: moja racja jest mojsza. W moim odczuciu racja czarnych to żadna racja przy zielonych.
"Jest jasne co by sie wtedy stalo. Tak jak mowilam wczesniej z samego faktu ze jest matka i chce chronic zycie dzieci, w tym momencie moze juz tylko klamac."
Dokonała wyboru i musi z nim żyć i z konsekwencjami również. Akcja wywołuje reakcję. Nie przewidziała co się stanie? W takim razie jest głupia. I nieprzewidująca, co również robi z niej kiepski materiał na władcę. R nie może oczekiwać, że cały świat będzie akceptował to co ona robi. Jak mówiłam, trzeba się liczyć z konsekwencjami, a pretensje może mieć tylko do siebie.
To jest też mój argument za zielonymi. Czarni nie myślą. No Deamon jeszcze powiedzmy tak, ale R po prostu robi co chce, a potem zdziwienie, że ktoś na reaguje.
„No tylko w tym przypadku te oskarżenie są rzeczywiście prawdą. To nie są kalumnie. Więc zieloni mają tu rację.”
A lepiej miec zycie czy miec racje?
W pierwszym odcinku po zmianie aktorek, gdy A rozmawia z V sam na sam, ten mowi do niej „wygloszenie takich oskrarzen/pomowien bedzie mialo straszne konsekwencje”.
Caly czas chodzi mi to o to czy na pewno gra jest warto swieczki bo mamy racje? Czy jak zycie dzieci A bedzie zagrozone z powodu wojny, to uzna ze warto bylo miec racje? A jesli wojna sprawi ze zginie dziecko R, a ona przeistoczy sie wtedy w Mad King i spali stolice, to A uzna ze warto bylo miec racje?
Tak jak Viserys mowi, to bedzie mialo „straszne konsekwencje” a ja mam wrazenie ze zieloni, np A nie zdają sobie kompletnie sprawy jak bardzo one moga byc straszne. Paradoksem jest to, ze A chcac ochronic zycie dzieci, moze wywolac wydarzenia, ktore ta smierc przyniosa.
Pozwole sobie ten fragment zakonczyc Twoimi slowami: Akcja wywołuje reakcję. Nie przewidziała co się stanie? W takim razie jest głupia. (…) Jak mówiłam, trzeba się liczyć z konsekwencjami, a pretensje może mieć tylko do siebie.
Oby wszyscy pamietali ze akcja wywoluje rakcje, byli przewidujacy i liczyli sie z konsekwencjami.
„Zieloni nie są baranami prowadzonymi na rzeź.”
Na rzeź to sa prowadzeni zolnierze i mieszkancy Westeros. Jesli zieloni uwazaja ze dowodzenie tej racji bedzie dotyczylo tylko kilkunastu osob na dworze, to wlasnie oni sa egoistyczni i nieodpowiedzialni.
„Władzę na razie ma Viserys. Alicent jest królową. Otto jest namiestnikiem. Więc czarni na razie nie mają żadnej władzy.”
?? R dziedziczy tron, to zieloni go chca odebrac. Czy maja racje czy nie, to oni wystepuja przeciwko temu kto dziedziczy wladze w chwili smierci Viserysa.
„Będzie miał gdzieś, że dzieci A są też dziećmi V, jestem wręcz tego pewna. Myślę, że nie miałby żadnych oporów przed ich uśmierceniem/uwięzieniem itp”
Jak wybuchnie wojna to nikt juz nie bedzie mial skrupolow. Ani jedna ani druga strona. Ludzie beda padac jak muchy. A jakby nie wybuchla to nie wiemy. Moim zdaniem nie, bo i po co?
„A wkrótce będą to ich wrogowie.”
Bratobojczosc tej wojny bedzie najgorsza.
*na koniec chcialabym Cie pozdrowic, bo caly tydzien nam zlecial az do nowego odcinka;) Smiac mi sie z nas troche chce, bo tam sie jeszcze zadna wojna nawet nie zaczela, a mu na dobre rozgrzalysmy dyskusje green vs black.:))))
Ostatecznie, mam takie przeczucie, ze na sam koniec moze nikomu satysfakcji nie przyniesć ze zwyciezyli Ci albo Ci. Obie strony zrobia tyle zlego, ze uznamy: pozabijajcie sie wszyscy, jestescie siebie warci;)
Również chciałabym Cię pozdrowić i podziękować za dyskusję :)
Rzeczywiście trochę się wkręciłyśmy, aż się pojawił nowy odcinek, który trochę zmienił sytuację, więc pozwolisz, że się teraz do niego odniosę ;)
- Rheanyra - kochana córeczka tak bardzo kocha tatusia, który uczynił ją następczynią, że nie odwiedzała go przez ponad 6 lat, wolała spędzać czas z Deamonem, zapomniała zarówno o ojcu jak i o królestwie. V nie poznał nawet jej nowych dzieci. Przypomniała sobie o nim dopiero jak się okazało, że jej syn może nie zostać lordem Driftmark. Dopiero wtedy ruszyła do stolicy. Oczywiście od razu od wejścia fochy, razem z D. Dlaczego nie ma ich emblematów? No może jakby siedziała na miejscu mogłaby dopilnować, żeby były, ale jak wspomniałam sprawami królestwa zajmowali się w tym czasie pozostali na miejscu Hightowerowie. W tym czasie V zaczął przypominać żywego trupa, ale R razem z D potrafią się tylko pluć, że dostaje makowe mleko (szkoda, że D nie został żeby sam opiekować się bratem). W tym czasie trzeba przyznać, że A godnie i z oddaniem opiekowała się V. Nawet R przyznała to w czasie uczty. Powinna jednak docenić to wcześniej, a nie zjawiać się dopiero kiedy jej interesy są zagrożone.
Szczytem bezczelności była scena, kiedy w nocy V leży w łożku, a ta mu się żali, że ma jej pomóc zostać królową, bo ma wrogów :D Naprawdę, ta laska jest taka żenująca, ojciec umiera, a ta się mazgai, że buuuuu nikt mnie nie lubi (po tym jak zostawiła Kings Landindg żeby żyć z D i de facto zostawiła rządzenie rodowi Hightower). Tyle dobrego, że wreszcie do niej dotarło, że V czyniąc ją następczynią podzielił królestwo i doprowadził do konfliktów. No brawo, R, szkoda, że nadal te konflikty tworzysz i podscycasz.
Jeszcze taka myśl mi się nasunęła, bo pisałaś wcześniej, że ona się poświeciła w małżeństwie z Leanorem dla dobra królestwa, ale że to ją uwierało i wolałaby inny wybór w tej kwestii. Dodatkowo we wcześniejszych odcinkach dostajemy scenę, w której R robi w zasadzie V awanturę, że używa jej i jej małżeństwa na swoje kłopoty polityczne. A teraz sama robi dokładnie to samo. Ledwo się pojawia problem to proponuje A, żeby zaręczyć jej syna z córką A. A teraz ze łzami w oczach proponuje RV małżeństwo swoich synów z jej wnuczkami. Wszystko dla swoich korzyści, żeby je zabezpieczyć i wzmocnić własny ród. Ale wcześniej o to samo robiła awantury królowi.
- lord Vearmond - no ledwo zaczęłam typowi kibicować to już musiał się pożegnać z głową xd Chociaż przyznaję, ta scena była niezła ;) Do czego zmierzam - on miał 100 proc rację, ale musiał zginąć, bo powiedział prawdę. Wcześniej pytałaś, czy opłaca się ginąć za prawdę. Ale on chciał tego co reszta - zabezpieczyć swój ród, sprawić by trwał, nie chciał bękartów obcej krwi na swoim tronie. Ale musiał zginąć, bo tak własnie postępują R i D - ich musi być na wierzchu nieważne jaka cena, nieważne, że w tym przypadku ta władza jest zdobyta zdradą i podstępem. A z czysto praktycznego punktu widzenia również miał rację - syn R to dzieciak, nigdy nawet nie był chyba w Driftmark, nie ma pojęcia o dowodzeniu flotą. Ale dla R to nie ma znaczenia, tak bardzo jest wyrachowana. Dodam, że wszyscy zjechali się do stolicy, żeby wysłuchać petycji, ale D go zabił i włos mu z głowy nie spadł, nikt nawet tego nie skomentował xd
- RV - bardzo ładnie dojechała R podczas rozmowy pod dębem. Niestety potem ją poparła. Nie do końca rozumiem dlaczego, myślę, że to jest dość tajemnicza postać, bo jej motywacje pozostają ukryte. Na ten moment myślę, że ona mówiła pod dębem prawdę i żywi do R urazę, ale jednak gra we własną grę. Podejrzewam, że ma nadzieję, że jej mąż jednak przeżyje (i wtedy syn R wcale nie zostanie lordem Driftmark tak szybko) i może mieć rację w tym względzie
- Viserys - no dobra, może był słabym królem, ale ostatecznie to on trzymał te wszystkie hieny w ryzach. Jako człowiek wzbudza szacunek. Naprawdę kocha całą swoją rodzinę i oni kochają jego. Scena jak wchodził na tron i scena na uczcie były wzruszające...na krótką chwilę doprowadził do pojednania rodów, A i R nagle nawzajem potrafiły przyznać tej drugiej szacunek i uznanie. No ale nic, umarł i się teraz zacznie jazda.
- Stosunek A do V - pomyślałam o jeszcze jednej kwestii. Gdyby A była taka jak R to w obecnej sytuacji już dawno zachowałaby się jak ona i wzięła sobie młodego kochanka. Żeby daleko nie szukać - ser Cristona Cola, jest młody przystojny, łazi za nią wszędzie jako jej obrońca i coś czuję, że też był by chętny, A jak nie on to ktokolwiek inny. Król na bank nic by nie ogarnął, a nawet gdyby, toby nie uwierzył. Pewnie nawet gdyby A zaszła w ciąże, uznałby dziecko za swoje, nawet jakby nie było do niego podobne xd R już dawno by to zrobiła tak jak zrobiła z Colem, a potem ze Strongiem.
Ale A jest jednak bardziej honorowa. Trwa przy mężu, mimo że wygląda jak zombie, a jak sama pisałaś, pewnie nigdy nie zaznała z nim przyjemności, nie wykorzystuje sytuacji, że byłaby w zasadzie bezkarna. Rozumie czym jest obowiązek i poświęcenie. Pomijam, że myślę, że ona kochała V, może nie od razu, może nie miłością wielką i namiętną, ale pokochała go z czasem. Gdybam teraz, ale jestem pewna, że R zaraz by się rzuciła za pierwszym chętnym typem.
Jeszcze co do Cole i tego, że pisałaś, że R nie wykorzystuje ludzi. Właśnie, że wykorzystała Cristona i to w najbardziej perfidny sposób. D rozbudził w niej pragnienia, których wcześniej nie znała, po czym się ulotnił, więc wzięła sobie tego, który akurat był w pobliżu. Oczywiście, że on się na to zgodził, ale to ona wykonała pierwszy ruch. Cole w związku z tym stracił honor i nawet jak rozumiem mógłby zostać skazany na śmierć lub kastrację (przy okazji fajne tam mają zasady, nie ma co xd)
Jeśli ta sytuacja Cię nie przekonuje, to odwróćmy sytuację. Załóżmy, że w tym układzie R to mężczyzna, a Cole to kobieta. Inaczej to wygląda, prawda? R wykorzystała Cola, splamiła niejako jego honor (mimo, ze za jego zgodą), a potem o nim zapomniała. Cole teraz chodzi obrażony na nią, ale ja go trochę rozumiem. On ma tak duże przywiązanie do zasad, że zabiłby się gdyby nie A. Poza tym myślę, że on naprawdę był zakochany w R.
- dzieci - tutaj dostajemy znaaaaacznie więcej informacji, więc po kole:
A) Aegon - no cóż, typ jest z*ebem. Nie ma co dyskutować z tym. Nie nadaje się na władcę, chyba nawet nie chce tej władzy. O scenie ze służącą pewnie myślimy to samo, ale zanim napiszesz, że A jest zła - to co miała w sumie zrobić? Wiem, że to okrutne, ale co by to dało gdyby ta wieść się rozeszła? No i niestety, takie akcje w obecnych czasach są podobnie rozwiązywane. Tak właśnie robią bogaci sławni i wpływowi. Płacą za milczenie.
Reakcja A jak potem idzie do Aegona wyraźnie pokazuje, że ona również się go brzydzi i nim gardzi, nawet mu mówi, że nie jest jej synem. Ale w sumie co ma zrobić? Przecież go nie wydziedziczy ani nie zabije, mimo wszystko jest jej synem i pewnie go kocha. Powiesz - no ale niech go nie forsuje na władcę. I tak by pewnie zrobiła po rozmowie z R na uczcie, gdyby nie ostatnia scena...
- Aemond - no cóż, myślę, że miałaś rację, to będzie ulubieniec widzów xd Coś czuję, ze fandom obojga płci już się tworzy, ale wracając do meritum, to trochę się nie dziwię jego akcji na uczcie. W końcu kuzyn pozbawił go oka. No raczej takie coś trudno wybaczyć. Poza tym D zachował się gorzej zabijając lorda V i jakoś nikt nie miał pretensji xd Nie bądźmy hipokrytami xd
- Haelena - o tej biedaczce mogę powiedzieć tylko tyle, że dostała nie tego brata który jest fajny xd
- synowie R - jak byli bezpłciowi, tak są. Nawet ich nie rozróżniam. Niby chwilami potrafią zachować się rozsądnie i z godnością (jeden nie dał się sprowokować debilnym tekstom Aegona na uczcie), ale mam wrażenie, że to tchórze, widać było jak bardzo boją się Aemonda. Ten jeden niby chce się uczyć valeriańskiego i jest obowiązkowy, ale na dziedzińcu, podczas treningu Aemonda, jeden chowa się za plecami drugiego
- córki Daemona - to samo co wyżej. Bezpłciowe. Nie rozróżniam.
- ostatnia scena - która zmienia wszystko :) Umierający V, który nie ogarnia z nim rozmawia i A, która myśli, że przepowiednia jest kierowana do niej i chodzi o Aegona. I teraz cóż, ona będzie wierzyć, że wypełnia jego ostatnią wolę, że dopiero przed śmiercią powierzył jej tajemnicę. Głupie? Moim zdaniem nie, wiara w przepowiednię i ostatnią wolę umierającego potrafi być silna.
Btw, casting Aemonda jest za*ebisty, ale jak to się ma do jego młodszej wersji? W ogóle niepodobny xd
Z kolei starszy Aegon nie wygląda na starszego nie tylko od siebie, ale tez od Aemonda, do tego również wygląda inaczej niż za młodu (tamten był wyższy, szczuplejszy, zupełnie inna sylwetka i typ urody).
W tym miejscu składam też serdeczne gratulacje dla Deamona (podobno zaledwie kilak lat młodszy od V), Otto (w wieku Viserysa) i ser Cristona, że przez 20 lat nie postarzeli się nawet o jeden dzień.
Dzięki za zaproszenie:) na pewno wrócimy do dyskusji (jak będziesz miała chęć) bo zdecydowanie jest o czym pisać, a po finałowym odcinku będzie pewnie tym bardziej, na razie przeprowadzkę ogarniam;)
Powodzenia w przeprowadzce! :)
Finał już za nami, sporo się wydarzyło i też chyba sporo pozmieniało, więc jeśli masz czas i ochotę to chętnie przeczytam Twoje spostrzeżenia.
Muszę przyznać, że po wszystkim sytuacja wygląda trochę inaczej, można co do niektórych bohaterów, ich działań czy motywacji nabrać wątpliwości czy zmienić zdanie, ale jednak mimo wszystko z mojej strony...nadal team green ;)
Jeszcze tylko jedno chce dodac a propos dzieci. Za emocje miedzy nimi odpowiadaja rodzice. Obie strony. I az przykro patrzec jak te emocje sa podsycane. Osobiscie mysle ze Aegon chetnie wybralby hulaszcze zycie ksiecia z R jako krolową, gdyby matka go nie zatruwala swoja mysla o koronie, tak jak ona sama zostala ta mysla zatruta przez swojego Ojca.
Dziewczynki z kolei byc moze lepiej przezywalyby strate matki, a za chwile smoka, gdyby Deamon otoczyl je troska zamiast znikac na cala noc. Na pogrzebie tez caly czas same i ten pozniejszy wybuch emocji (w trakcie bojki) nie jest jakims szokiem.
Dzieci z obu stron miały w tym odcinku (na stypie) swoje "urocze" momenty, w ktorych przejawily jedną z piekniejszych cech czyli empatię. Najpierw Aemond gdy stał naprzeciwko Jaca i zdawało sie przez chwile, że chciałby znaleźć jakieś porozumienie. Jak ktoś inny tu slusznie zauwazyl na forum, prawdopodobnie rozumial ze Jace jest tez w zalobie, ale o tyle tragicznej, ze nie moze jej publicznie przezywac.
Nastepnie Luke, który stwierdzil, w rozmowie z dziadkiem, ze nie chce byc lordem Driftmarku bo to bedzie oznaczalo ze wszyscy nie zyja. Slodziak:)
Niestety doszlo do bojki, ktora nie powinna sie w ogole wydarzyc (dlaczego te dzieci sobie tak chodza samopas?? obie strony?), a ktora obdarła dzieci z tej niewinosci. Nastepnie bedzie juz tylko ciag dalszy skakania sobie do gardel. Tak jak rodzice.
A i jeszcze, bo wspomniałaś o tym, jak to dzieci R zrobily ta akcje ze swinia i smialy sie z niego. To prawda, ja tez to potepiam, ale nie zapominaj ze "liderem" tej sytuacji byl Aegon, a nie jest niczym nadzyczajnym ze mlodsi chlopcy robia to co najstarszy. Ponad to, warto sie tez zastanowic nad metodami wychowaczymi "milej" Alicent, ktora w zasadzie przyzwolila (w scenie masturbacji w oknie) Aegonowi na dreczenie brata byleby sie wstawial za nim publlicznie - mozesz byc *ujem dla brata, ale zeby inni nie widzieli:)
Sorry, że tak się wtryndalam w Waszą dyskusję, ale PRZERAŻA mnie fakt, że ktokolwiek może uznawać, że jakaś matka może - targana emocjami do dziecka- chcieć po fakcie skrzywdzić, trwale okaleczyć inne dziecko (NIE W OBRONIE TEGOŻ DZIECKA, PO FAKCIE!) i to jest ROMANTYZOWANE jako wielkie uczucie matczyne... ludzie, naprawdę nie widzicie jakie to jest chore????? Realia serialu są pisane pod "średniowiecze" i nawet w tym "średniowieczu" wszystkich na sali zmroził pomysł Alicent, by okaleczyć syna Rheanery, a my tu sobie przy kawusi, jakby nic o tym dyskutujemy, czy to było zasadne, czy nie? SERIO????????
Tak, zgadzam się. Moze nie ujelam tego tak dobitnie, ale zadanie "oko za oko" i to wobec kilkulatka, bylo totalnym przekroczeniem czerwonej linii.
Trzeba przyznac, ze niezle, z tej sytuacji, wybrnal ser Criston. Krol by go najpewniej sciął za probe okaleczenie wnuka.
Tutaj muszę przyznać Ci rację, bo Alicent powiedziała do syna coś w rodzaju: w domu możesz go bić, ale na zewnątrz trzymajcie się razem.
Ogólnie stosunek do dzieci jest średni. Przecież dzieci Alicent to jest rodzeństwo R, jej bracia i siostry. A ona nie ma z nimi żadnej relacji, pewnie nawet ich nie lubi i uważa za wrogów. Tylko dlatego, że nie lubi ich matki. Zresztą w drugą stronę to samo. I Otto mówiący: dobra, ch*** z okiem wnuka, ważne że mamy smoka! Nie ma to jak kochający dziadek :)
A Daemon to obstawiam, że może nawet nie ogarniać do końca jak jego córki mają na imię.
"Ogólnie stosunek do dzieci jest średni. Przecież dzieci Alicent to jest rodzeństwo R, jej bracia i siostry. A ona nie ma z nimi żadnej relacji, pewnie nawet ich nie lubi i uważa za wrogów. Tylko dlatego, że nie lubi ich matki. Zresztą w drugą stronę to samo."
Zgadza sie. Obie Panie zdaja sie nie zauwac dzieci tej drugiej. Na zgromadzeniu jedna oskarza o zdrade i zada zeznan a druga rzuca sie z sztyletem. No cóż, dom wariatów, jest to dalekie od słodkiego rodzinnego obrazka:))
"A Daemon to obstawiam, że może nawet nie ogarniać do końca jak jego córki mają na imię."
Haha, zeby on ich nie zapomniał zabrać na Smoczą Skałę :D
Ale on był gejem i w sumie to był z nią tylko z obowiązku, więc dla niego dobrze wyszło, o co ci chodzi.
"Książek nie czytałam, ale rodu Hightower nie ma w Grze o Tron"
W sumie jest, choć w serialu trudno się go dopatrzeć. W książce Hightowerowie są wciąż pani Starego Miasta i potężnymi lennikami Tyrellów, do tej pory nie odegrali dużej roli, ale to powinno się zmienić w szóstym tomie, gdzie będzie dużo Starego Miasta.
W każdym razie głowa rodu, Leyton Hightower, od 10 lat ponoć nie opuszcza Wysokiej Wieży, dlatego nie pojawia się w polityce (choć są teorie, że to ściema, a sam Leyton pojawia się na kartach powieści pod zmienionym imieniem. Za to jego dzieci są dość istotne - jedna córka to żona Mace'a Tyrella, czyli matka Lorasa i Margaery. Druga była pierwszą żoną Joraha Mornonta, tą, przez którą skończył jako kłusownik i musiał uciekać za morze :)