Jeszcze nigdy żaden serial nie wzbudził we mnie tylu emocji, głównie za sprawą przepięknych utworów Maxa Richtera (ale nie tylko jego), które w odpowiednim czasie uintensywniały to, co działo się na ekranie. Odpowiednio dopasowana do tematyki serialu oraz umieszczona w idealnych momentach muzyka pozwalała zjednoczyć się w cierpieniu z głównymi bohaterami do granic możliwości. To było coś niesamowitego.
Naprawdę, nigdy wcześniej nie widziałem serialu ani filmu, w którym ścieżka dźwiękowa grałaby tak ważną i potrzebną rolę.