6 sezon nie powala na kolana jak poprzednie i spodziewałam się czegoś lepszego, ale OSTATNI ODCINEK?! Ostatni odcinek nadrabia całą serię. Arcydzieło. Brak słów. Trudno po tylu latach pożegnać się z takim majstersztykiem.
Będzie mi brakowało tego serialu.
Niestety - wielkie rozczarowanie :/
Mnóstwo dłużyzn, scen przeciąganych na maksa.
Fabuła zrobiona na siłę - także nie do końca się skleja.
Widać, że to już odcinanie kuponów i scenarzysyom skończyły się pomysły.
Odnoszę wrażenie, że niewłaściwie rozdzielono "czas antenowy" na postacie. Niektóre, znane z poprzednich sezonów, zostały zignorowane niemal kompletnie (Finn), za to te nowe były za krótko, żeby je lepiej przedstawić i bardziej zainteresować, polubić/znielubić. Niektóre wątki zostały rozgrzebane i nieskończone....
Już nawet nie chodzi o brak akcji. ZERO klimatu poprzednich sezonów....
Miałki scenariusz robiony jakby na siłę, że nie wspomnę o marnym soundtrack-u który wcześniej powalał na kolana.
Przegadany, nudny....Nijaki.
Żona po piątym odcinku mówi: Rozkręci się.....
Mówię: Kiedy? Został jeszcze jeden odcinek!
W jednym z odcinków Alfie Solomons zwraca się do głównego bohatera słowami
"Jeżeli masz zamiar się żalić, to znajdź kogoś kogo to ku..wa obchodzi"
Są to słowa które dokładnie odzwierciedlają intencje twórców, Wpływają one na odbiór 6. sezonu jako całości. Powstaje tu pytanie skierowane do odbiorców. Czy chcemy...