Moim zdaniem on tego nie zrobił. Wszystko, co powiedział w Sądzie jest prawdą. We wcześniejszych zeznaniach wyskoczył z tymi jeansami, a wiemy, że ofiara miała szlafrok. Nie było jego DNA na miejscu zbrodni, jak się po latach okazało. Wszystko wskazuje na nią. Nie sprawdzili jej dokładnie. Te fajki, włos, odcisk buta nr 8. Poza tym listy, które pisała... Ona jest bardzo inteligentną osobą. Zwaliła na niego, sama się przyznając, żeby uniknąć kary śmierci. On oczywiście też nie jest bez winy. Wiedział, że ona pragnie śmierci rodziców. Wiemy to z listów. Wiedział, po co pojechała do domu. Przecież zapewniał jej alibi. I czy nie było żadnego świadka, który widział go w kinie na dwóch seansach? To jest dziwne... Przyszło mi też do głowy, że razem tam byli. Stąd ten rzekomy jego odcisk. Ale to ona zabiła, a on czekał w samochodzie. Potem wszedł z nią, nie wierząc, że to jednak zrobiła... Tylko dlaczego powiedział, że matka miała jeansy na sobie? I w ogóle po kiego grzyba w ogóle się przyznał do czegoś, czego nie zrobił? Bo ją kochał i chciał wziąć winę na siebie? Sam później powiedział że ona go za to znienawidziała, bo pogrążył ich oboje. Gdyby nie jego przyznanie, oboje byliby wolni, bo policja w tamtym czasie miała za mało dowodów przeciwko nim. Ja uważam, że to ona zamordowała rodziców.