Ogólny temat w którym będę zamieszczał dłuższe notki o każdym odcinku, żeby wszystko było w jednym miejscu i każdy kto lubi mnie czytać mógł to wygodnie zrobić.
Przede wszystkim, chciałbym uprzedzić o spoilerach - postaram się, by ich nie było. Jeśli chodzi o LOST - to nie jest temat o tym serialu, tylko o odcinkach I sezonu "Alcatraz". Tak, oczekiwałem na ten serial z nadzieją, że dostanę drugie LOST i często będę pewnie wspominał o tamtym serialu, jednak nie to jest celem tego tematu, więc nie ma tu miejsca dla ludzi z awersją na "Zagubionych" - nie pisać mi tu "o wiele lepsze od tego gówna" ani nie płakać "Boże, czemuś mnie pokarał, muszę oglądać serial w którym jest jeden aktor z LOST, jak ja to zniosę". Nie obchodzi mnie to.
Chciałbym też, by nie wpisywały się osoby, które nie wiedzą czym jest filmowy realizm i w chwili gdy zobaczą, że narzekam na logikę w fabule coś w nich każe im mnie obrazić. Takich rzeczy też nie chcę czytać.
To chyba tyle. Nie każda opinia będzie szczegółowa i długa, nie zawsze będzie mi się chciało i nie wiem jak długo będę tu pisał.
Odcinek I: PILOT
Więc tak - zaczyna się kwestią narratora, który wyjaśnia widzowi czym jest Alcatraz i jaka jest jego historia oraz informuje, że ta historia to bujdy i było zupełnie inaczej. Trochę słabo.
Poważnie, można było to rozwiązać inaczej i lepiej. Narrator to pójście na skróty, a można było z tym poczekać i powiedzieć to za pomocą którejś z postaci która się tego dowiaduje i wtedy dowiaduje się tego widz... No cóż, zamiast tego jest przyspieszenie bo widz i tak wie z reklam "że było zupełnie inaczej" więc lepiej przeznaczyć czas w pilocie na coś innego. Ich wola, ja przeżyję.
Następnie: klimatyczne sceny z Alcatraz w czasie feralnej nocy. Duet strażników przybywa na Skałę, a starszy przeczuwa coś złego - każe młodszemu wyciągnąć broń, wymawia świetną kwestię ("To Alcatraz. Tu nikt o niczym nie zapomina") i ruszają powoli by sprawdzić teren. Ciemność, błyskawice, skupienie w oczach aktorów oraz naprawdę dobre skrzypce w tle. Dobre przejścia montażowe, widać wnętrze kilku pustych cel, słychać wyłącznie burzę na zewnątrz... I koniec.
Nie napiszę: "słabo", ale... tylko tyle? Kilka pustych cel i od razu stwierdzacie, że całe więzienie opustoszało? Gdzie wam się śpieszy, mieliście taki dobry klimat i wykorzystaliście go na całe 2 minuty filmu? Mało!
Kolejna scena... "Alcatraz - Teraźniejszość"... Poważnie? Podpisujemy sceny bo widz jest za mało inteligentny by się skapnąć, że widzi sceny z XXI wieku? Tłum ludzi ze słuchawkami na uszach, z aparatami cyfrowymi w ręku, słuchającymi przewodnika który opowiada historię Alcatraz - to wszystko za mało, by widz zrozumiał jakie jest miejsce akcji? Poważnie?
W każdym razie... Z tego tłumu odłącza się mała dziewczynka, która usłyszała dźwięk gdzieś z zamkniętego terenu. Idzie tam (rodzice mają wyj*bane), widz może przez chwilę poznać klimat tego obecnego Alcatraz gdy ona spaceruje powoli w korytarzu - a potem krzyczy bo myśli że znalazła trupa. Rodzice zauważają, że dziecko im zniknęło (gratuluję!), biegną w kierunku jej krzyku z resztą wycieczki. Okazuje się, że znaleziony człowiek nie jest martwy. Biorą go chyba za włóczęgę (który specjalnie kupił bilet na wycieczkę, nie wiem), ale on nie jest zwyczajny. On sam odkrywa, że pochodzi z przeszłości co widać w poprawnej ekspozycji: zagląda do książki o historii Alcatraz i widzi tam swoje zdjęcie. Niewiele mówi, całość jest nieco drętwa, ale przynajmniej nie ma narratora mówiącego "I wtedy Jack uświadomił sobie, że powinien być gdzie indziej..."
Warto dodać, że zastosowano w tym momencie retrospekcję. Jej celem jest potwierdzić, że Jack był więźniem Alcatraz, a jego strażnik to dupek który się uwziął na niego. Interesujące, złożone i oryginalne, prawda?
Anyway - kolejny wątek. Gość goni gościa. A za pierwszym gościem biegnie jeszcze kobieta. Goniący skacze na 10 metrów (z dachu na dach) w tak sztuczny sposób, że aż się złapałem za głowę. Potem skacze goniący, łapie się krawędzi dachu, ten kogo gonił sprawia, że ten ginie, a gościówa za nimi bardzo jest z tego powodu smutna (tak myślę). I okazuje się, że to też była retrospekcja, tylko innej postaci i nie z tak odległej przeszłości. Posłużyła za wstęp do beznadziejnej ekspozycji postaci Rebecci - pracuje w policji, zginął jej partner, od tamtego czasu nie pracuje z nikim, ale musi bo ją szef naciska ale ona wciąż chce dopaść tego, kto spowodował śmierć jej partnera (on miał jakieś imię może?...) nawet mimo tego, że policja nie ma żadnych śladów. To co teraz napisałem jest o wiele płynniejszą i naturalniejszą ekspozycją niż to co usłyszycie i zobaczycie w serialu.
Wyobrażacie sobie coś takiego w "LOST"? W pierwszym odcinku bohaterowie siadają wokół ogniska i gadają jakoś tak: "cześć, zabiłam ojczyma", "cześć, jestem ćpunem", "cześć, jestem źle wychowanym przez ojca smutnym człowiekiem który cierpi na kompleksy które ten mi zaaplikował w dzieciństwie a potem górował nade mną przez całe dorosłe życie pomimo tego, że to pijak i drań". To jest właśnie beznadziejna ekspozycja. Mogli tę historię przenieść na następny odcinek, kiedy by mogli pokazać tę retrospekcję w całości, widz mógłby poznać tego partnera i zrozumieć jej stratę. Spokojnie, widzowie mogą poczekać - ci, którzy oglądali pierwszy sezon "Zagubionych" mieli gdzieś Smoke'a, ich interesowało "What Kate Did" i na to czekali. Można tak było zrobić w "Alcatraz", można było tylko zbudować tajemnicę na następny odcinek, ale nie - to tylko główna postać kobieca tego serialu, po co na nią marnować czas. Znowu poszli na skróty, ale tym razem naprawdę szkoda mi z tego powodu. Bo to wcale nie musiało się znaleźć w pierwszym odcinku, można było poczekać.
Potem zobaczymy przebitkę sceny morderstwa którym na początku zajmuje się Rebecca, na to wchodzi kolejna ważna postać: Emerson Hauser. Przejmuje śledźtwo, Rebecca jest wkurzona (chyba... nazwała go "ku*asem", więc chyba była wkurzona?) i zaczyna prowadzić śledztwo po swojemu przy użyciu google'a. Wow. Dochodzi do tego, że zabity był strażnikiem w Alcatraz (tym dupkiem) a na zdjęciu które Rebecca znalazła na miejscu zbrodni (jedyny dowód ... chyba) znaleziono odcisk palca Jacka. Tak, tego więźnia. Potem w jakiś sposób Rebecca dociera do autora książki o Alcatraz i uznaje, że warto z nim pogadać (hmm). Kolejne pokłady banalnej ekspozycji.
Ale kogo obchodzi logika, kiedy okazuje się, że tym autorem jest Hugo! Everybody Loves Hugo! :) Dobra, kończę już: Jorge Garcia gra tu gościa o imieniu Diego który już niemalże pierwszą swoją kwestią zdobywa sympatię widza: "Diego Soto. Wyjdziesz za mnie?" i zaraz potem: "Jestem mądrzejszy niż na to wyglądam". Opowiada jej o Alcatraz, widz dowiaduje się że Diego jest prawdziwym ekspertem od historii tego miejsca i w ogóle - ale znowu, czemu poszła z tym do niego? Nie mogła szukać w google ponownie?
Ale dialog jest sam w sobie dobry. Widz poznaje kolejny element tajemnicy, co zostaje uczczone kolejną retrospekcją - Alcatraz, izolatka, Jack w środku (znowu podpis... Nie, gdyby nie ten podpis to naprawdę bym pomyślał że to teraźniejszość). Rozmowa ze strażnikiem który znowu pokazuje, że jest dupkiem (i chyba na tym kończy się jego złożona osobowość) oraz przypomina, że "to Alcatraz. Tu zawsze może być gorzej". Kwestia niezła, ale w kontekście tej sceny jest do niczego. Pamiętajcie: Alcatraz nie jest najgorszym wiezieniem w historii ze względu na to, że jest przeznaczone dla najgorszych z najgrszych. Tam po prostu pracują dupki z nieskończoną władzą. Świetnie.
Przeskok do teraźniejszości (podpis!!). Jack znalazł w kieszeni kluczyk, idzie otworzyć skrytkę. Znajduje w środku broń. Przeskok. Rebecca rozmawia o sprawie z barmanem, który okazuje się jej wujkiem. Ten radzi jej odejść od sprawy, bo... powinna w końcu odpuścić. Dramatycznie, prawda? Ale ona prze dalej, bo nie ma nic innego do roboty. Włamuje się razem z Diego do Koszar w Alcatraz, tam dopada ją Hauser - ale tym razem jest dla niej miły i dzieli się z nią faktami o sprawie (widać nazwanie go ku*asem oraz włam zaimponowały mu). Pokazuje jej, kogo ścigają i wszyscy robią WOW, ON ŻYJE. A tamto to był fake! WOW. Powiedzmy, że te sceny są fajne.
Jakieś 4 minuty później i kilka scen później dopadają Jacka, któremu wprawdzie zadadzą pytania o co w tym biega, ale on nic nie powie więc Rebecca pasuje. Dramaturgia zerowa. Kilka retrospekcji, kilka morderstw i kilka zagadek później odcinek się kończy: Rebecca dowiaduje się tego, co widz usłyszał od narratora na początku, przez co tamto było totalnie zbędne. Dowiaduje się, że Jack był tylko początkiem, zaraz napłyną inni. Ale Jack nie był wcale początkiem, już jeden był wcześniej - ale kogo to obchodzi. A Rebecca jako osoba ledwo doświadczona, rozmawiająca o tajnej sprawie chyba z każdym kogo spotka, wymachująca bronią przy ludziach w biały dzień, oczywiście zostaje wzięta do FBI by pracować nad sprawą. JAK REALISTYCZNIE. A Diego zostaje jej partnerem. Haha.
Aha, Jack miał żonę (która miała imię i chyba niewiele więcej) Która ożeniła się z jego bratem, który najwyraźniej ją do tego zmusił, bo on o to obwinia tylko swojego brata.
Sam Jack ma za to przechlapane u Hausera który jak się okazuje był tym młodszym strażnikiem na początku (szok, on wtedy żył? Bez jaj. Wygląda tylko na 55 lat) i lubił dupka strażnika... z jakiegoś powodu? Nie wiem. Kogo to ochodzi?
Pokpiono w tym odcinku mnóstwo rzeczy - twórcom na bohaterów szkoda czasu, ekspozycje są ch*jowe, wszystko jest wciśnięte jakby chciano opowiedzieć całą fabułę w jednym odcinku, paradoksalnie jest tu też kilka zbędnych scen. Najfajniejszy element całości (Diego) to element właściwie zbędny na obecną chwilę, a moje zainteresowanie główną tajemnicą serialu jest prawie że zerowe. Ale jednak jakieś jest. No i te nieszczęśne podpisy, drażniące głównie swoją bezużytecznością. Na plus dobra muzyka, kilka niezłych scen i kwestii oraz fakt, że to serial całościowy (dla mnie to zaleta).
4/10.
Spojlery odnośnie 1 odcinka (o drugim docinku pisać na razie nie będę skoro go jeszcze nie widziałeś):
No to mamy podobne zdanie. Szykuje się spore rozczarowanie, pewnie na miarę "Terra Nova" (nie wiem czy też interesował Ciebie ten serial). Ogólnie kilka nielogicznych zagrywek, chociażby już sam początek. W niewyjaśnionych okolicznościach znika 300 ludzi w tym prawie 50 strażników - rozumiem, że można było zatuszować zniknięcie sporej liczby więźniów rzekomymi przeniesienia, ale co ze strażnikami i ich rodzinami, które ponoć również mieszkały na Skale?
Ogólnie cały odcinek momentami naciągany i zdecydowanie za krótki. Mogli z tego wprowadzenia spokojnie zrobić dwa odcinki co pewnie wyszłoby in plus. Ciekawy może być ten motyw z dziadkiem + liczę na dobre rozwinięcie z wujem (byłym strażnikiem).
Główna bohaterka tez strasznie nijaka, do tego irytująca. Co do plusów to zgadzam się. Miało nie być porównań do "Losta", ale muzyka bardzo podobna a to spory plus.
Widziałem oba odcinki.:)
"Terra Nova" nie interesowała mnie, ale obejrzałem pierwszy odcinek dla jaj. Tutaj się nabijam z tego serialu:
http://www.filmweb.pl/serial/Terra+Nova-2011-570521/discussion/Mineło+25+minut+s erialu%2C+a+ja+mam+aż+tyle+uwag...,1772176
O tym zniknięciu powiedzieli rak nie wiele, że czekam raczem na kolejne info zanim powiem, że to nie logiczne jest. Ja tam o "wujku" zapomniałem już, może jednak będzie jakaś deux ex machina? :)
Główna bohaterka mnie nie irytowała, ale nie będę się spierał. Trochę mi mówić o stronie dźwiękowej. Z muzyki "Alcatraz" kojarzę tylko motyw ze skrzypcami, a LOST jest dużo bogatsze w tym zakresie (szczególnie to co przygrywa jak się wejdzie na mój profil), więc nie będę nawet porównywał.
Nie trzeba mnie przekonywać co do wielkości LOST, ale jak usłyszałem te dźwięki muzyki, to w sekundzie odżywa cała ta magia i nasuwa się myśl:
"kurcze, ale ten LOST to jednak był niesamowity!"
Aż się chce zapłakać... i powiedzieć "to se ne vrati"
Wg mnie Twoje komentarze, oceny i opinie są trochę śmieszne, przeczytałem opis pierwszego odcinka i nie mam zamiaru męczyć się z Tobą dalej. Po pierwsze, czepiasz się absolutnie śmiesznych rzeczy jak podpisanie, że dana scena dzieje się w czasach obecnych. Nie wiem co Ci to przeszkadza, nie ważne bowiem, że widać cyfrówki itp. - w każdym konkretnym filmie takie podpisy są. Ale nie, Ty uważasz, że twórcy mają Cię za debila bo się nie domyślisz sam, a tu nie o to chodzi. Po drugie zwracasz uwagę na tak nieistotne rzeczy, że to jest jakaś masakra. Bo narrator powiedział, że oficjalna historia Alcatraz jest nieprawdziwa, no omg po prostu. Jak dla mnie to nie ma większego znaczenia czy dowiedziałbym się tego od narratora czy od kogoś innego, ale jeśli już o tym mowa to mi osobiście się podobał wstęp, tak samo jak wystarczyły mi 2 minuty na pooglądanie pustych cel, żeby wiedzieć, że wszyscy zniknęli. Nie wiem czego oczekiwałeś... że przez połowę odcinka będą biegać po pustym Alcatraz i wołać czy ktoś tam jest? Żałosny jesteś. Pokazali dwóch strażników, którzy przypłynęli na Skałę i już sam fakt, że nikogo na brzegu nie było był dziwny, a potem jeszcze puste więzienie i to wystarczy. Założę się, że w dalszych Twoich komentarzach tutaj czepiasz się tego, że ostatnio co odcinek ktoś inny wypowiada kwestię "Previously on Alcatraz".
Kolejna śmieszna sprawa, którą odkryłem w Twojej wypowiedzi to to, że na wstępie mówisz, żeby nie pisać o Lost, a potem sam wyskakujesz z tekstem, że śledztwo prowadzi Hugo... brak mi słów.
Nie to, że mam zamiar bawić w "obrońcę z urzędu" Garreta, bo pewnie sam sobie świetnie da radę, nie mniej lostek815, bo ja wiem, czy tego typu komentarze, jak Twój mają sens?
Tu nie chodzi oto, że jestem przeciwko prawu do krytyki, tylko zwyczajnie oto, że ten temat ma w swoim założeniu mimo wszystko czemu innemu służyć, aniżeli poddawaniu pod rozwagę czyichś ocen pod takim kątem, jak Ty to uczyniłeś.
Jeśli uznajesz, że Garret w tym co napisał "jest żałosny", to nic tylko załóż podobny temat, tam zawrzyj swoje opinie, a jak będą ciekawe, to z chęcią się z nim popolemizuję etc.
Mimo wszystko więcej dystansu.
Jak typ chce mieć osobisty temat z opisami odcinków, gdzie nikt nie może skrytykować jego toku myślenia to niech sobie bloga na profilu prowadzi, a nie. To jest forum publiczne i nie ma czegoś takiego, że temat służy czemuś innemu. Na forum publicznym każdy temat służy do publicznych dyskusji.
lostek815,
Powstało tu wiele tematów krytycznych wobec Alcatraz. Pomimo, iż w 99% się z nimi nie zgadzam, to nawet nie mam zamiaru polemizować z ich autorami, gdyż to zwyczajnie miejsce nie dla mnie, gdyż wpadam tu z nastawieniem na inny rodzaj dyskusji, a wiem, że tamta byłaby jałowa, personalna i pewnie przeradzałaby się w nikomu niepotrzebną kłótnię.
W jakimś sensie niniejszy wątek nie jest dla Ciebie i nie dlatego, że w większości jesteśmy tu za Alcatraz, tylko po prostu jesteśmy nastawieni na inny rodzaj dyskusji, na inny rodzaj wymiany poglądów i co ważne przy zachowaniu szacunku wobec siebie, nawet jeśli w jakichś przypadkach nasze spojrzenie na daną sprawę bywa odmienne.
Po przeczytaniu Twojego komentarza mam wątpliwości, co jest głównym przesłaniem - czy merytoryczna krytyka treści, ocen i poglądów, czy może bardziej personalna wycieczka, której dałeś dobitny wyraz mówiąc Garretowi, że "jest żałosny".
Myślę, że wszystko już co miałem powiedzieć w tej sprawie, właśnie uczyniłem.
Potraktuj to proszę, jako życzliwą radę.
Twoja sprawa jak postąpisz.
Odcinek II: ERNEST COBB
Cóż, w tym odcinku klaruje się cały serial. Narrator na początku jest i w tym odcinku, więc prawdopodobnie będzie na początku każdego odcinka. Widać ktoś się boi, że widzowie o tym zapomną. Whatever. Podpisy również nadal są obecne... i oczywiście wciąż są zbędne. Używają nawet innych filtrów by obraz teraźniejszy różnił się od obrazu przeszłości, ale widać to za mało intuicyjne by mieć pewność, że widz załapie przeskoki. Whatever.
Klaruje się też skład każdego odcinka - z więzienia znikneła zawartość która teraz będzie się pojawiać, więc w każdym odcinku będą łapać 1 typa. W pilocie był lekki chaos i nadmiar wątków, więc trudno było wyczuć ten rytm, jednak w II odcinku już jest większy porządek i teraz wyraźnie widać chociażby podział na 3 akty: wprowadzenie (kogo mają teraz za zadanie szukać), rozwinięcie (zbieranie informacji) i zakończenie (złapanie go), o co było trudno w pilocie.
Jednak sam serial też się rozwija - więcej wiadomo o więzieniu z lat 60, widz poznaje naczelnika, samego protegowanego w tym odcinku oraz poznaje kolejne tajemnice (Coś łączyło Cobba z Jackiem, ale co?). Właściwi bohaterowie serialu nadal nie są skomplikowani - w tym odcinku przede wszystkim Rebecca powiedziała, że potrzebuje Diego. Bez powodu, po prostu go potrzebuje. Ten miał kryzys i potrzebował wsparcia, nic wielkiego.
Trzeba jednak oddać, że przyzwyczaiłem się do obecności Diego i łapię, że twórcy niechcieli mieć tylko postaci którą każdy będzie lubić i na tym będzie się kończyć jej przydatność dla fabuły, więc dali jej wiedzę którą częściej służy jako ciekawostka ale to zawsze coś.
Co jeszcze... Ładne ujęcia Hausera na dachu pod koniec, ale już konfrontacja Rebecca vs Cobb jest idiotyczna. Nie ma w całym dochodzeniu za wiele dramaturgii, postępu znacznego nie odnotowałem. Jack po prostu nie wie i tyle, na tym kończą się rozmowy z nim, jednak nikt nie pyta Emersona dlaczego się przygotował na to wszystko. Ich sprawa.
Aha, po tym odcinku już mam pomysł, jak ich wszystkich przeniesiono do współczesności. To dosyć oczywisty motyw, więc pewnie na taki postawili też twórcy.
Kończę, plusy nie są znaczące, ale minusy też takie nie są. 5/10.
A zastanawiałeś się jak oni tak szybko przenoszą się ze Skały, w której mają główną siedzibę do miasta? :D
W odcinku pilotowym gostek poproszony o bilet (w Alcatraz) sięga do swojej kieszeni i trochę ze zdziwieniem wyciąga bilet, gotówkę i jakieś inne szpargały. Więc odpowiem Tobie tak : odpływają na statku wycieczkowym posiadając bilet na rejs i zwiedzanie Alcatraz.
edit:. Nieważne, myślałam że chodziło Tobie o więźniów, a jak się domyślam, to jednak chodziło Tobie o ekipę śledczą
Nawiązując jeszcze do drugiego odcina, to zauważyłem pewną rzecz.
Lucy (Singupta) zapytana przez Rebecce, czy długo jest z Hauserem, odpowiedziała: "I tak i nie", co jest trochę symptomatyczne.
Lucy na podpytywanie przez Soto: "wiesz jak oni wracają i kto za tym stoi?", była wyraźnie spięta, miała znamiennie zaciśnięte usta i nieco nerwowo przełknęła ślinę, co świadczy, że ewidentnie coś wie - a wręcz dużo.
Oczywiście może wynikać to z faktu, że i ona czy tego chciała, czy nie została przeniesiona w czasie, nie mniej może po części sama maczała w tym palce do pewnego stopnia?
Cały czas jednak mam wątpliwości, co do tego, czy faktycznie będzie tu chodzić o przeskok w czasie?
No niby tak, ale przecież, jakby nie patrzeć np. Sylwane, gdyby normalnie się postarzał, to miałby 85 lat.
Co innego, gdyby musieli mieć po 120 lat, to wtedy przeskok w czasie byłby ewidentny.
No ale "jedynie" 85?
Owszem, wyglądają nadal młodo, ale czy rzeczywiście nie mają już swoich lat na karku?
Może właśnie chodzi o te eksperymenty z krwią?
Wcale nie skłaniam się ku teorii z hibernacją, ale ona w jakimś sensie coś by tłumaczyła.
Ja powiem tak. Serial nie jest zły, ale scena na dachu jak ta policjantka chciała złapać snajpera mnie rozwaliła. No, co za idiota zrobiłby to co ona?? Wchodzi sobie na dach i widzi jaki jest skupiony, żeby oddać dobry strzał, ten pajac. I co ta idiotka robi? Odzywa się do niego zamiast się przyczaić i przestrzelić mu rękę albo chociaż kolano i w ten sposób go obezwładnić. No ta scena mnie normalnie rozbawiła. Wchodzi babka na dach i krzyczy: "Ziomuś tutaj jestem, strzelaj do mnie, będzie fajnie" no normalnie masakra. Jednak ogólnie to serial spoko.
ODCINEK III: KIT NELSON
Fabuła kręci się wokół mordercy dzieci. W sprawie przemieszczania się w czasie nie posunięto się do przodu (a właściwie zrobiono krok do tyłu), jednak w tym odcinku zostanie ujawniona wielka tajemnica człowieka za parawanem!... Też na to nie czekaliście i podobnie jak ja nie zarejestrowaliście, że to tajemnica?... Cóż, drugi Jacob to to na pewno nie był.
Twórcy dalej budują wizerunek Alcatraz z lat 60 - kolejny więzień, kolejne sceny. Póki wszystko toczy się w tym mikroskopijnym światku kilku odcinków nie będę się za bardzo spinał, ale twórcy nie mają już za wiele czasu. Na obecną chwilę Alcatraz to więzienie dla ludzi którzy byli baaardzo źli na zewnątrz ale wewnątrz są potulni jak baranek i nikomu nie chcą robić krzywdy, ale źli strażnicy muszą im zaje... pałką na sam ich widok. Do tego naczelnik, który nie ma nic innego do roboty tylko rozmawiać z każdym więźniem po kolei.
Póki co, Alcatraz nie jest charakterystycznym miejscem.
Generalnie odcinek ogląda się dobrze. Jest w nim kilka słabych scen ale jednocześnie jest w nim też sporo napięcia i dramatyzmu ("Twoja kolej" w scenie na jeziorze). Ładnie przeplatano przeszłość z teraźniejszością, Kit Nelson ma niezłą historię, dochodzenie jest sensowne, a czas szybko mi minął.
Nie jest to nie wiadomo jak dobre, mogło być oczywiście lepsze, ale można obejrzeć. Można też odpuścić. 5/10.
Ja tam już w pierwszym odc. wiedziałem kto jest za parawanem, więc nie było ujawnienie wielkiej tajemnicy:
1. Za parawanem powiedział swój numer - 2002
2. Policjantka znalazła zdjęcie pod koniec odcinka na tablicy i dowiedziała się, że jej dziadek nie był strażnikiem, a właśnie więźniem Nr 2002
3. Szybka retrospekcja do pościgu na dachu co udowodniło policjantce, że jej dziadek też "wrócił" z lat 60-tych.
Pozdrawiam ;)
Obejżalem wlasnie pilot i jestem zawiedziony bo po reklamach i zwiastunach spodziewalem sie lepszej fabuły i czegos ambitniejszego a to takie jakies ni w kij ni w oko denny scenariusz i dialogi a o grze aktorskiej to nie ma co gadac bo takowej nie było poprostu przereklamowane zwykłe pitu pitu , a miało być cos na wzor LOST-ów a to nawet nie ma porównania . Rozczarowanie i tyle.
edytuj
zgłoś nadużycie
odpowiedz
Odcinek IV: CAL SWEENEY
Na początek - błąd w matrixie. Fw twierdzi, że odcinek inaczej się nazywa, choć na imdb jest już inna wersja - właśnie tą uważam za poprawną. Choć w sumie można mieć wątpliwości, w końcu w tym odcinku dominują dwaj więźniowie.
Jednym z nich jest właśnie Cal Sweeney, który dziś pojawia się w banku by ukraść zawartość skrytek, a pół wieku temu pracował w pralni Alcatraz, szmuglował tam różne rzeczy dla pozostałych więźniów. Drugim jest jego protegowany z tamtych czasów który odegra w tym odcinku większą rolę niż się zdaje.
Ogólnie mówiąc, najlepszy odcinek. Taki który nie tylko sprawia, że chce się obejrzeć ciąg dalszy, ale też mógłbym śmiało obejrzeć go jeszcze raz. Jest tu dużo dobrych rzeczy: nacisk na przeszłość, linia fabularna przedstawiająca wydarzenia teraźniejsze jest zepchnięta na drugi plan. Obie te linie pokrywają się w pewnym sensie oraz współgrają - każda retrospekcja ma swoje uzasadnienie, dlaczego wstawiono ją akurat teraz. Jest też dramaturgia oraz napięcie w obu liniach. Przeszłość to teraz konkretny wątek z początkiem i zakończeniem, wreszcie więzień Alcatraz jest równie niebezpieczny tak wewnątrz więzienia jak i poza nim. Wątek drugoplanowy w teraźniejszości jest szybki i konkretny, Diego i Rebecca zamiast szukać śladów przez kilka dni muszą działać szybko bo ten kogo szukają właśnie przetrzymuje zakładników w banku.
Co do Rebbeci, to jak w poprzednim odcinku chwaliłem Garcie za jego rolę, to w tym mogę pochwalić ją - naprawdę czuć od niej tą determinację oraz zdecydowanie w scenach bycia "na muszce" i późniejszej scenie w samochodzie.
Jest też sporo nowych faktów dotyczących sedna fabuły, czyli zagadki: w tym odcinku dowiemy się, że COŚ planowała dyrekcja Alcatraz w latach 60 (ale nie dowiemy się nic więcej). Pojawi się też drugi klucz oraz... drzwi. Sami zobaczycie.
Jest też kilka wad - w banku Cal gada z babką bez oglądania się za siebie, więc każdy by mógł go zajść od tyłu albo uciec. Dialogi też nie są zbyt dobre, i nie rozumiem czemu Cal zabił tego gościa, gdy podszył się pod ubezpieczyciela. Pewnie za kilka odcinków to się wyjaśni. Ale oprócz takich błędów są też drobne zalety, jak Rebbeca patrząca na drogę w czasie jazdy (niby nic, a w wielu filmach kierowcy tego nie robią, lub robią to z rzadka).
6/10. I dopiero teraz mogę napisać, że szczerze czekam na kolejny odcinek. Nareszcie ten temat ma jakiś sens.:)
Mam nadzieję, że dalej będziesz pisał swoje przemyślenia, po obejrzeniu kolejnych odcinków, bo są strasznie fajne. Choć ocena pierwszego odcinka i tak najlepsza ;)
Dziękuję.:)
Do pierwszego odcinka napisałem mnóstwo - wiadomo, to w końcu pilot gdzie wszystko jest nowe. Pisanie przy każdym odcinku, że podpisy scen są zbędne byłoby nudne.^
Bardzo fajne streszczenia piszesz Garret.
Nie chcę przez to powiedzieć, że mam problemy ze zrozumieniem, tego co oglądałem, gdyż Alcatraz, aż tak ciężki intelektualnie nie jest ;) jednakże bardzo dobrze to podsumowujesz i wiem, że przez to nie umknie mi żaden niuans.
"6/10. I dopiero teraz mogę napisać, że szczerze czekam na kolejny odcinek. Nareszcie ten temat ma jakiś sens.:)"
Do pierwszej kropki się zgadza. Do drugiej też. Do uśmieszku również :)
Nic tylko zwyczajnie pozwolę sobie podpisać się pod tym.
"bardzo dobrze to podsumowujesz i wiem, że przez to nie umknie mi żaden niuans"
Taki właśnie bym mój zamiar. Jak przeglądałem forum LOST i czytałem wypowiedzi Griftera o końcówce sezonu trzeciego to żałowałem, że sam bym nie mógł takich tekstów zrobić. Oglądałem każdy odcinek jeden za drugim, zlewały mi się w jeden więc mijały np. trzy odcinki zanim dotarła do mnie niesamowitość wprowadzenia postaci Jacoba.
Teraz mam okazję obejrzeć "to" jak należy więc korzystam. Super, że ktoś też ma przyjemność w czytaniu tego!
"Super, że ktoś też ma przyjemność w czytaniu tego!"
No wiesz, Szymborska, ani Miłosz to nie jest, ale niezłe ;)
Co do LOST, to faktycznie momentami mogło się to mieszać.
Pisałem dzisiaj jeden komentarz i musiałem sobie szybko przypomnieć, co było kiedy w którym sezonie , bo tak za bardzo tworzy to jedną całość.
Słowem jeszcze odnośnie tych streszczeń....
Najważniejsze, aby wyłuszczać te wszystkie mniej lub bardziej przydatne elementy, bo to że tam Rebecca patrzyła na drogę, to już swoista nadgorliwość :)
ja czytam i skłaniam się ku temu żeby tego nie oglądać pisz dalej chwała ci za to dzięki temu nie marnuje czasu na to gówno ale jak moja teoria się sprawdzi to może się skusze.. mnie tylko ciekawi czy w następnych odcinkach pojawi się postać z pilota Jack Sylvane to prosił bym cie żebyś o tym napisał.
pozdro
Spoko, napiszę. Póki co Jack S. pojawia się tylko przez kilka sekund w każdym odcinku, zwykle na koniec.
Motyw z tymi "tajemniczymi" drzwiami bardzo intrygujący to fakt i w sumie z każdym kolejnym odcinek robi sie co raz bardzie interesująco.
Wg mnie najciekawszym więźniem do tej pory był Kit Nelson.
Popieram, finał wreszcie zostawia nas z tym męczącym pytaniem "co tam do cholery jest?". Boję się tylko rozczarowania i tego, że "duchem z przeszłości" okaże się np. Al Capone albo inny mafioso przeniesiony z czasów jeszcze odleglejszych :| Do not want.
Charlie: "This doesn't matter. None of this matters. All that matters is that we felt it." ;-)
Odcinek V: GUY HASTINGS
Znowu błąd na filmwebie z tytułem odcinka.:<
Nastąpiła pewna zmiana: teraz zamiast więźnia szukają strażnika. Fabułą kręci się wokół pewnej grupy nowych strażników, część jest opowiedziana w retrospekcji ale zdecydowanie więcej powiedziano wprost bez pokazywania tego, tak więc zakończenie widz poznaje już na początku: strażnicy oficjalnie zginęli. Jednak tak naprawdę kluczowe momenty tej opowieści są nieznane, a to oznacza kolejną zagadkę na konto serialu: czemu im powiedzieli, że ich rodzina zginęła? Czym było to skażenie?
Podobny motyw ze skażeniem był w LOST! ;-)
Tak czy siak: poznajemy kolejną ważną postać oraz dowiadujemy się o jej relacjach nie tylko z jednym z więźniów ale też z pewnymi osobami żyjącymi współcześnie... Jest ciekawie, trzeba przyznać!
To co udało się w tym odcinku to scenariusz. Twórcy uzmysłowili sobie, że kręcą film a nie piszą książkę więc: dialogi są potrzebne, ale to co da się wyrazić obrazem, wyrażają w ten sposób. Całe scena początkowa z pojawieniem się Guya wykonano bez żadnych kwestii z jego strony: on tylko uzmysławia sobie, że jest w znajomym miejscu, ale jednocześnie to nie to samo miejsce. Zagląda do skrytki, broni się i zauważa znaki na ścianie - zero słów. I tak jest właściwie przez cały odcinek.
Nawet chyba całkowicie zrezygnowano z tych podpisów. Albo było ich tak mało, że nawet ich nie zauważyłem. Tak czy inaczej, serial idzie jako całość w lepszym kierunku.
Dodatkowo, jest tu też kilka naprawdę poruszających momentów (PIERWSZY SPOILER W TYM TEMACIE! ale naprawdę warto wspomnieć o nich) - jeden to scena po bójce w więziennym szpitalu, jak Tommy nagle łapie za rękę Raya - zero słów, same emocje. Krótko i treściwie.
Druga: Hauser pokazujący Guyowi jego rodzinę. Chłop jeszcze 5 minut wcześniej myślał, że jego rodzina naprawdę zginęła, ale teraz widzi własne prawnuki. I w tym samym momencie uzmysławia sobie, że "Nie zobaczę już ich nigdy więcej, prawda?". Jedno zdanie, dramat człowieka zmieszczony w 15 sekundach.
[/spoiler]
A na koniec dowalono jeszcze jeden element układanki, czyli podkreślono udział dziadka Rebbecci w tym całym cyrku. Okazuje się, że jest wręcz kluczową postacią, choć jego rola nadal nie jest znana.
Urealniono też sprawę z pierwszego odcinka i wzięcie Rebbecci do FBI, tak więc mój sarkazm z tamtego komentarza nadaje się do usunięcia. A Diego jest świetny, szczególnie jak improwizuje w scenie z córką Guya.:D
A co mi tam, 7/10. Czekam na kolejny odcinek.
Powiem tak.... Stałym punktem po obejrzeniu każdego odcinka jest dla mnie przeczytanie Twojego "streszczenia".
Nie mówię tego, żeby Ci słodzić, choć na pewno przyjemnie jest móc usłyszeć to, że komuś podoba się to co robimy, a tym samym że ma to sens, tylko chodzi zwyczajnie o to, że z jednej strony naprawdę ciekawie czyta się takie podsumowanie, a z drugiej - gdy oglądałem ów odcinek, to nawet sobie przez moment pomyślałem, że nie będę sobie głowy zaśmiecał próbą zapamiętywania wszystkiego - bez względu na to, że aż tyle przecież tego nie ma, tylko spokojnie obejrzę sobie odcinek i dam się wciągnąć w akcję, a Garret i tak to potem wszystko usystematyzuje.
Pewnie jest w tym trochę umysłowego lenistwa, ale po prostu coś czuję, że wiele rzeczy, wątków i na pozór niuansów, koniec końców złoży się na jedną całość pozwalającą w pełni zrozumieć, co, jak, gdzie i kiedy oraz po co i dlaczego.
Ja temu odcinkowi dałem nawet 8/10, aby nieco go wyróżnić na tle tych, które dostały 6 i 7.
Oby to wszystko szło we właściwym kierunku, który tym odcinkiem został w pewien sposób wytyczony.
Z tym skażeniem, to jakoś nie przyłożyłem do tego większej (u)wagi.
No tak... - było w LOST :) , ale jedynie jako epizod i doraźne uzasadnienie dla Desmonda, aby nie ruszał się z miejsca i wciskał przycisk.
Zapewne niczym odkrywczym to nie będzie, a wręcz truizmem, ale wygląda to tak, jakby przeprowadzano jakieś eksperymenty. Może medyczne, może z czasem, z przemieszczaniem się, czy z czymkolwiek innym....
Na pewno moja ciekawość została pobudzona. Może jeszcze nie aż tak, jak to było w przypadku LOST, gdzie na każdy odcinek czekałem niemalże z wypiekami, nie mniej interesująco się robi. Powoli, ale robi.
Dziękuję! :) Chyba zacznę prowadzić koncert życzeń, jaki serial następnie komentować ~~ Z nowych bardzo dobry jest pilot "Luck", ale póki co nie ma wciąż napisów do drugiego odcinka.:<
Zresztą w tym odcinku odpuściłem notatki w czasie seansu, co jak widać wyszło na prostą. Notowałem z pamięci po obejrzeniu, zapomniałem tylko sprawdzić i przytoczyć nazwisko scenarzysty i reżysera tego odcinka. I dać linki do muzyki na YouTube:
http://www.youtube.com/watch?v=Bq1IiKpwfAQ
A w LOST to był dużo ważniejszy wątek! W końcu Danielle z powodu skażenia zabiła ukochanego, straciła dziecko oraz przeżyła na wyspie w samotności!
Ja miałem pomysł taki, że po prostu ich zahibernowano, ale jakoś teraz w to wątpię. Mam nadzieję, że serial zyska fanów którzy tak jak fani LOST po obejrzeniu pierwszy raz sceny w chatce Jacoba będą analizować na forum tę scenę klatka po klatce.;-)
Fakt. Danielle. Nawet o tym zapomniałem.
To tylko potwierdza przydatność Twoich notatek.
Co do zahibernowania, to ani przez myśl mi to nawet nie przeszło.
Owszem, zakładałem - czy nawet i teraz dopuszczam takie o to rozwiązanie, że dla tych wszystkich osób z Alcatraz czas - te 50 lat, jakoś upłynęły i to że niby wyglądają z zewnątrz tak samo, jak wtedy, wcale nie musi oznaczać, że ich organizmy nie postarzały się o te wszystkie lata.
Może wyjaśnieniem będą tu te badania - czy jakkolwiek zwał, z pobieraniem krwi.
No ale to tylko jedna z wersji i chyba raczej niespecjalnie przeze mnie preferowanych. Ot po prostu wariant.
Nie, hibernacja byłaby za mało "abramsowska";) Tu pewnie tradycyjnie odejdzie nam jakaś pokrętna teoria równoległego wszechświata/linii czasowej. Np. więźniowie z przeszłości będą sprowadzeni dopiero w przyszłości. Ot, taka samospełniająca się przepowiednia - ekipa ścigająca zbiegów z Alcatraz przypadkowo do tego sprowadzenia doprowadza...;)
Myślę, że chyba jeszcze nie pora na tak śmiałe i zakręcone przewidywania :)
Z drugiej strony zastanawiam się, co też takiego nieszablonowego mogliby wymyślić scenarzyści, aby było to realnym zaskoczeniem dla widza.
Przemieszczenie w czasie? - yyyy
No ale cóż innego na chwilę obecną najbardziej zakładać....
Oby tylko w jakiś wymyślny, niebanalny, nietrywialny i nieoklepany sposób.
Ale czy tak się jeszcze w ogóle da...(?)
;)
Powiem Ci Piotrze, że oczywiście w momencie gdy to sugerowałeś, można było świadomie z przymrożeniem oka do tego podchodzić, nie mniej teraz taka wersja byłaby chyba właśnie jedną z tych, których bym oczekiwał.
Tzn. powiem tak, że spodziewam się jakiegoś paradoksu, podobnego typu co sugerujesz, że ekipa sprowadzając zbiegów na dobrą sprawę wpisuje się w to, co chciałaby uniknąć.
Pod koniec 2009, BBC wypuściła fajny serial "Paradox" (nawiasem padł on dość szybko, bo po 5-ciu odcinkach. A szkoda)
http://www.filmweb.pl/serial/Paradox-2009-547880
Jaka tam była treść?
Ano grupka osób (policjantka lub detektyw, naukowiec itp.) w oparciu o otrzymane z przyszłości zdjęcia, próbowali zapobiec wydarzeniom, które przedstawiały.
Czym się to kończyło? Ano tym, że na dobrą sprawę wpisywali się w ciąg wydarzeń, który prowadził do tego, czego chcieli uniknąć.
Najprościej można to podsumować tak, że nie da się zmienić przeszłości i przyszłości i pomimo, iż mamy wolną wolę i w każdej chwili możemy podjąć setki przeróżnych decyzji, to jakie byśmy nie podejmowali działania, to koniec końców i tak prowadzi do do tego co ma zwyczajnie być.
Jak miałoby się to mieć do Alcatraz?
Wszystko zależy od tego, jak postrzegamy czasowo kolejne wydarzenia.
Pomimo, iż z treści jakoby wynika, że teraźniejszość to niby rok 2012, to zastanawiam się, czy w niektórych momentach nie jesteśmy celowo myleni,
Przeskakując z wydarzeń z roku 1960 ("podpisany") do przyszłości, mamy określenie "czasy obecne" lub "teraźniejszość", zaś rok 2012 bardziej wynika nam z treści aniżeli ze wspomnianego wcześniej "podpisania".
Można się w tym miejscu mocno zacząć zastanawiać co było pierwsze lub co z czego wynika i jest efektem,
Więc czysto teoretycznie sugerujesz, że np Lucy cofnie się w czasie i nieświadomie dla przykładu doprowadzi do zniknięcia wszystkich z Alcatraz? Pętla czasowa byłaby ciekawym rozwiązaniem.
Mówiąc najoględniej, dopuszczam choćby jedynie jakąś małą, ale pętlę czasową, tudzież inne czasowe postrzeganie kolejnych wydarzeń
Czego miałoby być to wynikiem i podejmowania jakich działań? - To już inna sprawa.
Ową możliwość dopuszczam przede wszystkim niejako na przekór prostej logice, która wypływa z treści.
Mówi nam się wprost: w nocy 20 marca 1963 roku, zniknęły 302 osoby i niektóre z nich pojawią się 50 lat później - w teraźniejszości - przyjmijmy w 2012
Logika prosta: z punktu A 1963 do punktu B 2012
Logika prosta. Chyba za prosta :)
Abstrahując już od tego, to że akcja dzieje się w 1960 r., a zniknięcie nastąpiło w 1963, jasno mówi, że Alcatraz jest obliczony na dłuższy serial i te 3 lata będzie pewnie obfitowało w masę wydarzeń.
Powiem krótko, jak się w ma LOST ta początkowa (z pierwszego sezonu) "zabawa" rozbitków na plaży i poznawanie ich losów, wobec tego, co potem odkrywaliśmy przez kolejne sezony?
"Inni", "Tamci", "Oni", druga wyspa, świątynia, Jacob i jego epoka, zaświaty etc.
Nie chcę powiedzieć, że w przypadku Alcatraz czeka nas to samo, ale pole do popisu jest duże - gdyż jak zgodnie uznajemy, obecnie chyba jednak trochę za mało się dzieje i nawet o tak oczywistym i już na wstępie zarysowanym wydarzeniu, jak nagłe zniknięcie wprost odczytywane, jako przeskok w czasie, praktycznie nic nie wiemy.
Jak to mówisz, czeka nas solidny "cliffhanger", przy którym pewnie ten z LOST (otwieramy bunkier), to pikuś :)
Ja się tylko martwię czy będzie wogóle drugi sezon bo to w tej chwili pod znakiem zapytania stoi. A z tym paradoksem czasowym to jest też taka sprawa, że wszyscy zniknęli naraz a potem nagle wyskakują jak Filip z konopi każdy osobno w innym czasie, innym miejscu do tego z suwenirami pozwalającymi operować w 2012 czyli nawet jeżeli wszyscy zniknęli z powodu jakiegoś wypadku przy eksperymentach to jednak ktoś musi mieć nad tym kontrolę. Przez chwilę przeszła mi też taka myśl, że może oni skoczyli jeszcze dalej w przyszłość i teraz ktoś ich wysyła w przeszłość do 2012 ale po zastanowieniu to już by było za dużo kombinowania.
Z takimi serialami to jest problem.
Zakładam, że scenarzyści Alcatraz mają od początku gotowy pomysł na cały serial.
Co zrobić, aby z jednej strony nie zdradzać treści, a z drugiej tak zachęcić widza, aby ten wytrzymał I sezon z nastawieniem - czy wręcz z pewnością, że potem akcja bardzo ruszy do przodu.
Jakie będą losy Alcatraz zależy w dużej mierze od tego, jaką petardę odpalą w ostatnim odcinku z Tommym, a chyba nawet i bardziej od tego, jak trakcyjne wypuszczą 'promo', aby napędzić na koniec, jak największą widownię.
Co do skoku, lat 1960, 1963, 2012 i ewentualnych innych...
Założenie, że w 1963 r. wszyscy skoczyli naraz nie współgra z powrotami, które mają miejsce pojedynczo i w pewnych odstępach czasowych.
Oczywiście można przyjąć czysto teoretycznie, że o ile wszyscy wpadli w jeden i ten sam tunel czasoprzestrzenny, tak zostali z niego wyrzuceni w różnych momentach.
Bardziej prawdopodobne są jednak indywidualne powroty w wyniku osobnych skoków.
Powiem otwarcie, że doszedłem do miejsca, gdzie zaczyna się pustka.
Nic.
Czekam na te ostatnie 3 odcinki.
Wbrew sobie zobaczyłem trochę przypadkiem, acz w pełni świadomie 'promo' 11. Wygląda ciekawie, ale bo ja wiem, czy coś zostanie wniesione?
Przeczucie mam takie, że moglibyśmy się całkiem sporo dowiedzieć od Lucy, gdyby tylko ta była świadoma.
Problem z tym serialem i widownią jest taki, że to jednak typowy procedural. Taki Lost opowiadał konkretną historię i wokół niej kręciła się fabuła a tutaj mamy konkretną historię ale fabuła kręci się z każdym odcinkiem wokół indywidualnych powrotów skazańców w większości nie związanych z głównym wątkiem ot skoczyli i dalej popełniają swoje zbrodnie a ta historia w tle jest ledwie muskana. I to jest też powodem drastycznego spadku oglądalności przy okazji ostatniego odcinka. Osobiście uważa, że na finał część widzów wróci ale to poważnie godzi w szanse na 2 sezon. Gdybym miał zgadywać to finał będzie taki jak finał Terra Nova notabene z tej samej stacji. Główny wątek zostanie nakreślony zostawiając furtkę na drugi sezon.
Promo widziałem ale nie robiłbym sobie nadziei. Ten wątek z Lucy w śpiączce to pewnie końcówka odcinka i dopiero w 12 się obudzi. Swoją drogą najwyższy czas ;)
Szkoda, że jest tak niewiele seriali opowiadających konkretną historię (wyłączając anime).
To, że dziadek Rebbecci jest kluczowy to wiadomo od 1 lub 2 epka, a przynajmniej jasno się tego można było domyśleć, po tym, że cały czas oddaje krew i wszystko wie, no i zachowuje się trochę jak Jacob z Lost. Poza tym pokazany w 1 odc. nie został schwytany, wiec rzecz jasna, że jest kluczowy...
Wywołany niejako do tablicy, ja - fan LOST przez duże F, A i N :) już mówię czego się domyślałem i jakie ogólnie miałem odczucia.
Po pierwsze już na dzień dobry, widząc ujęcie więzienia Alcatraz otoczonego zewsząd wodą, w sekundzie przed oczami stawała mi wyspa. Ta Wyspa :)
Nie sposób wręcz nie mieć takiego skojarzenia.
Na wiadomy "przerywnik" (błysk napisu Alcatraz) od razu pojawia mi się przed oczami napis LOST z czołówki.
Słysząc co bardziej "melancholijne" wstawki ścieżki dźwiękowej, od razu brzmią mi w uszach podobne motywy z LOST.
Widząc Soto vel. Hugo, czekam, aż zaraz zza rogu wyskoczy ktoś równie znajomy - ot np. Sawyer.
Widząc w pierwszym odcinku Sylvanea. natychmiast sobie pomyślałem: "o, nasz 'nowy' Jack" :)
Widząc po raz pierwszy detektyw Rebeccę westchnąłem sobie: "Kate to to nie jest, ale pewnie po paru odcinkach da się w sobie rozkochać" :) - i nie myliłem się, gdyż z każdym odcinkiem coraz bardziej - że tak powiem, "przekonuję" się do niej :)
Widząc ten wąski "korytarz", gdzie wzdłuż na ścianach wiszą zdjęcia wszystkich poszukiwanych skazańców, mimochodem pomyślałem o tym pomieszczeniu w świątyni ze znakami na ścianie, gdzie chyba Jacob kazał coś szukać Hugo (chyba jakoś tak, bo już nie pamiętam dokładnie)
Gdy w trzecim odcinku chłopaczek wydostawał się z podziemnego - nazwijmy to bunkra, na widok włazu pojawił m się przed oczami inny... właz :)
Gdy po koniec czwartego odcinka naczelnik otwierał drzwi do jakiejś tajemniczej "celi", od razu pomyślałem o tym pomieszczeniu, gdzie Ben trzymał związanego ojca Sawyera.
Pewnie mógłbym wskazać jeszcze kilka innych skojarzeń, ale na pewno nie takie, że w osobie Raya dopatrywałem się Jacoba :P
Tak więc arti92, nie mów, że czegoś łatwo było się domyślić :) - a tym bardziej fanowi LOST.
Jeśli Alcatraz choć trochę ma przypominać LOST, to pomny doświadczeń wiem, że chyba jednak lepiej niczego nie starać się zbyt mocno zakładać i przewidywać, gdyż rzeczywistość zapewne szybko zweryfikuje niektóre nasze domysły.