Ogólny temat w którym będę zamieszczał dłuższe notki o każdym odcinku, żeby wszystko było w jednym miejscu i każdy kto lubi mnie czytać mógł to wygodnie zrobić.
Przede wszystkim, chciałbym uprzedzić o spoilerach - postaram się, by ich nie było. Jeśli chodzi o LOST - to nie jest temat o tym serialu, tylko o odcinkach I sezonu "Alcatraz". Tak, oczekiwałem na ten serial z nadzieją, że dostanę drugie LOST i często będę pewnie wspominał o tamtym serialu, jednak nie to jest celem tego tematu, więc nie ma tu miejsca dla ludzi z awersją na "Zagubionych" - nie pisać mi tu "o wiele lepsze od tego gówna" ani nie płakać "Boże, czemuś mnie pokarał, muszę oglądać serial w którym jest jeden aktor z LOST, jak ja to zniosę". Nie obchodzi mnie to.
Chciałbym też, by nie wpisywały się osoby, które nie wiedzą czym jest filmowy realizm i w chwili gdy zobaczą, że narzekam na logikę w fabule coś w nich każe im mnie obrazić. Takich rzeczy też nie chcę czytać.
To chyba tyle. Nie każda opinia będzie szczegółowa i długa, nie zawsze będzie mi się chciało i nie wiem jak długo będę tu pisał.
Wiem Garret.... Nie ma napisów.
Trochę przepraszam, że się wyrwałem z ocenianiem, gdyż do tej pory zawsze cierpliwie czekałem, aż obejrzymy go z napisami, ale coś tym razem nasi tłumacze się spóźniają, a ja - przyznam się bez bicia, już nie mogłem wytrzymać z ciekawości i .... obejrzałem :) - tym bardziej, że napisy będą pewnie dzisiaj późnym wieczorem (oby!), a to oddalałoby seans, aż do jutra :)
Inna sprawa, że chyba tłumacze nie traktują Alcatraz priorytetowo :( i na pierwszy ich rzut idą inne tytuły.
Nie to co kiedyś z LOST, że ów serial był pierwszy w kolejce....i czasem napisy pojawiały się nawet tego samego popołudnia, a najpóźniej wieczorem,
Ja tam czekam cierpliwie, mam sporo seriali do nadrobienia które mają napisy.;-)
Ja natomiast oglądam tylko jeden :)
Do tej pory zawsze do środy wieczór już były napisy, więc byłem cierpliwy, pomimo, iż nowy odcinek czekał na obejrzenie już od wtorkowego poranka.
Pierwszy raz ich niestety nie było, a szansa, że będą dzisiaj jest chyba 50/50.
No ale nie ma co tego już wałkować.
Następnym razem, jeśli znowu będzie taka zwłoka, to wstrzymam się z oceną, do momentu pojawienia się napisów, aby można było na bieżąco wspólnie powymienia się opiniami.
Z tą krwią to jest taka zagadka dla mnie. Oni wogóle muszę nie przesłuchiwać tych schwytanych więźniów tylko ich wsadzają do tej celi bez wymiany dwóch zdań. Gdyby ich przesłuchali doszliby do tej krwi i mogliby to zbadać. Już pomijam fakt, że doktorek wie przecież o tej pobieranej i oddawanej krwi.
Odcinek VIII: CLARENCE MONTGOMERY
Uwaga, ważny zwrot akcji: wszyscy więźniowie których poznaliśmy do tej pory totalnie się zmieniają w naszych oczach. W tym odcinku dowiemy się, że byli pie*dolnięci.
Postacią centralną jest czarnoskóry niewinny - oskarżono go o zabicie dziewczyny, z którą miał niby uciec, w której był zakochany. Siedzi za niewinność czy kłamie? To najmniejsza z zagadek tego odcinka: bo w przyszłości Clarence będzie nadal zabijał, ale już nie będzie ukrywał, że to zrobił. Uparcie powtarza: wtedy byłem niewinny, ale już nie jestem. Co się stało? Dlaczego?
Ponadto, był kucharzem. Dyrektor więzienia dał mu okazję do ugotowania obiadu dla wszystkich za kratą. I białych i czarnych. Najwidoczniej w latach 50 to był spory problem, zjeść obiad ugotowany przez czarnego, bo zamiast jeść, ludzie poszli na noże. Dlaczego? Bo byli pie*dolnięci. Koniec kwestii, już ich nie lubię.
Ale oprócz tego jest wiele rzeczy przyjemnych w oglądaniu. Jest dramatyczna końcówka, rozmowy dyrektora z doktorem który okazuje się wie mniej niż by chciał a dyrektor wie więcej niż wcześniej podejrzewaliśmy. Usłyszymy też kilka teorii Hugo, tzn. Diego nt tego, co władze robią z krwią pobieraną od więźniów (i potem im zwracaną).
Wejdzie też kolejna postać: szef normalnej policji. Nie wiem, czy będzie istotna, ale czuję, że jej relacja z Hauserem (to samo miejsce co zwykle) wpłynie na fabułę.
7/10. Teraz pisze, że muzykę do serialu robi Michael Giacchino. WOW!
"Dyrektor więzienia dał mu okazję do ugotowania obiadu dla wszystkich za kratą. I białych i czarnych. Najwidoczniej w latach 50 to był spory problem,"
Ty tak na poważnie?
No Ja nie wątpię, ale znajomość podstaw historii USA, sprawiła by żeby Cie to nie zdziwiło :P
http://pl.wikipedia.org/wiki/Segregacja_rasowa
To wszystko przecież pisałem ironicznie. Wiem, że tak było, ale nie mam zamiaru sprawiać pozoru, że to było normalne lub miało racjonalne podstawy.
No Garrecie,,,, Nie wspomniałeś o największej "perełce" tego odcinka ;)
Na poważnie, to jedynie humorystyczny epizod - wymiana dosłownie dwóch zdań, no ale ma to swój niewątpliwy urok.
Chodzi oczywiście o rozmowę zainicjowaną przez Rebeccę, podchwyconą przez Soto, ochoczo przyjętą przez Nikki.
32 minuta 20 sekunda
Końcowa puenta Rebbeci mówi wszystko :)
R: - Dzięki, Nikki. Wiszę ci drinka.
S: - Ja też. Wiesz, kiedyś tam...
N: - Może jutro?
S: - Masz na myśli mnie czy...? (wskazując na Rebecce)
R: - o mój Boże
Piękne :)
8 odcin - niechętnie:) przyznaję dobry, odrobinę ciekawy z nutą intrygi i szczyptą wędzonego poczucia humoru, podany nieco inaczej - aczkolwiek sztampę trzyma.
Odcinek 9. na mocne 8/10
Odcinek 10. nieco słabszy 7/10 - tym bardziej, że po 9. apetyty zostały bardzo rozbudzone.
Hasła na dziś, to "klucze", "złoto" i "koloidalne srebro" :)
Odcinek IX: THE AMES BROTHERS
Hmm... Niby odcinek intensywny, ale można było z tej historii wycisnąć więcej emocji.
Wieczór i akcja w czasie rzeczywistym: w Alcatraz pojawili się bliźniaki dwujajeczne, bracia Ames. W więzieniu nie ma nikogo oprócz Rebbeci i Sato, z czego ten drugi zostaje wzięty na zakładnika...
Brzmi lepiej niż wyjdzie w praniu. Bracia nie mają swojej historii i nie bardzo wiem, po co im było to złoto bo wygląda na to, że chcieli je odkryć dla samego faktu sprawdzenia, czy pod Alcatraz faktycznie jest złoto z Wojny Secesyjnej. Cóż, dziękuję bardzo za sprawdzenie.
Największe emocje wywołuje chyba zmyłka z kluczami.
Ale odcinek jest jednak konkretny i ma wygodne podsumowanie nowych zagadek (spoilery):
- czy to było to złoto z Wojny?
- co się z nim stało (pokój jest obecnie pusty, co się stało?)
I czekam, jakie też działania podejmie Archie. I na finał sezonu którego postacią centralną będzie... Tommy Madsen!
6/10.
Sato: "Bo powiem Rebbece, że masz Sagę Zmierzch na Blu Ray!"
Garret, pytam Ciebie, bo pewnie dobrze się orientujesz.
Czy będąc w więzieniu, Tommy Madsen miał już dziecko?
Jak wiemy Rebecca jest jego wnuczką.
Poruszam tę kwestię, bo mamy tu chyba czasowy paradoks.
Pomyślmy....
O tych wszystkich poznanych nam więźniach mówi się (wynika to niby z akt), że jeden umarł w takim, a inny takim roku itd.
Pojawia się pytanie, czy są to "fakty" sfabrykowane, czy może rzeczywiście tak było!
Przyjmijmy wariant z jedną linią czasu.
Mamy tam rok 1963, ileś osób przenosi się w czasie do 2012.
Z uwagi na ów przeskok, nie było ich w latach pomiędzy 1963-2012, a tym samym nie tworzyli własnej historii i nie wpływali na ogólną.
Przyjmując ten scenariusz, Tommy musiał mieć wcześniej dziecko, aby mogła urodzić się Rebecca.
Ale nawet i to ostatnie nie jest w tym wszystkim najistotniejsze.
Chodzi o sam fakt, że przeskoku w czasie.
Wariant drugi.
A może to nie przeskok, tylko zwyczajnie owo zniknięcie to 50-cio letnia hibernacja?
Wtedy więźniom miałoby się prawo wydawać, że skoczyli w czasie, gdyż jego upływ nie nie byłby odczuwalny podczas hibernacji.
Ale nawet nie oto ostatnie chodzi.
Będąc 50 lat za hibernowani, podobnie jak w pierwszym wypadku, nie tworzyliby własnej historii.
Czyli wtedy znowu by wynikało, że ich akta i informacje o rzekomej śmierci w takim a takim roku, zostały sfabrykowane.
Wariant kolejny.
Tu oczywiście może rozgorzeć największa dyskusja, gdyż znajdą się zaraz entuzjaści teorii o tym, że czas nie płynie, nie ma czegoś takiego, jak przyszłość i przeszłość, że wszystko się już wydarzyło, a jak coś się zmienia, to jest to nowa równoległa linia wydarzeń etc.
No nie mniej jednak przyjmijmy, że ów przeskok w czasie z 1963 do 2012, jest ingerencją wywołaną z.... przyszłości, czyli z roku 2012, za czym przemawiałoby to, że w późniejszych latach do 1963 ci więźniowie faktycznie poumierali, co miałyby tylko potwierdzać ich akta.
Tu jednak na przeszkodzie stoją m.in Hauser i Ray, czyli póki co jedyne znane nam osoby, które się postarzały, a były wtedy w więzieniu (strażnicy)
Oczywiście widzieliśmy też zamordowanego 78-letnigo E.B. Tilllera i ostatnio czarnego byłego więźnia na wózku, no ale mowa o postaciach, które mogłyby mieć wiedzę, jak faktycznie było.
Z opowieści Hausera można by wnioskować, że mamy do czynienia z pierwszą opcją, co oczywiście nie wyklucza definitywnie drugiej, ale zaprzecza istnieniu trzeciej.
Hibernację bym sobie darował, gdyż nie miałaby ona większego sensu.
Uznajmy więc za prawdziwy wariant z przeskokiem z 1963 wywołanym w pierwotnej linii czasu, czyli bez ingerencji z przyszłości.
Hauser, Poczciwy Emerson Hauser.
No właśnie....
Z jednej strony on jako młody strażnik, którego zastaje nagłe zniknięcie, każe nam to uznać, że jest on kompletnie poza tym, bez żadnej wiedzy itp.
Jednakże jego działania jako sędziwego z FBI, już inaczej się prezentują.
Widzimy to nowe mini więzienie na wzór Alcatraz, do którego sprowadza, że tak nazwę "zagubiony w czasie rocznik 1963"
Wokół osoby Hausera pojawia się cała masa pytań!
Z dnia na dzień sobie zbudował to więzienie???
Jak bardzo był on to wszystko przygotowany?
Dwie osoby, które się nie postarzały (przyjmijmy, że przeskoczyły), a które mu towarzyszą i z którymi wręcz współpracuje, to Lucy i nadworny doktor.
Można oczywiście przyjąć takie oto założenie, że po przeskoku Lucy odnalazła Hausera, wytłumaczyła mu wszystko co i jak, że był przeskok, że prawdopodobnie na ulicach będą się zaraz panoszyć dawni więźniowie, a tym samym Hauser zbudował "na pniu" nowe "Alcatraz", stworzył mini komórkę operacyjną i zabrał się do roboty, nie mniej byłoby to więcej, niż naciągane :)
Hauser był zbyt dobrze przygotowany na to wszystko - no chyba, że już od razu w 1963 r. powściągnął takie założenie, że należy szukać owych skazańców i już wtedy przyjął różne koncepcje, jak np. taka, że pewnie przeskoczyli w czasie i może kiedyś w przyszłości się pojawią, więc warto być przygotowanym na ich ewentualny powrót - ot np. zbudować im nowe więzienie, monitorować wszelkie ruchy sejsmiczne, całą teraźniejszą przestępczość w poszukiwaniu podobieństw, a wszystko to sugerujące pojawienie się....
Jak mnie pamięć nie myli, to kilkanaście, czy 20 lat temu, Hauser proponował współpracę Rayowi,
Sugeruje to niby, że od dłuższego czasu niejako esencją jego pracy było odnaleźć owych skazańców.
W jakimś sensie byłoby to nieco jałowe zadanie, w obliczu tego, że więźniowie zaczęli pojawiać się tak późno.
Wskazywałoby to także na to, że Hauser nie znał konkretnego momentu powrotu.
Nowe Alcatraz prezentuje się bardzo świeżo i nowocześnie i wygląda na zbudowane dopiero co.
W pierwszym odcinku Rebecca retorycznie pyta Hauser, czy o tym wiedział, że tak będzie i czy na to czekał.
Hauser odpowiedział, że od bardzo bardzo dawna.
Oczywiste, acz znamienne jest to, że kwestię o tym, że to dopiero początek i będą pojawiać się kolejni skazańcy wypowiedziała Lucy.
Tylko czekać, aż podzielą się z nami bardziej konkretną wiedzą :)
Kończę w tym miejscu dywagacje, gdyż mogłyby być on zbyt zawiłe.
I na takie posty czekam właśnie! ;-)
Chyba powiedziano o dziecku Tommy'ego w piątym odcinku, Ray zapewniał go, że zajmie się jego dzieckiem. Ale głowy nie dam, musiałbym go obejrzeć jeszcze raz.
Fakt. Dzięki Garret.
Guy powiedział o tym Rayowi, gdy plądrował mieszkanie i wypytywał o Tommy'ego.
Kurcze, niby człowiek ogląda uważnie, a umykają mu takie "niuanse".
Aha, zawartość Alcatraz naprawdę zniknęła i musieli ją sfałszować bo nie umieli wytłumaczyć ich zniknięcia - pierwsze sceny z młodym Hauserem to pokazują. Potem prawdopodobnie zaczął ją wyjaśniać, może należał do grupy która miała to wyjaśnić, w końcu został jej szefem...
Pozwolę sobie wrzucić dwa słowa. Z tym więzieniem w lesie to bym jednak nie zakładał pochopnie, że zostało zbudowane na pniu. W końcu Hauser był jednym ze strażników, którzy znaleźli puste Alcatraz i pewnie od tamtej pory sporo ludzi było zaangażowanych w tworzenie teorii o tajemniczym zniknięciu tylu ludzi. Więzienie w lesie było przygotowane, laboratorium w Alcatraz czekało na więźniów a jak wiadomo Madsen pojawił się już jakiś czas wcześniej, nie pamiętam dokładnie ale Rebecca mówiła coś, że ze dwa lata minęły od śmierci jej partnera ale mogę się mylić. Możliwe, że robili na nim eksperymenty i wysłali pierwszego żeby sprawdzić czy to działa ale wynika z tego że Sylvane nie był pierwszy. Już wcześniej w szeregach Hausera była właśnie Lucy i pan doktor. Chociaż tutaj cały czas może być wątek z cofnięciem się w czasie a nie skokiem w przyszłość. No ale to wszystko gdybanie. Zdecydowanie zbyt mało wiemy. Hauser też już użył stwierdzenia, że skazańcy skoczyli kiedy zdobył drugi klucz.
Co do śmierci partnera Rebecci, to minęły chyba 3 miesiące. Wnioskuję to z wypowiedzi jej przełożonego, który przydzielał jej nowego partnera, mówiąc do niej, że od trzech miesięcy działa sama, co jest dla mnie równoznaczne z momentem śmierci jej byłego - no chyba, że faktycznie sama Rebecca powiedziała gdzieś o tych dwóch latach, no ale trza by było przewertować dokładnie kolejne odcinki..
W pierwszym odcinku Soto mówi Rebecce, że Sylwane zmarł ponad 30 lat temu.
Jest to informacja o tyle istotna, gdyż trudno zawczasu - a musiałoby się to odbywać tuż po zniknięciu, czyli tuż po 1963 roku, na tyle fabrykować akta, aby z góry zapisać w nich, że ktoś umarł... za 20 lat :) - a tak to by właśnie wyglądało w obliczu tego, co powiedział Soto, że Sylwane zmarł 30 lat temu (2012 - 30 = 1963 + 20)
Clarence też nie zmarł od razu w 1963, tylko 2 lata później.
Tak więc trochę jest to niejasne, jak to miałoby wyglądać z tym przeskokiem w czasie.
A i chyba daty śmierci niektórych pozostałych też były odległe.
No z tym partnerem nie jestem pewien może mi się przywidziały te 2 lata. Ale te akta z przeniesieniami i datami śmierci raczej zostały sfabrykowane żeby nie wydało się że tylu ludzi do tego skazańców zniknęło naraz i nie wiadomo gdzie się podziewają. Dziwnie by to wyglądało gdyby cały personel Alcatraz z 63 roku został uznany za zmarły tego samego dnia. To było pewnie załatwione przez federalnych, że byli w konkretnych więzieniach na stanie i w pewnym momencie fabrykowano akt zgonu i po problemie. Jedyny problem w tym wszystkim to rodziny w końcu ktoś tam na pewno chciał mieć widzenie. Nadzieja, że w finale sezonu w końcu coś się wyjaśni.
No TO reese faktycznie miałoby jeszcze ręce i nogi, gdyby przyjąć wersję, że nagłe zniknięcie tylu skazańców, federalni próbowali wytłumaczyć ich przenosinami do innych więzień, a potem gdy przyszedł dany moment stopniowo uśmiercali ich "na papierze" - jednego jak Clarence w 1965 roku, innego jak Sylwane dopiero ok. 1980.
Tylko trochę dziwnie jest z tym fabrykowaniem akt.
W przypadku Guya - strażnika, od razu rodzina dowiedziała się o śmierci.
Można powiedzieć, że w tym wypadku nie można było sobie pozwolić na kłamstwo i "zwłokę", bo wtedy pewnie - w obliczu niewyjaśnionego zniknięcia Guya, rodzina by to nagłośniła i chciała dochodzić do prawdy.
No nie mniej jeśli taką opowieść wymyślili na potrzeby rodzin strażników, to co szkodziło ogłosić, że wszyscy obecni wtedy w więzieniu padli, jak muchy - bo doszło do jakiegoś skażenia - ot po prostu pech, stało się :)
Ale nie mielibyśmy tak zawiłej i trzymającej w napięciu, pełnej niedopowiedzeń historii ;) niemniej to fabrykowanie akt faktycznie ssie.
No wiesz... To zawsze jest pewien dylemat. Próbując wiele rzeczy tłumaczyć w logiczny sposób można szybko dojść do wniosku, że powinno być tak a nie inaczej, a tym samym oczywistym jest, że wtedy i sama opowieść nie miałaby sensu - a w najlepszym wypadku byłaby kompletnie niepasjonująca.
Co do tego fabrykowania akt - bo przyjmijmy założenie, że faktycznie nie oparte są one na prawdzie, to ja mimo wszystko podchodzę tu bez emocji.
Ot po prostu co tam nie zaszło, to akta mają zwyczajnie przedstawiać cokolwiek, aby nie było białej wyrwy w kartach historii i ktoś nie pytał zaraz: a to tych 256 więźniów to się tak nagle rozpłynęło w powietrzu? ;)
No tak ale lepszym rozwiązaniem byłoby to co już napisałeś, że doszło do jakiegoś skażenia i wszyscy padli. No ale masz rację to nie jest jakiś ważny element tej historii tylko pobieżne wytłumaczenie jak sobie federalni poradzili ze zniknięciem.
Wiecie co, wygospodarowałem sobie kilka godzin i postanowiłem przyjrzeć się ponownie dotychczasowym odcinkom.
Nie starałem się tworzyć żadnego streszczenia - coś na wzór tego, co robisz Garrecie, nie mniej postanowiłem poskładać pewne fakty, które wydały mi się ciekawe.
Może momentami nie ma to rąk i nóg, czasem napotkacie pewnie duże skróty myślowe wynikające z założenia, że jednak orientujemy się w fabule, ale ogólnie sens jest tego taki, aby na tej podstawie spróbować po domniemywać czegoś - co sam też przy okazji czynię.
W niektórych miejscach może się zdarzyć, że pewnie będę zaprzeczał czemuś, za czym np. optowałem, lub na odwrót, nie miej takie właśnie uczucia i przemyślenia towarzyszyły mi w danych momentach podczas kolejnych scen, czy całych odcinków.
W dużej mierzę będą to pewnie luźne i mało składne myśli, więc nie nastawiajcie się na nie wiedzieć jaką lekturę :)
A więc...
----------------------------------------
odc.1
Alcatraz 1963 ewidentnie wygląda tak, jakby wszyscy nagle wyparowali.
Czasy obecne. Pojawieniu się w celi Sylwana towarzyszył konkretny trzask - trochę na wzór tępego wystrzału z pistoletu, "małego" pioruna, smagnięcia biczem, a trochę jakby silnego trzaśnięcia zamykanymi drzwiami od celi.
A może to właśnie dźwięk towarzyszący przenosinom w czasie ? :)
Na ów dźwięk zareagowała jedynie mała dziewczynka, gdyż w przeciwieństwie do innych zwiedzających nie miała na uszach słuchawek "z przewodnikiem".
Trudno powiedzieć, czy owemu trzaskowi towarzyszył błysk, gdyż w około ludzie prztykali zdjęcia z lampą błyskową,.
Idealnie w momencie trzasku jest ów błysk i jeśli nie był to jeden z fleszy, to musiałby być on bardzo mocny, gdyż droga do celi była stosunkowo daleka i za "winklem".
Jeśli przyjąć, że mógł być to trzask wydany zamykanymi drzwiami, to mogłyby w grę wchodzić dwie opcje:
- mało prawdopodobna, że Sylwane sam tam wszedł do celi i niby upozorował tę scenę
- ktoś go tam fizycznie umieścił i zapewne szybko zbiegł
Sylwane wychodząc z Alcatraz był ewidentnie zdezorientowany i lekko, ale zauważalnie roztrzęsiony.
Po opuszczeniu Alcatraz i minięciu pierwszego "szoku", Jack wydaje się dokładnie wiedzieć, co ma robić.
W kurtce miał klucz do szafki (z bronią) w hotelu, w miarę pokaźny plik banknotów i aktualny bilet do zwiedzania Alcatraz.
Raczej mało przypadkowy zestaw, a aktualny bilet w obliczu przenosin w czasie, byłby więcej, niż zastanawiający.
Może być i tak, że faktycznie został przeniesiony w czasie, a kurtka (którą był jedynie okryty) została mu szybko przez kogoś podrzucona do celi, przyjmując jednocześnie, że wspomniany trzask był zamykaniem drzwi.
Kto mógłby to uczynić? Zapewne ktoś kto zna Alcatraz. Może naczelnik lub ktoś z tego kręgu (bardzo luźna sugestia)
Według słów Soto, Jack Sylwane to weteran II WŚ, pechowiec bo zamknięty za kradzież w spożywczaku (na poczcie) , do Alcatraz przeniesiony po tym, jak w pierwszym więzieniu zamordował innego więźnia (jak dla mnie dziwne)
Według akt, Jack urodził się w 1923 r. a zmarł w 1976 r. uprzednio będąc przeniesiony do więzienia w Sam Quentin, ale temu zaprzecza Lucy, powierzając domysły Soto i Rebecci o fałszerstwie w aktach.
Jeden ciekawy szczegół to taki, że zaatakowany przez Jacka portier hotelowy, na pytanie czy może jest nagranie z kamery, odpowiedział, że nic tu nie działa od.... 1975 roku. (ciekawa bliskość dat, sugerująca np. to, że Jack mógł sam sobie zostawić w szafce broń - ot tak np. w 1976 r. tuż przed rzekomą śmiercią i dobrze znał to miejsce i dlatego w ciemno poszedł do hotelu, a już żadnego nawet ew. archiwalnego nagrania z monitoringu nie uświadczymy, bo od 1975 nie działa)
Nie wiemy kim był B. Flynn zabity później przez Jacka, ale wiemy, że miał "klucz", po który konkretnie Jack przyszedł.
Hauser uważał E.B Tillera za przyjaciela, natomiast według słów Raya, E.B. to wredny typ - najgorszy w swym rodzaju, który skumał się z Federalnymi, a ostatecznie otrzymał najwyższe odznaczenie FBI.
E.B. zostaje zamordowany (przez Jacka) mając 78 lat.
Tiller ewidentnie nie przeniósł się w czasie, pracował w Alcatraz 10 lat, opuścił je jeszcze przed zamknięciem i się normalnie postarzał, choć według mnie widziany w 1960 r. nie wyglądał na 26 lat - już bardziej na koło 40-stki, no ale to pewnie moja subiektywna ocena, choć ilekroć na niego patrzyłem, to jest to zastanawiające..
Według słów Soto główny naczelnik James już od dawna nie żyje.
Nie wiemy jednak nic o śmierci naczelnika. Jeśli nie przeskoczył w czasie, to faktycznie już nie żyje, bo musiałby mieć z pi razy oko... 100 lat. (widziany w 1960 r, wygląda mi na koło 50-tki, choć osoby łyse i grube zawsze trudno prawidłowo oszacować)
Rebecca i jej partner ścigali Tommy'ego, ale nie znamy powodu (może jakiś prozaiczny).
Szefem Rebecci jest porucznik Reeger (wspominam tak tylko na wszelki wypadek, a nuż nam jeszcze wyskoczy przy jakiejś okazji)
Po trzech miesiącach od śmierci partnera, Rebecca dołącza do Hausera, więc wiemy, że przynajmniej tyle czasu Tommy był już w przyszłości.
----------------------------------------
odc.2
Naczelnik podobnie jak E.B., pracował w Alcatraz ok. 10 lat.
Rebecca zwraca uwagę na fakt, że w przeciwieństwie do innych więźniów mało informacji jest o Tommym w książce Soto. Ten twierdzi, że tylko tyle znalazł, co jest ciekawe same w sobie.
Przesłuchiwany przez Lucy Jack nie rozpoznaje jej, więc można założyć, że akurat nie spotkali się w przeszłości.
Test na prawdomówność daje pozytywny wynik, czyli, że Jack faktycznie nic nie wie, więc można przyjąć, że został "zaprogramowany".
W pierwszym momencie z jednej z rozmów Hausera i Lucy można wywnioskować, że chodzi o zatrudnienie Soto i Rebecci, ale dopiero w oparciu o informacje później uzyskane dana rozmowa nabiera nowego - zgoła odmiennego znaczenia, utwierdzając nas w przekonaniu, że ich związek "w przeszłości" (dla Hausera zapewne w przeszłości, dla Lucy już niekoniecznie) był na tyle poważny, że była nawet mowa o chęci posiadania przez Lucy dzieci.
Sama Lucy wypytywana przez Soto o powracających więźniów, ewidentnie coś przemilcza i nie jest to raczej jedynie ten fakt, że sama powróciła.
Także i Hauser dość stanowczo zbywa Rebeccę, gdy ta wypytuje oto wszystko, że wystarczy jej, że wie, to co wie.
Co do Lucy - doktor Singupty, to mam mimo wszystko dziwne odczucie.
Lucy w teraźniejszości ubrana tak a nie inaczej, w czarnych okularkach, przyczesanych do dołu włosach, prezentuje się jakby nieco młodziej, niż Lucy z lat 60. w bardziej dostojnym stroju, z białymi kolczykami, mocnym makijażem, fryzurą bardziej "poważną" etc.
Ktoś powie, że to tylko kwestia charakteryzacji, a i wtedy inna była moda, no nie mniej pojawia się pytanie, czy aby nie jest to nieprzypadkowe? :)
Jest to jednak jedynie moje subiektywne odczucie, które mogło potwierdzać, że Lucy w przeciwieństwie do więźniów nie jest "przybyszem" z przeszłości, a jedynie tam wylądowała.
Na to ostatnie nie ma póki co żadnych - nawet drobnych dowodów.
----------------------------------------
odc.3
Nic ciekawego :)
No ale poważnie, nic co by w moim odczuciu w fundamentalny sposób rzucało na coś światło dzienne.
Perełką było jedynie zobaczyć na koniec w teraźniejszości doktora z lat 60.
----------------------------------------
odc.4
Tutaj właściwie interesujący jest jedynie kolejny klucz, który został zabrany ze skrytki bankowej przez Sweeneya.
Swoją drogą tylko potwierdza to, jak duże mają one znaczenie, skoro są w taki sposób przechowywane (pierwszy był u Flynna w sejfie, nawiasem mówiąc dodatkowo w takim samym czarnym woreczku, co drugi)
No i oczywiście ostatnia scena z drzwiami i tym co się za nimi znajdowało, która jak dotąd była chyba najbardziej frapująca.
----------------------------------------
odc.5
Strażnik Guy. Oficjalna wersja mówiła, że zmarł wraz z ośmioma innymi strażnikami, na skutek wycieku chemikaliów.
Dziwna to wersja. Jak wiemy strażników zniknęło 46-ciu. Czemu więc akurat wymyślili historyjkę na potrzeby wyjaśnienia śmierci jedynie 9-ciu z nich?
Oczywiście pojawia się pytanie, jak i czy w ogóle tłumaczono znikniecie pozostałych?
Guy pojawia się, gdyż kazali mu znaleźć Tommy'ego.
Dość enigmatyczne.
Sam Guy zresztą sprawia podobne do Jacka wrażenie, że nie rozumie specjalnie tego, co tu konkretnie robi, poza chyba przeczuciem, że został jakoś ukierunkowany na wykonanie jakiegoś zadania.
Mamy też opowieść Guya o mgle, izbie chorych i nagle ni stąd ni zowąd pojawieniu się w roku 2012.
Widać, że nie ma bladego pojęcia co zaszło, zresztą kolejni poznani więźniowie także.
Mam wrażenie, że chyba Tommy wie coś więcej i może dlatego jest obiektem poszukiwań i jakąś tam mniej lub bardziej centralną postacią.
Ciekawa jest informacja o tym, że Hauser 16 lat temu zaproponował współpracę Rayowi.
Pojawia się pytanie, czy już wtedy było coś dziwnego, np. jakieś powroty z przeszłości.
No ale co do tego ostatniego wydaje się, że nie i że te powroty dopiero teraz następują.
No więc o jaką współpracę z Rayem chodziło Hauserowi??? (domniemywam, że w tym temacie)
Jedna z końcowych scen, gdy Hauser ze szczurkiem na ręku oparty o ścianę wpatruje się w zdjęcie Tommy'ego, dobitnie pokazuje, jak bardzo spędza mu on sen z powiek, a tym samym uzmysławia jak jest lub musi być on ważny w tej sprawie.
Ciekawie brzmi odzywka starego Raya do Tommy'ego (jak ten naszedł go w barze), że nie jest on niczyim dziadkiem, gdy Tommy powiedział, że dziwne to uczucie w moim wieku być dziadkiem.
Można to zinterpretować np. w ten sposób, że Tommy faktycznie nie może się czuć dziadkiem Rebecci, gdyż wobec upływu czasu, którego on doświadcza, jest przecież nadal młody, jego syn Van jest jeszcze dzieckiem, a tym bardziej o córce tego ostatniego, czyli o Rebeece jeszcze nawet ptaszki nie ćwierkają, więc sam tylko przeskok w czasie i z dnia na dzień połknięcie 50-ciu lat, nie upoważnia, aby myśleć o sobie w kategoriach dziadka.
----------------------------------------
odc.6
Początek miłości młodego Hausera i Lucy.
Przy ich pierwszym spotkaniu na nabrzeżu, Lucy momentami sprawia wrażenie jakby poznanie w tym momencie i takich okolicznościach Hausera, że on to no, było dla niej pewnym zaskoczeniem, ale nie dała mu poznać po sobie, że "o, to ja, Lucy z przyszłości i miło mi cię poznać młody Hauserze, pomimo, że i tak nie masz bladego pojęcia, że ja to ja".
To ostatnie to oczywiście jedynie moja luźna teoria zakładająca, że Lucy mogła zostać przeniesiona w przeszłość, no ale w żaden sposób nie sposób tego póki co wyrokować.
Najprościej chyba przyjąć, że faktycznie tak jak i cała reszta została przeniesiona z 1963 roku, a wersję jakoby w jej przypadku było odwrotnie, pozostawić jako alternatywę, aby w razie czego nie być zaskoczonym.
Więzień Paxton jest drugim po Sylwane, gdzie dowiadujemy się, gdzie konkretnie "wrócił" (w jego przypadku miało to miejsce na cmentarzu, w grobowcu, gdzie ukrył swoje miny)
Także i on nie ma zielonego pojęcia co zaszło, że nagle trafia do 2012.
Ciekawostką jest to, że jego sprawą w 1960 r. - po jej tzw. przeniesieniu, zajmował się Hauser, ale chyba czegoś więcej poza wątkiem czysto osobistym tu nie ma.
Tak swoją drogą ciekawa wydaje się być w tym wszystkim rola Singupty.
W latach 60. dość aktywnie pomaga naczelnikowi przy więźniach.
W 2012 jest praktycznie prawą ręką Hausera.
Niby nic, ale... (oczekuję ciekawych wyjaśnień wypływających z dalszej treści)
Jej na swój sposób kontrolowana i nie wzbudzająca większych podejrzeń dociekliwość dotycząca osoby Tommy'ego - jego osoby i krwi, trochę frapuje.
Albo jest to nic innego, jak zwykła lekarska ciekawość w obliczu dziwnych zdarzeń, jak to, że na izbie chorych przetrzymuje się zdrowego jak ryba pacjenta i pobiera się od niego hektolitry krwi, albo jest to próba subtelnego dociekania prawdy, w sytuacji, gdyby się okazało, że została ona przeniesiona do przeszłości i w ten sposób próbuje poznać prawdę o tym, co faktycznie zaszło wtedy w Alcatraz - co doprowadziło do masowego zniknięcia całego rocznika więźniów.
Pod koniec odcinka jest niby niewinna, acz ciekawa wymiana zdań między nią a młodym Hauserem.
Lucy przychodzi na posterunek.
Hauser, jakby z wrażenia zapomniał języka w gębie, mówi: - To pani, Tutaj.
Lucy odpowiada: - Tak jak i pan
Dla mnie jest to dialog z podtekstem wkradającym się w wypowiedź Lucy.
Hauserowi nie chodziło o nic innego, jak tylko o takie retoryczne twierdzące pytanie: - To pani. Tutaj.
Lucy wiedziała, że Hauser nie wie, że ona może pochodzić z przyszłości, a mimo to odpowiedziała w sposób dający widzowi do myślenia.
W podobny sposób odpowiedziała wcześniej Rebecce na pytanie, czy długo zna i jest z Hauserem.
Lucy odpowiedziała nieco wymijająco, że "I tak, i nie".
My wiemy co miała na myśli :) - że przecież znała już Hausera, jak ten był jeszcze młody.
Nie wiemy tylko tego, czy ta znajomość się tam narodziła, czy nie.
Mimo wszystko łatwiej wytłumaczyć, że Lucy pochodzi jednak z przeszłości, gdyż wtedy prościej zrozumieć jej współpracę z Hauserem w przyszłości.
Po skoczeniu przez nią w przyszłość, Hauser ją przecież od razu poznał, może nawet i od niej dowiedział się co się święci, a w każdym razie swobodnie ją zatrudnił do pomocy, przy odnajdywaniu więźniów.
Gdyby było odwrotnie, to trzeba by było wytłumaczyć, jak stary Hauser poznał się z Lucy i dlaczego ją zatrudnił.
----------------------------------------
odc.7
Ów odcinek to dla mnie przede wszystkim dziwna niechęć Hausera, aby Rebecce udało się coś więcej wydusić z Sylwana.
Tak nie zachowuje się ktoś komu by żywotnie zależało na poznaniu prawdy, chyba że wiele jej elementów jest mu już znanych i nie chce się, aby kto inny posiadł ową wiedzą.
Ciekawa jest też końcowa wypowiedź Jacka.
Hauser mu powiedział, że poza upływem 50-ciu lat, nic się dla niego nie zmieniło. Był w więzieniu i jest nadal,tyle ze w nowym.
Jack temu zaprzeczył i powiedział, że zmianie uległa jedna ważna rzecz, a mianowicie przestał już marzyć.
To ostatnie może potwierdzać, że miał pranie mózgu, czyszczenie części wspomnień i pewnie zaszczepiono mu jakieś nowe "cele", który zastąpiły dotychczasowe marzenia itp
----------------------------------------
odc.8
To przede wszystkim Clarence, świadomy tego, że dopiero w więzieniu zrobiono z niego prawdziwego mordercę, którym pierwotnie nie był, a został niesłusznie skazany.
Jasno widzieliśmy, jak tego na nim dokonano - jakimi metodami.
Doktor zastosował metody Singupty, w trochę inny i bardziej nowatorski sposób :) - ot takie swoiste zaszczepianie przekazu w pewnym sensie podprogowego.
Potwierdziło się także to, co przypuszczał Soto, że w owych czasach przeprowadzano na więźniach różne dziwne eksperymenty - ot np. pobieranie krwi i podawanie jej z powrotem - w międzyczasie coś z nią robiąc - choć temu ostatniemu naczelnik zaprzeczył.
W jakimś sensie istotnym jest też dowiedzenie się o "cichej" i zapewne bardzo nieformalnej i poza proceduralnej współpracy starego Hausera z szefem policji, przy wymianie akt i to np. tych, które nas interesują.
----------------------------------------
odc.9
Kolejny raz "spotykamy się" z kluczami, tyle że w przeszłości i chyba jednak przypadkiem.
Paru więźniów mylnie sądziło, że otwierają one pomieszczenie ze złotem.
W jakimś sensie ważna informacja wypływa z tego taka, że ewidentnie strzegą one dostępu do czegoś znacznie ciekawszego, a nie jedynie jakichś tam sztab złota z wojny secesyjnej :)
Może to kompletnie nieistotny szczegół, ale ciekawe co to za zastrzyk, który Hauser zaaplikował sobie w udo, po tym jak został postrzelony.
Zwykły przeciwbólowy? Dawka adrenaliny lub morfiny? Coś przeciw tężcowi? A może jakiś "magiczny" w hura tempie regenerujący organizm? :)
Kolejna ciekawostka, która rzuciła mi się w oko, to ta, gdy podczas pojmania naczelnik "wyjaśniał" parze więźniów, którzy chcieli dostać się do złota, że mają nie te klucze - wskazując przy tym na właściwe, które wyjął z marynarki.
Ów moment z pewnym nieskrywanym zaciekawieniem obserwował stojący wtedy z tyłu E.B. Tiller.
Ewidentnie była to dla niego informacja nowa, nieznana, jakby frapująca, dziwna, obca, tak trochę jakby mówiąca "o, to tutaj jest jakieś specjalne nieznane mi pomieszczenie, a w nim jakieś złoto, a specjalne klucze naczelnik właśnie na moich oczach wyciągnął z marynarki"
Czy E.B. mógł chcieć z tej informacji zrobić w niedalekiej przyszłości jakiś użytek? - Kto wie. Może coś z tego więcej wyniknie, a może nic :)
Warto zwrócić uwagę, że uczestniczył w tym wydarzeniu pojmania także młody Ray, którego wyraźnie zainteresowała wzmianka o znanych nam kluczach i tym, że otwierają coś innego.
Na koniec odcinka Hauser dowiaduje się ciekawej rzeczy, że klucze należały do naczelnika, zaś przesłuchiwanemu - pojmanemu strażnikowi stawia przy okazji ciekawe 4 pytania:
- czemu Tommy tak wszystkich interesował
- co wiedział Ray
- czy naczelnik też powrócił
- i czy to, aby nie naczelnik chce odzyskać klucze???
Z osobą Raya może być bardzo ciekawie. Widział klucze, naczelnik zaprosił go do swojej rezydencji, no i jak wiemy Ray za wszelką cenę chciał się dowiedzieć co robią jego bratu (Tommy'emu)
----------------------------------------
odc.10
Od doktora z Alcatraz dowiadujemy się - a konkretnie Hauser, że więźniowie, których sprowadza są więcej, niż okazami zdrowia - dosłownie wręcz, jakby z fabryki samego Boga, a w ich krwi znajduje się dodatkowo lecznicze srebro koloidalne
Cobbiemu np. postrzałowa rana ręki zagoiła się o wiele, wiele szybciej, niż powinna.
Doktor dopowiedział również, że nie wszystkimi więźniami się interesowano w Alcatraz.
----------------------------------------
Dość luźno, momentami pewnie zbyt wybiórczo, nie mniej tak to sobie na razie układam w głowie :)
Fajnie, że chciało ci się to robić ;) W tym momencie najbardziej zastanawiająca jest rola Lucy w tym wszystkim bo faktycznie ona jako jedyna wydaje się być osobą, która odbyła podróż w drugą stronę. Chociaż niektóre jej konwersacje w 63 zdają się temu zaprzeczać. Na tym etapie wydaje mi się jasne, że naczelnik też jest w przyszłości i wszystkim steruje ale i tu znowu zastanawiający wątek kto stoi nad nim bo chyba sam tego wszystkiego nie wymyślił. Martwi mnie jedynie, że jesteśmy już prawie na końcu i nic nie wiadomo i finałowy odcinek albo będzie napchany informacjami i wyjaśnieniami albo nic nie wniesie i zakończy się cliffhangerem i zostawi nas z niedosytem na kolejny sezon.
Chciało nie chciało. Chciało o tyle, gdyż mnie to trochę... denerwuje :)
To znaczy powiem tak, że słusznie lub nie, ale pomimo tego, że i na pierwszy, a nawet na drugi i trzeci rzut oka, nie sposób coś konkretnego ustalić w oparciu oto, co nam dotychczas zostało przedstawione, to czuję jednak, że analizując pewne niuanse, takie czy inne przemycane tu i ówdzie subtelności, jesteśmy wstanie czegoś więcej się domyślić, niż literalnie wprost z samej treści.
Pomny nieco doświadczeń z LOST, w oparciu pewnie również i o inne tytuły, w przypadku Alcatraz wychodzę z założenia, że jego konstrukcja zakłada takie oto rozwiązanie, że widz początkowo nie jest wstanie wprost wyciągnąć jakichś wniosków, czegoś się domyśleć, ułożyć wszystko w jedną i spójną całość, gdzie coś w oczywisty sposób będzie wynikało z czegoś innego, gdyż nie wiemy na co zwracać uwagę i jak odczytywać pewne wskazówki.
Uważam, że tych ostatnich jest nie mało, tylko nie wiemy, jak je ze sobą łączyć, bo i nie znamy zasadniczego klucza.
W jakimś sensie chcę się porwać na niemożliwe, a mianowicie mimo wszystko drogą bardzo głębokiej i opartej o niuanse i subtelności dedukcji,
odkryć co w trawie piszczy.
Największy problem jest taki, że cały czas będą to jedynie niezweryfikowane o wiedzę domysły.
Jedne mniej abstrakcyjnie i mało prawdopodobne, inne bardziej
W jakimś sensie warto na początek skupić się na kilku rzeczach i tym co nam się wydaje, że ma miejsce.
W 1963 roku nagle z Alcatraz zniknęło 256 więźniów i 46 strażników, a następnie niektórzy z nich objawiają się nam 50 lat później w 2012.
Co nam to mówi? - Ano przeskok w czasie z przeszłości w przyszłość.
Można oczywiście rozważać wariant z hibernacją, ale ten chyba jednak sobie całkowicie odpuśćmy.
Co nam łączy te dwa okresy 1963 i 2012? - Poza oczywistym faktem, że bohaterowie, którzy w naturalny sposób dożyli do tego roku, to dodatkowo osoby, które przyjmijmy, że skoczyły w czasie.
Ważnym, a może wręcz i najważniejszym łącznikiem są... klucze.
Na dobrą sprawę to one powinny nam określać, czy był jedynie skok z przeszłości, z przyszłości, a może w obydwie strony.
O owych kluczach wiemy dwie bardzo ważne informacje:
- należały do naczelnika (lata 60.)
- sposób ich wykonania (m.in. przy użyciu lasera) każe wykluczyć ich pochodzenie, jakoby były z przeszłości (z lat 60.)
Jakby nie patrzeć mamy czasowy dylemat.
W jaki sposób można by próbować tłumaczyć ową rozbieżność?
Wariantów jest kilka i wymienię je w zupełnie przypadkowej kolejności bez gradacji, na te mniej lub bardziej sensowne i realne.
1. Klucze faktycznie powstały w latach współczesnych i w jakiś sposób trafiły do lat 60., bo albo same zostały przeniesione albo przeniosły się z kimś
2. Klucze jako tako zostały wytworzone w przeszłości, znalazły się w przyszłości, tak jak znani nam więźniowie, a dopiero potem zostały poddane jakiejś dodatkowej laserowej obróbce.
3. Podobnie jak w drugim przypadku, tyle że np. w przyszłości techniką laserową wykonano od podstaw ich duplikaty, a tym samym nie mówi dokładnie o tych samych kluczach, a jedynie ich replikach.
4. Klucze zostały wykonane w przeszłości przy użyciu techniki sprowadzonej z przyszłości.
5. Ślady cięcia laserowego na kluczach są - mówiąc oględnie, efektem przenosin w czasie.
6. Klucze zostały wykonane w przeszłości przy użyciu techniki, o której nie wiedzieliśmy, że była już wtedy dostępna
Powyższych 6 opcji wyjaśniałoby tajemnicę kluczy.
Oczywiście odpuszczam teorię, że 20 000 tyś lat p.n.e. z nieba na ziemię przybyli bogowie w swoich statkach powietrznych, dysponujący zaawansowaną techniką laserową i klucze z takiej, czy innej okazji powstały właśnie wtedy :)
No ale jest to wariant "ostatecznie ostateczny" i chyba jednak nie na ten serial ;)
Mówiąc już jednak poważnie, który wariant wydaje się najsensowniejszy?
W moim odczuciu ten mówiący o tym, że klucze pochodzą z przyszłości.
Przyjęcie ten opcji cały czas jednak pozostawia szeroko otwartą furtkę do dalszych domysłów.
Dalej mamy wtedy warianty, że albo mówimy o kopiach, czyli, że klucze z przeszłości, to nie te same, co z przyszłości, albo zakładamy, że był przeskok w czasie do przeszłości.
To ostatnie byłoby bardzo istotne w obliczu tego, co nam się do tej pory wprost wydaje, że ewidentnie był skok w przód. Mówiłoby to tym samym, że i był skok w tył.
W tym miejscu temat kluczy się zamyka, gdyż trudno coś więcej wymyślić.
Postacie. Przeszłość w odniesieniu do teraźniejszości.
Łącząc ze sobą osoby naczelnika Jamesa, jego zastępcy E.B Tilera, doktora Bueauregarda, strażnika Raya oraz Lucy Singupty, nie znamy tylko losów tego pierwszego, poza stwierdzeniem Soto, że ten już dawno nie żyje.
Tylko wypatrywać naczelnika w przyszłości :)
W przypadku Lucy powiem tak, że w jakimś sensie jest to z mojej strony nieco życzeniowy scenariusz, aby okazało się, ze przeniosła się w przeszłość, a z drugiej gdy się tak zupełne na spokojnie zestawi wszystko ze sobą, to raczej tak pewnie nie było.
Jak podzielimy na grupy osoby, które wiemy, że się przeniosły lub zakładamy, że mogły się przenieść z 1963 r. to wygląda to tak:
- więźniowie
- strażnicy
- personel więzienia (np. naczelnik, doktor etc.)
- Lucy
Lucy jest jedyną postacią, która funkcjonuje na dziwnych zasadach.
Można by rzec, że jest osobą trochę postronną w tym wszystkim - ot jedynie "gościnnie" uczestniczyła w próbie "nawracania" więźniów.
Dlaczego powiedziałem, że funkcjonuje na dziwnych zasadach?
Dotychczas poznani więźniowie (oprócz Tommy'ego), a także i strażnik Guy, czy ten ostatni - chyba Donowan, co go Hauser wypytywał, ewidentnie są jakby wyrwani z rzeczywistości.
Poza tym, że był rok 1963, a nagle trafiają do 2012, to w jakimś sensie przechodzą nad tym do porządku dziennego, albo robiąc swoje, kradnąc, zabijając etc. albo jak np. Jack (znaleźć klucz), czy Guy (znaleźć Tommy'ego) są na coś ukierunkowani.
Jednych mniej, drugich bardziej zastanawia, jak to się stało, że się tu znaleźli.
W przypadku Lucy - abstrahując od tego, że szybko została postrzelona przez Cobbiego, nic się od niej specjalnie nie dowiedzieliśmy.
Możemy oczywiście przyjąć bardzo mało prawdopodobną wersję, że po przeskoczeniu z 1963, nie pamięta tego, że przeskoczyła, nie mniej prawda jest pewnie taka, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w jednej chwili była tam, a teraz jest tu.
Czy Lucy może mieć jakiekolwiek pojęcie, jak doszło do przeskoku?
Chyba tylko wtedy, jeśli był to efekt jakiegoś eksperymentu, w którym mniej lub bardziej symbolicznie brała udział, a który np. wymknął się spod kontroli.
Ciekawa jest scena z drugiego odcinka, gdy przesłuchuje ona Jacka.
Kilka razy już ją oglądałem i do końca nie wiem, co o niej myśleć.
To znaczy pewnie najprostsze wyjaśnienie jest takie, że nie mogąc Jackowi zdradzić swoje tożsamości i tego, że tak jak i on, tak i ona przeskoczyła w czasie. wypytuje go jakby nigdy nic - pomijając, że musi zadawać pytania, na które wie, że nie uzyska sensowej odpowiedzi, jak np. takie "gdzie byłeś Jack przez ostatnie 50 lat?'
A gdzie on Lucy miał być, skoro spotkał go podobny co ciebie los ;) Był w 1963 roku i nagle pstryk i mamy 2012
Oczywiście to jak Lucy przesłuchiwała Jacka jest zrozumiałe, że tak to właśnie musiało wyglądać.
Dlaczego więc tak ta scena mnie zastanawia?
Jack wydaje się być prostolinijny, szczery i jakimś sensie bezradny w swych odpowiedziach. Nie wie co jest grane i kropka.
Jak zachowuje się Lucy już wiemy.
Jednakże staram się wyłapać na podstawie gestów, reakcji, mimiki, wymienianych spojrzeń etc, czy oni, aby faktycznie są dla siebie obcymi osobami???
Nie chce tu zaraz zbudować jakiejś skrajnej teorii, że pewnie ze sobą współpracują i bardzo umiejętnie się z tym kryją, ale mimo wszystko coś nietypowego jest na ich linii.
Może być to cokolwiek, ale w każdym razie coś czuję, że to przesłuchania miało głębsze podłoże.
Ktoś powie, że np. chodzić może oto, że Lucy traktowała je zapewne dość naiwnie, jako próbę zrozumienia co ją spotkało - łudząc się, że może Jack coś faktycznie wie.
Sama chyba jednak w to nie wierzyła, że dowie się czegokolwiek.
Jedną z wersji, którą dopuszczam jest ta, że Lucy mogła mieć w przeszłości w więzieniu styczność z Jackiem, ale ten ostatni o tym nie pamięta w wyniku np. prania mózgu, wymazywania wspomnieć itp, które nawet i sama Lucy mogła przeprowadzać, czy nadzorować.
Lucy jest o tyle ciekawą postacią, gdyż uwagi na to, że nie była ani więźniem, ani strażnikiem, raczej nie ma złych zamiarów, przyjmując, że także skoczyła z przeszłości, mogłaby nam całkiem sporo powiedzieć.
Niech tylko w końcu odzyska przytomność i rozwiąże swój język :)
W oczekiwaniu na kolejny odcinek, zwieszając na chwilę dalsze dywagacje, tylko czekam, aż pojawi się w teraźniejszości naczelnik, bo ewidentnie wygląda na to, że może czymś tu dyrygować.
A na koniec odniosę się znowu do tych drzwi, za którymi nie wiemy co było (końcówka odc.4)
Macie jakieś pomysły co mogło być za tymi drzwiami, że młody więzień był tym tak przerażony?
Najzabawniejsze, że o ile jego reakcja jest dość wyraźna i konkretna i świadczy o tym, że ewidentnie wolałby nie iść, ani kroku dalej, to przyczyna takiego zachowana może bardzo skrajna.
Kto lub co tam mogło czekać na tego młodego więźnia?
- dwugłowy potwór, co to żywi się na śniadanie takimi, jak on
- kolejny jakiś bardziej sadystyczny doktor, co to bez znieczulenia zdejmuje zaćmę z oka
- zwyrodnialec seksualny, co to lubi takich chłopców, jak on
- zjawiskowo piękna dziewczyna, na widok której oblał go blady strach, że nie będzie wiedział, co ma z nią "robić"
- zobaczył siebie samego z przyszłości
- a może w ogóle zobaczył przyszłość
Żarty żartami, ale co on mógł tam takiego zobaczyć, że z tak wielkimi oporami, naczelnik musiał go siłą pchać do środka???
Naczelnik dość enigmatycznie nazwał tego kogoś "podziemnym duchem", który pragnie pogawędzić - oczywiście jeśli pogadać w rozumieniu dosłownym, a nie np. pogadać przy okazji robienia tortur :)
Zapewne ktoś tam był, tylko kim musiałaby być ta osoba, aby wywołać u młodego więźnia, aż takie emocje i jakby nie patrzeć przerażenie....
Z kluczami i zaawansowaną technologią ich wytworzenia skłaniam się ku teorii, że podróż może się odbywać w dwóch kierunkach i te klucze zostały stworzone tak żeby nikt niepowołany nie miał dostępu do tego pomieszczenia tak jak to było w odcinku o braciach Ames. Zakładam, że gdyby panowie dostali się do drzwi, które otwierają klucze te wytopione z łyżki po prostu nie otworzyłyby tych drzwi ale to taka moja teoria.
Oglądałeś jeszcze raz to może wyłapałeś jak to było z rodzinami strażników? Wiadomo, że mieszkali z nimi na wyspie a rodziny Guy'a akurat nie było a co z resztą? Nie pamiętam czy było to wspomniane.
Wracamy do Lucy. Kolejnym pytaniem jakie mi się nasunęło to dlaczego w przeszłości inaczej się nazywa? Pracując dla Hausera nie potrzebuje być incognito jako, że nikt nawet taki ekspert jak Sato nie wie że była kobieta psychiatra w Alcatraz więc wydaje mi się to bezcelowe i w dalszym ciągu popycha mnie ku teorii cofnięcia się w czasie.
Co do odcinka 4 i scenki na końcu to nie do końca pamiętam jak to dokładnie wyglądało ale można założyć, że może czekał tam na niego np. drugi naczelnik, który wrócił z przyszłości. W końcu akcja jak ją widzimy dzieje się w 1960 a przeskok nastąpił dopiero w '63 To dawałoby też do myślenia o cofnięciu się w czasie Lucy. Zagmatwany ten serial ale dobrze, że chociaż w tej swojej tajemniczości daje dużo do myślenia.
O rodzinach nie było specjalnie mowy.
Wiemy tylko o tej Guya, której powiedziano, że był wyciek chemikaliów, zaś Guy powiedział, że z kolei jemu i strażnikom powiedziano, że był wypadek i ich rodziny nie żyją.
Krótko mówiąc bajka w obie strony.
Co do Lucy...
Kurcze, wypada wspomnieć o jednej scence, która jest chyba kluczowa dla określenia "przynależności" Lucy
W odc.6, 11 minuta, 11 sekunda, Hauser wyciąga ze swojej skrzyni m.in. pewne zdjęcie.
Wygląda ono na dość wiekowe - wykonane zapewne 50 lat temu, a na nim młody Hauser i.... Lucy.
No właśnie. Lucy. To chyba ewidentnie mówi, że jest ona jednak z przeszłości.
A dlaczego ewidentnie? - Ano w przeciwnym razie owo zdjęcie nie mogłoby istnieć w takiej formie.
To znaczy powiem tak, że teoretycznie nie wyklucza to tego, że Lucy jest z przyszłości, tyle że w obliczu tego zdjęcia sytuacja musiałaby prezentować się następująco:
Mamy teraźniejszość. Stary Hauser i Lucy. Lucy cofa się w przeszłość. Wtedy zostaje zrobiona fotka jej z młodym Hauserem. Lucy powraca do 2012, Hauser po 50-ciu latach też koniec końców znajduje się w 2012, tyle że musiałaby to być alternatywna linia czasowa, gdyż w przeciwnym razie, owo zdjęcie mogłoby się pojawić w kufrze Hausera jedynie drogą natychmiastową, czyli niejako nagłego zmaterializowania się w kufrze, który istniał już wtedy, a owo zdjęcie było tym samym obiektem wtórnie wytworzony na skutek ingerencji z przyszłości, przyjmując założenie, że w pierwotnej wersji czasowej Lucy nie było w przeszłości, Hauser jej nie poznał, zdjęcie nie zostało zrobione etc.
Zresztą na przeszkodzie uznania, że Lucy jest z przyszłości stoi przede wszystkim osoba Hausera.
Mielibyśmy tu jakiś paradoks czasowy.
Intrygujące jest to, że wzmianki o Lucy nie znalazł Soto i to chyba najbardziej zabija klina i mąci.
Co się tyczy teorii z drugim naczelnikiem..., to jest to ciekawe i coś by tłumaczyło np. powrót interesujących nas kluczy
No ale czemu ten "pierwszy" naczelnik miałby go trzymać ukrytego pod takim kluczem?
Powiedzmy, że w obawie, aby nikt inny się tam nie dostał i tego nie odkrył, no ale to już zachodzi o dużą plątaninę.
Z tym zdjęciem może być tak jak wyglądała linia czasu w pierwszym Terminatorze albo tak jak w Lost podróż w czasie tłumaczył Miles a z faktu, że to ci sami ludzie więc ... Nie bawimy się w alternatywne linie tworzone podróżami tylko to musiałoby być na zasadzie wszystko już się stało. Także w 63 pojawia się Lucy z przyszłości zrobione jest zdjęcie, a w 2012 widzimy tą Lucy, która dopiero wyruszy w swoją podróż. Ale na tym etapie naprawdę ciężko stwierdzać jaką formę obrali producenci.
Co do drugiego naczelnika to jeżeli takowy by tam faktycznie siedział to rzeczone pomieszczenie nie musi być jakąś klitką jak ta ze złotem ale raczej jakimś laboratorium w końcu, gdzieś muszą pracować nad tą krwią a z faktu że doktorek nic o tym nie wie to pewnie właśnie tam znajduje się centrum dowodzenia. Pytanie dlaczego po 50 latach nikt jeszcze nie znalazł tych drzwi.
A swoją drogą tak mi się skojarzyło czy przypadkiem w ostatnim odcinku naczelnik nie zejdzie do podziemia otworzy drzwi magicznymi kluczami, zejdzie znajdującą się za nimi studnią w dół, przekręci koło pojawi się błysk i się wszyscy przeniosą do 2012 ;)
uuuu proszę Pana, szacunek :)
Czemu ja o tym nie pomyślałem?
Przecież oczywiste jest to, że to całe Alcatraz tak jak i Wyspa, skacze w czasie.
Nie ma bata! To koło zamachowe musi gdzieś tam być w podziemiach, no a wiadomo, że kręci nim sam naczelnik :)
Co do Lucy, to pojawia się jeszcze jedna rzecz.
Młoda Lucy jest zapewne koło 30-tki.
Jeśli przyjąć założenie, że pochodzi z przeszłości, to pytanie co ze "starą" Lucy,? Już nie żyje?
Jeśli by żyła, to miałaby pewnie koło 80-tki, a nie jest to jeszcze równoznaczne z naciągnięciem kopyt.
Wiedzę na ten temat, mogliby mieć chyba tylko Hauser i sama zainteresowana.
Przyjmijmy, że po skoku, Lucy szybko poznała prawdę np. znalazła swój grób.
To ostatnie byłoby oczywiście najwygodniejsze, gdyż unikałoby się sytuacji spotkania samego siebie, no i ogólnie wszelkim innych problemów.
No ale co wtedy, jeśli stara Lucy nadal żyje?
Hauser miałby o tym nie wiedzieć?
Powyższy scenariusz i kolejne pytania stawiam bardziej po to, aby chyba zacząć nieco bardziej skłaniać się ku wersji, że Lucy może pochodzić jednak z przyszłości.
Lucy w latach 60. wygląda trochę tak, jakby była tam tylko "gościnnie".
Jakby nie patrzeć Soto nic o niej nie znalazł.
Zresztą sam przed chwilą próbowałem w googlach coś znaleźć na temat Lucy Banerjee, Singupty, zawężając wyniki wyszukiwania do lat 1950-1970 i... nic :)) Żadnej choćby krótkiej wzmianki :) Coś więc musi być na rzeczy? ;)
No ale poważnie...
Naczelnik powiedział doktorowi, że on z pobraną krwią a przed jej ponownym podaniem, nic nie robi.
Może faktycznie powiedział prawdę, że on nic, ale może np. zasugerowany "drugi" naczelnik?
Na chwilę obecną chwilowo pasuję z dywagacjami.
Jutro mamy kolejny odcinek i oczekuję jakichś rewelacji, gdyż tak średnio chyba co drugi odcinek (trochę naginam) coś ciekawego się pojawia w temacie głównego wątku.
Według mnie kluczowym pytaniem o cały sens serialu jest zwykłe: po co?
W jakim celu, po co, dlaczego, w jakim interesie następują powroty? Szczerze nie interesuje mnie w jaki sposób wracają, ale o sens tych powrotów. Dla więźniów są zwyczajnie bezsensowne, dla Osoby Wysyłającej (jeśli istnieje) forma tych powrotów także.
nie wczytywałem się w opinie i niuanse natomiast chciałbym wszem i wobec oznajmić, że odcinek 9 był TRAGICZNY... z dużym strachem włączam 10...
szczęśliwie strach ma wielkie oczy:) oczy... ważki:) dobry epizod, Syn Anarchii i jego metamorfoza, chęć zemsty, wszystko spójne, za wyjątkiem dziwnego faworyzowania i pomocy Sonnemu przez włodarzy placówki wychowawczej z wyspy. Bardziej niż je.. klucze ciekawią mnie relację między naczelnikiem a EB (taki browar kiedyś był:)). Mam nadzieję, że ich wymiany zdań i narastający konflikt będą jeszcze jakość mieć wpływ na główny wątek. Kombinowanie z krwią jak przewidzieliście we wcześniejszych postach ma teraz sens, zastanawia mnie tylko czy krew dla pani doktor musi być od żywego dawcy, no ale dzięki temu będzie więcej akcji z lasu i teraz Hauser pojawi się zawsze we właściwym momencie:)
Ciekawie zaczyna wyglądać rola Archera i jej znaczenie oraz pojawienie się w oknie Madsena seniora....chociaż raczej zaskoczenia nie będzie to coś przynajmniej rozjaśnią.
Wracając do kluczy i wydarzeń z TRAGICZNEGO poprzedniego odcinka to również będę zwolennikiem teorii, że za drzwiami do których pasują magiczne wytrychy siedzi Australijczyk,który zajebiście w LOSTACH mówił "maj brada" i wklepuje cyfry:)
Takim nieco głupim i wyjątkowo trywialnym wyjaśnieniem powrotów mogłoby być np. to, że na skutek zamykania Alcatraz - jego problemów z kosztami i wszystkim innym, ktoś wpadł na pomysł - szefostwo Alcatraz z naczelnikiem na czele, że szkoda by było ot tak pozbyć się tylu "dorodnych" więźniów w obliczu zaczęcia stosowania nowych metod "leczniczych" (czyszczenia pamięci) i odnoszenia sukcesów w systemie penalnym i zwyczajnie cały ten "cyrk" pchnąć w nowe - może lepsze czasy :) - ot np. do roku 2012 i tam próbować kontynuować dalszą zabawę
Mi przychodzą na myśl 2 teorie. Pierwsza to zwykła chciwość. Mając technologię można się łatwo wzbogacić na przeszłości widać to chociażby po tym jak naczelnik obmacuje sztabki złota. Druga naczelnik jest swego rodzaju zbawcom i chce wykorzystać więźniów do powstrzymania końca świata w grudniu tegoż roku ;)
Ja powiem tak - i już zupełnie poważnie, że mimo wszystko nie spędza mi snu z powiek domyślanie się powodu wystąpienia tego wszystkiego.
Interesuje mnie, jak doszło do skoku. Jaka w tym wszystkim jest rola kolejnych postaci - naczelnika, Tommy'ego, Lucy, Hausera, Raya, i innych, no ogólnie kto i jaki ma tu interes, zadanie itp.
Powód zapewne jakiś był lub się zrodził - no chyba, że przejmiemy, że była jedynie jakaś anomalia natury albo do zdarzenia doszło przypadkowo.
A nawet, gdyby czysto teoretycznie miało chodzić tylko oto ostatnie, to tym bardziej najciekawsze jest w tym wszystkim, kto i jak próbował wykorzystać daną sytuację, w jakim celu, poco, dlaczego, czym się kierując.... itd.
W Alcatraz zasadniczy problem polega na tym, że trudno w ogóle przewidywać do czego to wszystko zmierza (?)
Żebyśmy chociaż mieli jakiś minimalny domysł, do czego są te klucze....- poza oczywistym faktem, że coś na pewno otwierają - jakieś drzwi lub uruchamiają np. jakąś machinę.
Co do naczelnika, to pomimo, iż sprawia wrażenie "pana i władcy" , przed którym klęka cały zasób ludzki Alcatraz, to coś czuję, że w obliczu czegoś tak dużego, jak skok w czasie, może być on jedynie pionkiem - pewnie jakoś tam ważnym, ale w nie aż tak dużym wymiarze, jakby to się mogło z pozoru wydawać.
Nie chcę tu zaraz silić się na jakieś analogie, ale popatrzmy jak z czasem zmieniało się nasze postrzeganie Jacoba (z LOST).
Z jakiejś tajemniczej i mistycznej wręcz o randze Boga wyspy postaci do zwykłego człowieka.
Do końca sezonu 3 odcinki. Mało. Za mało, jak na nagle wyjaśnienie wszystkiego - no chyba, że już od jutra akcja ruszy mocno z kopyta.
Trudno w to jednak uwierzyć, gdyż wtedy byłoby to trochę wbrew dotychczas prezentowanych logice i konstrukcji serialu.
Pierwszy odcinek oczywiście super - zasygnalizowanie treści. Przez kolejne 10 was ponudzimy, a na sam koniec jednym ruchem odkryjemy wszystkie karty.
No chyba jednak wierzę, że scenarzyści nieco bardziej się wysilili :) - i miejmy nadzieję, że ich wysiłki oraz potencjał drzemiący w dalszej treści stacja telewizyjna dostrzeże i serial nie pójdzie do kosza, zaś na drugi sezon nie każe nam się czekać okrągły rok.
oooo, dopiero teraz zwróciłem uwagę, że mamy dodatkowy tydzień przerwy przed kolejnym odcinkiem (19 marca)
No nic.... Poczekamy.
Jedyne czego się obawiam to nie wyjaśnienie niczego tylko zarysowanie faktów i cliffhanger na koniec sezonu a potem cancel chociaż po porażce Terra Nova jest szansa, że dostaniemy 2 sezon.
Jak dla mnie - próba analizowania sposobu przenosin jest drugorzędna przy kwestii ich sensu. Nie wszystkie powroty mają cel - sześć powrotów (Cal Sweeney, Clarence Montgomery, bracia Ames, Donovan i Sonny Burnett) są dla ogólnego rachunku całkowicie zbędne dla kogokolwiek, kto odpowiada za powroty (jeśli taka osoba istnieje).
Jedyna sensowna rozpiska z celami powrotów jest taka:
Jack Sylvane - zastępca naczelnika Tiller i klucz.
Ernest Cobb - doktor Sengupta.
Cal Sweeney - klucz.
Guy Hastings - Tommy Madsen.
Paxton Petty - Emerson Hauser.
Stąd nie "jak?" ale proste i zwykłe "po co?"