Marzycie o zagranicznych podróżach, letnim słońcu i powrocie do czasów młodości? Jeśli tak, to miniserial HBO "
Tacy właśnie jesteśmy" jest idealną propozycją dla Was.
Luca Guadagnino, specjalista od rozpalających zmysły historii, ponownie zabiera nas do świata nastoletniej inicjacji. Podobnie jak w oscarowych "
Tamtych dniach, tamtych nocach" skupia się na odkrywaniu tożsamości seksualnej, sensualnym przebudzeniu i próbach odnalezienia swojego miejsca w małej społeczności. Pytanie brzmi: czy doświadczony reżyser potrafi jeszcze zaproponować coś świeżego i unikalnego w tak wyeksploatowanej przez kino tematyce? Mam pewne wątpliwości.
Akcja toczy się we współczesnych Włoszech, do których przylatują nastoletni Fraser (
Jack Dylan Grazer) i jego matka (
Chloë Sevigny). Kobieta przejmuje dowodzenie w bazie amerykańskiej armii w Chioggia, nieopodal Wenecji, gdzie okresowo mieszkają żołnierze z rodzinami. Chłopak rozpoczyna naukę w zlokalizowanej na jej terenie szkole i szybko zaprzyjaźnia się z nową znajomą, Caitlin (
Jordan Kristine Seamón). Śledzimy kilka miesięcy z życia bohaterów, w czasie których mierzą się z dramatami dorastania, zyskują samoświadomość oraz budują relacje z przyjaciółmi i partnerami. Wszystko to odbywa się jakby w dwóch światach: "skrawku Ameryki", jakim jest baza, i słonecznej Italii rozpościerającej się wokół odgrodzonej zony wojskowej.
Guadagnino, zadłużony u mistrzów europejskiego kina na czele z
Bertoluccim (nieprzypadkowo w pokoju Frasera wisi plakat "
Ostatniego tanga w Paryżu"), portretuje nastolatków ze swobodą godną wielkich poprzedników. W żywych i zabawnych dialogach słychać, że dobrze zna nie tylko ich język, ale również problemy. Te wynikają w równym stopniu z trwania w zawieszeniu między młodością a dorosłością oraz braku zakorzenienia na skutek cyklicznych przenosin rodziców z kraju do kraju. Co więcej, ukryte pragnienia bohaterów nie sprowadzają się wyłącznie do zaliczenia inicjacji seksualnej, ale sięgają znacznie dalej. Wiążą się z potrzebą wyzwolenia z wewnętrznych ograniczeń, porzucenia niewygodnych ról społecznych i płciowych czy dążeniem do niezależności. Choć reżyser przekonująco odmalowuje młodzieńczy mikrokosmos, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że seriale takie jak "
Sex Education" czy "
Euforia" ustawiły poprzeczkę nader wysoko, przez co jego nowe dzieło nie doskakuje do wyznaczonego przez nie poziomu. W przeciwieństwie do wspomnianych tytułów w "
Tacy właśnie jesteśmy" rozwój postaci dokonuje się zbyt pospiesznie i przewidywalnie – wyalienowany Fraser zdobędzie poczucie przynależności, a zgrywająca pewną siebie Caitlin odkryje w sobie pokłady wrażliwości i przyzwolenie na odmienność.
Losy nastoletnich Amerykanów nie są oczywiście pasmem udręk, o czym przypomina nam zmysłowa forma. Oprócz trudów dorastania młodość to przecież rozpierająca od środka energia, witalność, fizyczna atrakcyjność – po raz kolejny sugeruje
Guadagnino. W rozświetlonych włoskim słońcem kadrach (bliźniaczo podobnych do zdjęć z "
Nienasyconych") dominują półnagie ciała w ciągłym ruchu: biegające po plaży, tańczące, dotykające się. Włoch filmuje je z dużym wyczuciem, nigdy nie ocierając się o wulgarność. Jednocześnie wpuszcza do ekranowej rzeczywistości delikatne, erotyczne napięcie, którego nie potrafi w pełni wykorzystać. Świetnie oddaje to sekwencja imprezy w willi za miastem – młodym ludziom powoli puszczają hamulce, wchodzą w rodzaj transu, ale, o dziwo, próżno tam szukać satysfakcjonującej kulminacji. Czy nadmierna powściągliwość autora wynika z ograniczeń narzuconych przez HBO? A może z obaw o kontrowersje? Sensualność dzieła idzie w parze ze starannie dobraną ścieżką dźwiękową. W "
Tamtych dniach, tamtych nocach" zachwycały piosenki nagrodzonego Oscarem
Sufjana Stevensa, tu
Guadagnino stawia na eklektyczną mieszankę – od
Davida Bowiego, przez Drake’a aż po minimalistyczne utwory
Johna Adamsa. Zapewne muzyka z serialu zacznie funkcjonować jako popularna playlista, niestety twórca zbyt często wysługuje się nią, by sztucznie kreować, a nie uzupełniać nastrój poszczególnych scen.
Obok narracji zmysłowo-inicjacyjnej najważniejsza staje się ta zderzająca odmienne światy: amerykański i włoski. Pierwszy reprezentuje wojskowa strefa i zamieszkująca ją społeczność, a drugi rzeczywistość poza jej granicami. Od początku serialu reżyser tworzy jednoznaczną, na poły idylliczną wizję swojej ojczyzny: pełnej życia, radości i zmysłowego uroku. Zestawia filmowane w szerokich planach piękne pejzaże Italii z ujęciami bezdusznej architektury amerykańskiej bazy. W pierwszym odcinku nowa koleżanka zabiera Frasera poza jej teren, mówiąc, że za murami czeka ich wolność. Brama wojskowej zony wydaje się nastolatkom niewidzialną barierą, oddzielającą swobodę myśli i działań od przymusu kontroli, surowych zasad i wyraźnej hierarchii. Można wręcz powiedzieć, że prawdziwe otwarcie i metamorfoza postaci dokonuje się "po włoskiej stronie" – na plaży, w willi za miastem czy w klubie muzycznym. Wyjście z bazy jest jak łyk świeżego powietrza, a powrót do miejsca, które krępuje ruchy i zmusza do podporządkowania, jest przykrą koniecznością. Na obszarze zarządzanym przez obywateli USA niby wprowadza się progresywną politykę – w końcu homoseksualna kobieta zostaje dowódcą – ale tak naprawdę uprzedzenia, konflikty oraz konserwatyzm żołnierzy nie pozwalają na zbyt radykalne zmiany. Organizacja przestrzeni i sposobu życia po amerykańsku wcale nie pomaga zadomowić się w obcym kraju, ale jawi się jako narzędzie opresji i rezygnacja z asymilacji. Służy głównie sprawdzaniu nastolatków, nawet w tak oczywistych kwestiach jak regularne uczęszczanie na lekcje i picie alkoholu, a także niezrozumiałej izolacji kulturowej. Choć sam serial trudno uznać za polityczny, czuć w nim szczere zaniepokojenie systemową przemocą i wsparcie dla bohaterów próbujących się od niej uwolnić.
Urodzony w Palermo filmowiec, podobnie jak jego rodak
Paolo Sorrentino, stworzył dla HBO autorski serial od podstaw. "
Młody papież" i "
Tacy właśnie jesteśmy" stanowią pełnoprawne przedłużenie stylu włoskich reżyserów, ale twórca "
Wielkiego piękna" lepiej poradził sobie w świecie telewizji. Z kolei serialowy debiut
Guadagnino niczym nie zaskoczy jego fanów, a w dodatku pozostawi u nich lekki niedosyt. Dla wielu może stać się natomiast pierwszym przystankiem na drodze do odkrycia jego różnorodnego dorobku. Wierzę też, że w dziwnych czasach, w których przyszło nam żyć, dzieło posłuży za formę niewinnego eskapizmu: pomoże odbyć nostalgiczną wyprawę do lat młodości lub uciec od negatywnych emocji i gorzkich realiów. Serial można więc przyrównać do wakacyjnego romansu: przez chwilę zapewnia autentyczną przyjemność, ale po jakimś czasie wszyscy o nim zapomnimy.