Bogowie i nastolatki w Kioto, czyli wielowątkowy miszmasz w przyjemnej dla oka oprawie. Seria z potencjałem, który nie został wystarczająco wykorzystany.
Inari Fushimi (głosu użycza Naomi Ōzora) to pełna kompleksów nastolatka, niespecjalnie zadowolona ze swojego życia. Kompromituje się przed szkolnym kolegą, którego darzy uczuciem i czuje że nie ma szans rywalizować o jego względy ze śliczną koleżanką. Zrozpaczona po kolejnym dniu pełnym niepowodzeń, biegnie do świątyni bogini Uka-no-Mitama, miejsca w którym od dzieciństwa bardzo lubi przebywać. Płacząc, prosi bogów o pomoc... i jej modlitwy zostają wysłuchane. Spotyka boginię Ukę (Houko Kuwashima), otrzymuje od niej dar zmieniania swojej postaci i zapewnienie o przyjaźni. Jak nietrudno się jednak domyślić, prezent od bogini nie rozwiązuje problemów Inari, a powoduje serię nowych przygód.
Zarysowany powyżej wątek nie jest jednak jedynym, który postanowili opowiedzieć twórcy. Seria skupia w sobie jeszcze kilka innych tematów, o różnym poziomie dramatyzmu. Jest o relacjach dziewcząt w grupie rówieśniczej, o pierwszej młodzieńczej miłości, o problemach panujących w niebiańskiej krainie, o dylematach moralnych związanych z różnicami między światem ludzi a bogów. O dziwo, oglądając nie ma się jednak wrażenia chaosu. Wątki przeplatają się dość zgrabnie, prowadzone są logicznie i mają mniej lub bardziej, ale jednak konkretne zakończenie. Nie wszystkie są jednak jednakowo interesujące. Zdecydowanie najsłabiej wypada moim zdaniem część dotycząca świata bogów. Twórcy postanowili nadać jej wymiar komediowy, co nie do końca się udało. Mieszkańcy Niebiańskich Równin zarówno z wyglądu i jak zachowania prezentowani są karykaturalnie i nie ma w nich nic z boskiej wspaniałości i mądrości. Wyjątkiem jest Uka, która przedstawiona została jako postać wielowymiarowa, choć też z elementem komicznym, czyli zamiłowaniem do gier eroge. Niestety nie podzielam w tym względzie poczucia humoru twórców i sceny dotyczące relacji między bogami nie przypadły mi do gustu. Niezwykle ciekawie wypada natomiast wątek relacji między przyjaciółkami Inari. Wspólne spędzanie czasu, szczere rozmowy, zazdrość o siebie nawzajem – wszystko to przedstawione zostało w sposób realistyczny oraz logiczny. Bohaterki rozmawiają ze sobą szczerze, wymieniają się refleksjami, wyznają swoje uczucia. Ich psychologiczne konstrukcje są wiarygodne i przekonywujące. Podobnie relacja miłosna między Inari a Tanbabashim, wypada ciekawie na tle podobnych serii. Wątek przyjaźni między boginią Uką a Inari także prezentuje się przyzwoicie, choć w nim uderza nieco banalność wszystkich wydarzeń. Intrygującą, ale zdecydowanie niedocenioną postacią jest brat Inari – Tōka, którego chętnie zobaczyłabym na ekranie więcej, zwłaszcza z rozwinięciem jego wątku miłosnego. Ponieważ seria ma stosunkowo mało, bo jedynie 10 odcinków, oczywistym jest, że przysłowiowych grzybków w barszczu jest trochę za dużo. Gdyby dodano kilka odcinków, jednocześnie wyrzucając przynajmniej jeden wątek, i nieco rozszerzając pozostałe, całość sprawiałby o wiele lepsze wrażenie.
Rysunek Inari, Konkon, Koi Iroha. jest technicznie zadowalający i dobrze oddaje klimat serii – oglądamy delikatne kolory, miękkie krawędzie, dużo łagodnego światła. Estetyczny odbiór zakłócały mi jedynie rysunki postaci, które oglądane z dalekich planów, sprawiały wrażenie krępych i niesymetrycznych. Warto wspomnieć, że w momentach komediowych "gagów", twórcy zdecydowali się na bardzo uproszczone rysunki, o komiksowym (a właściwie mangowym) charakterze. Osobiście odebrałam to neutralnie, ale dla wielu widzów taka nagła i chwilowa zmiana estetyki może być drażniąca.
Muzyka, autorstwa Takeshi Senoo, była miła dla ucha, ale poza głównym motywem "Itsumo Kokoro ni Aoi Sora" niezapadająca w pamięć. Utwory początkowy ("Kyou ni Koiiro" May Nakabayashi) i końcowy ("Saved" Maay Sakamoto) oglądało się przyjemnie, ale nie wyróżniały się niczym z dziesiątek im podobnych.
Niewątpliwą zaletą Inari, Konkon, Koi Iroha. jest to, że wprowadza widza w pogodny nastrój i zapewnia odprężającą rozrywkę. Oprócz tego zawiera jednak pewne głębsze treści. Może niespecjalnie oryginalne i z pewnością niewystarczająco uwypuklone, ale jednak interesujące i bez wątpienia obecne. Po pierwsze, morał, że zmiana samego siebie to zadanie trudne i nie zawsze opłacalne. Po drugie, dylemat czy warto poświęcić przyjaźń dla dobra drugiej osoby. I po trzecie, odwieczne pytanie, czy granice między światem bogów i ludzi da się przezwyciężyć uczuciem. To za te trzy rzeczy, oraz za emocjonalne zaangażowanie w historię brata głównej bohaterki, seria otrzymuje ode mnie naciąganą siódemkę. Polecam ją wszystkim tym, dla których zachęcająco brzmi mieszanka szkolnych perypetii i japońskiego folkloru. Dodatkową gratkę dla wielbicieli Japonii może stanowić fakt, że świątynia będąca miejscem akcji serialu istnieje naprawdę, a tło wydarzeń licznych scen można odnaleźć w rzeczywistości, zarówno na jej terenie jak i w obrębie uliczek Kioto.