Recenzja filmu

Trzy kolory: Niebieski (1993)
Krzysztof Kieślowski
Juliette Binoche
Benoît Régent

Sznur niebieskich korali

Czym jest wolność? Filozoficzne pytanie. Czy można mówić tylko o wolności "od" różnych rzeczy - od ludzi, spraw przyziemnych, od zła, cierpienia, śmierci? Tylko o "uwolnieniu"? Czy może jest
Czym jest wolność? Filozoficzne pytanie. Czy można mówić tylko o wolności "od" różnych rzeczy - od ludzi, spraw przyziemnych, od zła, cierpienia, śmierci? Tylko o "uwolnieniu"? Czy może jest jeszcze wolność "do" - wolność wyboru, wolność zaniechania, czynienia tego, co wzniosłe, co uwzniośla? Wolność dorosła? A może są jeszcze inne rodzaje wolności? Może tak naprawdę nie można mówić o wolności w dzisiejszym świecie? Może też w ogóle nie można o niej mówić, nie można o nią prosić, nie można się nią cieszyć - bo nie istnieje? Obszar problemów filozoficznych, o jaki zahacza pierwszy film z trylogii Kieślowskiego - jest zaiste olbrzymi. Reżyser, jak sam mówił, zadał sobie w "Niebieskim" wraz ze współscenarzystą Piesiewiczem pytanie o pierwsze z haseł Wielkiej Rewolucji Francuskiej - czyli o wolność właśnie - i zrobił to z właściwą sobie głębią, pomysłowością i dbałością o estetykę wizualną. Wolność "od" przedstawia tu Kieślowski w sposób iście szatański - młoda kobieta Julie w wypadku traci męża (wielkiego kompozytora) i dziecko. Traci najważniejszą rzecz, wokół której kręciło się jej życie, traci miłość - i, zrozpaczona, próbuje w związku z tym uwolnić się także od wszystkich innych zobowiązań, wspomnień, miejsc. Nakazuje sprzedaż starego domu na wsi, zrywa wszelkie kontakty towarzyskie, wyprowadza się do Paryża. Próbuje zapomnieć, a jednocześnie uwolnić się. I próby te wydają się przebiegać szczęśliwie (badana przez lekarza słyszy, że jest "w dobrej formie fizycznej... i psychicznej"), ale - jak zauważył John Donne - żaden człowiek nie jest samotną wyspą... Perfekcyjne wykonanie. To pierwsze, co rzuca się w oczy po projekcji. Inteligentny scenariusz, odegrany koncertowo przez świetnych aktorów; zdjęcia Idziaka powalają niekiedy na kolana, muzyka Preisnera (rzeczywiście, podniosła - ale czyż cały film nie dotyczy spraw najwyższych?) doskonale stopniuje napięcie. Nie jestem pewien, ale chwile czerni, wypełnione tylko poruszającymi taktami muzyki, przecinające sceny retrosepekcyjne - to chyba autorski pomysł reżysera, który rzeczywiście robi wrażenie nieziemskie. Ma się poczucie chwilowego spoglądania w otchłań. A dzięki związkowi kolorów z tytułem - każdy niebieski przedmiot w filmie nabiera potęgi symbolu. Symbolu, prowadzącego... No właśnie, gdzie? Co jest pod spodem "Niebieskiego"? Jakie są odpowiedzi Kieślowskiego na dylematy egzystencjalizmu? Wydaje mi się, że tu zawiodła go reżyserska intuicja. Że mimo wszystko obraz ten nie ma w sobie metafizycznej głębi dzieł np. Tarkowskiego. Ktoś kiedyś powiedział, że to taka "teologia dla ubogich" - i choć może to krzywdzące porównanie, dobrze oddaje ono poczucie metafizycznego zawodu. Receptą reżysera na dylemat wolności staje się fragment z listu św. Pawła, hymn o Miłości. I już. Czyli - tak jakby sznur niebieskich koralików, obecny w tym filmie i na plakatach, kręcąc się zachwycał, hipnotyzował - ale nagle się urywał. Jakby wolność mogła prowadzić tylko w stronę złotego krzyżyka - i już. A czy takie problemy mogą nas zaprowadzić gdzieś indziej? Cóż, to z pewnością mimo wszystko jeden z najlepszych polskich filmów. W moim przekonaniu - cała trylogia "Trzech kolorów" jest być może najlepsza w ogóle. A że głębia i moc tego obrazu nie prowadzi w miejsce, jakie obiecuje? Mhm... Być może po prostu tego miejsca nie ma. A może właśnie "wolność" polega na zatrzymaniu się w odpowiednim miejscu, na Miłości - i nie drążeniu dalej?
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?