Qualley w "Substancji" jest oczywiście zjawiskowo piękna, ale to sprawa drugorzędna, ponieważ przede wszystkich wygląda niczym zaszyta w skórze, permanentna erupcja zmysłowości. Jest to zresztą
Kogo widzimy tu na ekranie? W roli głównej Demi Moore, która gra starzejącą się gwiazdę, bezceremonialnie wyrzuconą na śmietnik przez przemysł telewizyjny. Jest to jednocześnie prawdziwy wielki powrót Moore po latach zapomnienia, co dodaje filmowi istotny meta sens. Powiedzieć w tym miejscu, że aktorka wyszła ze swojego zadania obronną ręką, to nic nie powiedzieć. Demi gra w "Substancji" być może rolę swojego życia, prezentując pełen wachlarz aktorskich talentów. Długa scena z lustrem to małe dzieło sztuki. Czuć też wyraźne nawiązania do takich cudownych klasyków jak "Bulwar Zachodzącego Słońca", czy ukochany przeze mnie "Wszystko o Ewie". Będę zdziwiony, jeśli nie dostanie nominacji za rolę pierwszoplanową.
Jeśli jednak Demi Moore zagrała w "Substancji" rolę życie, to nie wiem, co napisać o wciąż młodziutkiej Margaret Qualley. Córka Andie MacDowell ma już za sobą kilka świetnych ról, ale tutaj niemal literalnie chwyta cię za włosy, przygniata twarz do ekranu i nie pozwala oderwać od siebie wzroku nawet na sekundę.
W zeszłym roku przez swój występ w "Barbie" Margot Robbie niechybnie stała się ikoną piękna trzeciej dekady XXI wieku, co zresztą w samym filmie doczekało się jednego uroczego meta komentarza. Qualley w "Substancji" jest oczywiście zjawiskowo piękna, ale to sprawa drugorzędna, ponieważ przede wszystkich wygląda niczym zaszyta w skórze, permanentna erupcja zmysłowości. Jest to zresztą cudowna ironia twórców, którzy oddają w nasze ręce jednoznaczną krytykę szowinizmu i seksualizowania kobiet we współczesnym przemyśle telewizyjnym, jednocześnie kreując jedną z najbardziej ikonicznych, opływających seksem ról ostatnich dekad. Jeśli Qualley nie dostanie nominacji, poczuję się urażony.
Prócz genialnego kobiecego duetu mamy obrzydliwie wspaniałego Dennisa Quaida, filmowanego regularnie na ostrych, odrzucających zbliżeniach w stylu Terry'ego Gilliama. Za krótko na Oscara, ale sama rola wybitna.
Czym jednak ostatecznie jest "Substancja"? Powiedzmy, że to body horror podejmujący problem uzależnienia od upiększeń, sytuacji kobiet w przestrzeni medialnej, seksizmu, szowinizmu, cielesności, somatyki. Niezwykle odważne połączenie bardzo aktualnych, istotnych treści, z wyraźnym kinem gatunkowym, które zrobiło na mnie piorunujące wrażenie.
Szczególnie przejmująco reżyserka podchodzi do relacji człowieka z jego własnym ciałem, które często traktowane jest w filmie dosłownie jak wór, nie będący częścią nas samych. Do filmu wracałem w rozmowach ze znajomymi przez kolejne tygodnie. Nawet osoby, którym film nie przypadł do gustu, miały wiele do powiedzenia na temat podejmowanych przez niego problemów. Został ze mną. To chyba najlepsza możliwa rekomendacja.