Recenzja filmu

Substancja (2024)
Coralie Fargeat
Demi Moore
Margaret Qualley

Z substancją jej do twarzy

Substancja to chyba pierwszy film od dobrych paru lat, któremu wystawiłem 10/10 i prawdopodobnie będę o nim gadał przy każdej możliwej okazji. Gorąco zachęcam do obejrzenia w kinie, żeby Was te
Cóż to był za seans, o jak bardzo w moim guście. Wyszedłem z kina o 1:00 w sobotnią noc, w samym sercu Katowic. Byłem tak zdezorientowany, że musiałem zastanowić się dwa razy, którędy tak naprawdę mam wrócić do domu. Mijam tych wszystkich pijanych ludzi na Mariackiej, krzątających się energicznie na wąskiej przestrzeni między barami, nie zwracałem jednak na nich uwagi. W mojej głowie wciąż kumulował się ten chaotyczny, wypełniony soczystymi obrazami sen Cronenberga. Próbowałem zastosować sztuczkę z napisów końcowych "Uncut Gems", zapodając sobie na słuchawkach L'amour toujours na ochłonięcie, ale niewiele pomogło. Wróciłem do domu, zasnąłem dopiero po 4:00.

Przeglądając losowe opinie i nagłówki, zauważyłem, że ludzie mają problemy z aspektami tego filmu, które mi spodobały się najbardziej. Z niektórymi nawet bym się zgodził, ale przez te 140 minut seansu nie miałem za bardzo czasu się nad nimi pochylić. Nie kupuję jednak zarzutów, że jest “przewidywalny”, bo jeśli ten film jest, to tak naprawdę każdy jest. Mówiono też, że metafory są zbyt proste i oczywiste, że nie ma tak naprawdę nic do powiedzenia. Do powiedzenia ma dużo, ale raczej za pośrednictwem kobiecych niuansów, aniżeli krzykliwego “przemysł jest zły”.

Trochę tak jakbym oczekiwał, że po seansie "Neon Demon" chwycę się za głowę w wielkim szoku i odkryciu, że kurcze, te modelki to mają ciężko i jest to bardzo kompetytywna branża. Dla Coralie Fargeat (reżyserka) nie jest to punkt centralny i obiekt eksploracji, a raczej podkład pod rzeczy, które faktycznie ją interesują - cielesność, kobiecość i inne obsesje. Harvey (Dennis Quaid) powinien nam już dać do zrozumienia swoją postacią, że mamy do czynienia z groteską i operatorską hiperbolą kręcenia go na zbliżeniu jak sobie obleśnie je. Bo jest zły, bo przemysł jest zły.

Wizualnie "Substancja" zachwyca, to jest oczywiste. Uważam jednak, że wyróżnia się na tle wielu innych cinema experience tytułów, które śmigały w ostatnich latach przez Cannes, Sundance, czy inne festiwale. W okresie post-refnowym odczułem trochę przesyt arthouse’owej estetyki, według której wystarczy postawić kilka neonów na planie i mamy to. Też lubię neony, mam nawet jednego na mieszkaniu. Wyzywająco rozświetla mi pokój intensywną purpurą, alarmując przechodniów, którzy spoglądając w okna zastanawiają się, cóż za rozpusta się u mnie wyprawia. Fakt że go u siebie postawiłem, nie oznacza jednak, że mój pokój z automatu jest wizualnym objawieniem (choć trochę jest).

Benjamin Kracun (zdjęcia) kręci filmy w stylu, który określiłbym jako “nienachalny barok”. "Substancja" zawiera sporo teledyskowych i krzykliwych elementów, ale udaje mu się zręcznie kontrastować je ze statycznymi, Kubrickowymi kadrami. W teorii można filmowi zarzucić, że poniekąd robi dokładnie to, co tak gorliwie stara się negować - eksploatuje i seksualizuje. Skomplikowane ujęcia pośladków Margaret Qualley nie są kręcone z perspektywy bohaterów, czy nawet oglądających ten taneczny show ludzi - są więc dla nas, widzów siedzących w kinie. I wierzcie mi, że gdybym mógł, to przykleiłbym tę etykietkę “male gaze” bez wahania, ale zupełnie tego nie odebrałem w ten sposób. Sceny te działają na tej samej zasadzie, co wszystko inne w tym filmie - kontrast. Dwubiegunowa rozpiętość jest tu niezwykle szeroka, przechodzimy bowiem od pudrowego “eye candy” do pulsującej, plugawej zgrozy na przestrzeni kilku scen.

Bywały momenty, gdzie miałem trochę nie po drodze z fabularną logiką i jeśli piszę o tym ja, to znaczy, że coś musiało być na rzeczy. Należę do osób, które przymykają oko na większość dziur i niedociągnięć, o ile nie są one wybitnie rażące. Nie potrafiłem za bardzo rozgryźć, jak działa cały ten transfer świadomości, ile tam faktycznie każda ze stron pamięta i do jakiego stopnia jest to ta sama osoba (pomimo tego, że w kółko nam powtarzają, że są “jednością”). Uznałem ostatecznie, że gdyby mi to wszystko scenariusz cyklicznie dopowiadał i wyjaśniał, to wtedy jojczyłbym, że “po co mi to wszystko tłumaczycie, nie potrzebuję tego wiedzieć”. Tak bym to zostawił.

Sporo osób nie potrafiło się dogadać z ostatnimi trzydziestoma minutami filmu, co oczywiście jest jak najbardziej zrozumiałe. Ja byłem zachwycony. Nie mogłem wręcz uwierzyć, że poszli z tym konceptem tak zuchwale, tak potężnie, tak wspaniale. Używając przy tym zapomnianej już niemalże odwiecznej sztuki animatroniki, która wygląda po prostu rewelacyjnie niepokojąco. To jest climax filmu, po którym pytasz się obsługi kina, czy możesz im pomóc wynieść śmieci, bo nie wiesz co się dzieje.

"Substancja" to chyba pierwszy film od dobrych paru lat, któremu wystawiłem 10/10 i prawdopodobnie będę o nim gadał przy każdej możliwej okazji. Gorąco zachęcam do obejrzenia w kinie, żeby Was te wizuale i dudniące elektro wykręciły na lewą stronę. Tak więc bierzcie swoje drugie połówki i marszem na seans, żebyście później słuchali przez tydzień, że “już więcej z Tobą nie pójdę na nic do kina”. Możecie zwalić na mnie, jak coś.

Swoją drogą bawi mnie trochę, jak Elisabeth (Demi Moore) ogarnęła ten cały zestaw młodego odmładzacza bez żadnej instrukcji obsługi. Już widzę siebie w tej sytuacji, dzwoniłbym do tej centrali po 5x dziennie i pytał o wszystko. “Czyli dobrze rozumiem, tę strzykawkę jedną mam tu w siebie, czy w tego drugiego?”; “A przepraszam w jakich godzinach kłuć najlepiej?”; “Czy mogę pić alkohol wtedy?”; “Jakie są zastrzeżenia dietetyczne?”; “A czy jak…”.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Substancja
W sercu tego niewłaściwie ukierunkowanego projektu filmowego znajduje się Elisabeth Sparkle (Demi... czytaj więcej
Recenzja Substancja
Dwanaście minut owacji na stojąco, Demi Moore ze łzami w oczach mówiąca "Jestem zmęczona" oraz szepty na... czytaj więcej
Recenzja Substancja
Możesz cofnąć czas, odzyskać młodość i doskonałość – ale tylko za cenę, której nie da się przewidzieć.... czytaj więcej