Recenzja filmu

Substancja (2024)
Coralie Fargeat
Demi Moore
Margaret Qualley

O, wróżko czarodziejko

Film wizualnie atrakcyjny do orgazmu. Kadry idealnie równe, symetryczne, a przy okazji przerysowane perspektywą, wręcz makro zbliżeniami, szerokimi kątami obiektywu. Światło jasne, czyste,
Temat nieakceptowania starzenia się, zwłaszcza w Hollywood, jest ograny jak "O, wróżko czarodziejko, wróć lada młode me" na wiejskich weselach. Co, jeśli możesz na nowo poczuć młodość, i z siebie wycisnąć lepszy model? Co, gdy jest taka terapia, że wystarczy pilnować reżimu zastrzyków, żeby to poczuć? Tylko pamiętaj, obie jesteście jednym! 


Gwiazda Hollywood, Elizabeth Sparkle - grana przez Demi Moore - nie ma nic do stracenia, bo nie umie się z odchodzeniem ze sceny poradzić. Dodatkowo ciąg wydarzeń zwiastuje pożegnanie ze sławą. Ulega kilku sygnałom i daje życie swojemu lepszemu klonowi - Sue - w tej roli Margaret Qualley - i musi patrzeć, jak ta młodsza, ładniejsza i odważniejsza podbiera jej wszystko, doprowadzając w końcu do zagłady obie. Patrzeć z żalem i jednocześnie świetnie rozumiejąc powody tej drugiej. Bo mieć mądrość dojrzałej kobiety i ciało 20-latki to spełnienie marzeń i idealne połączenie cech w Hollywood, w życiu przecież niemożliwe do osiągnięcia. 

"Obie jesteście jednym". Owszem, ale okazuje się boleśnie, że tylko fizycznie. Film to obraz rywalizacji, symbiozy, współpracy i każdej innej dziwnej lub mniej dziwnej relacji dwóch kobiet splątanych zależnością.

Można się spodziewać, że gdzieś tkwi haczyk w tej historii, coś musi pójść nie tak, bo ani Sue nie może się wszystko udać, ani Lizzy nie zaakceptuje swojej konkurencji wykarmionej na własnym... soku. Czekamy na to, oglądając i ciesząc oczy przebojową Sue z pięknym ciałem. Swoją drogą, dobór obu aktorek jest świetny. Fizycznie są na tym samym biegunie typu urody, mimo że pozornie różne.


No więc wszystko kręci się coraz szybciej, jak w pijanym widzie, system dawca - biorca zaczyna szwankować i patrzymy na bieg w stronę przepaści. Aż do finałowego aktu, gdzie Quasimodo/Bestia/Potwór (jakoś jest nawet nazwany ten ostatni akt) rusza do akcji. No właśnie. Po co ten ostatni akt? Można wziąć go na poważnie i pomyśleć, że ktoś nie umiał wymyślić zakończenia, no i taka była moja myśl świeżo po seansie. Widziałem rozaczarowane miny widzów, niektórzy śmiali się głupkowato, "WTF?", niektórzy nie mogli się pozbierać. Film, który przez większość czasu zdaje się być dramatem psychologicznym z elementami horroru czy horrorem psychologicznym, zmienia się na koniec w całkiem kabaretowy gore. Dla mnie po to, żeby pokazać, jak bardzo wielu osobom, zwłaszcza katującym się niekończącymi się operacjami estetycznymi, peron zupełnie odjeżdża. What You See Is NOT What You Get. Jesteś karykaturą samej siebie, a myślisz, że nadal wyglądasz jak kiedyś i że możesz wyglądać jak kiedyś. Że każdy bije brawo na twój widok i że możesz taka być do samego końca. Oczywiście, że akt ostatni filmu jest metaforą, trudno oglądać go jako zwykły dalszy ciąg historii Sue i Lizzy. No ale czego nie można zabrać Elizabeth Sparkle, to trwanie w swoim do samego końca, aż jako zdezintegrowana meduza po ścięciu łba, rozpuści się i zostanie zmyta rano ze swojej własnej płyty na Walk Of Fame.

Film wizualnie atrakcyjny do orgazmu. Kadry idealnie równe, symetryczne, a przy okazji przerysowane perspektywą, wręcz makro zbliżeniami, szerokimi kątami obiektywu. Światło jasne, czyste, docierające w każdy kąt. Czerń i biel, do tego neonowo-zielona żółć substancji i soczystość płaszcza, czerwień szminki i krwi. Liternictwo napisów, numerów skrytek, instrukcji zażywania - papierowej i video, niesamowicie estetyczne. Do tego muzyka i dźwięk - koktajl niepokojących szumów, zgrzytów, pisków, uderzeń i energetycznego techno-beatu działa niesamowicie, czujemy docieranie Substancji do naszych żył i rozchodzenie się jej po ciele jak narkotyku.


Bardzo odważna rola Demi Moore. Pokazać na ekranie swoje fizyczne więdnięcie, jak pod mikroskopem, będąc kinowym wampem i seksbombą, to wyzwanie. Demi, mnie osobiście, dopiero w tym filmie zaczęła się podobać jako aktorka, zaczęła do mnie przemawiać.

Podsumowując produkcję, z ulgą nie musiałem oglądać absurdalnie umiejscowionego ostatnio parytetu nieheteronormatywnych, czarnoskórych, albinosów. Film feministyczny podobno? Ok, biorę, pasuje. Cytaty z kultury czy popkultury? Długa lista. Stephen King, David Lynch, David Cronenberg, Meduza, Quasimodo, Człowiek słoń, i pewnie wielu innych i wiele innych historii. Na pewno o tym będą osobne dyskusje. Film długi, ale oprócz ostatniego aktu, gdzie jedna myśl cały czas siedziała z tyłu głowy "To się musi jakoś normalnie skończyć, pod tym potworem jest jakaś księżniczka" nic się ani przez chwilę nie dłużyło. Tak, chętnie podyskutuję z tym, czy film musi trwać 2,5 godziny. Bo ciągle uważam, że to jest za dużo na jeden raz, mimo ogólnoświatowej nowej normy.

Podstawowe pytanie: jaki jest morał tej historii? Dla mnie klasycznie: Umiar potrzebny jest we wszystkim. Amen.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Substancja
W sercu tego niewłaściwie ukierunkowanego projektu filmowego znajduje się Elisabeth Sparkle (Demi... czytaj więcej
Recenzja Substancja
Dwanaście minut owacji na stojąco, Demi Moore ze łzami w oczach mówiąca "Jestem zmęczona" oraz szepty na... czytaj więcej
Recenzja Substancja
Możesz cofnąć czas, odzyskać młodość i doskonałość – ale tylko za cenę, której nie da się przewidzieć.... czytaj więcej