Recenzja filmu

Obcy: Romulus (2024)
Fede Álvarez
Cailee Spaeny
David Jonsson

Ten Obcy, jednak nie taki obcy

Tonący brzytwy się chwyta, co pasuje do opisu poczynań bohaterów ,,Obcy: Romulus’’. W kolonii górniczej należącej do korporacji Weyland-Yutani, aby przeżyć trzeba pracować nadnaturalną ilość
Tonący brzytwy się chwyta, co pasuje do opisu poczynań bohaterów ,,Obcy: Romulus’’. W kolonii górniczej należącej do korporacji Weyland-Yutani, aby przeżyć trzeba pracować nadnaturalną ilość godzin w kopalni, gdzie jest się narażonym na różne choroby lub okoliczności zagrażające życiu. Jedyną nadzieją dla mieszkańców odległej kolonii, dającą jej siłę na przeżycie jest możliwość odpracowania wystarczającej ilości godzin, aby dostać przepustkę na opuszczenie kolonii. Jednakże nie wygląda to aż tak kolorowo, bo Weyland – Yutani tak łatwo nie straci swoich robotników. Gdy na radarze grupki młodych ludzi pokazuje się opuszczona stacja badawcza Romulus, główni bohaterowie widzą promyk nadziei na opuszczenia piekła. Jak można się spodziewać, na stacji czeka walka o przetrwanie z naszym tytułowym obcym. Jako reżyser na stołek tym razem nie siada Ojciec całej franczyzy Ridley Scott, tak jak było to w poprzednich  częściach, lecz Fede Álvarez, urugwajski  reżyser, którego możemy znać z dobrze przyjętych filmów grozy takich jak np.: ,,Nie oddychaj’’ z 2018 roku lub remake’u ,,Martwego zła’’ z 2013 roku lub bardzo kiepskiej nowej części ,,Teksańskiej masakry piła mechaniczną’’ z 2022 roku. W konsekwencji tych zdarzeń Pan Alvarez zostawił nas ze znakiem zapytania o jakość jego produkcji aż do premiery.


Nawet mnie podczas czekania na premierę ,,nowego obcego’’ towarzyszyła parabola różnych emocji. Jako duży fan serii czułem zachwyt, gdy dowiedziałem się o produkcji nowego filmu z tej franczyzy. Potem czułem obawę dowiadując się, że ten film będzie nosi tytuł Obcy: Romulus, strasznie przypominając mi PrometeuszaSzlakiem Prometeusza (2012), który dzieli fanów Obcego na dwa obozy. „Nie rozumiem czemu jest taka nagonka na ten film, mi się podobał” i „absurdalny film, w którym wielki precel zgniata Charlize Theron biegnącą wzdłuż zasięgu tego precla a nie w bok omijając go”. Następnie się uspokoiłem, gdy dowidziałem się, że akcja ma się rozgrywać pomiędzy dwoma pierwszymi filami z tej serii, nie będąc kontynuacją średnio przyjętego ,,Obcy Przymierze’’. Natomiast na końcu czułem zawiedzenie po obejrzeniu pierwszego zwiastuna promującego ten film, gdyż zwiastun wydawał mi się bez charakteru. Ale skąd tyle emocji, przecież to tylko film? Pewnie dlatego, że od dwudziestu siedmiu lat fani serii musieli czekać na naprawdę dobry film o Ksenomorfie, a niektórzy co ,,Obcy: Przebudzenie’’ postrzegają jako tandetny kicz Jean-Pierre Jeunet, musieli nawet czekać aż trzydzieści dwa lata. Dużo, co nie?


Fede Álvarez w swoim nowym elemencie dorobku filmowego nie wstydzi się inspirować poprzednimi odsłonami serii Obcy. Mamy tutaj ogrom nawiązania do: ,,Obcy: 8 pasażer Nostromo’’, ,,Obcy: Decydujące Starcie’’, ,,Obcy 3’’ czy nawet elementy body horroru nawiązującego do ,,Obcy: Przebudzenie’’. Ponownie dostajemy w eksponacie całe stadium rozwoju naszego drapieżnika od zwykłego zarodka w ciele ofiary aż to w pełni inteligentnej jednostki mogącej wybierać jak najlepsze decyzję dla siebie i swojego gatunku. Film nawet podkreśla te cechy, gdyż jeden z bohaterów nazywa go istotą idealną. Sprawiając, że siedzimy na fotelach bez ruchu z zaciekawieniem i przerażeniem, gdy ujrzymy albo usłyszymy naszego tytułowego obcego blisko jednego z naszych bohaterów zastanawiając się, co drapieżnik teraz zrobi. Dostajemy również dobrze nam utarty schemat Jamesa Camerona, tj. nierównej bohaterskiej walki o przetrwanie, który nie tylko zmusza grupkę ocalałych do ucieczki, lecz także do heroicznego starcia. W ten sposób nasi bohaterowie stają się bardziej trójwymiarowi, a nie tylko masą mięsa i kości jako zabawka dla zabicia nudy dla naszej istoty idealnej. W następstwie tego, bardziej kibicujemy im w zmaganiach o życie.


Mimo wielu dobrze zagranych archetypów postaci przez aktorów ,,Obcy: Romulus’’, Fede Alvarez najwięcej czasu ekranowego daje dwóm bohaterom, jedna z nich to: Rain (Cailee Spaeny), główna bohaterka filmu, chcąca uciec ze swoim bratem z kolonii, spod jarzma tyranicznej korporacji, aby nie skończyć jak jej rodzice, umierając z powodu ciężkiej pracy w kopalni.  Protagonistka pod wieloma względami jest przedstawiana jako druga Ellen Ripley (Sigourney Weaver). Młoda niezależna kobieta, aby przeżyć spotkanie z obcą formą życia, musi przez cały film przejść drogę z niewinnej dziewczyny w prawdziwą wojowniczkę znającą cenę walki. Nawet nasza protagonistka wypowiada kwestie Ripley z poprzednich odsłon tej serii pokazując, jak reżyser chciał zestawić te dwie bohaterki obok siebie. Drugą taką postacią tego widowiska jest właśnie jej Brat Andy (David Jonsson), który nie będąc tak naprawdę jej bratem tylko androidem, uratowanym na złomie przez ojca Rain i zaprogramowanym, aby jej pomagał i ją chronił. Scenariusz daje postaci możliwość wachlowania kreacją poprzez niezbędną aby przeżyć zmianę oprogramowania. Tym samym aktor wcielający się w Andy’ego pokazuje swoje umiejętności raz grając ciapowatego, wycofanego lecz mogącego się poświeć dla dobra jego siostry, a raz bezdusznego, który dobro Weyland – Yutani stawia ponad ludzkie życie, tym samym dając nam najlepszego androida z całej serii o naszym obcym. Przez te właśnie elementy odbiorca angażuje się emocjonalnie w ich relację, która jest wisienką na torcie tego spektaklu nieważne czy chodzi o rodzinne wsparcie, czy niechęć wobec siebie.


Aktualne filmy Sci-Fi muszą się mieścić w ramach standardów jak powinien wyglądać film. To znaczy wciskamy po taniości duże ilości w ogóle niepasującego CGI, żeby po seansie filmu fani zrobili na serwisie YouTube kompilację porównawczą efektów specjalnych z filmem z 2000 roku. Znając na starcie kto wyjdzie zwycięsko z tego zestawienia. OK, tutaj też znajdziemy kiepskie CGI ale Fede Alvarez w Alien: Romulus stawia na przemyślaną scenografię niż przez jechanie cały czas na tej konwencji. Ciekawie została odwzorowana przestrzeń statków kosmicznych i gniazd obcych, dobrze nam znanych z wcześniejszych odsłon czy nawet przedstawiona kolonia mimo, przestawienia jej jako istniejącego piekła w kosmosie wygląda naprawdę ciekawie. Sam Ksenomorf biegnący po statku albo wychodzący z jakiegoś kąta wygląda tak realistycznie, że widz mimo wiedzy, że to sci-fi może łatwo sobie wyobrazić strach towarzyszący mu podczas potencjalnego spotkania z takim drapieżnikiem.


Ale niestety wszystko, co dobre, kiedyś musi się skończyć, tak samo jest z tą produkcją. Trzymany poziom nagle po drugiej fazie seansu leci w dół jak rozpędzona kula śniegu na szczycie Himalajów. Dostajemy niepotrzebnie absurdalny pomysł, który goni jeszcze bardziej niepotrzebny absurdalny pomysł, a potem kolejny, w skutku czego chcemy albo opuścić już salę kinową, albo zamknąć oczy i otworzyć je, gdy pomyłkowy ciąg zdarzeń minie. Film prócz rozjazdu na końcu, oglądało mi się naprawdę bardzo dobrze, miło się patrzy znów na walkę przeciwko naszemu zielonemu ulubieńcowi posiadającego w szczęce drugą szczękę lub z najlepszych scen wyjętych z poprzednich odsłon serii. Śmiało spodoba się zarówno zagorzałym fanom, jak i nowicjuszom serii. Z dziełami Ridleya ScottaJamesa Camerona niestety nie możemy stawiać "Alien: Romulus" na jednej półce. Sądzę jednak, że urugwajski reżyser zapisze się na kartach historii z tym filmem, bo w końcu dostaliśmy dobrego "Obcego". Koniec czekania.
Ave, Alvarez!
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Obcy: Romulus
Pracodawca nie jest twoim przyjacielem. Tę ważną życiową lekcję odbiera w "Obcym: Romulusie" Rain (Cailee... czytaj więcej