Recenzja filmu

Kumple od kufla (2013)
Joe Swanberg
Olivia Wilde
Jake Johnson

Czy to jest przyjaźń? Czy to jest żłopanie?

Piwo to trunek, który łączy ludzi. Nawet najlepszy browar pozostawi jedynie nieciekawy posmak następnego dnia, jeżeli nie będzie spożyty w odpowiednim towarzystwie - czy to podczas weekendowego
Piwo to trunek, który łączy ludzi. Nawet najlepszy browar pozostawi jedynie nieciekawy posmak następnego dnia, jeżeli nie będzie spożyty w odpowiednim towarzystwie - czy to podczas weekendowego wypadu do baru, czy porządnego biesiadowania. W "Kumplach od kufla" piwo łączy bohaterów jeszcze w inny sposób. Kate i Luke pracują razem w niedawno powstałym browarze. Ona – jedyna kobieta w firmie – zarządza biurem, on pracuje przy produkcji piwa. Ich ścieżki krzyżują się więc każdego dnia. A że doskonale rozumieją się i istnieje między nimi ciekawa więź, starają się spędzać jak najwięcej czasu ze sobą: jedzą razem lunch, umilają sobie przerwy frywolnymi żartami i flirtami, wychodzą na "jednego" po pracy. Oboje rozumieją się doskonale, można powiedzieć, że łączy ich prawdziwa przyjaźń. A może jednak coś więcej? Kate od kilku miesięcy spotyka się jednak ze sporo starszym mężczyzną, który najwyraźniej chce się ustatkować i założyć rodzinę. Ma dobrą pracę i jeszcze lepsze mieszkanie. Natomiast Luke jest związany z młodziutką nauczycielką, dla której on jest tym pierwszym i jedynym, z którym chce spędzić życie. Już na początku pojawia się pytanie, w jaki sposób pogodzić tę silną przyjacielską więź ze związkiem (miłosnym) obu par. I czy jest to w ogóle możliwe. Podczas wspólnego wypadu nad morze szybko okazuje się, że coś jest "nie tak". Chris i Jill, partnerzy głównych bohaterów, postanawiają wybrać się na wycieczkę po okolicy i rozmawiają o swoich związkach, podczas gdy Kate i Luke zostają w domku letniskowym, gdzie wlewają w siebie kolejne kufle piwa oraz bawią się dobrze jedząc ogromne hamburgery, grając w karty i gadając o głupotach.

Reżyser bacznie i dokładnie przygląda się temu, co dzieje się między głównymi bohaterami. Z czasem ich związek zaczyna rozwijać się w niebezpiecznym kierunku, co zauważa chłopak Kate. Jako najbardziej dojrzały z całej czwórki postanawia podjąć odpowiednie kroki. Niedojrzałość emocjonalna oraz niepewność uczuć tytułowych kumpli sprawia, że ich relacja zostaje zamknięta gdzieś w próżni między przyjaźnią a miłością. Oboje nie rozmawiają o swoich uczuciach względem siebie, chociaż wygląda na to, że mają sobie wiele do powiedzenia – widać to w gestach, codziennych rozmowach, cielesnej bliskości, wspólnych przedsięwzięciach. Zaangażowanie się w coś poważniejszego mógłby oznaczać koniec ich dobrej zabawy. Najwidoczniej tego bardzo się boją. Bo kto powiedział, że bycie w związku jest łatwe? A jak cynicznie stwierdza w którymś momencie sama Kate, zawsze kończy się on cierpieniem, więc po co w niego w ogóle wchodzić. Jest jeszcze strach przed zniszczeniem czegoś innego. Luke i Jill zdają się szczęśliwi razem, próbują pracować nad swoim związkiem, by w końcu podjąć odważną decyzję o pobraniu się, czego tak bardzo pragnie młoda idealistka Jill. To właśnie ten związek jest najwyraźniej największym hamulcem rozwoju relacji Kate i Luke'a.

Ogromną zaletą tego filmu jest to, że rozwija się w kierunku, który jest daleki o sztampowych historii "okołomiłosnych". Zazdrość zastąpiona jest gorzkością, która wypływa z blokady uczuciowej między bohaterami. Naturalność dialogów jeszcze bardziej zwiększa autentyczność tych postaci. A mamy do czynienia z pełnymi portretami trzech, a nawet czterech, indywiduów, które nie są papierkowe i sztuczne, lecz prawdziwe oraz wielowymiarowe. I jak to jest w podobnych sundance'owskich komediodramatach, humor wypływa z błyskotliwości właśnie tych dialogów i bohaterów. Bardzo dobrze wypadli również aktorzy. Olivia Wilde pokazała swoją najlepszą stronę, którą jest naturalność z jaką wciela się w postać Kate. To samo dotyczy zresztą Jake'a Johnsona, który gra tak, jakby był sobą. Również Anna Kendrick po raz kolejny idealnie wpasowuje się do swojej roli. Całość jest orzeźwiającym i pełnym spojrzeniem na relacje młodych ludzi, która – choć pozbawiona jakiegoś głębszego i mocnego społecznego znaczenia – zostaje w głowie po seansie, może również dzięki nieco zaskakującemu finałowi. Jest to również skrupulatne filmowe studium przypadku, które unika frazesów oraz jest całkowicie bezpretensjonalne. Tutaj gra wszystko.

Jeżeli zabrakło mi czegoś w tym filmie, to jeszcze lepszego wykorzystania motywu piwa – jakiejś krótkiej, błyskotliwej dyskusji o najlepszych i najsmaczniejszych markach. Takie ciekawostki często jeszcze bardziej potęgują wrażenie podczas seansu, dodają autentyczności i lekkości, chociaż ten film na dobrą sprawę już tego nie potrzebuje. "Kumple od kufla" są jak dobre piwo, które chce się pić bez końca, bo jest orzeźwiające, lekkie, poprawia humor, ale również pozostawia delikatny, przyjemny posmak goryczy.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?