Po czterech latach przerwy James Bond powraca na ekrany kin. Odmłodzony, z nową twarzą, pozbawiony fantastycznych gadżetów, stawiający dopiero pierwsze kroki w tajnej służbie Jej Królewskiej
Po czterech latach przerwy James Bond powraca na ekrany kin. Odmłodzony, z nową twarzą, pozbawiony fantastycznych gadżetów, stawiający dopiero pierwsze kroki w tajnej służbie Jej Królewskiej Mości udowadnia, że totalny face lifting wyszedł mu na dobre. Umarł Bond, niech żyje Bond! Na nowego Bonda musieliśmy czekać aż cztery lata. Muszę przyznać, że dla fanów agenta Jej Królewskiej Mości, w tym niżej podpisanego, był to niezwykle ciężki okres. Z rolą pożegnał się Pierce Brosnan i producenci przez bardzo długi czas nie mogli znaleźć jego zastępcy. Podobnie było z "dziewczyną Bonda". Kolejne aktorki, w tym Charlize Theron i ponętna Angelina Jolie, nie zgodziły się na udział w filmie. Kiedy wreszcie skompletowano ekipę aktorską wybuchły kolejne kontrowersje. Po pierwsze fani bardzo niechętnie przyjęli Daniela Craiga w roli nowego odtwórcy Jamesa Bonda domagając się wręcz jego rezygnacji z udziału w produkcji. Jakby tego było mało, okazało się, że ze względu na zmiany w prawie podatkowym realizacja filmu okazała się zbyt kosztowna dla studia i "Casino Royale"stał się pierwszym w historii serii obrazem, do którego zdjęcia powstały w zdecydowanej większości poza angielskimi granicami. Mimo medialnego szumu towarzyszącego produkcji nie traciłem wiary w "Casino Royale". Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały bowiem na to, że nowy film będzie w historii bondowskiej serii produkcją szczególną. Scenariusz "Casino Royale" powstał w oparciu o pierwszą powieść Iana Fleminga, w której pojawił się agent 007. Książka została wydana w 1953 roku, a już rok później (!) doczekała się pierwszej ekranizacji w postaci telewizyjnego filmu z Barrym Nelsonem w roli głównej. Można więc powiedzieć, że "Casino Royale", jest obok "Nigdy nie mów nigdy" drugim remakiem w historii cyklu. W 1967 roku powstała natomiast parodia filmów o agencie Jej Królewskiej Mości zatytułowana... oczywiście "Casino Royale". W roli Jamesa Bonda wystąpił wtedy David Niven, a partnerowały mu największe sławy dużego ekranu: Ursula Andress, Peter Sellers, Orson Welles, John Huston, William Holden, a nawet Woody Allen. To jeszcze nie wszystko. "Casino Royale" to również pierwsza powieść Iana Fleminga, która doczekała się swojej komiksowej adaptacji. Odcinki rysunkowych przygód agenta 007 autorstwa Anthony'ego Herna (scenariusz) i Johna McLusky'ego (rysunki) drukowane w 1958 roku w brytyjskim dzienniku "Daily Express". Studio EON Productions decydując się na ekranizację "Casino Royale" brało do ręki materiał, który został już wcześniej mocno wyeksploatowany. Producenci doszli zatem do wniosku, że aby podtrzymać zainteresowanie serią widzowie i fani Bonda na całym świecie potrzebują zmiany. Uznali więc "Casino Royale" za doskonały materiał wyjściowy do realizacji filmu mającego za zadanie reaktywację cyklu i przedstawienie publiczności nowego, odmienionego Bonda. W najnowszym filmie agent Jej Królewskiej Mości został gruntownie odmłodzony. Ma nieco ponad 30 lat i właśnie dorobił się licencji na zabijanie. Jest doskonale wyszkolony, ale zdarza mu się popełniać błędy. "Casino Royale" opowiada o jego pierwszej samodzielnej misji, która okaże się dla niego prawdziwą szkołą życia. Rutynowe zadanie na Madagaskarze kończy się dla Bonda strzelaniną na terenie ambasady. Sprawa trafia do mediów i wywołuje furię brytyjskiego rządu i M. Na szczęście działania agenta 007 mają i swoje dobre strony. Bond trafia na ślad demonicznego Le Chiffre'a - genialnego matematyka, mistrza szachowego i bankiera opiekującego pieniędzmi terrorystów. Kiedy w wyniku nieudanej transakcji traci wszystkie pieniądze swoich klientów postanawia zdobyć je podczas specjalnie zorganizowanej partii pokera w kasynie w Czarnogórze. MI6 wyznacza Bonda by ten zmierzył się z Le Chiffrem. Przegrana dla bankiera oznaczać będzie bowiem wyrok śmierci ze strony dłużników i zmusi go do oddania się pod opiekę brytyjskiemu wywiadowi. Pieczę nad powierzonymi agentowi 007 pieniędzmi sprawuje piękna Vesper Lynd... "Casino Royale" to powrót do korzeni bondowskiej serii. Podczas gdy w przedostatnim filmie agent 007 poruszał się niewidzialnym samochodem, tutaj został zupełnie pozbawiony gadżetów. Liczy się tylko on, jego umiejętności i broń - niezawodny Walther P99. Z otwierającego film czarno-białego teaser dowiadujemy się w jaki sposób agent zdobył swoją licencję na zabijanie. 007 trafia do szpiegowskiej elity, ale daleko mu jeszcze do Bonda, jakiego znamy w wcześniejszych produkcji. Nie pija martini, nie rzuca typowych dla niego cynicznych uwag, nie przedstawia się w charakterystyczny sposób, a co gorsza popełnia błędy. Martin Campbell, który 11 lat temu udanie przedstawił w roli Bonda Pierce'a Brosnana filmem "GoldenEye" tym razem postawił na realizm. "Casino Royale" jest brutalniejszy i bardziej krwawy od swoich poprzedników. Aczkolwiek 007 radzi sobie ze wszystkimi przeciwnikami, to jednak widać po nim, że nie przychodzi mu to łatwo. Neal Purvis, Robert Wade i Paul Haggis zrobili dobry użytek z liczącej sobie już ponad 50 lat powieści Fleminga. Mimo przeniesienia jej w czasy współczesne - z fabuły wynika, że akcja filmu rozgrywa się już po atakach z 11 września - pozostali wierni powieściowemu oryginałowi umieszczając w scenariuszu zdecydowaną większość wydarzeń opisanych przez Fleminga, łącznie z pamiętną kwestią "The bitch is dead now". Bond, choć pozbawiony gadżetów, nadal potrafi zrobić wokół siebie dużo zamieszania, a wszędzie gdzie się pojawia dochodzi do wybuchów, strzelanin i eksplozji. Martin Campbell doskonale potrafił je pokazać. W misji na Madagaskarze 007 bierze udział w pościgu za niebezpiecznym terrorystą (w tej roli Sebastien Foucan - mistrz Le Parkour), który uciekając przed agentem dokonuje cudów akrobacji. Z kolei finałową walkę Bond toczy w Wenecji na terenie rozsypującego się, a co gorsza również tonącego budynku. Miłośnicy widowiskowych scen akcji nie wyjdą zatem z kina zawiedzeni. Jednak największe brawa należą się Danielowi Craigowi. Na długo przed premierą media rozpisywały się o tym, że boi się wody, nie potrafi prowadzić samochodu z tradycyjną skrzynią biegu, a na planie rzekomo stracił dwa zęby. Producenci dementowali wszystkie te plotki, ale mało kto im wierzył. Wiele wskazuje na to, że dotychczasowi przeciwnicy aktora teraz będą zmuszeni zweryfikować swoje poglądy. W "Casino Royale" Craig stworzył doskonałą kreację, którą niektórzy krytycy porównują już do roli Seana Connery'ego. Barbara Broccoli decydując się na realizację nowego filmu wiele ryzykowała. Zmieniła odtwórcę głównej roli, konwencję, zrezygnowała z wielu elementów kojarzonych do tej pory z serią przygód agenta 007. Muszę jednak przyznać, że w tym przypadku gra va banque stanowczo się opłaciła. Bond po face liftingu robi doskonałe wrażenie i zostaje w pamięci na długo, podobnie jak hipnotyczne, błękitne oczy Daniela Craiga.