Recenzja filmu

[Rec] (2007)
Jaume Balagueró
Paco Plaza
Manuela Velasco
Ferrán Terraza

Śmierć z perspektywy kamery

W 1999 roku świat ujrzał „Blair Witch Project” wyreżyserowany przez Daniela Myricka i Eduardo Sáncheza. Jego realizacja kosztowała zaledwie dwadzieścia dwa tysiące dolarów, a przyniosła zyski
W 1999 roku świat ujrzał „Blair Witch Project” wyreżyserowany przez Daniela Myricka i Eduardo Sáncheza. Jego realizacja kosztowała zaledwie dwadzieścia dwa tysiące dolarów, a przyniosła zyski przekraczające dwieście czterdzieści osiem milionów dolarów. Do tak ogromnego sukcesu przyczynił się sposób, w jaki film został nakręcony. W większości ujęć użyto zwykłej kamery video, a sam film ma postać dokumentu. Ta formuła miała wzbudzić w widzu poczucie, że ogląda wydarzenia, które naprawdę miały miejsce. Identyczny zabieg reżyserski wykorzystują Jaume Balagueró i Paco Plaza, tworząc dreszczowiec opowiadający o młodej dziennikarce, która chce zrealizować film dokumentalny o pracy strażaków z miejscowej remizy. Trzeba przyznać ze reżyserzy potrafią budować napięcie, co jest niezwykle ważne w tych produkcjach, a co ostatnimi czasy kulało, widać to w serii nieudanych amerykańskich wypocin mających na celu robienie remake'ów filmów rodem z kraju Kwitnącej Wiśni. Całe szczęście mamy do czynienia z produkcją hiszpańską, obok której nie należy przechodzić obojętnie, zwłaszcza gdy jest się zagorzałym fanem gatunku. Poznajemy główną bohaterkę, młodą, atrakcyjną i sympatyczną dziennikarkę Angelę. We wszystkim towarzyszy jej kamerzysta, który obrazuje cały ciąg zdarzeń. Jak na dokument przystało dowiadujemy się o realiach zawodu i obowiązkach bohaterów realizowanego reportażu: ich pracy, codziennych wezwaniach, o tym co robią podczas wolnych chwil itp. Poznajemy dalszych bohaterów. Co ważne, reżyserzy dają nam szanse na bliższe zapoznanie się z osobami, które mamy przyjemność oglądać, dzięki temu bohaterowie nie są jakimiś kukłami czy też mięsem armatnim, każdy z nich reprezentuje jakieś zalety i wady może dzięki temu się nam podobać lub też nie. Po dłuższym wstępie, który może bardziej niecierpliwych widzów trochę znudzić, pojawia się wezwanie, na które odpowiadają nasi strażacy, a na miejsce zdarzenia wraz z nimi podąża Angela. Tak trafiamy się do starej kamienicy położonej w centrum miasta. W jednym z mieszkań zabarykadowała się starsza pani, która swoim przeraźliwym zachowaniem wystraszyła resztę mieszkańców. Naszych bohaterów witają przestraszeni lokatorzy przebywający na parterze i oficerowie policji, z którymi wchodzimy do mieszkania starszej kobiety. Ta momentalnie wgryza się w jednego z policjantów, ciężko go raniąc. Chcąc ratować ranionego, szybko przenosimy się z nim do głównego wyjścia i... czeka nas miłe zaskoczenie. Otóż nasi bohaterowie zostali zamknięci w owym budynku przez służby sanitarne, które podejrzewają jakąś infekcję. Jaką? To już łatwo zgadnąć - chodzi o najbardziej popularnych bywalców ostatnich lat w horrorach, czyli o zombie. Tak więc odcięci od świata, razem z Angelą i innymi pechowcami, zaczynamy walczyć o przetrwanie. Chodzące, łaknące krwi potwory nie zostaną tutaj nafaszerowane tonami ołowiu ani nie przejdą pozbawionej sensu mutacji, do jakiej przyzwyczaiły nas filmy sprzed kilku lat. Przywdziały tutaj swój klasyczny wizerunek, ukrywają się gdzieś w mrokach tego upiornego domostwa i stanowią główne zagrożenie, odcinając drogę ucieczki naszym bohaterom. Napięcie rośnie, i to z każdą chwilą. Nie straszą tylko zombiaki. Dzięki mrocznemu klimatowi zafundowanemu przez reżyserów odczuwamy pewien niepokój. Sprowadza się on do tego, że zaczynamy się zastanawiać, czy coś się zaraz stanie, czy też nie. Dziwne dźwięki, tupanie na poddaszu, odgłosy bitego szkła. Ciągła niepewność. Polecam oglądać ten film w ciemnym pokoju ze słuchawkami na uszach, żeby otrzymać dodatkową dawkę emocji. Żeby nie było, że postrzegam film w samych superlatywach, teraz coś odnośnie minusów projektu. Można doszukać się scen podobnych, do tych widzianych z „Blair Witch ”, chodzi głównie o ruch kamery i całe ujęcia budujące klimat. Dalej, cała tematyka, czyli rozprzestrzenianie się wirusa, epidemii czy jak to nazywają w filmie, prowadzącej do pojawienia się zombie, widziane było już w „28 dni później”, „Jestem legendą”. Z tego powodu można mówić o zmęczeniu materiałem. Ale naprawdę nie mam ochoty doszukiwać się błędów, skoro z całokształtu jestem zadowolony, bo na tle konkurencji prezentuje się super. Podsumowując, Hiszpanie odwalili kawał dobrej roboty i film jest godny polecenia, zwłaszcza że ostatnie produkcje, głównie amerykańskie, miały tendencję do przekształcania klimatu grozy w przaśną parodię. Szkoda jedynie, że "wielcy" twórcy zza wielkiej wody nie przyswajają sobie lekcji pokory. Jeśli wierząc plotkom, zawistni już kupili prawa do realizacji tego scenariusza u siebie pod tytułem „Quarantine”. Pożyjemy, zobaczymy. Maciej Kuczyński
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja [Rec]
Od czasu gdy trójka studentów zaopatrzona w kamerę udała się do lasu nieopodal Burkittesville, minęło już... czytaj więcej
Recenzja [Rec]
"Czegoś takiego jeszcze nie było", "Totalna rewolucja w historii filmów grozy", "Po "Labiryncie Fauna" i... czytaj więcej
Recenzja [Rec]
Od horroru każdy oczekuje czegoś innego. Jedni chcą zobaczyć hektolitry krwi tryskającej na wszystkie... czytaj więcej