Którego potencjał nie został należycie wykorzystany. Zredukowano jego warsztat do grania dżentelmena, człowieka o nienagannych manierach, który na wszystko patrzy z lekkim przymrużeniem oka i nawet na wojnie zachowuje się tak, jakby był na salonach (vide 'Ucieczka na Ateny').
Mimo to jest to jeden z moich ulubionych aktorów, choćby za ten luz i prezencję, którymi czarował w serialu 'Święty'.
Serial pamiętam jak przez mgłę, ale leciał kiedyś na RTL7 (obecnie TVN7), trzeba go będzie kiedyś powtórzyć. Nie zapominajmy że był to jeden z najlepszych odtwórców 007.
Szczęśliwie cała seria jest w Polsce dostępna na DVD (dosyć tanich) po dwa odcinki na dysku. Jak dla mnie Moore i Connery są optymalnymi odtwórcami Bonda z tej m.in. przyczyny, że to była seria lat 60-70. Wtedy była czymś w miarę świeżym. Teraz to już jest odgrzewany kotlet. Rzecz jasna mogłoby być ciekawie, gdyby Moore zagrał tę rolę w latach 60, gdy był młodszy. Wystarczy obejrzeć 'Świętego', by zorientować się jak mogłaby wtedy ta postać wyglądać. W drugiej połowie lat 70 był już chyba jednak nieco za stary, a i sam film poszedł w kierunku humorystycznym. Co nie zmienia faktu, że 'Szpiega, który mnie kochał' uważam za szczytowe osiągnięcie serii, na co bez wątpienia ogromny wpływ ma także cudowna muzyka.