Lubię ambitne kino, utalentowanych aktorów. Morgana uważam za dobrego w swojej profesji. Niestety zawsze gra kogoś z drugiej linii. Wolałbym aby błysnął raz na jakiś czas (np. raz na rok lub dwa)- nie musi przyjmowac każdej roli (wygląda jakby tak robił), a tak w natłoku tworzonych przez siebie postaci pozostaje nie zauważony, wszędzie go pełno, ale nie moę sobie przypomnieć żadnej charakterystycznej roli, może poza SIEDEM gdzie B-Ł-Y-S-N-Ą-Ł. Freeman staje się ikoną masowej kultury, a mógł być "wielkim-prawdziwym artystą". Oczywiście są inne b. dobre filmy z jego udziałem, ale tam atakował z drugiej podkreślam z DRUGIEJ linii. Jak był gwiazdą filmu to najczęściej była to jakaś kicha (boże te amerykańskie filmy akcji, sensacyjne czy jakoś tam- może nie wszystkie ale większość). Pozdrawiam wszystkich fanów Freemana i z góry dziękuje za nie obrzucanie mnie błotem w odpowiedzi na ten temat (niestety w polsce kultura osobista nie obowiązuje w niektórych miejscach - mam nadzieję że tu jest normalnie). Pozdro.
Problem o którym piszesz dotyczy obecnie każdej żywej i nadal aktywnej legendy kina - Ala Pacino, Roberta De Niro (tutaj jestem najbardziej zmartwiony), Denzela (zdarzały mu się wpadki, ale filmografię ma niezwykle imponującą) czy Dustina Hoffmanna, choć rzeczywiście u Morgana przeważa (zwłaszcza w ostatnich latach) kicz.
Dla pocieszenia, obejrzyj jego wcześniejsze role - "Wożąc Panią Daisy", "Lean on me" i "Street smart"!