Ta dyskusja będzie poświęcona omawianiu najlepszych ról Pana Alana Rickmana, a nie konkursem waszych gustów. Mówiąc dyplomatycznie, wszystkie jego role były wybitne, więc nie ma o co kruszyć kopii, tylko raczej omówić te najważniejsze, które widzowie najlepiej pamiętają.
A więc oboje lubimy wersję optymistyczną, co mnie bardzo cieszy :) Wiesz, to by w sumie miało sens, ponieważ widzisz, w oryginalnej powieści Victora Hugo Frollo jest właśnie postacią budzącą mieszane uczucia, choć więcej przeważa tutaj niechęci niż współczucia. W bajce, aby dzieci bardziej wiedziały, kogo lubić, a kogo nie, to Frollo był psychopatą i zły do kwadratu. Z kolei w książce Frollo był psychologicznie skomplikowaną postacią i myślę, że Alan Rickman zagrałby go fenomenalnie :)
Owszem, bardzo ciekawa argumentacja i zgadzam się z nią podobnie, jak i Ty. Ciekawą listę piosenek śpiewanych przez czarne charaktery zrobił Nostalgia Critic i cieszę się, że umieścił na niej tę piosenkę. Nie pamiętam tylko, na którym miejscu. Musiałbym sprawdzić.
O, tak, i tu się w pełni zgadzamy. :) No tak. :) Myślę, że Pan Alan chętniej by zagrał właśnie taką skomplikowaną postać. Bo granie jednego typu postaci grozi zaszufladkowaniem, a tego - jak mi się zdaje - nasz Maestro obawiał się najbardziej. Ostatecznie zaszufladkowanie nie pozwala na rozwinięcie w pełni talentu aktorskiego i pokazanie publiczności, że potrafi się grać "różne, różniste" postaci. :) A że Pan Alan potrafiłby fenomenalnie zagrać Frollo, to to jest wręcz murowane. :)
Dokładnie. Ja też się cieszę. Jest jakieś piękno w samym tekście i melodii tej piosenki. Jeszcze tylko dobrać odpowiednio wokalnie aktorów, i jest jeszcze piękniej.
Zgadzam się, niejeden aktor został zaszufladkowany po zagraniu roli swojego życia i potem nie miał najmniejszej możliwości rozwinąć skrzydeł, jak choćby Jerzy Kamas, którego wszyscy już potem widzieli tylko jako Wokulskiego i już potem nie miał okazji zagrać głównej roli, równie wybitnej, co ta. Jeśli chodzi o Maestro, to Frollo z książki byłby postacią w sam raz dla niego - niby dobry, a zły. Niby zły, a dobry. Dobro i zło jednocześnie się w nim kumulują, a uczucie do Esmeraldy to mieszanka pożądania, ubóstwienia i nienawiści zarazem. To jest dopiero trudna do zagrania rola. Dlatego grały go zwykle same gwiazdy np. Derek Jacobi czy Richard Harris.
Prawdę mówiąc to ta piosenka ze "SWEENEY TOOD" nawet nie brzmi jak piosenka śpiewana przez czarne charaktery, z których jeden chce zabić drugiego. Jakby ją słuchać bez widzenia tego, co się dzieje na ekranie, można by ją uznać za pieśń śpiewaną nawet na łące, gdy bohater pogrąża się w sferze marzeń. I to jest genialne :)
No tak. Szkoda, że nie nasz Maestro. On by Frollo zagrał koncertowo. I może nareszcie dostałby choć raz Oscara. Krążą plotki, że miał być nominowany do tej nagrody za swoją rolę w "Niewidzialnym wrogu". Szkoda, że tego nie doczekał...
Dokładnie. :) Zgadzam się. :)
Ach, no cóż... Wielka szkoda, ale dzisiaj możemy tylko pomarzyć, aby jeszcze jakąś rolę zagrał. Ale ważne, że dostał nagrodę BAFTA, a to przecież nie jest byle co, nieprawdaż? Choć to, że nie dostał Oskara, to moim zdaniem karygodne zaniedbanie ze strony tych, co Oskary rozdają.
No, bo sama pomyśl. Gdybyś nie wiedziała, w jakiej scenerii dzieje się ta piosenka, to co byś sobie wyobrażała słuchając jej z płyty? :)
BAFTA to jak u nas Złote Lwy czy Złote Kaczki, jak w Berlinie Złote Niedźwiedzie, jak w Wenecji Złote Lwy, a w Cannes Złote Palmy czy Cezary i jak w Stanach Oscary. No i zdobył Złotego Globa za Rasputina, a to nie byle co, bo podobno zdobycie Globa to pierwszy krok do Oscara. W tym tylko sęk, że film z jego udziałem był telewizyjny, a więc zamiast Oscara mógł zdobyć Emmy, co jest telewizyjnym odpowiednikiem Oscara. :) Ale już za samego Hansa Grubera mógł dostać Oscara, na przykład w kategorii "objawienie filmu" - chyba jakoś tak się nazywa ta kategoria. :) Rażące zaniedbanie, zgadzam się. Dają Oscary byle komu, a na takich mistrzów jak Pan Alan to nie raczą zwrócić uwagi. Do karnego raportu takich, jak mawiają w harcerstwie.
Że to śpiewają jacyś zakochani faceci, i że czuć ich romantyzm w samych słowach, nie mówiąc już o melodii. :)
Aha, czyli mówisz, że BAFTA to w Wielkiej Brytanii to samo, co w Stanach Zjednoczonych Oscary? Czyli w sumie Oscara dostał, choć w innej nazwie. Ale zawsze BAFTA to jak widzę, nie jest byle co, a wręcz przeciwnie :) Złoty Glob za rolę Rasputina? To miło mi usłyszeć, bo uwielbiam go w tej roli. A już najbardziej w tej scenie... wiesz jakiej xD Hans Gruber to w sumie faktycznie było "objawienie filmu", bo objawił przed publicznością kinową prawdziwy brytyjski talent, który nie powinien się marnować. I dobrze, że go nie zmarnowali :) Ale zgadzam się z Tobą, że Oscara też powinien dostać. W końcu to była Gwiazda przez duże G i wiesz co? Dołączam się do tego karnego raportu i podpisuję się pod nim wraz z Tobą :)
Właśnie, moja droga. Właśnie! :) I w życiu byś nie pomyślała, że to może być piosenka śpiewana w ponurym zakładzie fryzjerskim, gdzie jeden człowiek zgwałcił drugiemu żonę i odebrał mu córkę oraz wolność, a drugi chce go za to zabić, ale odwleka tę chwilę, aby się nią napawać :)
Tak. Tylko jeszcze Cezara nie dostał. Znaczy się dostał, ale rolę w teatrze, a nie nagrodę. ;) No. Tylko nagrody Emmy za tę rolę nie dostał, bo to byłoby już zupełnie tak. jakby dostał Oscara. :) Tak, dokładnie. :D Właśnie. :) To jest nas jak na razie dwoje. :) Ale wiesz co? Nawet jakby tego Oscara dostał, to by go nie trzymał w domu na półce, tylko przy pierwszej nadarzającej się okazji dałby na licytację na cele charytatywne. Znając jego dobre serce, na pewno by tak zrobił. I chyba by mu nie było tej nagrody. :)
No właśnie. :)
No proszę, nagrodę Cezara dostał w teatrze? A nie wiesz przypadkiem, za jaką rolę ją dostał? Czy ogólnie za całokształt jego ról, bo przecież tych jego genialnych ról było naprawdę bardzo dużo :) A wiesz, to jest bardzo możliwe. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak właśnie zrobił z Oscarem. Więc podzielam Twoje zdanie w tej sprawie :)
A przy okazji Alan Rickman pięknie śpiewa tę piosenkę. Nie ma w jego głosie w tej piosence ani trochę grozy, tylko można na serio pomyśleć, że kocha on swą wychowanicę i chcę ją poślubić z uczciwych zamiarów. Oczywiście można by tak pomyśleć nie znając Sędziego Turpina :)
Nie zrozumiałeś, o co mi chodzi. Troszkę tu przerobiłam fragment monologu wypowiadanego przez francuskiego imiennika naszego Maestro w pewnym filmie. ;) A mówiąc, serio, może to nie był Juliusz cezar, tylko Marek Antoniusz. W każdym razie grał w sztuce "Antoniusz i Kleopatra". :) Aktorzy różne rzeczy robią ze swymi nagrodami filmowymi - albo trzymają je na półkach i od czasu do czasu je sobie podziwiają, albo oddają na licytacje na cele charytatywne. Pan Alan zdecydowanie należał do tej drugiej grupy. :) Czekam, aż go ogłoszą świętym kościoła angielskiego. :)
No, jeszcze jak pięknie śpiewa. <wzdych podziwu> No, dokładnie. :)
Wybacz, ale nie wszystko można zrozumieć od razu. Tak czy siak nie wiedziałem, że grał Marka Antoniusza w sztuce Szekspira "ANTONIUSZ I KLEOPATRA"? Brzmi ciekawie. Nie będę ukrywał, że bardzo żałuję, iż nie ma nagrania z tej sztuki, bo chętnie bym zobaczył Alana w tej sztuce. Szkoda, że nie zagrał on Antoniusza w filmowej wersji z BBC. Wiesz, z tej serii filmów na podstawie dzieł Szekspira, z której pochodzi "ROMEO I JULIA" z Alanem w roli Tybalta. Tak czy siak Alan był genialnym aktorem i jak widzę, również godnym szacunku skromnym człowiekiem :)
He he he. Ten wzdych podziwu mnie rozbawił, bo przypomina mi o pewnej dziewczynie, która tak wzdychała na samo wspomnienie Alana i to jeszcze w roli Hansa Grubera oraz Szeryfa z Nottingham. Nie, żeby inne jego role się jej podobały, ale... Te szczególnie, bo (cytując ją) "on tam jest taki macho!" :)
Marka Antoniusza albo Julka Sizara, któregoś z nich na pewno. :) Ja też żałuję, ale co robić. W każdym teatrze obowiązuje zakaz fotografowania czy kręcenia filmów podczas sztuki. Więc to, co robili ci z BBC, to bardziej musiało być to coś w rodzaju naszego "Teatru Telewizji". :) Dokładnie tak. :)
Ciężko nie zgodzić się z tą dziewczyną. ;) Ale romantyczne usposobienie to ostatnia rzecz, o jaką bym posądzała Sędziego Turpina, wracając do tej piosenki. :)
He he he. Tak czy siak jestem pewien, że Alan w obu rolach sprawdził się doskonale, mam całkowitą pewność. No właśnie, to były takie spektakle Teatru Telewizji i wielka szkoda, że tylko w jednym spektaklu z tej serii wziął udział nasz Maestro, bo jak dla mnie mógłby zagrać w każdym z nich. Już by znaleźli w każdym dla niego odpowiednią rolę :) Nie ma co, po prostu wielki z Alana była aktor i wielki człowiek. Tym bardziej chce mi się płakać, kiedy tylko sobie pomyślę, że gdyby nie ten podły skorupiak (jak niektórzy nazywają raka), to nasz Alan by sobie jeszcze żył w spokoju i zdrowiu oraz szczęściu. I zagrałbym jeszcze wiele znakomitych ról.
He he he. Mówisz, że ciężko się z nią nie zgodzić? Ale chyba sama nie miałabyś "wilgotno pod pachą" na widok Szeryfa z Nottingham i Hansa Grubera, jak owa dziewczyna xD Tak, to prawda. Trudno go posądzić o romantyczne usposobienie. Ale przecież z sędziego Turpina był bardzo dobrym aktorem.
O, że tam się sprawdził, to to jest więcej niż pewne. :) Zgadzam się.
Kiedyś mi się śnił Hans Gruber i powiem ci szczerze, że miałam ciarki na plecach i w ogóle czułam zimno na całym ciele, gdy go ujrzałam żywcem wziętego z filmu. A Szeryf z Nottingham działa na mnie jak płachta na byka. Jeżeli nie z niego samego, to przynajmniej z jego ludzi chętnie bym zrobiła mielone. :D To fakt. I znakomity gracz.
Ostatnio przyszło mi na myśl, żeby zrobić taką parodię walki Harry'ego Pottera i jego przyjaciół z Lucjuszem Malfoyem o jego towarzystwem, wiesz z "Zakonu Feniksa", tyle że bazowaną na tej parodii "LEGO Star Wars". Tam ciągle się wcinał Darth Vader, a tu by się wcinał Profesor Snape. Uszykuj tylko coś do wytarcia siebie i monitora, jak będziesz to czytał. ;) A więc to idzie tak:
Harry Potter i jego kompani walczą przeciwko śmierciożercom. Na scenie pojawia się Profesor Snape:
- A wtedy ja pojawiam się z moją różdżką. ZIUCH! ZIUCH!
REŻYSER:
- Severeusie, Severusie, nie gramy tego w 3D.
- Dobra, dobra.
- Severusie chcesz pączka?
- Mniam!
- Przynieście Severusowi pączka!
Bellatrix załamanym głosem:
- Kochani, ja nie mogę tak pracować!
Lord Voldemort ze złością:
- Za kogo on się...?! :D
I co ty na to, Igor? Wrrróóóć, Hubert? :)
No i jeszcze muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem tego, że Alan Rickman nauczył się szermierki, dzięki czemu mógł zabłysnąć podczas grania Tybalta, który wszak był świetnym szermierzem, choć też oszustem, bo zadawał pchnięcia nawet wtedy, gdy przeciwnik nie mógł się bronić. Wszak Merkucja też zabił zdradzieckim pchnięciem.
Ech, mogę sobie wyobrazić, jakie miałaś odczucia względem tych panów. Z tego, co widzę, to miałaś je takie same, jak ja. Nie będę udawał, że naprawdę jestem pod wrażeniem tego, jak ten aktor grał. Tak grał, że można na serio go znienawidzić, znaczy na ekranie :)
He he he! Boskie! Podoba mi się i pochwalam taki pomysł. Do parodii pasuje on idealnie :)
Ja też jestem pod wrażeniem. A potem to mu się przydało w "Robinie Hoodzie".
No, dokładnie. Nie inaczej. :) Można było nienawidzić jego postacie, ale podziw dla jego gry aktorskiej zostaje na wieki. :)
Ta seria "Lego STAR WARS" mnie zainspirowała. :) Cieszę się, że ci się podoba. Nasz Maestro też pewno by pochwalił ten pomysł, gdyby to było możliwe. Miał ogromne poczucie humoru, na pewno by się nie obraził za takie coś. :)
Oczywiście, choć rzecz jasna walka na szpady i walka na miecze różnią się od siebie i to dość mocno, ale ogólnie zasady walki są te same. Ten, kto ginie - przegrywa xD Żarcik taki z filmu "HOT SHOTS 2", gdzie prezydent USA oraz Saddam Husajn zaczynają się bić na miecze świetlne rzucając sobie teksty, jak Obi-Wan i Darth Vader podczas swego starcia w "NOWEJ NADZIEI" xD
Nie inaczej, to sama prawda. Można i wręcz się powinno nienawidzić wiele postaci, które zagrał Alan Rickman, ale należy też być pod wrażeniem jego umiejętności aktorskich, bo wszak te były przeogromne :)
Zgadzam się z Tobą. Oj, to z pewnością. Na pewno by się nie obraził za takie żarty, a może nawet by powiedział Ci, że powinnaś rozwijać swój talent do rozbawiania ludzi właśnie jako aktorka :)
He he he. Ale nawiasem mówiąc uśmiałabyś się do łez, jakbyś zobaczyła tę scenę, o której mówię. Tak czy siak pojedynki bywają niekiedy zabawne. Pamiętasz może ten pojedynek Robina i Szeryfa w "FACETACH W RAJTUZACH"? Jak Robin nadział niechcący na miecz kanapkę kamerzysty? xD
No właśnie. Można nie cierpieć tej postaci i słusznie, bo Szeryf George to po prostu łajdak pierwszej klasy, więc trudno go lubić. Ale trudno za to nie lubić Alana Rickmana i trudno nie podziwiać jego talentu. Zwłaszcza, jeśli ma się możliwość poznać wiele jego ról.
Oj tak, zdecydowanie. Sam bym chciał coś takiego usłyszeć i dostać swoją szansę. Ale cóż... Nowym Eugeniuszem Bodo nie zostanę. Nie mam takiego talentu, jak on.
Trochę pamiętam. :D Tak a propos: Raz przeglądałam program telewizyjny i natrafiłam na następujący ciekawy zestaw w jednym dniu: na jednym kanale popołudniu "Robin Hood: Faceci w rajtuzach", na innym kanale wieczorem "Robin Hood: Książę złodziei". :)
O, dokładnie.
Ja raczej wolałabym pisać teksty niż grać. Ale usłyszeć pochwałę na swój temat to byłoby miło. :)
No proszę. Faktycznie, ciekawe. Choć osobiście ja bym puścił filmy w odwrotnej kolejności. Najpierw oryginał, a potem jego parodię. Żeby ludzie wiedzieli, do czego w parodii nawiązują. Ale w sumie odwrotna kolejność też jest dobra, bo oglądając oryginał orientujesz się kolejno, z czego w parodii się nabijali. Choć ja wolę najpierw poznać oryginał, a potem parodię. Lepiej się wtedy bawię, gdy wiem, z czego urządzają sobie kpiny xD
W sumie ja bym chciał i pisać teksty i grać. Ale tak czy siak wiem, że to niemożliwe, więc zostaje mi tylko podziwianie tych mistrzów, którzy już ukazali swój kunszt, takich jak nasz Maestro. A jest co podziwiać :)
No wiadomo. Ale nic nie poradzisz, jak w programie telewizyjnym kolejność ustalą tak, a nie inaczej. ;D
O, dokładnie. Ja też. :)
No właśnie. Jakby to ode mnie zależało, to leciałyby w telewizji same programy, filmy i seriale, które ja lubię i z pewnością większość z tego by ci się spodobało, jeśli nie wszystkie :) Ale tak czy siak oba te filmy o Robin Hoodzie są od czasu do czasu emitowane na programie STOPKLATKA, a jeden z nich też od czasu do czasu na TV PULS. Widać, że oba kanały lubią te filmy, tak jak i my :)
Widzę, że obaj mamy takie samo zdanie w tej sprawie. Nie będę też ukrywać, że ostatnio bardzo lubię Alana Rickmana w akcji, do czego znacznie się przyczyniłaś :)
Tak, tylko to była satelita. Nie wiem, kto tam rządzi, ale jak zadecydował, to widzowie nie maja nic do gadania, tylko albo oglądają, albo nie. :) No tak. Bo ten jeden film ma urok w sobie. Urok, który nazywa się Alan Rickman. :)
Miło mi to słyszeć. Mnie sama zaciekawił ten aktor. A jak się dowiedziałam, że to chodząca dobroć, to już tym większej nabrałam doń sympatii. :)
No właśnie. Nie wiem, kto tam rządzi, choć oboje dobrze wiemy, kto by chciał rządzić. Szeryf Jurek xD Gdyby powstała parodia, to by on dożył naszych czasów i chciałby być panem również telewizji i z pewnością kupiłby własną telewizję, gdzie emitowano by takie programy patriotyczne jak "Tańcz na lodzie z Jurkiem", "Całuj z Jurkiem", "Pięćdziesiąt twarzy Jurka" itd. xD
Właśnie. Ja sam teraz z przyjemnością oglądam Alana w roli Hansa Grubera czy też Szeryfa z Nottingham. Podobnie lubię jego rolę w "TO WŁAŚNIE MIŁOŚĆ", choć prawdę mówiąc tam jego bohater budzi we mnie lekką niechęć. Bo w końcu nie zdradził żony tylko dlatego, że nie zdążył. W każdym razie ja tak to widzę. Ale uwielbiam go jako np. pułkownika Brandona. Genialna rola i jaka sympatyczna. Podoba mi się, jak w jednej scenie pogłaskał najmłodszą siostrzyczkę Rozważnej i Romantycznej po główce, a jak go zagadała, to porozmawiał z nią z uśmiechem na twarzy. Normalnie jak nie on. Podobała mi się ta rola. I nawet ubawił mnie jako drań z tego filmu, co się dzieje na Antypodach. Jak główny bohater go zabił, to Alan miał taką zdumioną minę, jaką miał, gdy zabił go Robin Hood xD Czy on ze śmierci każdej swej postaci musiał sobie jaja robić? Chociaż nie... ze śmierci Snape'a już jaj sobie nie robił.
No tak. ;D "Kuchenne rewolucje z Jurkiem"... A Beata Kozidrak z Bajmu odgrażałaby się: "JUREK, nie daruję ci tej nocy!" :D
Ja bym musiała być doradczynią tego szefa z filmu "To właśnie miłość". Albo taki jego aniołem stróżem. :) No, ba. Gdyby poszczególni bohaterowie filmów byli wonczas równie popularni co piosenkarze, to każda fanka filmu "Rozważna i romantyczna" miałaby nad swoim łóżkiem plakat z pułkownikiem Brandonem. :) Pewno się nie spodziewał, że Quigley go dorwie. :) Nie musiał.
O właśnie! Dokładnie o tym mówię! Takie programy i piosenki także by były :) Ale chyba za to zakazano by recytowania takich wierszy jak np. ten Brzechwy: "Grzebień się szczerzy, a szczotka się jeży. Czesz się, Jerzy, jak należy" xD
He he he. I co by robiła, gdybyś była jego doradczynią lub jego aniołem stróżem? xD Ciekawi mnie, co byś wtedy zrobiła :) He he he. W sumie to by było coś - plakat Alana Rickmana w roli pułkownika Brandona. To by było coś lepszego niż np. plakat Justina Bibera xD Ha ha ha! Ale to było boskie, jak ten drań grany przez Alana wraz ze swymi dwoma pomagierami staje do "uczciwego" pojedynku 3 na 1 przeciwko Quingleyowi i daje mu celowo rewolwer wiedząc, że Quingley nie posługuje się zbyt dobrze tego rodzaju bronią. A tu nagle główny bohater łapie rewolwer i raz-raz-raz! Trzy kule i trzy trupy na ziemię padają. Zdumiony Alan patrzy na niego, a Quingley mówi: "Powiedziałem, że wolę inną broń niż rewolwer. Nie mówiłem, że nie umiem z niego strzelać". A ten robi minę typu "No wiedziałem" lub coś w tym stylu xD I umiera xD
Jest taka piosenka, "Georgia on my mind" nosi tytuł. Śpiewał ją wiele lat temu Ray Charles. W sumie to taki powolny blues, ta piosenka, ale chyba by się naszemu Szeryfuniowi spodobała. ;) Nie znam tego, ale to byłoby genialne. ;D
Przede wszystkim bym go ostrzegała, że jest "na celowniku" swej sekretarki. :D Eee, Justin bił się wtedy na misie w przedszkolu z innymi dzieciakami. :D Przynajmniej to umieranie nie trwało u niego prawie minutę. <sarkazm>
Ciekawe, bardzo ciekawe. I już po tytule widzę, dlaczego naszemu Szeryfowi by się ona spodobała. Ale za to ten wierszyk Brzechwy by mu się nie spodobał i byłby zakazany. Podobnie jak ta piosenka, co idzie "Zastrzeliłem szeryfa, ale oszczędziłem zastępcę", czy jakoś tak to szło :)
Ciekawe, bardzo ciekawe. I sądzisz, że posłuchałby Twoich rad, moja droga? :) Racja, to były dobre czasy, gdy Justin jeszcze nie robił skandali i zamiast tego mieliśmy prawdziwe gwiazdy piosenki, a nie jakieś głupie dzieciuchy :) He he he. Racja. Ten drań z przygód Quingleya umierał przynajmniej szybko. Ale miał podobnie załamaną minę, co Szeryf i mina brzmiała tak, jakby mówił: "No wiedziałem, że tak będzie. Ja to mam zawsze pod górkę" xD
No właśnie. :) Ej, czy czasem nie masz na myśli piosenki "I Shot The Sheriff" Boba Marleya? :D
W odpowiedzi na to pytanie mogę tylko powtórzyć gest Żółwia z końcówki 11 odcinka "Przygód Bosco" albo gest Kapturnika z końcówki 26 odcinka tegoż serialu. :D Aha. :) A czegóż się spodziewał? Odznaczenia za to, co wyprawiał w prawie całym filmie? :D
He he he. Właśnie o tej piosence mówię, moja droga. A przy okazji wiem już, jaki film zostałby zakazany, gdyby szeryf George został królem Anglii. Zakazano by emitowania filmu "SZALONY KRÓL JERZY". Zapewne domyślasz się, dlaczego xD
He he he. Właśnie - te gesty są genialne i mówią same za siebie, jak również pasują do tego, o czym mówimy :) No, w sumie racja. Czego się spodziewał? Ale ta jego mina po prostu rozwala. Alan to umiał nawet ze śmierci swoich postaci sobie zakpić xD
Aha. :) "Szalony król Jerzy" albo "Szaleństwa króla Jerzego" - jeden film, różne tłumaczenia tytułu. Domyślam się. Ale akcja tego filmu miała miejsce jakieś pięć czy sześć wieków po akcji filmu "Robin Hood: Książę złodziei". Tak czy siak, jak by nie patrzeć, to film by rzeczywiście był obraźliwy dla "naszego" Jurka. :D
Oj, tak. :) No tak. Tylko gorzej miał z postacią Sędziego Turpina. Tu nie miał jak sobie kpić. :)
I mówiłaś mi, że szalonego króla Jerzego III grał ten sam aktor, który podstawiał głos bardowi Flamowi z bajki Disneya "TARAN I MAGICZNY KOCIOŁ". Dobrze pamiętam? Oczywiście, że to o innych czasach, ale władca Wielkiej Brytanii, Jurek z Nottingham byłby urażony takim filmem. I mógłby go uznać za wrogą mu propagandę opozycji xD
Właśnie, tylko w sumie Sędzia Turpin miał w miarę normalną śmierć i Alan nie miał czasu, żeby sobie z niej zakpić :)
Dokładnie. Dobrze zapamiętałeś. :) Co prawda, to prawda. :D
To fakt. :) Ciekawe, czy twórcy "Sweeneya Todda" nie zapomnieli dodać na koniec filmu napisu: "W trakcie kręcenia filmu nie ucierpiał nikt z obsady aktorskiej"? :)
A więc dobrze zapamiętałem. A czy ty pamiętasz, jak ów bard został przywiązany do ściany w lochu i pyta się strażnika, jak wabi się jego piesek? A ten "piesek" o mało go nie zeżarł xD Przypomina mi te zażarte pieski Szeryfa, które polowały na biednego syna Małego Johna za rzekome kłusownictwo :) Właśnie, wroga propaganda i dlatego film zostałby zakazany przez cenzurę, to więcej niż pewne xD
Ha ha ha! Dobre! Naprawdę bardzo dobre! Rozbawiłaś mnie teraz do łez. To samo można by napisać na końcu takich filmów jak "TROJA" czy "ALEKSANDER", gdzie trup ściele się gęsto. Chociaż nie... Nie można by napisać, bo grając w "TROI" Brad Pitt nadwyrężył sobie ścięgno Achillesa. Ciekawe, co? Tak czy siak Alan Rickman zdecydowanie w "SWEENEY TODD" nie miał czasu zrobić szopki ze sceny śmierci swojej postaci. A szkoda, bo mogłoby być zabawnie :)