Ranking: seriale, które powinny skończyć się wcześniej

Filmweb autor: /
https://www.filmweb.pl/news/TOP+10%3A+ranking+seriali%2C+kt%C3%B3re+powinny+sko%C5%84czy%C4%87+si%C4%99+wcze%C5%9Bniej-159990
Ranking: seriale, które powinny skończyć się wcześniej
Dobre zakończenie nie tylko zostawia widza z satysfakcją, ale również z niedosytem. Aby jednak spełnić te warunki, twórcy muszą wiedzieć, kiedy pozwolić swoim postaciom zejść ze sceny. Autorzy tych seriali przeciągnęli ten moment nieco dłużej, niż spodziewali się tego widzowie, a na reputacji ich udanych tytułów pozostała znacząca rysa. Przedstawiamy dziesięć produkcji, które tylko zyskałyby, gdyby nie były tak długie.

TOP 10: seriale, które mogły zakończyć się wcześniej



Adaptacja komiksów Roberta Kirkmana po raz ostatni pojawiła się na ekranach w 2022 roku, po 11 sezonach walki z nieumarłymi. Nasi ulubieni bohaterowie z Rickiem Grimesem na czele mierzyli się z wieloma przeciwnościami losu, zarówno żywymi, jak i w stanie zawieszenia między światami. Dotyczyło to też produkcji serialu – na początku opuścił go twórca Frank Darabont. Przez kolejne sezony widzowie musieli przyzwyczajać się również do ciągłej zmiany obsady – apokalipsa nie oszczędziła bowiem nawet ulubionych postaci. W efekcie produkcja w ostatnich odcinkach nie przypominała tych pierwszych. Zmieniło się wiele, ale tylko ci najwytrwalsi fani przeżyli całą drogę. Wielu odpadło w trakcie mozolnej wędrówki. "The Walking Dead" ekscytowało, ale miało też naprawdę słabe, niepotrzebnie rozciągnięte serie. Mimo że główny serial oficjalnie się skończył, losy niektórych postaci poznajemy w przygotowywanych spin-offach. Przez ostatnie lata wyniki oglądalności sukcesywnie spadały – choć franczyza może przyciągnąć jeszcze nowych fanów, dla wielu będzie to już tylko odcinanie kuponów od dawnej sławy.

Przez 15 sezonów emitowania serialu "Nie z tego świata" produkcja znalazła uznanie wśród wielu widzów. Przedstawiona na ekranie historia braci Winchester, którzy wypowiedzieli wojną siłom zła i przez ponad 300 odcinków walczyli z najróżniejszymi stworzeniami, mogła skończyć się bowiem już po pięciu seriach. Wszystko za sprawą showrunnera Erica Kripke, który zbudował opowieść w oczekiwaniu na wielki finał – walkę bohaterów z samym diabłem. Rozwiązanie opowieści nastąpiło… a resztę historii już znacie. Twórca odszedł od "Supernatural", które pod wodzą innych ludzi szukało nowego pomysłu na siebie i przygód dla swoich protagonistów. Przedłużenie serialu o kolejne 200 epizodów odpowiadało również za jego całkowity sukces – w tym czasie elementami uniwersum stały się na przykład inne wymiary. "Nie z tego świata" nigdy nie wróciło jednak do formy z początków show.

Finał serialu "Jak poznałem waszą matkę" należy do grona tych, które zasłynęły ze skrajnego odbioru wśród fanów. Po dziewięciu latach oczekiwań obietnica z tytułu w końcu się spełniła. Losy pięciorga przyjaciół zaprowadziły ich do zapowiadanej puenty. Jednak cały wysiłek włożony w produkcję zwłaszcza ostatniego sezonu został zniweczony przez decyzje o rozwiązaniu opowieści. Widzowie, którzy spędzili z serialem ponad 200 odcinków, otrzymali finał zmieniający oblicze zakończenia w zaledwie godzinę. Być może tak długie oczekiwanie na satysfakcjonujące domknięcie opowieści sprawiło, że najwierniejsza grupa oglądających odebrała ostatni sezon jako tak gigantyczną porażkę. Ich zdaniem finał zasłużył nawet na miano jednego z najgorszych finałów w historii telewizji.

Ekranizacja powieści Liane Moriarty "Wielkie kłamstewka" została nie tylko popularnym serialem stacji HBO, ale również produkcją z wieloma gwiazdami na pokładzie. Reese Witherspoon, Nicole Kidman, Shailene Woodley, Alexander Skarsgård, Adam Scott, Zoë Kravitz czy Laura Dern – po plakatach i materiałach promocyjnych było widać, że serial jest skazany na sukces. Początkowo cała opowieść miała zamknąć się w siedmiu odcinkach. Przeciwko kontynuacji wypowiadał się nawet reżyser Jean-Marc Vallée. HBO uznało, że "Wielkie kłamstewka" mają potencjał na rozwijanie wątków niedomkniętych w pierwszej części i otwarcie nowych. Nawet z dodatkiem do obsady w postaci samej Meryl Streep intryga przeistoczyła się w operę mydlaną, niepotrzebne rozwlekanie dobrego miniserialu. W ostatnich latach dowiedzieliśmy się, że zapowiedź domknięcia opowieści była kolejną ogromną nieprawdą. Według słów Kidman Moriarty pracuje obecnie nad nową powieścią, która stanie się podstawą trzeciego sezonu.

Zwiastun serialu "Wielkie kłamstewka"



Produkcja platformy Netflix z miejsca stała się hitem, który wzbudzał kontrowersje i przyciągał przed ekrany kolejnych subskrybentów. "Trzynaście powodów" opowiadało historię Clay'a Jensena (Dylan Minnette), który na progu swojego domu znajduje pudełko z kasetami. Nagrała je Hannah Baker (Katherine Langford), koleżanka z klasy. Z treści nagrań dowiaduje się o tytułowych przyczynach skłaniających ją do popełnienia samobójstwa. Powieść Jaya Ashera pokazywała problemy współczesnych nastolatków, a twórcy serialu postanowili rozwinąć opowieść o kolejne odcinki. Łącznie powstały aż cztery sezony, które dotyczyły innych uczniów z liceum Liberty. Jednak produkcja skręciła w kierunku teenage dramy i nie zbliżyła się już do poziomu pierwszej serii.

Każdy widz serialu "Biuro" na przestrzeni kolejnych odcinków miał okazje wybrać sobie swojego ulubionego bohatera. Z zespołu pełnego niezwykłych, komicznych charakterów wybijał się nieporadny ale kochany menadżer Michael Scott. Przebojowa rola Steve’a Carella przyniosła aktorowi wiele nagród, a także uwielbienie fanów, nabożnie traktujących sezony show z udziałem swojego ulubieńca. Kontrakt gwiazdy nie został jednak przedłużony, więc jego postać opuściła fabułę wraz z zakończeniem sezonu siódmego. W kolejnych dwóch seriach brakowało równie silnej postaci, która spajałaby resztę obsady, a także wątki fabularne. Tak jak głosił napis na słynnym kubku, Scott był po prostu najlepszych szefem na świecie. "The Office" bez jego obecności było już dogorywaniem po nieoficjalnym zakończeniu serialu.

Serial "Glee" opowiadał o licealnym kółku dla muzycznie uzdolnionych uczniów. Widzowie lubiący gatunek musicalu nie szczędzili pochwał – w końcu znacznie częściej mogli oglądać go na wielkim ekranie. Na przestrzeni sześciu sezonów bohaterów oglądali w ponad 700 występach wokalnych. Ilość nie przekładała się na jakość. Najlepiej świadczą o tym oceny poszczególnych sezonów. O ile pierwszy jest uniwersalnie lubiany, pozostałe cztery odbierano różnie. Gdy ograniczono udział bohaterów z oryginalnej paczki na rzecz przedstawienia nowego zespołu, serial Ryana Murphy’ego nie był już taką samą rozrywką.

Jak to w przypadku antologii trafiają się części lepsze i gorsze. Serial "Detektyw" pochodzi z nieco innej bajki – takiej, w której pierwszy sezon okazał się arcydziełem, do którego poziomu nigdy nie nawiązały pozostałe serie odcinków. Historia Martina Harta (Woody Harrelson) i Rusta Cohle’a (Matthew McConaughey) pokazała, jak łączyć elementy nadnaturalne z gęstym klimatem kryminału osadzonego na bagnach Luizjany. Te nowe standardy nie były aplikowane do kolejnych odsłon – mniej lub bardziej udanych opowieści spod znaku niewyjaśnionych, kryjących mroczne tajemnice zagadek, z którymi nie mogą poradzić sobie policjanci. Jeśli przesadnie zagmatwany sezon drugi, udany trzeci, a także odbijający w zupełnie innym kierunku czwarty powstałyby jako oddzielne seriale, widzowie pewnie patrzyliby na nie nieco przychylniej. Zamiast tego następne propozycje twróców nie były w stanie uciec przed miażdżącymi porównaniami.


W latach 2008-2014 serca fanów wampirów podbijała propozycja od HBO "Czysta krew". Serial opowiada o fikcyjnej rzeczywistości, w której krwiopijcy żyją u boku ludzi, uzyskując swoje prawa. Na masowe zapotrzebowanie na osocze odpowiedziała japońska firma, która stworzyła pitny specyfik o nazwie "True Blood". Bohaterką show została Sookie Stackhouse (Anna Paquin), kelnerka w pewnym luizjańskim miasteczku, która ma dar czytania w myślach. Jej losy nieoczekiwanie splatają się z wiekowym wampirem Billem (Stephen Moyer). Ekranizacja powieści Charlaine Harris trafiła na kilka trudnych momentów, które mogłyby zakończyć serial. Najważniejszym było odejście twórcy serialu Alana Balla po piątej serii odcinków. Od razu jakość serialu spadła, a wyniki oglądalności nie wróciły już do stanu z ery showrunnera.

Na przypadłość serialu-antologii choruje również "Czarne lustro". Choć z sześciu sezonów i 27 odcinków wyciągnęliśmy jedne z najlepszych opowieści w historii współczesnej telewizji, produkcja Charliego Brookera przecina wybitność miernymi epizodami. Widać to zwłaszcza w ostatnich dwóch sezonach, które nie zbierały już tak dobrych ocen jak początki dystopijnej opowieści o lękach i obawach dzisiejszego świata. Już po premierze siódmego serii będzie można zweryfikować, czy kreatywne potknięcia przy poprzednich epizodach zmieniły się w prawdziwą stagnację. Skoro jednak show nadal powstaje, zupełnie nie w duchu jego treści, trzeba optymistycznie patrzeć w przyszłość, którą – miejmy nadzieję – wypełnią godni następcy "Białych świąt" czy "San Junipero".