Mamy to! Jesteśmy po przedpremierowym pokazie długo wyczekiwanego widowiska DC "Flash". Film o superbohaterze poruszającym się z nadzwyczajną prędkością i podróżującym w czasie zadebiutuje w kinach w całej Polsce za tydzień w piątek 16 czerwca. Tytułową rolę w
"Flash" gra
Ezra Miller, który/która generowałx ostatnio wokół siebie sporo szumu. Przeczytacie o nich między innymi
TUTAJ. Niedawno reżyser
"The Flash" –
Andy Muschietti, twórca między innymi obu części kasowego horroru
"To", zapowiedział, że
Ezra Miller, wbrew otaczającym jego osobę kontrowersjom, to idealny odtwórca roli superbohatera DC, w związku z tym z pewnością zobaczymy go/ją w kolejnych częściach. Więcej o tym, co
Muschietti powiedział o Ezrze Millerx, przeczytacie w newsie pod linkiem
TUTAJ.
Zanim przeczytacie naszą recenzję autorstwa Michała Walkiewicza, możemy Wam zdradzić, że na pokazach testowych
"The Flash" zbierał rewelacyjne oceny. Anonimowe głosy donosiły, że film DC jest tak dobry jak hit Sony i MCU
"Spider-Man: Bez drogi do domu". Widowisko obejrzał też przed wszystkimi
Tom Cruise, który od razu po seansie zadzwonił do reżysera. W newsie
TUTAJ przeczytacie, co mu powiedział.
Czy przedpremierowe opinie na temat filmu okazały się trafne? Sprawdźcie naszą recenzję. Poniżej znajdziecie jej fragment, a całą – na karcie filmu "Flash" pod linkiem TUTAJ. ***
Tam pobiegł!
autor: Michał Walkiewicz
Teoria względności według Hollywood: co się stało, wciąż może się odstać. Choć przez ostatnią dekadę szefowie DC Studios próbowali rozwinąć prędkość światła, by dogonić konkurentów z Marvela, dopiero gdy zaciągnęli hamulec, zostawili ich w tyle. Zmiany kierownicze, cięcia, zamrażarka pełna filmów, kominek pełen scenariuszów,
Ezra Miller jako bomba z opóźnionym zapłonem, kosztowne dokrętki… Powiedzieć, że "
Flash" rodził się w bólach, to nie powiedzieć nic. A jednak, jakimś cudem, film
Andy'ego Muschiettiego ("
To") odhacza niemal wszystkie punkciki spełnionego kina: jest zabawny, niegłupi, świetnie zagrany, napisany z szacunkiem dla bohaterów, widza oraz komiksowej tradycji. Wygląda na to, że możesz stracić masę czasu, jeszcze więcej pieniędzy, a i tak wyjdziesz na swoje.
Barry Allen alias
Flash (
Ezra Miller) pojawił się w filmowym uniwersum
DC Comics jako postać na poły komediowa, millennials wśród superbohaterskiej starszyzny, chodzący worek kompleksów. Lecz to, co w drużynowej przygodzie było puentą żartów, w solowym filmie wydaje się ciężką neurozą. Barry, podobnie jak w komiksie "Flashpoint", w którym poszarpał czasoprzestrzeń, by uratować swoją matkę przed śmiercią, jest znacznie bardziej skomplikowaną postacią. Wracamy do niego w kapitalnej slapstickowej scenie, w której – niczym w "radzieckich jajeczkach" – ratuje wypadające ze szpitalnego okna noworodki. Podziękowań się nie doczeka, lecz to najmniejszy z jego problemów. Pragnąc odwrócić bieg wydarzeń, które zaprowadziły jego matkę do grobu, a ojca do więzienia, bohater zaczyna majstrować przy multiwersach, zmarszczkach czasu i alternatywnych rzeczywistościach. Gnając na złamanie karku w stronę przeszłości, przypadkiem tworzy świat, w którym jego matka wiedzie szczęśliwe życie z ojcem, lecz nad całą ludzkością wisi widmo zagłady.
Generał Zod znów przybywa na Ziemię w pościgu za zbiegłym
Kal-Elem i ponownie ma zamiar zamienić błękitną planetę w jałową pustynię. Tyle że tym razem
Supermana,
Aquamana,
Wonder Woman i spółki ani widu, ani słychu. Osłabiona niewolą
Supergirl (
Sasha Calle) wydaje się marnym zastępstwem dla Syna Kryptonu, podstarzały Batman (
Michael Keaton) nie rwie się do walki w obronie ludzkości, z kolei młodsza wersja Flasha (
Ezra Miller) przypomina bohatera "
Zemsty frajerów". Mamy Ligę Sprawiedliwości w domu.
Paradoksy, wyrwy, sploty, węzły – w zależności od scenariopisarskiej potrzeby, kluczowe fabularne "mechaniki" działają w filmie inaczej. W jednej scenie czas jest włosem z rozdwojoną końcówką, kiedy indziej rozsypanymi bierkami, to znów miską pełną spaghetti. Nie szkodzi. Chodzi przecież o samego Barry'ego oraz o jego podróż ku oświeceniu. A raczej o dwóch Barrych, gdyż film czerpie narracyjną energię z motywu zderzenia osobowości.
Ezra Miller jest niekwestionowaną gwiazdą tej komedii charakterów, w obydwu wcieleniach to prawdziwy aktorski żywioł – zarówno jako bezpretensjonalny w swojej głupocie nastolatek, jak i zdesperowany neurotyk sprawdza się fantastycznie. I to właśnie opowieść o życiu, które nigdy nie nadeszło, wypełnia pierwszą połowę filmu. To fajne kino, z precyzyjnie zaakcentowaną, wysoką stawką, pełne żartów pisanych przez człowieka, a nie ChatGPT, osadzone w świecie, w którym
Eric Stolz dostał rolę w "
Powrocie do przyszłości",
Michael J. Fox wybrał "
Footloose", a
Kevin Bacon musiał zadowolić się "
Top Gun".
Całą recenzję widowiska DC "Flash" przeczytacie na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.
Zobaczcie zwiastun filmu "Flash"