PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=760272}

mother!

Mother!
6,2 73 tys. ocen
6,2 10 1 72592
5,5 48 krytyków
mother
powrót do forum filmu mother!


Kampania promocyjna i jakiekolwiek wzmianki przed premiera były do tego stopnia tajemnicze, że po prostu nastawiłem się na świetnie zrealizowany psycho-horror z Lawrence. Kontrowersyjnego i prawdopodobnie najsłabszego filmu Darrena - Noah - nie widziałem, więc nadal mam go w pamięci jako reżysera trzymającego się blisko ziemi, portretującego ludzi walczących o marzenia i pragnienia, którzy w pewnym momencie walą w mur rzeczywistości, przy okazji stając twarzą w twarz ze swoim mrocznym odbiciem duszy. Kto by pomyślał, że nagle zrobi film aż tak awangardowy i stojący w opozycji do mainstreamu i tego, co do tej pory robił.
A zaczyna się według prawideł psychodramy inspirowanej twórczością Polańskiego - on zbyt zapracowany i próbujący stworzyć dzieło życia, ona - zbyt uległa i próbująca nadać ich domostwu duszy. Przybycie nieznajomych do ich domu dla niego jest zwiastunem nadchodzącej weny, dla niej - niepokojącym widmem chęci odebrania tego, na co poświęciła tyle sił i czasu. Wszystko rozegrane zostaje przez Aronofskiego zarówno na jump scenkach, jak i niepokojących cieniach, plamach krwi i surrealistycznych obrazach szalejącej pożogi. Artystyczny-niszowy horror zderza się tutaj z mainstreamem, sztampowa opowieść o wenie, która przychodzi do artysty ze "Wstrętem". O ile jednak wielu twórców na tym by poprzestało i finałem byłaby wizyta w psychiatryku, to Darren zaczyna w pewnym momencie kreślić fresk z Kaplicy Sykstyńskiej.
Biblijna symbolika podawane w nienachalny sposób przez cały seans nie absorbuje uwagi widza, aby ten zapomniał o wydarzeniach mających miejsce w domu. Cały czas w powietrzu wisi pytanie: "Jak to się, do cholery, skończy i o co tutaj chodzi?". Klucz metaforyczny jest w tym przypadku delikatnie podsunięty w okolice dłoni widza. Jasne, w finale Aronofsky bierze nim zamach i ledwo wyhamowuje przed twarzą odbiorcy, ale wtedy następuje eksplozja, początek biblijnej apokalipsy. Dawno nie widziałem w kinie tak intensywnego filmowego finału, w którym olśniony byłbym warstwą artystyczną, ale przede wszystkim symboliczną. To wtedy wszystko odkryłem. On - Bóg, stwórca, jedyny, pragnący stworzyć dzieło ostateczne, czymkolwiek by ono nie było (najprawdopodobniej jest nim właśnie człowiek). Zapracowany, jednak kochający Ją, doceniający Jej starania o budowanie ich wspólnego domu, w którym każdy zostanie ugoszczony. Ona - Matka Boska, Lucyfer, Matka Natura. Nieufnie traktuje dzieło Jego - ludzi, którzy jawią się jej raczej jako istoty zadufane w sobie, łapczywe, pyszne i dążące do autodestrukcji. Wybacza im jednak, bo On im też wybacza, a On przecież nie może się mylić. Jednak w pewnym momencie czara goryczy się przelewa. Jej Syn, którym On chciał się pochwalić światu i który miał być cudem, zostaje przez nich zabity. Rozwścieczona tłuszcza zaczyna roznosić przybytek, aby zagarnąć coś dla siebie, aby mieć chociażby drzazgę z pańskiego stołu jako relikwię. W tym pędzie na złamaniu karku tratuję Ją i Jego, skaczą sobie do gardeł, wypaczają słowa boskie, tworzą grupy, podgrupy,subgrupy, dzielą się, łączą, mordują i rozmnażają. Ona doprowadzona do histerycznej rozpaczy zniszczeniami ludzkimi przekracza granicę anielskiej cierpliwości, sama zaczyna mordować i mścić się na tych, którzy zostali bardziej ukochani. Zagoniona do złowieszczych czeluści piwnicy postanawia raz na zawsze rozwiązać kwestię ludzką - podpala całe domostwo, które w żywiole stworzenia umiera. Ona, po przeistoczeniu się w upadłą, również umiera. On nie ma jednak jej tego za złe. Dostrzega, że coś mu umknęło, że gdzieś popełnił błąd, że nie powinien aż takiej nadziei pokładać w swoim dziele. Musi je udoskonalić, musi stworzyć wszystko od nowa, za pomocą Jej miłości. Czas zaczyna się cofać, niczym w jednej z teorii dotyczących rozszerzania się i nagłego kurczenia Wszechświata. Bóg zaczyna dzieło stworzenia od nowa. Niekończący się cykl stworzenia. A to jest tylko jedna z najprostszych i najbardziej chaotycznie napisanych interpretacji!
Podoba mi się przede wszystkim, że na to wszystko można wpaść samemu, mając ogólną wiedzę dotyczącą wydarzeń biblijnych oraz zwyczajną wrażliwość na otaczający nasz świat. W przeciwieństwie do filmów Tarkowskiego czy Bergmana nie potrzeba tutaj dynamitu do wysadzania tych metafor, zbędna jest znajomość teorii psychologii czy kognitywistyki. Darren operuje na o wiele bardziej przystępnym i uniwersalnym języku, a przy okazji jego film ogląda się niczym spektakl teatralny. Oczywiście chodzi mi o pozytywne znaczenie tego słowa. Wyżej wymienieni twórcy używali sztuki teatralnej w zbyt dosłowny sposób. Ich filmy były surowe, proste, kameralne, a mimo to niedostępne przez klucz interpretacyjny, który sprawiał, że ich kino było przesycone suchym humanizmem. Widz nie dowiadywał się nic o sobie, racze o teoriach freudowskich przełożonych na język filmu w sposób bezpośredni. Twórca "Czarnego łabędzia" oprócz tej dostępności i przystępności ma do zaoferowania również porywającą formę. Korzysta z dorobku gatunkowego, lecz uszlachetnia go. Filmy klasyków kina to zwykle ascetyczne dramaty, w których wyłożona zostaje nam jakaś teoria na przykładzie bohaterów - figur teoretycznych. Jasne, to były inne czasy, wtedy ciężko było pracować zwłaszcza z aktorami, których szkoła gestów była dość ograniczona. Niemniej wielcy europejscy reżyserowie zbyt często zapominali o widzu, dumali i umartwiali się nad rzeczami tej wagi, że często można by ich posądzić o pychę i zwyczajny pozerski snobizm.
W przypadku Arofonskiego nie wydaje mi się, aby utożsamiał się z samym Bogiem. Ok, też jest artystą, jak główna postać w jego filmie, ale w kontekście jego poprzednich produkcji myślę, że nie chodziło mu o wycinanie w żywopłocie własnego wizerunku. Bardziej chodzi o przyjęcie bardzo znanego wizerunku artysty-kreatora, który niejednokrotnie przedstawiany był wręcz niczym bóg na przestrzeni wielu wieków. Być może w pewnym momencie jego metafory rzeczywiście uderzają ze zdwojoną siłą i film staje się już tylko i wyłącznie Biblią przełożoną na język filmu, bez całej podpory gatunkowej w formie psychodramy. Nie przeszkadzało mi to jednak aż tak bardzo, gdyż sens nadrzędny wydaje mi się o wiele ciekawszy niż kolejna historia kobiety, która oszalała (a może nie?) u boku artysty.
Od niepamiętnych czasów miałem nareszcie ochotę rozbić ten film po seansie na pojedyncze elementy i przypatrywać im się pod światło. Nie sprawiało mi to problemu, gdyż mogłem działać na własnej wyobraźni, na doświadczeniu i wiedzy, którą już uzyskałem. Nie musiałem znać biografii reżysera ani teorii liczbowych z zakresu ekonomii. Co więcej, sama forma tego filmu to po prostu bardzo dobra reżyserska robota, włącznie z "ciasnym" kadrowaniem i eksplozywnymi incydentami agresji. Prawdopodobnie jest to jedno z wydarzeń dekady, w którym reżyser łączy artystyczną wrażliwość z mainstreamowym gatunkiem, a w finale serwuje tak niespodziewaną zmianę akcentów i takie odwrócenie treści, że prawdopodobnie tylko filmy z narracyjnymi przewrotkami działają na podobnym poziomie zaskoczenia.
Darren, nie zmieniaj się, w artystycznej niszy też potrafisz. Powrót do kina spod znaku "Źródła" uważam za udany. Czas odświeżyć film z Jackmanem, którym swego czasu też byłem zachwycony. Życzę sobie więcej takich twórców, którzy w dobie popkulturowego szału sięgają po Biblię i to w taki sposób.



katedra

On - Bóg, stworzyciel
Ona- Ziemia, matka natura, Maria Magdalena
Jego gabinet - Eden
Kryształ w Jego gabinecie - Zakazany owoc
Mężczyzna - Adam
Kobieta - Ewa
zniszczenia kryształu - Zerwanie jabłka
Synowie Mężczyzny i Kobiety - Kain i Abel
Goście na pogrzebie - Wyznawcy
Wielkie dzieło - Dekalog
Dziecko Jego i Jej- Jezus
Rozpierducha w domu - Obraz ludzkich zachowań wobec religii
Śmierć dziecka - Śmierć Jezusa oraz wartości jakie niesie dekalog
Zapętlenie

Wszystko podane w taki sposób, żeby nawet wioskowy głupek z ujsoł dostrzegł analogie do Biblii i poczuł się inteligentniejszy.
Aronofsky to nie Bergman i choćby się zesrał nigdy nie osiągnie jego poziomu.
Film na raz bo Lawrence nie wkurza, gdyby było inaczej nie dotrwałbym nawet do połowy.

ocenił(a) film na 8
BruceParker

Raczej podane w taki sposób, aby było uniwersalne, przez co sam twórca nie jawi się jako snob i cwaniak. Co więcej, podałem tylko najprostszą interpretację, a jest ich os groma. Nie musi osiągać żadnego poziomu, gra w innej lidze. Kino Bergmana umarło wraz z nim.
Film prawdopodobnie na wiele razy, możliwość z odkrywania nawiązań jest ogromna

katedra

Mylisz uniwersalność z banałem, który jest domeną Aronofskyego. Wystarczy śledzić jego filmografię, aby to dostrzec.
Owszem liga Darrena to dzieciaki z Orlika.
Nie jest ogromna bo po powiedzmy dwóch seansach bądź dla bystrego widza podczas jednego, można te wszystkie alegorie rozgryźć z jedynym otwartym okiem.
Zauważyłem, ze lubisz takie pseudo inteligentne kino, które serwuje Aronofsky i Nolan, ale to normalne dla kinowego świeżaka.

ocenił(a) film na 8
BruceParker

Już sam fakt brania na tapetę czegoś tak ważnego jak Biblia nie jest banałem, i na dodatek podawanie tego w tak przystępnej, a równocześnie bardzo artystycznej formie. Jego filmografia jest bardzo zróżnicowana, opowiada zarówno o rzeczach meta, jak i ludzkich dramatach. W jego filmach zobaczysz gościa i kosmiczne drzewo, ale również kameralną opowieść o gasnącej gwieździe wrestlingu.
Raczej nie, bo sam zaproponowałeś te najłatwiejsze do uchwycenia.
Co oznacza ten wszechtermin "pseudo intelektualny", który tak lubisz?

katedra

"Już sam fakt brania na tapetę czegoś tak ważnego jak Biblia nie jest banałem" Skąd ten śmieszny wniosek? :D
Owszem jest zróżnicowana co nie czyni go dobrym reżyserem. A już na pewno nie można postawić znaku równości między nim a Bergmanem mimo twoich urojeń i ciężkim przyswojeniu jego filmografii.
Pseudo intelektualny to taki, który pod płaszczykiem głębi i wielowątkowego przesłania jest zwykłą nachalna wydmuszką (Interstellar w przypadku Nolana czy Czarny Łabędź Aronofskyego).
I wcale go nie darzę jakąś nadmierną sympatią, po prostu używam we właściwym kontekście.

ocenił(a) film na 8
BruceParker

Jak to skąd? Przecież chyba tylko kwestia miłości jest równie ambitna i ważna co kwestia Boga. Masz zaburzenia jeśli chodzi o hierarchię ogólnie przyjętych wartości?
Nie twierdzę, że jest dobry, bo jest zróżnicowany. Porównałem jedynie sposób w jaki tworzą sferę alegoryczną w swoich dziełach, nie ich sylwetki reżyserskie.
Idem per idem. Więcej, Ty wysuwasz krytykę w oparciu o zarzuty w ogóle niedookreślone. I co ja mam ci odpowiedzieć? Odbić piłeczkę - Nie, nie są? Uprawiasz tu erystyczene poletko pełne chwastów i negujesz dla samego negowania.

katedra

Według czego/kogo? Jest jakaś jedyna i niepodważalna hierarchia wartości ustanowiona przez ciebie, którą należy podążać? :D Jeszcze tego brakuje, żebyś stopniował wartości jakimi ktoś ma się kierować :DDD
Przecież ty nie napisałeś absolutnie nic w obronie tego reżysera czy filmu a dziwisz się, że nie podaje kontrargumentów.
Nie widzę problemu, żebyś pokrótce nakreślił za co cenisz jego wkład w kino a także sam film. Bo ta notka wyżej jest tak źle napisana, że zmuszałem się do czytania co trzeciego zdania.

ocenił(a) film na 8
BruceParker

Według ogółu ludzkiego. To podstawy naszego istnienia, więc w sumie nie dziwię się, że nie rozumiesz o czym mówię.
No i odbijanie piłeczki, wycieczki osobiste i jątrzący ból dupy.
Nie rozumiem, dlaczego czytasz i odpisujesz, skoro sprawia ci to taki ból. Idź od razu się utop albo spraw sobie w jakiś inny, wydziwny sposób przyjemność

użytkownik usunięty
katedra

Jemu przyjemność sprawia tylko bicie przez ojca kiełbasą po głowie, więc nie oczekuj od niego ludzkich odruchów. Dziwię się, że znowu wszedłeś w dialog z tym kmiotem. Przecież od razu widać, że prosto z gnojówki wypełzło to byle co i próbuje przenieść tu swoje środowisko życia. Ubij dziada, zanim złoży jaja!

ocenił(a) film na 8

Spoko, koleś od przyjścia jest w defensywie i ludzie z daleka zobaczą, że tak naprawdę jest chory psychicznie. Niech szczeka, tylko to mu zostało :)

Morda, ujsolska spierd*olino.

katedra

Wartości ogółu ludzkiego zmieniają się w ciągu dekady w związku z tym to żaden argument. Po raz kolejny rzucasz jakieś komunały, które mogę obalić na pstryknięcie palca.
Ponadto nie potrafisz obronić swojego zdania kolejnym skomleniem jaki to jestem niedobry i be bo proszę cię o argumenty a nie elaborat, który można streścić w 5 zdaniach.
A na deser brendzlujesz się na drugim koncie :D
Chyba jesteś żoną komisarza Ryby z Kilera bo ewidentnie masz na drugie porażka :D

ocenił(a) film na 8
BruceParker

Akurat takie wartości są niezmienne od pokoleń niczym podstawowe emocje. Jeśli masz problem z rozpoznaniem tych wartości oglądaj bajki Disneya i Pixara, one świetnie oddają to o czym mówię. I zacznij od najstarszych, aby zobaczyć jak one ewoluowały.
Już napisałem, za co cenię Mother, a tym samym odwagę Darrena, który nie boi się w erze popkulturowego zamętu sięgać po kulturę wysoką, natchnioną