Oceniłem film dość wysoko, ponieważ od początku sądziłem, że prof. Wilczur doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kim jest - przez cały czas trwania filmu. Miałem wrażenie, że jego egzystencjalny ból i pustka po porzuceniu przez żonę doprowadził do świadomego wyboru "życia pustelnika", czy ascety, który bezinteresownie poświęci się pomocy potrzebującym. Nieujawnianie się miałoby wówczas służyć wtopieniu się w tłum i społecznej akceptacji przez chłopów i być swego rodzaju "wygnaniem" na własne życzenie. Być może w celu uporania się z bólem po rozpadzie związku/rodziny?
Dopiero później w dyskusji ze znajomymi okazało się, że jako jedyny mam taki pogląd, a pomysł na to, że prof. Wilczur po pijackim incydencie z napadem po prostu zapomniał kim jest, wydał mi się taki dość... prosty i właściwie nudny.
Dajcie znać co sądzicie o takiej interpretacji. Może ktoś jeszcze miał podobne przemyślenia?