Rzecz nietypowa dla Aronofsky'ego. Już sam sposób filmowania daje nam to do zrozumienia - proste zdjęcia, zwykle kręcone z ręki i dosłownie podąrzające za bohaterem. Nie ma tu żadnych większych komplikacji czy przesadnego dołowania (patrz <dawno widziane> Pi i Requiem dla snu; Źródła nie oglądałem), a historia i tak jest realistyczna, a na dodatek smuci, bawi, wzrusza i daje do myślenia. Nie wiem, może to zasługa świetnego Rourke'a (wierzę w Oscary;) i reszty barwnych postaci, może scenariusza, może sprawnej ręki reżyserskiej, a może wszystko zagrało tak jak miało i dlatego ten, w sumie poważny, dramat o człowieku kochającym to, co robi, dla którego koniec kariery to tragedia, wiążąca się m.in. z definitywnym (nie ukrywajmy, że już przed zawałem jego gwiazda nieco wygasła) powrotem do zwykłego świata, w którym ciężko mu już normalnie funkcjonować, zauroczył mnie tak samo jak Mała miss dwa lata temu.