Nie czytałam książki, na podstawie której powstał tenże film, więc zanim udałam się do kina, byłam przekonana, że trafię na kolejny łzawy melodramat, w którym ktoś umiera albo komedię romantyczną zakończoną happy endem, ślubem i gromadką dzieci.
Pomyliłam się. To nie była komedia romantyczna czy jakiś tam melodramat... Nawet nie miłość między niepełnosprawnym, a jego opiekunką była tutaj najistotniejsza.
Film poruszył istotny problem religijny, polityczny, społeczny, o którym dyskutuje się od lat... I to w niezwykle intrygujący, choć i budzący pewne kontrowersje sposób. Będąc w kinie, próbowałam zrozumieć postępowanie głównego bohatera... Czy to egoizm, czy to heroiczność, a może bycie idealistą? Po filmie także długo o tym myślałam. I nie da się tutaj dojść do jednoznacznych wniosków.
Jedno wiem na pewno: warto to obejrzeć.