Chociaż w sumie kiedyś zawiozłem jabłek ze swojego sadu do klasztoru, to się zakonnice do mnie miło uśmiechały, więc może nie jest już tak źle jak kiedyś. :P
Skoro poku*wiony system zamiast kazać im wyjść do ludzi i pomagać biedakom i chorym, zamyka je w murach na cztery spusty i każe odwalać jakieś cyrki typu modły po 10 godzin na dzień, to mnie nie dziwi, że niektóre są wredne. Tak samo, jak większość księży po 40, którzy przestrzegają tych głupkowatych reguł. Tacy są spoko tylko, jeśli mają gdzieś na boku laskę.
Niestety nie mogę się z Tobą zgodzić. Te siostry, które żyją w czterech ścianach, to raptem niewielki procent wszystkich zgromadzeń. Słyszałam kiedyś ciekawe określenie, że gdyby nie mnisi, siostry i bracia zakonni klauzurowi (bo tak ich nazywają), to świat już dawno przestałby istnieć. Dzięki ich modlitwom wciąż jesteśmy.
Ale to tak jak mówię - zasłyszane.
Polecam każdemu siostry Pallotynki i Dominikanki. Cudowne, oddane, ciepłe. Naprawdę warte poznania. Jak wszędzie jednak znajdą się wredne jednostki, ale przecież zakonnica czy zakonnik to też człowiek :)
Staromodne?
Raczej nie powiedziałabym. Po prostu znam sytuację na tyle mocno, by móc się o niej wypowiadać. Ale jestem też niejako po drugiej stronie barykady, więc potrafię obiektywnie ocenić, jak jest naprawdę. Zgodzę się, że są siostry zakonne złe. Wredne, nieczułe na drugiego człowieka, dla których liczy się jedynie Jezus Chrystus, modły, itd. Ale znam i takie, które mają w sobie dostatecznie dużo ciepła, że nie sposób przejść obok obojętnie. Przez tyle lat dziwię się, dlaczego znajoma siostra poszła do zakonu, gdy instynkt macierzyński wprost z niej kipi. Dzieci tulą się do niej, uwielbiają ją, a ona potrafi być nie tylko świetną osobą, ale także dobrym pedagogiem. Jak prawdziwa matka.
Chodziło mi o tę część z modlitwami.:>
A ja napisałem przecież, że nie wszystkie zakonnice są wredne, od czasu, jak się przeprowadziłem na wieś, mam kontakt z jednym mniejszym zgromadzeniem, które pomaga biedakom, zawożę im czasami owoce, warzywa z mojego ogrodu i takie tam, to są dla mnie milutkie i żadna mnie nie zbiła linijką.:>
Ach... Jednakże w tym jest dużo racji - mam na myśli to o tych modlitwach. To sprawa dyskusyjna, a to nie temat na nią, więc jeśli miałbyś ochotę - to zapraszam na priv.
Co do się tyczy bicia linijką... Chyba jestem sporo od Ciebie młodsza, bo tego nie doświadczyłam. Mieliśmy nadopiekuńczą katechetkę = starą pannę, potem zakonnice, ale pomimo drobnych spięć relacje były bardzo w porządku.
Zgadzam się - film jest świetny! Do tego kojarzy mi się z dzieciństwem... ahhhh :)
Syn mojej koleżanki wyraził kiedyś na religii podobne zdanie: "Szkoda, że nie ma takich zakonnic, a w sumie to czemu u nas w kościele nie może być tak wesoło - śpiew, muzyka..." A ksiądz na to: " Chcesz się cieszyć, że Jezus na krzyżu umarł?"
Mnie w liceum uczyła zakonnica która była bardzo fajna. Przynosiła gitarę i śpiewaliśmy na lekcji, oglądaliśmy filmy, co prawda o tematyce religijnej ale były ciekawe i prowadziła z nami interesujące dyskusje na różne tematy. Dzięki niej chodzenie na religie na 7 rano nie było męczarnią. Szkoda, że nie ma więcej takich zakonnic.
moja ciocia jest zakonnicą, poznałam inne z jej klasztoru i muszę przyznać, że równie niesamowite jak główne bohaterki filmu. są takie zakonnice, tylko trzeba umieć to dostrzec :)
Są, są, tylko trzeba dobrze szukać ;)
Większość prawdziwych zakonnic z powołania jest takich.