Jeśli chodzi o efekty, masz rację. Ale żaden film w tej materii nie oprze się próbie czasu; zobaczysz, że za kilka lat zacznie Cię razić nawet CGI z Avatara. Natomiast fabuła jest - jeśli chodzi o s-f - bardzo dobra, zwłaszcza patrząc na współczesne produkcje. Wydaje mi się, że jest to doskonały materiał na remake mimo, że nie jestem zwolennikiem kopii, to w tym wypadku, gdyby zajął się tym jakiś reżyser z polotem - np. Zemeckis, mogłoby powstać coś fajnego.
Zgodzę się z Rockiem. Nie rozumiem oceniania filmów przez pryzmat tego, czy pasuja do współczesności. Czy dzieła sztuki też się waszym zdaniem zestarzały? Czy zestarzał się Frank Sinatra? Nie ważne jest, czy coś jest modne, tylko czy jest dobre. Akurat Planeta to świetne klasyczne s-f i nigdy mi sie nie znudzi.
To prawda. Ramota wręcz nieznośna. Boli rachityczna reżyseria, anemiczna inscenizacja, okropnie dydaktyczne dialogi, koszmarne wręcz aktorstwo Leslie Nielsena. Tylko piękne nogi Anne Francis łagodzą cierpienia seansu...
A dla mnie ten film się nie zestarzał - nadal oglądam go z zainteresowaniem i przyjemnością. Pozdrawiam.
Co to jest "anemiczna inscenizacja"? Ten film nie jest żadną inscenizacją, bo nie powstał na podstawie dramatu. Inscenizacja to realizacja dramatu scenicznego! :P
Nic podobnego.
Reżyser to inscenizator. To jego elementarne zadanie. Każda scena wymaga inscenizacji. Nie mogę pojąć, jak można tego nie rozumieć. Przecież to podstawa. To co widzimy na ekranie jest efektem planowania, inscenizacji, to się samo nie dzieje. Pogonie Indiany Jonesa, strzelaniny Jamesa Bonda, marsze ludzi do obozów zagłady, lub fabryk w "Ziemi obiecanej" - to wszystko jest efektem inscenizacji. Idą tak, jak im rozkazał reżyser.
"Anemiczna inscenizacja" to znaczy, że właściwie jej nie ma. Bohaterowie wychodzą przed kamerę i deklamują coś jak potłuczeni. Sztywno i dęcie. To nie jest do końca ich wina, że grają koszmarnie. Na planie nie ma reżysera, inscenizatora właśnie, który potrafi scenę ożywić za pomocą jakiejś pomysłowej inscenizacji. A tu wszyscy stoją i gadają, bez znaczenia, czy to wnętrze, czy plener.
Inscenizacja to zwrot dotyczący teatru. Szarobure ma więc całkowitą rację.
Polecam http://sjp.pl/inscenizowa%E6
"Nie mogę pojąć, jak można tego nie rozumieć. Przecież to podstawa. "
Ja tam się nie biję. Tylko nie ogarniam inscenizacji w filmie ;). To prace dotyczące wystawienia czegoś na scenie (przeciez to znaczy dosłownie "uscenienie", przeniesienie na scenę :)).
Nie wydaje mi się, zeby była ona anemiczna (nawet jesli założymy, ze jesteśmy w teatrze) - faktem jest, ze moze trochę teatralna właśnie. To nie jest bowiem film, który ma się skupiać na efektownosci i pomysłowych numerach. Raczej na ludzkich lękach i na niepokoju "nadmiernym spokojem" życia na planecie :)
No nie, jednak nie powinno się najeżdżać na ludzi. Trochę mnie poniosło. CO nie zmienia faktu, ze jednak inscenizacja to termin w swej genezie teatralny.
A daj spokój. Wszyscy by chcieli żeby ich tylko przepraszać. Trzeba być twardym a nie miętkim.