gry postanowili skupić się prawie tylko wyłącznie na wątku miłosnym.
Ile można oglądać filmów w których komuś nagle przypomina się że w sumie mogli by być razem. Zamiast skupić się na fakcie że Beatlesów już nie ma, to było to "jojczenie' przez cały film że oni mogli by być razem, ale nie mogą, ale chcą, ale jednak ona nie chce ale jednak on zmienia zdanie.
Dodatkowo ten po prostu absurdalny koniec - nie było zespołu bo nie i już. Żadnego wyjaśnienia, nic.
Koleś przyznał się dosłownie do kradzieży przed dziesiątkami tysięcy ludzi - wraca sobie do domu i wiedzie spokojne życie. Kurtyna opada.
Zgadzam sie. Tez nastawilam sie na co innego troche. Ja zrozumialam, ze Beatlesi istnieli, ale zostali zapomniani. Plus za drugi plan. Rola managerki☺.
Chodzi o ogólny pomysł na fabułę, przecież wiadomo że jakby skupili się na zniknięci zespołu to od razu gatunek byłby inny. Problem mam właśnie z tym, że zrobili z tego na siłę komedie romantyczną.
Ale wiesz, że nie byłeś na filmie biograficznym? To nie był film o Beatlesach tylko komedia romantyczna o typku, który gra na gitarze i jego zfrendzonowanej koleżance.
Dlatego uważam, że muzyka wielkich powinna zostać zapomniana i wywalona z filmów, bo zawsze zlecą się malkolmenci i pieniacze, którzy sami nie wiedzą czego się spodziewać po filmie, ale zanim zgasną światła w kinie już wiedzą, że będą niezadowoleni.