"Wojna Harta" jest filmem dosyć dobrym, ale spodziewałem się po nim czegoś innego. Nie wiedząc o nim praktycznie nic miałem nadzieję, że będzie to film wojenny i początek zaczął mnie utwierdzać w moim przekonaniu. Później jednak akcja zaczęła ewoluować w przeróżnych kierunkach i powstało nie wiadomo co. Ma jednak "Wojna Harta" w sobie coś urzekającego. Bohaterów. Niemiecki dowódca obozu Visser okazujący się nie tylko okrutnym, ale też honorowym żołnierzem to postać nie pasująca do prostego amerykańskiego schematu czarnego i białego charakteru. Visser jest czarno biały. Tytułowy Hart nie jest herosem którego nie da się złamać na torturach. To zwykły człowiek w niezwykłej sytuacji dopiero pod koniec filmu zyskujący cechy hollywoodzkich bohaterów. McNamara to postać podobnie jak Visser nie jednoznaczna jednak ze wskazaniem na dobre cechy charakteru. Końcówka filmu to typowa amerykańska produkcja. Mi takie zakończenia nie przeszkadzają. Czasem nawet okazują się najlepszymi z możliwych. "Wojna Harta" to nie jest film dla tych którzy oczekują prawdy historycznej.