PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=280318}

Wielka cisza

Die Große Stille
7,3 3 058
ocen
7,3 10 1 3058
7,0 3
oceny krytyków
Wielka cisza
powrót do forum filmu Wielka cisza

Nie było tak, ze wyszliśmy z kina po ?Wielkiej ciszy?pełni bezkrytycznego zachwytu. Ewa miala sporo "ale" do montazu, a ja sadziłem, że Groning nie bardzo do końca zrozumial o czym robil film.

Jesli chodzi o montaz to koncowka wygladala nam na katastrofe. Po opowiesci slepego zakonnika mamy tam jeszcze twarz zakonnika umierajacego, a moze raczej gasnacego, potem twarz nowicjusz murzyna, potem powrot do zdjec z poczatku, czyli: zblizenie twarzy w modlitwie, snieg padajacy na szkło obiektywu i wizje w wielkim zblizeniu zarzacych sie drewien. Te "ozdoby" do wypowiedzi slepca rozbijaja, uznalismy, krysztal znakomitej pointy. Co on mowi, to przeciez jedyne slowa skierowane bezposrednio do kamery, do widza, to jedyne wyjasnienie zakonnej filozofii, jedyne zywe słowo dodane do powtarzanych napisow-cytatow. Wielka pointa i rownowazaca ciezarem poprzednia wielka cisze. Po co wiec po niej inne zdjecia?
Tak sobie rozmawialismy.

Ja zas nie moglem znalezc wyjasnienia, co Groning mial zamiar pokazac - czy to byla panorama zakonnego zycia? czy zapis jego refleksji z pobytu tam? Dlaczego nie ma w filmie nic o porzadku zycia zakonnego? Dlaczego nie wiemy, czy rozwozony jest obiad, czy kolacja?
Dlaczego nie wiemy, kiedy w nocy odbywaja sie modly? Dlaczego nie wiemy na jakie okazje dzwoni dzwon? Czy kazdy kto przychodzi do kaplicy ciagnie za sznur tylko dlatego, ze wisi on tam? Dlaczego krojenie materialu na habit jest nagle przerwane nocnymi modlami? Po co ciagle
i ciagle i ciagle to swiatelko czerwone plonacej lampki? Zblizane natretnie, Meczaco.

Dlaczego sekwencje "przerywniki", np. sniegu, lasu, plamy swiatla na podlodze, cienie na meblach, trwaja bezladnie dlugo? Niekiedy nawet 28-31 sekund? Dlaczego nie koncza sie rozpoczete sekwencje zdarzen? Nie wiemy, co ugotowano z krojonych jarzyn. Nie wiemy, czy zreperowano zegar w holu. Nie wiemy dokad ida zakonnicy korytarzem. Co sie dzieje w sali do ktorej wchodza? A najbardziej mnie wkurzylo udawanie, ze sa dwie kamery przy procesji na korytarzu. Raz jest ona filmowana od plecow zakonnikow, a za chwile od przodu. Przeciez
wyraznie widac, ze nie ma jak miedzy nimi przejsc od jednego konca korytarza na drugi. A zreszta po co i taki i taki obraz procesji?

Jesli wiec miala byc panorama to opowiesc jest spartolona i na dodatek przeciagnieta tragicznie - rzecz cala daloby sie opowiedziec bez straty dla urody filmu w dwie godziny. O czym wiec jest film? Co ma pokazywac?

Polozylem sie spac z takimi myslami. Przed samym zasnieciem, pamietam, cos zaswitalo w glowie. Ze terazniejszosc. Ale kto to powiedzial? W jakiej ksiazce przeczytalem? Swietnie pasuje.

Obudzilem sie rano z myslami niedokonczonymi. I nagle olsnienie. Doprawdy, hihi, rewelacyjne. Co za leb kartoflany. Przeciez ten zakonnik slepy tak powiedzial. Nie mowi on tylko o smierci, o tym, ze po co strach przed nia. Mowi rowniez, ze przyszlosc i przeszlosc sa to pojecia wymyslone przez ludzi. Taka jest ludzka kondycja. U Boga natomiast kompletnie inaczej - On widzi wszystko jako calosc, jako jedno, cale ludzkie zycie, dla Niego istnieje terazniejszosc wylacznie.

No tak, terazniejszosc - rzecz dla ludzi zupelnie nie do uchwycenia. W niej tylko przebywamy, to prawda, ale nie mozemy powiedziec, jak dluga jest chwila terazniejsza, bo ciagle umyka nam ona w przeszlosc, lub w przyszlosc.
Boska rzecz - terazniejszosc.
Groning zamierzyl pokazac swym filmem terazniejszosc.
Od tego momentu przestawilo mi sie myslenie.

A zatem zupelna rezygnacja z narzedzia czasu. Taki montaz nakreconego materialu, by uplyw czasu w ogole nie mial znaczenia. Bysmy ogladali, a raczej doswiadczali istnienia, ktore nie tyle dzieje sie, co jest. Jest, bo jest. Jest modlitwa, jest praca, jest procesja, jest jakas pora roku, jest snieg, jest zielony las, jest ksiega, obiad, czytanie, przekrojone jablko, otwarta szuflada, jest noc i dzien, jest swiatlo, starosc, mlodosc, jest dzwiek gongu z przestrzeni. Jest tez
czerwony plomien lampki. Dla nas oznacza on wiecznosc. Ale nie chodzi o wiecznosc, jako nieskonczony czas, lecz o wiecznosc, jako bycie teraz. Wiecznosc jest. Ani nieskonczona, ani nie zaczeta. Jest teraz.

Lecz film nie ma ilustrowac abstrakcyjnych pojec, nie ma obrazowac filozoficznych koncepcji - ma nas wprowadzic w terazniejszosc, czyli w stan niepojmowalny.

Nie sadze, aby film mial pokazywac, czy ow postulat religijny, filozoficzny jest w zakonie spelniany.

Raczej pokazuje jak ludzie ten postulat biora za miare samych siebie i swego istnienia, w jakiej scenerii i w atmosferze to czynia, a tez czy jest on mozliwy do spelnienia. "Raczej", gdyz uwazam, ze ambicje Groninga byly na najwyzsza miare - ukazania niepojmowanego.

Wielokrotnie powtarzany jest w napisie tekst o porzuceniu dla sluzby bozej wszystkiego, co sie jako czlowiek posiada. Wcale nie chodzi przede wszystkim o rezygnacje z dobr, z bogactw, z namietnosci, ambicji, pozadan, o rezygnacje z rodziny. Chodzi o porzucenie
wyobrazen o - wydawaloby sie nieodlacznych od ludzkiego istnienia - naszym byciu: ze przemija, ze nie daje sie oddzielic od czasu, ze czlowiek to jego przeszlosc i jego projekcja w przyszlosc; ze istniec moze tylko jako fragment okreslonej spolecznosci, okreslonej historii,
tradycji. W terazniejszosci nie maja one zadnego znaczenia. Nabieraja go, gdy operujemy czasem.

Ale jest zasadnicza oddzielnosc tego, co film pokazuje i sposobu jak zamierza pokazac. Jak - znaczy artystyczny postulat ksztaltu dziela.

Film ma miec ksztalt ogladu wielu elementow jako jednej calosci. Ma widza wprowadzac w wykreowana naocznie terazniejszosc. Nie zebysmy widzieli, co sie dzieje w zakonie, ale jak ten zakon jest. No wiec zakonnicy tak samo sa w dzien, jak i w nocy, w modlitwie i przy cieciu drewna, sa zima i latem, sa w zasniezonym ogrodzie i w procesji, sa gdy dzwoni dzwon i gdy rozkladaja ksiege.
A czy udaje sie im istotnie porzucic wszystko, co ludzkie i w zupelnosci oddac sie sluzbie Bogu?
Czy udalo sie przy pomocy kamery i montazu zrealizowac artystycznie terazniejszosc?
Czy nam, widzom udalo sie jej doswiadczyc, chocby naocznie, chocby na czas seansu?

Byloby juz nie naiwnoscia, ale grzeszna uzurpacja zakonnikow, filmujacego i ogladajacych sadzic, ze te zamiary udalo sie zrealizowac.

Widzimy zakonnika pograzonego w modlitwie, tak zanurzonego w niej, ze sadzimy, iz usnal. Ale kiedy kamera zjezdza do jego reki, widac, ze palce przebiaraja paciorki rozanca. A paciorki rozanca, czy wyznaczone na tarczy zegara minuty niczym sie jakosciowo nie roznia.
Czlowiek wiec, nawet gdy probuje przekroczyc swa kondycje, jedyne co osiaga to tylko poswiecenie sie dla tej proby. Nie mozna przestac byc czlowiekiem. Nie mozna wylaczyc przesuwu tasmy i nadal robic film. Nie mozna patrzac na ekran wejsc w terazniejszosc.

Jakaz mamy w koncu gwarancje, ze slepy zakonnik powiedzial nam kim naprawde jest Bog? Powiedzial nam, co on o Bogu sadzi i wedlug jakich prawidel usiluje Mu sie oddac. Powiedzial, jak wierzy - on i inni kartuzi.

A wiec nie widzimy na filmie zegarowej rutyny obowiazujacej w klasztorze kartuzow. Groning unika jak tylko moze wszelkich oznaczen czasu. Czas wlasciwie nie plynie w filmowej narracji. Ale tylko w filmowej narracji, bo nie w przedstawianych obrazach.

Po pracy nozyc przy nowym habicie, nagle znajdujemy sie na nocnej modlitwie. Ale przeciez zobaczymy za chwile gotowy habit, przymierzany przez nowicjusza. Zobaczymy w pelni anegdotyczna, typowo w czasie zapisana scene zabaw na sniegu - wyjscie, wspinaczke,
zjezdzanie. Zobaczymy przebieg ceremonii przyjecia dwoch nowicjuszy do zakonu. Zobaczymy raz i potem znow strzyzenie odrastajacych wlosow. Sekwencja oczyszczania grzadek w zasniezonym ogrodzie zakonczy sie wybieraniem przez ogrodnika nasion przyszlych roslin.
Zobaczymy jak topnieje snieg wiosna. Zobaczymy, ze zakonnicy niekoniecznie poddaja sie bezwolnie wyrokom bezczasowej terazniejszosci - jeden z nich ma wszyty pod skore rozrusznik
serca.

Wszystkie zachodzace w czasie filmowane zdarzenia nie ukladaja sie jednak w chronologiczna opowiesc. Nic nie dzieje sie wczoraj, dzis, tydzien temu, akurat rano, akurat w poludnie. Opowiada sie nam o swiecie, ktorego elementy istnieja w niepowtarzalnym (choc tylko
filmowym) teraz. Sadze, ze taki byl podstawowy zamysl przy montazu filmu.

Z tego punktu widzenia niezwykle znamienne jest powtorzone kilka razy ujecie w przyspieszeniu ruchu gwiazd na firmamencie . Widac jak nad dolina z klasztorem szybko plyna konstelacje na wieczornym i nocnym niebie. To jak najbardziej filmowy znak uplywu czasu,
wrecz zbanalizowany i mozna by sadzic, ze tu wlasnie tyle znaczy.

Ale jesli tym konstelacjom przyjrzec sie dokladniej, widac, ze kamera nigdy nie jest wycelowana tylko w niebo. Widzimy przeplyw dalekich gwiazd zawsze na tle wzgorz otaczajacych doline, wlasciwie w przeswicie miedzy skalami ogladamy skrawek nieba. Obserwujemy zatem nie jak plyna gwiazdy, co jak wiadomo jest zludzeniem, lecz to co istotnie sie w kosmosie dzieje - jak przez otchlanie plynie nasza planeta, jak nasz dom wedruje przez ogromne niezmierzone przestrzenie.

Ten obraz nie oznacza zatem przeplywu czasu. Oznacza tajemnice naszej wraz z Ziemia wedrowki. Byc moze wedrowki ku Bogu. Takie jest nieustanne teraz nie tylko czlowieka, lecz dookolnego bezmiaru. Byc moze.

Montaz filmu wcale nie wyglada na zgrabnie, gladko, potoczyscie ulozona opowiesc. Sprawia wrazenie trudnej podrozy, zablakan, szukania wyjsc, niespodziewanych przejsc i slepych zaulkow. Cos sie zaczyna i nie konczy, komus kamera towarzyszy dlugo, ale nie do konca, jest natarczywa w portretowych zblizeniach, usilnie ucieka od oczywistych dopelnien (nigdy, na przyklad, nie pokaze rozkolysanego dzwonu). Niektore ujecia sa celowo niewyrazne w grubym ziarnie. Co bylo trudnym zadaniem dla rezysera, dlaczego mialoby byc latwym dla przebrniecia dla widza? Stad, jak sadze, przedluzony ponad standardy czas trwania filmu.
Wlasciwie moglby trwac dluzej. Nieznajomy sasiad obok mnie zasnal w 20 minucie. Kilka osob wyszlo w trakcie seansu. Na sali byla cisza, ale dziwnie napieta, co rozladowalo sie momentalnie przy scenie zjezdzania na tylkach po sniegu - cale kino sie rozweselilo. Ciche podsmieszki
slyszalo sie podczas sceny z kotami i rozmowy z nimi kartuza, ktory przeciez powinien milczec.

Jesli chodzi o fotografie, prace kamery, umiejetnosc patrzenia Groning prezentuje w dziele rewelacyjny poziom. Coz wiec z owa nieszczesna pointa? W tradycyjnym dokumencie nalezaloby sie jej slusznie spodziewac. Przy koncepcji pokazania terazniejszosci rzecz
przedstawia sie inaczej. Terazniejszosc nie wymaga jakiejkolwiek pointy. Nie istnieje cos takiego jak efektowne zakonczenie terazniejszosci.

Ostatnie zas sekwencje filmu sa dokladna replika poczatkowych. Jakby calosc opowiesci mogla sie zaczac jeszcze raz. W efekcie trudno powiedziec, czy na poczatku filmu widzielismy jego koniec, czy tez pod koniec jego poczatek. Widz odnajduje siebie w tym samym miejscu opowiesci. Calosc filmu okazala sie trwac w
nieporuszonej chwili. Jak cisza, ktora by istniec, nie potrzebuje czasu.

brun_1122

Obiema rękami podpisuję się pod Waszymi przemyśleniami. Tak można było zrobić film o czymś do znudzenia obfotografowanym. A tu kamera była bodajże po raz pierwszy i być może ostatni?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones